Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2015

Dystans całkowity:676.77 km (w terenie 6.10 km; 0.90%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:56.40 km
Więcej statystyk

Łódź - Starowa Góra - ul. Łódzka - Rzgów - Kalinko - Modlica - Tuszyn - Rydzynki - Prawda - Czyżeminek - Gospodarz - Nowa Gadka - Łódź

Niedziela, 31 maja 2015 · Komentarze(0)
Kategoria 40 - 70 km
In progress...?



Poznawania południowych okolic Łodzi ciąg dalszy. Tym razem odrobinę bardziej na zachód.

Wyjazd ze Starowej Góry zaplanowałem małą i wąską uliczką - ul. Piaskową. Tą można się przebić do ul. Łódzkiej w Rzgowie, która biegnie mniej więcej równolegle do DK1, ale w przeciwieństwie do niej pozwala na bezstresową jazdę rowerem do centrum Rzgowa. Na owej wąskie uliczce okazało się, że i kilku kierowców również miało chęć na bardziej malowniczy przejazd. W Rzgowie okazja by wyciągnąć aparat.


Odświeżony ze wsparciem unijnym most nad Nerem, który dawniej służył połączeniu tramwajowemu Łodzi ze Rzgowem.


Rzgów, kościół Świętego Stanisława Biskupa i Męczennika w Rzgowie.


Wieża z bliska.


I boczna ściana. I zieleń ładna.

Miasto opuszczam ul. Glinianą - idealna nawierzchnia, cisza i spokój. Dalej do Modlicy przerobiona już wcześniej droga. Korzystając z tego, że wziąłem ze sobą coś co robi lepsze zdjęcia niż moja stara Nokia E52, postanowiłem powtórzyć sesję na wiadukcie nad nie otwartym jeszcze odcinkiem S8 mającym prowadzić do A1.


Wiadukt nad S8 między Kalinko a Modlicą. Widok na zachód. Bramki.


Jak wyżej.


I widok na wschód, do połączenia z A1.


A co tam stoi na horyzoncie? Tak jest! Oddalony stąd o 15 km w linii prostej szpital na Pomorskiej.


To czas zjeżdżać stąd. Dosłownie.

Dalej również ładnie. Na wyjeździe z Tuszyna do Rydzynek jest kilometr ze szlaki. Nawierzchnia spoista. Pewnie utrzymuje odpowiednią do tego wilgotność, bo ten fragment pokonuję pod gęstym baldachimem liści drzew nad całą szerokością drogi. Rydzynki są piękne! Wąska kręta jezdnia z dobrą nawierzchnią i domki w lesie. Pozazdrościć mieszkańcom. Potem wieś Prawda i znowu S8 - tym razem to w użyciu.


Widok na S8 z wiaduktu w Prawdzie.

Kolejne odcinki również zaplanowałem bardzo rowerowe. Jeszcze tylko do utrudnień doliczyć 500 m szutru między Nową Gadką a ul. Patriotyczną w Łodzi. I dojeżdżam do Stawów Stefańskiego. Tu mnie jeszcze nie było. Ładnie


Stawy Stefańskiego od południowo-zachodniej strony.


A na drugim brzegu budynki osiedla Villa Park.


Widok z północnej zapory.


Jak ktoś weźmie lupę to dostrzeże śmiałka wykonującego ewolucje na nie wiem czym doczepiony do nie wiem czego.


Lokatorka stawów Stefańskiego.

Żeby nie wracać po swoich śladach, rezygnuję z pierwotnego planu szybkiego dojazdu do Trasy Górnej i Starorudzką dojeżdżam do Pabianickiej, przypomnieć sobie jak mało miejsca dla rowerzysty może być na 3 pasach w jednym kierunku.

Łódź - Rąbień - Wola Grzymkowa - Bełdów - Charbice Dolne - Szydłów - Jerwonice - Lutomiersk - Kazimierz - Babice - Złotno - Łódź (+KL)

Sobota, 30 maja 2015 · Komentarze(0)
Kategoria 40 - 70 km


Na początku samotnie po KL na Traktorową. Wybrałem jazdę jezdniami Kościuszki i początkiem Drewnowskiej, bo KL miał plany na wieczór, więc nie chciałem by za długo czekał. Za Północną prawy pas Kościuszki zajęty był przez radiowóz i chyba 5 samochodów, uczestników masowej acz niegroźnie wyglądającej stłuczki. Od Karskiego już grzecznie zjechałem z jezdni. Za Włókniarzy w ślad za jakimś pędzącym rowerzystą wyprzedził mnie też dzieciaczek goniący go. Taka kondycja, że nawet z dziećmi nie mam szans.

