Wpisy archiwalne w kategorii

40 - 70 km

Dystans całkowity:17902.10 km (w terenie 58.10 km; 0.32%)
Czas w ruchu:24:12
Średnia prędkość:28.36 km/h
Maksymalna prędkość:58.26 km/h
Suma podjazdów:277 m
Liczba aktywności:314
Średnio na aktywność:57.01 km i 1h 36m
Więcej statystyk

Łódź - Rzgów - Kalinko - Modlica - Pałczew - Wola Rakowa - Romanów - Kalino - Łódź (+TH)

Środa, 3 sierpnia 2022 · Komentarze(5)
Kategoria 40 - 70 km

Wyjątkowo nie solo

Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Po lewo wózek sklepowy, czyli dzieci znowu urządziły sobie długą przejażdżkę od marketu.
Największa zmora i nie wiadomo było jedynie, czy tylko zajeżdżać będzie czy się przewróci pod koło. I oczywiście, że w słuchawkach.
Degradacja tej barierki postojowej dla rowerzystów postępuje - jeszcze do niedawna był tu pręt pod stopę. Choć i tak była już tak pogięta, że się nie dało korzystać.
Kundelkowy husky. Taki miks. Wyglądał z futra na husky, ale miał gabaryty kundelka.
Między Pałczewem a Wolą Rakową budują chodnik. Tylko czekać aż jakiś idiota wymyśli nakaz ruchu rowerów na tym. Najlepiej żeby wtedy zostawili tę dziurę. I tak niewiele zmieni.
Tu już chodnik w Woli Rakowej oznakowany nakazem.
A taka jest przejezdność tej drogi dla rowerów i pieszych. Jakby ktoś z wózkiem szedł, to też na pewno kierowca ułatwia.
Cóż to za ciekawa gromadka po prawo?
Stadko szybko umykało przed zdjęciami niestety, a największy osobnik, pewnie kaczorek i wydaje mi się, że to kaczorek piżmowy, wyglądał na gotowego by mnie pogonić.
Bociania kolekcja. Po lewo w gnieździe trzy, a po prawo dwa słupy z rzędu zajęte.
Teraz żałuję, że nie cofnąłem, by ująć te dwa razem w zoomie.
Kot niespiesznie, z godnością przechodził przez ulicę, mając pod ogonem mnie i jadącego z prawej kolegę. W końcu nie po to ma się 9 żyć, by się przejmować.
A tu trafił się inny kot, w jednej z najpiękniejszych pozycji.
Niestety już nie dał mi szansy sfotografować się z innego kąta, bo najwyraźniej moje sterczenie blisko było dla niego zbyt podejrzane.
Pieszorower.
Rowerzysta w białej koszulce objeżdżał Piotrkowską chyba tylko w celu siłowego promowania Rammsteina ze swoich głośników. Ja nie lubię - niemiecki kaleczy moje uszy.

Łódź - Starowa Góra - Rzgów - Kalinko - Tadzin - Konstantyna - Łódź

Niedziela, 17 lipca 2022 · Komentarze(2)
Kategoria 40 - 70 km

Pierwszy Poprzeziębieniowy Ride

Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Kilka dni po Gran Fondo 29.06 dopadło mnie przeziębienie. I choć podczas samego wyjazdu trochę zmarzłem, to nie jego winię, a raczej to, że w następnych dniach, z powodu upałów, chłodziłem się intensywnie pod klimatyzacją. Silne i trzymało mnie dwa tygodnie. Nadal nie ozdrowiałem do końca, więc nie jestem pewien, czy ten rower w niezbyt jeszcze ciepły dzień był dobrym pomysłem, ale ile można chorować?!

Tak trochę bez planu, myśląc, że może tylko po mieście, potem, że może tylko przez Rzgów i z powrotem przez Grodzisko. Ostatecznie jeszcze odrobinę więcej poza miastem.