Ledwo wyruszyliśmy spod domu KL zaczęło kropić. Wraz z postępem trasy do Rąbienia coraz mocniej, aż w końcu zrobiła się z tego mała ulewa. Trochę jechaliśmy w deszczu, aż trafiliśmy na wiatę przystanku MPK Słowiańska - Wysoka w Rąbieniu i tam odczekaliśmy kilka minut większy opad. Kropienie jednak towarzyszyło nam przez dobrą połowę trasy. Mniej więcej od Woli Grzymkowej zaczynały się nowe dla mnie tereny. Asfalt, od umiarkowanego po bardzo dobry. Jedyny odcinek szutrowy zaczął się ok. kilometra przed Malanowem. Droga dobrze rozwalcowana, nie przeszkadzała. Obawiałem się, że terenowo może być również od Malanowa przez Szydłów i Jerwonice do Lutomierska, bo tam Googlewóz nie zawitał. Na szczęście się pomyliłem. W dużej części bardzo gładka i niezniszczona nawierzchnia.


Wyglądający na świeży most nad Nerem między Szydłowem a Jerwonicami.



Widok z mostu na zachód.



Widok z mostu na wschód. Znalazł się i łabędź.


A potem to już zupełnie tradycyjnie przez Kazimierz i Babice do Łodzi. Z KL rozstanie na rogu ul. Złotno i Rąbieńskiej.


A na Piotrkowskiej - Święto Piotrkowskiej. Na dachu jadącego autobusu zespół dawał koncert.


Łódź - Babice - Kazimierz - Lutomiersk - Mikołajewice - Chorzeszów - Petrykozy - Łódź

Niedziela, 24 maja 2015 · Komentarze(0)
Kategoria 40 - 70 km


W Krzywcu kamyczki ze smołą już się dobrze osadziły. W Lutomiersku na drodze 710 trafił się za mną wyjątkowy kierowca, który uważał, że jednak nie jest bezpiecznie przepychać się obok rowerzysty na krętej i wąskiej drodze, na której zza ostrych zakrętów ktoś co chwila wyjeżdża z naprzeciwka. Świadomość, że on i wszyscy za mną jadą z moją niewysoką prędkością była jednak lekko dyskomfortowa, ale bardziej już z prawej jechać się nie dało. I tak całe 700 m aż skręciłem.

W Lutomiersku miałem przejechać ulicą Wiejską w całości. Na drodze na wprost było jednak głośne stadko kundli. Jeden to pikuś, ale więcej i to już podekscytowanych, bo agresywnie obszczekiwały nie pasującego im owczarka niemieckiego - niekoniecznie. Postanowiłem odbić na południe, w jakąś drogę polną wiedząc, że gdzieś tam jest kolejna droga łącząca ul. Piłsudskiego - wyjazd z Lutomierska na Porszewice - z ul. Parcela, prowadzącą do Wygody Mikołajewickiej. Tej nie wybrałem pierwotnie, bo miała być to droga gruntowa. Ale jak mus to mus.

Wspomniany owczarek nie przyjęty ciepło przez stado, postanowił się do mnie przyłączyć. Definitywnie do mnie. Szukał sobie pana na spacer? Biegł przy rowerze. Czekał i przyglądał się, gdy się zatrzymywałem. A zatrzymywałem, bo droga z każdą chwilą była bardziej leśna, a potem to już w zasadzie jej nie było. Jechałem dalej, bo choć na telefonie na mapie OSM moja droga nie istniała, to ta docelowa była coraz bliżej. I w ten sposób miałem przejażdżkę jak z własnym psem przez kolejne 1.5 km umiarkowanie ciężkiego przebijania się do Legendzina. Pies był przybrudzony, ale na wygłodzonego nie wyglądał i obrożę miał. W Legendzinie droga już bardziej nadawała się do faktycznej jazdy, mimo że szuter. I tam owczarek już został. Mam nadzieję, że drogę do domu zna.

Mapa cieplna (?)

Środa, 20 maja 2015 · Komentarze(1)
Niedawno trafiłem na Stravie na Global Heatmap. Sposób tej prezentacji mnie zachwycił, głównie renderowaniem.



Idea zbiorczego przedstawienia śladów GPS przyszła mi na myśl już dawniej. W 2010 z powodu niedostatku lepszych opcji (lub braku wiedzy o nich) powrzucałem swoje rowerowe wyjazdy do JOSM (Java OpenStreetMap Editor), którego generalnie używałem do jego podstawowego celu, czyli dodawania dróg do OSM. Zostały pamiątkowe zrzuty ekranu:



Pomijając, że Stravy nie używam, to ze wstępnych ustaleń wynika, że indywidualne mapy można generować tylko mając płatne konto. A i tak nie wyglądają tak dobrze - przykład.

Chcąc zrobić sobie ładną mapę, która przy okazji pomogłaby mi zobrazować dziewicze dla moich wyjazdów tereny, a i przy tym nie przepłacać, przeszukałem Google. Da się odnaleźć kilka sugestii. Najbardziej przypadło mi do gustu najprostsze z nich, wręcz banalne - wykorzystanie uMap. Oto efekt po dodaniu śladów tras od początku 2014 do dziś (lub bezpośrednio na uMap):



Wygenerowanie mapy polega na prostym triku - ustawienie przezroczystości dla każdego wyświetlanego śladu, dzięki czemu miejsca gdzie ślady się na siebie nakładają są ciemniejsze. Na powyższej mapie efekt taki sobie, ze względu na ustawioną stosunkowo wysoką nieprzezroczystość linii. Mniejsza czyniła trasy z pojedynczym przejazdem za mało wyraźnymi. Przydałoby się rozwiązanie, które wykorzystuje zmianę barwy dla pokrywających się fragmentów. Na uMap istnieje wprawdzie stosowny typ warstwy, ale nie działa dla linii. Dodatkowe problemy jakie zaobserwowałem na większym zbiorze śladów, to nieciekawe dłuższe proste odcinki przez drogi tam, gdzie włączyłem pauzę podczas postoju i przypomniało mi się o jej wyłączeniu dopiero kilka km po ruszeniu. Do tego różne zakłócenia sygnału GPS psują efekt. By zrobić dopracowaną mapkę cieplną musiałbym więc poza znalezieniem lepszego oprogramowania również ręcznie przejrzeć i poprawić zapisane przejazdy.

Łódź - Złotno - Babice - Lutomiersk - Prusinowice - Konin - Petrykozy - Górka Pabianicka - Łódź

Poniedziałek, 18 maja 2015 · Komentarze(0)
Kategoria 40 - 70 km


Późny wyjazd, noc w drodze, więc Lutomiersk musiał się obejść bez Kazimierza. Potem mi się szkoda zrobiło kilometrów i zamiast skrócić polną drogą do Górki Pabianickiej dojechałem do Petrykóz. Trochę zmarzłem. Zwłaszcza brak opaski na głowie, której zapomniałem zabrać wychodząc z domu, doskwierał.

Na drodze między Konstantynowem a Babiczkami prowizoryczne pozimowe łatanie dziur. Kamyczki i smoła, to jest to! Opona obklejona i tak sympatycznie strzelały spod kół przejeżdżających samochodów.

Na podjeździe do Górki Pabianickiej od S8 wyprzedziła mnie sarna biegnąca wzdłuż jezdni wśród traw, po czym przecięła mi drogę. Potem zdziwił mnie szarak który dzielnie pokonywał skrzyżowanie Maratońskiej z Waltera-Janke (a to do małych nie należy), biegnąc konsekwentnie w kierunku zabudowań osiedla. Nie jestem pewien czy to zwiedzanie miasta wyjdzie mu na dobre.