Pułapka na DDR przy Mickiewicza przed Politechniki.
Pod parafią ewangelicko-reformowaną, której schody dobrze służą oczekującym na zielone na przejeździe, też coś wygryźli.
Zdążyłem już widzieć alarmujący reportaż o przedszkolakach, które podobno masowo są obdarowywane przez nieświadomych rodziców, mającą skrzywdzić ich psychikę, morderczą maskotką z kłami, Huggy Wuggy. Teraz udało mi się złapać dziecko (wraz z rodzicami za nim) na gorącym uczynku.
Jak się dowiedziałem po fakcie, dziś rozpoczęło się European Universities Games 2022, której to edycji gospodarzem jest Łódź. Flaga jest okolicznościowa. I sportowcy pod akademikiem.
Zresztą mijałem kilka grupek sportowców.
Młody chłopak w znudzeniu uprawiał zabawę w kroczenie na progu DDR i chodnika. Za nim ojciec, który mnie zauważył...
...i ryknął do chłopaka rozkazem zejścia z rowerówki, w tym najgorszym momencie, jak się akurat z chłopakiem równałem, więc ten oczywiście wykonał skręt w złym kierunku. I choć, co do zasady, nieprzytomni spacerowicze na DDR powinni się bać, to nawet trochę mi się go zrobiło szkoda, tak się przestraszył (czego nie widać dobrze pod prywatyzującym emoji) :P.
Największa zmora DDR - rolkarze. Jeżdżą całą szerokością i prawie zawsze - dokładnie jak tu - zaczopowani słuchawkami, by nie wiedzieć nawet, że ktoś nadjeżdża i zmuszać do hamowania.
Jakoś tak, wandalizm nie wywołuje we mnie uśmiechu.
Model 2+2 - wystaje tam jeszcze czwarta głowa z gniazda.
Kolejna bociania rodzina. Przy okazji jakiś mniejszy ptak się złapał w kadrze. Może to był Ćwirek, mieszkający gościnnie u bociana?
14.06 stanął tu znak "Uwaga! Wyjazd z budowy.", przed kompletną drogą i skarpą po prawo uniemożliwiającą wyjazd. 19.06 był ten sam znak i już pierwsze prace wskazujące na to, że zostanie przebita droga wyjazdowa. Teraz jest zmieniony znak a i wyjazd jako żywo.
Jestem ciekaw jaki jest plan na rowerzystów na finale tej zmiany. Bo jest to stosunkowo spore wzniesienie i ktoś może uznać, że to niebezpiecznie tak przy samym skrzyżowaniu. Mam nadzieję, że nie skończy się to modnym pomysłem na absurd 4 zakrętów 90°, czyli z jazdą w lewo do przejazdu i wracaniem.
Tradycja. Szedł równolegle do DDR i po prostu wtargnął pod ostrym kątem.
Zbezczeszczenie roweru. To był tandem, ale nie w tym problem. Wspomagany był silnikiem,,, spalinowym! Po lewo wydech. Śmierdziało co najmniej 100 metrów za nimi.
Pieszy, któremu marzy się rower.
Na ideologicznym billboardzie ktoś dopisał numer telefonu do Aborcji Bez Granic.
Rzuciło mi się to w oczy dopiero podczas oglądania nagrania...
Mam nieodparte wrażenie, że zamaskowane dziecko siedzi na kradzionym przemalowanym rowerze publicznym. Zwłaszcza, że dla porównania obok jest kolega na oznakowanym publicznym. Słyszałem już wcześniej o takich "sprytnych" kradzieżach.
To jest takie przejście z przejazdem, na którym zielone jest na wszystkich segmentach naraz, o ile jest na nich zgłoszenie. Niestety, nie przejechałem, bo żaden z pieszych, który był tam już, zanim doszło do zielonej fazy, nie uznał, że przycisk służy po to, by go nacisnąć. Nacisnąłem zatem ja i czekałem razem z tamtymi, którzy zaczęli już robić do siebie zdziwione miny, że jeszcze nie przeszli, aż cały program przewinie się od nowa. Bo to jeden z tych wielu beznadziejnych przycisków zgłoszeń, które działają wyłącznie przed.
Zupełnym przypadkiem nawet niezły panning shot wyszedł mi z kamery, bo akurat skręcałem z podporządkowanej, gdy kolega na hulajnodze przejeżdżał na pierwszeństwie. Trochę aż mi głupio robić z niego "kryminalistę" (co prawda poruszać się jezdnią tu formalnie nie powinien), ale niech będzie dla prywatności.
Zjechałem z jezdni Piotrkowskiej stosunkowo wygodnym włączeniem się na DDR, a tu psikus - przejazdu na wprost nie ma.
Tu też jest częściowo rozkopane, ale przejechać się da za blaszanym płotem. Teraz objazd przez Roosevelta jest bardziej wymuszony, bo znak już stoi miesiącami, ale wcześniej był dość powszechnie ignorowany, bo wystarczało rowerem jechać po piętach pieszych na remontowym zwężeniu.
(facepalm)(facepalm)(facepalm) (ścieżka dźwiękowa)

Łódź - Pabianice - Rydzyny - Róża - Mogilno Duże - Dobroń - Piątkowisko - Łódź

Niedziela, 26 czerwca 2022 · Komentarze(8)
Kategoria 40 - 70 km

Cholerne puszczane wolno kundle!

Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Ponieważ końcówka czerwca rozpieszcza nas sierpniową pogodą, to drugą niedzielę z rzędu, a i też drugi raz w tym roku, nastawiłem budzik nieprzyzwoicie wcześnie, z powodu roweru. Udało się wyjechać o 6.

Niezmiernie irytuje mnie wiejska moda na psy biegające wolno. To powinno być karane. Nawet w teorii i w obecnym stanie przepisów tego państwa z papieru się da, ale do tego trzeba byłoby mieć jakąś policję, której się chce.

Mimo że dość mocno się nawodniłem przed wyjściem, zdążyłem kolejny raz odczuć poważny brak mocowania pod drugi kosz na bidon. Po drodze nie trafiłem na otwarty sklep (dziękuję, Mały Naczelniczku Państwa).

Inni rowerzyści chyba postanowili pospać trochę dłużej. Jednego w stroju kolarskim mijałem w Łodzi, gdy wyjeżdżałem. Jeden na rowerze crossowym w Róży. Tak to zasadniczo bezrowerze, dopóki nie dotarłem do Gorzewa, gdzie się nagle zagęściło. Podejrzewam, że ci właśnie ruszali na swoje eskapady.

Ładnie było. Ptaki prowadziły poranne koncerty. Poza sfotografowanym bocianem i drapieżnikiem, widziałem wiele innych, różnych gatunków, których nazwać nie umiem. Jedna wiewiórka też uciekała przede mną.