Łódź - Górka Pabianicka - Kudrowice - Chorzeszów - Wrzeszczewice - Szadek - Annopole Nowe - Annopole Stare - Czartki - Sieradz

Sobota, 16 maja 2015 · Komentarze(0)
Kategoria 70 - 100 km


Zamierzałem pojechać do rodzinnego Sieradza. W zeszłym roku miałem długo do dyspozycji bardzo wygodną dla roweru i wówczas jeszcze nie otwartą dla "samosmrodów" S8. Ten komfort się skończył. A ponieważ coraz mniej chętnie podróżuję drogami w towarzystwie TIRów, pomyślałem, że może dałoby się znaleźć jakąś turystyczną trasę do celu, która omija drogi z dużym natężeniem ruchu. Planowanie odbyło się tradycyjnie z materiałami map Google wspieranych OpenStreetMap (tam często leśne szutry są wyraźnie zaznaczone). Szybko okazało się, że za wiele mapy mi nie pomogą, bo googlewóz nie jeździł po tych drogach, a z lotu ptaka rozdzielczość za niska i jeszcze korony drzew zasłaniały duże odcinki dróg. OSM też nie dawało jasnego rozstrzygnięcia. Ale trudno. Byłem zdeterminowany spróbować nawet gdyby okazało się, że przyjdzie mi grzęznąć w piachu.

Wiedziałem, że dzisiejsza trasa będzie pod wiatr. Ale szybko przekonałem się, że moje wzięte z prognozy pogody nadzieje, że nie będzie tak źle, okazały się płonne. Po całej tej trasie wiem, że 80 km z mordowiejem to jednak trochę za dużo jak na moją obecną kondycję.

Początek dość oczywisty - azymut na Górkę Pabianicką. W Gorzewie i przed Petrykozami wyprzedzał mnie jeden i ten sam rowerzysta. Nie robił aż tak szybkich pętli, po prostu dwa razy również spotykałem go na skrzyżowaniu gdzie wertował wyjętą z sakwy mapę. To ja jednak wolę GPS na telefonie. Pogoda najwyraźniej rowerowa, bo w drodze do Chorzeszowa widziałem jeszcze wielu rowerzystów.

Krótka chwila jazdy w kierunku Łasku i w Kikach odbijam na zachód, rozpoczynając etap całkowicie nieznanych mi szlaków. Nawierzchnia zniszczona, w wielu miejscach dość poważnie, więc trzeba się pilnować, bo w niektórych dziurach zmieściłby się cały rower ;). Ale problemu nie ma, bo można jechać od lewej do prawej. Przez jakieś 10 km czyli aż do wyjazdu z Przatowa mijam jedną koparkę, jeden ciągnik, jeden wóz ciągnięty przez konie i jeden samochód osobowy. I to koniec. Nawet żadnego rowerzysty!

W Przatowie czas się chyba zatrzymał. Tablic w tym kolorze już nie widuję. Ze strony wjazdowej wygląda na ręczną robotę. 



Jest też ciekawe drzewo, wspomagane przez płot.



Nie sposób było nie zauważyć, że zbliżam się do Szadku. Miasto turbin wiatrowych. 



Z Szadku już na dobrze znany trakt, w kierunku Zduńskiej Woli. To ta chora gmina, gdzie na każdej wiejskiej drodze postawili chodniki z kostki z oznakowaniem drogi rowerowej. Również w Suchoczasach, do których musiałem dojechać. Oczywiście obowiązkowo również zakaz ruchu rowerów na jezdni. Przez grzeczność nie powiem gdzie to miałem. Z Suchoczasów skręcam w kierunku Wólki Wojsławskiej - znowu nowe, nieznane. Zaraz za skrętem wiadukt kolejowy z jakąż atrakcyjną nawierzchnią. 



Jest tego dosłownie parę metrów, więc szczególnie nie przeszkadza. Raczej atrakcja. No, może poza tym, że gładkie opony się ześlizgują z kamieni i tył mi trochę uciekał to w jedną to w drugą. A z mostu ładny widok.



I znowu pusto. Nikt tu nie jeździ. No może jedno auto. Po drodze Korczew, a w nim drewniany kościół.



Na szosie, którą przecinałem ruch jest. A zdjęcie robiłem z zatoczki autobusowej naprzeciwko kościoła. Jedno z tych fantazyjnie wyprofilowanych skrzyżowań, gdzie w zasadzie owa zatoczka wygląda jak przedłużenie dojeżdżającej drogi, a przed zatoczką dość ostry zakręt. Także gdy akurat nadjeżdżała ciężarówka, której kierowca raczej nie zauważył terenu zabudowanego (wnioskując po prędkości), to przez chwilę zwątpiłem czy trafi we właściwą drogę czy we mnie.

Jeszcze parę kilometrów i chory Izabelin. Najbliższy sąsiad chorej Zduńskiej Woli. Więc znowu chodnik szeroki na 3 metry, jako to rzekome udogodnienie dla rowerzysty. Szczęśliwie i tu przejechałem bez mandatu. Dalej Annopole Stare i przejazd do Czartków. To kolejny dziewiczy dla mnie odcinek. Tu najbardziej irytująca nawierzchnia. Ewentualnie to kwestia silnego zmęczenia. Grys i smoła, niezbyt równo wyłożone. Trzęsło. I tu też nikt nie jeździ. A potem już bardzo dobrze mi znana trasa Rossoszyca - Sieradz. W Męce wizyta w sklepie, bo usychałem, a zapasy się skończyły.

Ku mojej radości okazało się, że wszystkie nowe drogi mają twardą nawierzchnię. W efekcie nowo opracowana trasa jest najfajniejszym dojazdem do Sieradza jaki wymyśliłem. Najładniejszym, co może być subiektywne, ale faktem jest, że to najmniej ruchliwy dojazd. Cisza i spokój. Jedyny mankament to nadkładanie kilometrów.

Na koniec tradycyjny odpoczynek na moście wiszącym. I popstrykałem foty do poremontowej galerii roweru. Trochę piachu już zebrał. Może jednak kiedyś powtórzę sesję po czyszczeniu.



Na moście telefon powiedział, że przechodzi w stan oszczędzania baterii. Kiepsko. Zdecydowanie potrzeba mi nowych ogniw. Na domiar nieszczęść udało mi się skasować stan licznika, jak wierciłem się z aparatem w ręku i licznikiem w kieszeni. Także dystans odtworzony z różnicy łącznej liczby kilometrów na liczniku po poprzedniej trasie z setnymi częściami tego co już po przejeździe z wiszącego mostu zostało.

Dom, obiad, powrót Łódzką Koleją Aglomeracyjną. Biletomat nie działał. Nic nowego. Już wcześniej złe doświadczenie nauczyło mnie, by mieć gotówkę przy sobie. Konduktor kartą nie przyjmuje.



Przynajmniej ekran reagował na dotyk, więc mogłem zobaczyć co tam w drugim okienku słychać.



Jeden z kolejnych pasażerów postanowił pozamykać okienka. I to przyniosło dobry skutek, bo po jakichś 10 minutach watchdog zareagował, biletomat wykonał restart i po kolejnych 10 minutach aplikacja dała radę się uruchomić. Wówczas już byłem po kupnie biletu w "tradycyjny" sposób. I po scysji z konduktorem, który przyszedł i stwierdził, że miałem obowiązek się do niego zgłosić. Tylko nie wiem czy miałem biegać przez cały pociąg z rowerem czy może zostawić go licząc, że rowery nie lubią zmieniać właściciela. ŁKA, która wystartowała z jako-takim poziomem i pierwotnie w ogóle nikt nie musiał się zgłaszać do kierownika pociągu po zakup biletu, bo taki był jego obowiązek, by po pociągu się przejść i bilety sprzedać, teraz podążyło w kierunku regresji do poziomu Przewozów Regionalnych. Tyle że w PR w regulaminie jest zapis mówiący o tym, co logiczne, że podróżny z rowerem jest zwolniony z obowiązku biegania przez całą długość pociągu by zgłosić brak biletu.

Nie byłem jedynym rowerzystą w pociągu. Wsiadło też dwóch rowerowych turystów, o ile pamiętam jeden z rowerem Specialized Sirrus Elite, drugi z którymś Scottem Speedsterem. Wyposażeni w tracker Garmina. Jak zdejmowali rowery z wieszaka by wysiąść w Pabianicach spytałem o trasę - jak dobrze zrozumiałem to do Sieradza, a potem dokoła Jeziorska, 120 km. Na wypoczętych nie wyglądali.

Do dzisiejszej kilometrówki wliczone też dojazdy do/z stacji kolejowych.

Łódź - Starowa Góra - Grodzisko - Kalinko - Modlica - Pałczew - Andrespol - Łódź (+KL)

Wtorek, 12 maja 2015 · Komentarze(0)
Kategoria 40 - 70 km


Poznawania południowych okolic Łodzi ciąg dalszy. Tym razem z KL i jeszcze dalej na południe. Punkt wspólnego startu i stopu na rogu Drewnowskiej i Włókniarzy. I znowu wiatr silny. Z południa, jakieś 20 km/h, więc zaczynaliśmy na zmęczenie.

Dziś wyjątkowo dużo rowerzystów widzieliśmy. W większości w znacznie lepszej kondycji niż my. Może południowe strony popularniejsze? Na Trasie Górnej sponsorował nas rowerzysta trzymający równo 27 km/h, co jak na moją formę starczyło. W Starowej Górze wyprzedziliśmy pana na MTB w rowerowym stroju (co spotkało się z westchnieniem z jego strony), jakiś czas trzymając 30 km/h, ale pan poczuł się sprowokowany i po niedługim czasie wyprzedził a u nas pary brakło. Po odbiciu na południe na kilka km trafił się ciągnik, który jechał 35 km/h, więc postanowiliśmy się schować przed wiatrem za nim. Potem spotykaliśmy pedałujących w przeciwnym kierunku. Jeszcze między Pałczewem a Wolą Rakową, którąś przecznicą ze wschodu, ze strony Wardzynia, nadjechał cyklista na szosówce Specialized i nas wyprzedził, ale już sił brakło by nawet poudawać ;). 

W okolicach Modlicy znajdują się ślady naszej wschodniej obwodnicy Łodzi, tj. A1 łączącej się z S8. Może jak będzie więcej czasu to chociaż symbolicznie przejadę się po istniejącym asfalcie.


S8, widok na zachód. I bramki.



S8, widok na wchód. Na horyzoncie połączenie z A1.



A1, widok na południe.



Prace na A1 trwają - ta ciężarówka nieźle zasuwała.



A1, widok na północ. Czyli do Łodzi.

Łódź - Złotno - Babice - Kazimierz - Lutomiersk - Prusinowice - Konin - Górka Pabianicka - Łódź

Niedziela, 10 maja 2015 · Komentarze(0)
Kategoria 40 - 70 km


Silny wiatr północno-zachodni. Kierunek pętli wybrałem więc by wracać z wiatrem. Zimno. Raczej nie pogoda dla wakacyjnych rowerzystów takich jak ja. Pod koniec wycieczki wpadłem zaspokoić pragnienie kawą w sieciówce. Picie ze sobą tradycyjnie miałem, ale tak zmarzło na ramie, że nie bardzo szło korzystać bez konsekwencji dla zdrowia.

Łódź - Starowa Góra - Tadzin - Stefanów - Łódź (Jędrzejowska) - Andrespol - Wiśniowa Góra - Podwiączyń - Grabina - Kalonka - Łódź

Sobota, 9 maja 2015 · Komentarze(0)
Kategoria 40 - 70 km


Korzystając z tego, że powstała nowa droga rowerowa na al. Politechniki, a i DDR przy Trasie Górnej jeszcze nie miałem okazji zwiedzać, wybrałem się na południe Łodzi. Tereny dla mnie całkowicie niezbadane, bo nie kusiła mnie jazda w kierunku Rzgowa dotychczasowymi drogami.

DDR na al. Politechniki przyjemnie asfaltowy. Wyjątkiem jest odcinek między Rembielińskiego a I DS, przed budowanym centrum handlowym. Tutaj jest znak CPR i został stary chodnik. Mam nadzieję, że planują to zmienić po zakończeniu budowy. Wzdłuż Górnej też dobrze. Jest jeden przymusowy przejazd na drugą stronę jezdni - na światła czeka się tak długo, że ktoś by mógł tam gazety umieścić do poczytania w trakcie. Dojazd do Starowej Góry przez ul. Hetmańską był mniej szczęśliwym wyborem. Nie sprawdziłem wystarczająco uważnie zdjęć Googlewozu, a trafił się kawałek dziurawego braku asfaltu. Następnym razem będzie ul. Szczytową.

Wioski z ruchem spokojnym. Nawierzchnia dobra. Nie pamiętam gdzie zaczął się trochę męczący, mocno spękany asfalt. Chyba im bliżej Łodzi tym gorzej. Ale do Andrespola bez tragedii. W Wiśniowej Górze widać ślady A1.



Ale nie wiem czy to nie jeden z tych stojących latami. W Andrespolu na Tuszyńskiej chodnik z kostki oznaczony jako DDR. Na trasie do osiedla Nowosolna nic się nie zmieniło. Mnóstwo fatalnego asfaltu, który na podjazdach zwiększa wysiłek dwukrotnie. Na północnym wyjeździe jakiś drobne prace drogowe, ale poza kilkucentymetrowymi poprzecznymi wycięciami bez utrudnień.

Na koniec zatrzymałem się na koncercie w ramach Songwriter Łódź Festiwal. Śpiewał i grał na gitarze Jakub Bugała vel Inqbator. Formę urozmaicało wykorzystanie samplowania na żywo gitary i głosu, dzięki czemu gitary mnożyły się i wokalista śpiewał w chórku.



Było przyjemnie. Podczas gdy artysta wykonywał jeden z kawałków (chyba "Wiatr"), mężczyzna z przechodzącej obok grupki wyjął ze swojego futerału trąbkę, podbiegł i dołączył się z bardzo udaną improwizacją. Tak nagle jak się pojawił, tak i zniknął. Nie wysłuchał nawet podziękowań i słów uznania od Jakuba na koniec utworu. Nie zabrakło oczywiście kolorytu Piotrkowskiej. Jeden wstawiony jegomość, który zbyt głośno chwalił muzyka i wykonywał jakieś elementy nieudanej choreografii między twórcą a publicznością. Drugi był bardziej agresywny i zaczepiał wykonawcę swoimi prymitywnymi docinkami.

Jego muzyka nie mieści się w tym czego słucham na co dzień. Na żywo dobre w odbiorze, ale nie byłem pewien czy chętnie odtwarzałbym płytę z takim materiałem. Nie mniej jednak postanowiłem dać mu szansę i w ramach podziękowania za występ dołączyłem do grupy osób, które zakupiły EP "The Spin" Inqbatora. Na nim pięć utworów. Tytułowy: 

Łódź - Las Łagiewnicki - ul. Żółwiowa - Kiełmina - Dobra - Zelgoszcz - Glinnik - Janów - Łódź (+KL)

Wtorek, 5 maja 2015 · Komentarze(2)
Kategoria 40 - 70 km

KL chciał dbać o zdrowie, a nie jeździć, ale ostatecznie dał się przekonać i po pracy umówiliśmy się na wypad. Punkt spotkania i rozstania na rogu Drewnowskiej i Włókniarzy.

Wszystko byłoby w miarę normalnie, gdyby nie to, że ktoś ukradł asfalt. Na odcinku biegnącym równolegle do DK71 między Klękiem a Dobrą, gdzie zawsze była piękna nawierzchnia, od Kiełminy do Dobrej asfalt zniknął. A dopiero co w niedzielę - tj. przedwczoraj - wszystko było na miejscu. Czaili się wprawdzie jacyś drogowcy w okolicy, ale tego, że na kilkuset metrach zniknie twarda nawierzchnia z całej szerokości się nie spodziewałem. Dużo kamieni. Chyba na razie trzeba omijać.

Żeby trasy zbytnio nie wydłużać za DK71 stanęło na teście pierwszego zakrętu w Zelgoszczy. Z GSV spodziewałem się szutru, którym mieliśmy przebić się na ul. Truskawkową w Czaplinku. Tam jednak na powitanie widać było w oddali grupkę większych psów, zamiast więc sprawdzać czy polują na rowerzystów przejechaliśmy przejazdem pod torami do Marcjanki.

Miało być zupełnie lekko, ale jednak jak się jedzie we dwójkę, to jakoś tak na każdym wzniesieniu samo się mocniej ciśnie, mimo że kondycja za bardzo nie pozwala.

A dzień był ciepły. Nawet bardzo. Powietrze z początku duszne, ale potem i chłodniejsze powiewy były.