Jak to szły te teorie psiej psychologii? Żeby zwrócić się w kierunku psa, bo wtedy on się boi, a goni, gdy się ucieka? Ten dostrzegł mnie z odległości i biegł z agresywnym ujadaniem na czołowe. Potem jeszcze z bramy po prawo dołączył do niego kompan (słychać podwójne ujadanie na nagraniu). Złapałem bardziej zużytą butelkę gazu i dała z siebie tylko odrobinę strumyka, który nie zrobił najmniejszego wrażenia na kundlu.
"Najlepszy przyjaciel człowieka".
Koty, przy całym swoim uroku, nie potrafią przechodzić przez drogę. Wybiegł mi taki i jak przyhamowałem, a okładzinę moją słychać, to kot się przestraszył i próbował sforsować siatkę.
Literalnie sforsować. W panice próbował zmieścić się w oczku siatki. Jednak, biedaczyna, okazał się większy niż to oczko.
Do "celu" dzisiejszej wycieczki dotarłem ok. 8, co obwieszczały mi dzwony lokalnej parafii. W ogóle dzisiaj mi dzwoniono - na Farnej w Łodzi, tu w Dobroniu i znowu w Łodzi na Kusocińskiego. Komu bije dzwon?...
Wygodne miejsce na pogaduchy.
Remonty - północne przejście i przejazd przez Politechniki na wysokości Wróblewskiego są zamknięte.
Po lewo dwie kamery wspomagane na oko jakimiś radarami (wsparcie wykrywania ruchu?) patrzą na tyły pojazdów wjeżdżających z lewoskrętu. Szukają spóźnialskich?
Sroka uciekała z DDR sprzed mojego roweru. Ale skrzydła służyły jej tylko do nieudolnych prób wspomożenia biegu, a nie odlotu. Może młoda i lotów jeszcze nie opanowała.
Oryginalny sposób na parkowanie tak na odnodze skrzyżowania. Ktoś robił dostawę zapasów. To chyba jakiś "przetrwals", bo zerknąłem w kierunku otwartego garażu, a tam papier toaletowy od podłogi do sufitu.
To jedno ze skrzyżowań z pętlą indukcyjną. Tym razem pojechałem po prawej stronie pasa do skrętu w lewo i jakimś cudem się udało.
Niezwykle pomocny jest ten drogowskaz o rondzie.
Tu część ksawerowskiego bubla, bo przystanek też trzeba było wcisnąć, to wjeżdża się w oczekujących. Przy czym cała ta śmieszka jest bezużyteczna, a poruszanie się nią zwiększa szanse wypadku.
Nie urosło się temu znakowi. Ledwie mi sięgał nad kierownicę.
Nawet nie wiem czy już jeżdżą te tramwaje do Pabianic czy tylko ciągły remont. Moją uwagę zwróciły dorobione zwrotnice, które kształtem sugerują, że powstanie tu pętla.
Co to znowu za chodnik, a co gorsza obok niego jakiś podkład?
Jak nic nową świnię będą rowerzystom podkładać.
Ciekawe. W ogrodzeniu domu jest klapka jak dla psa (oby nie, tfu!) lub kota.
Dziwne miejsce na wylanie asfaltu. Bo tu w zasadzie nic nie ma, do czego trzeba by takiej drogi. Tak mi się wydaje.
Na połączeniu S14 z S8 dostrzegłem drapieżnika.
Obstawiam, że to myszołów, choć z tej plamy trudno być pewnym.
Za to cewka w Dobroniu tradycyjnie mnie zignorowała. To i ja po oczekiwaniu zignorowałem czerwone, gdy dokoła było pusto.
Dobroń. Osiągnięty za minutę ósma. Zjechałem na stację mając złudzenie, że może będzie tu zegar do uwiecznienia tej wczesnej godziny.
Jest tu w końcu wyremontowany peron.
Jednakże remont nie objął dawnego budynku stacji, w którym wciąż ktoś pracuje, nie wiem czy jeszcze jako zawiadowca czy tylko dróżnik. A wydaje mi się, że kiedyś był tu zegar na ścianie. Kwadrat nad oknem z prawej by całkiem pasował.
Skończyło się eldorado jeżdżenia po części budowy nowego odcinka S14 - w sobotę 25 otworzyli. Popatrzyłem więc na kierowców w puszkach, sunących z nowego odcinka, z góry. Znaczy z wiaduktu w Górce Pabianickiej.
Widok na północ.
Przynajmniej jakieś samochody jechały od strony Aleksandrowa. Bo chyba wszyscy jadący w przeciwnym kierunku skręcali do Łodzi.
Widok na południe.
Byłem już niemalże pewien, że coś zmienili i nie reagują teraz te radary na rower. Co mnie dziwiło, bo gdy dawniej gościł taki w Starych Skoszewach, to zawsze miałem pomiar. Ale jednak nie. W Skoszewach był na zjeździe, więc "się samo". Tu akurat jest jeszcze mały podjazd po dużym podjeździe w Górce Pabianickiej i jeździłem tu leniwie. Ale postanowiłem tym razem sprawdzić czy go jednak obudzę. I udało się. Najwyraźniej trzeba mieć minimum 30. I nawet ładnie mi podziękował. Nie to, co kierowcy chwilę przede mną, któremu prędkość wyświetlała się w kolorze czerwieni.
Najpierw z lekkiego ukrycia, bojąc się spłoszyć, sfotografowałem takiegoż przystojniaka.
Potem już nie z ukrycia, ale jednak, jak to bocian, zdążył odmaszerować na bezpieczną odległość.
Jako "grzeczny obywatel", prawdziwy legalista, przejechałem po śmieszce. Na tym wjeździe to naprawdę łatwo się wyrąbać będzie, nawet w suchą pogodę. Bo krawężników to się nie pokonuje pod kątem kilku stopni.
Przezornie przejechałem na zjeździe "pod prąd", bo ja już wiem. Wiadomo, przy DDR trzeba je znać na pamięć, by z nich korzystać.
Tu koniec i zmiana strony. Ale dzięki wcześniejszemu "pod prąd" i tak jednej zmiany uniknąłem.
I już skręciłem na rondo. Taki kryminalista rowerowy. Dlaczego tak?
Bo ten fragment DDR ma tylko kilka metrów, potem znowu jest przejazd, zjazdu na jezdnię nie ma, a po lewo jest też tylko kilka metrów. Jest to bubel. Nawet jeśli kiedyś ktoś na złość rowerzystom dobuduje dalej DDR po lewo, to bubel na rondzie bublem pozostanie.
Po drodze mijałem grupkę, która jechała normalnie, po ludzku, po jezdni. Aż mi było wstyd. Bo miejsce roweru jest na jezdni!
W oddali kierowca klaksonem obwieszczał, że nie lubi, gdy się go próbuje rozbić, wymuszając pierwszeństwo.
Bo jadący w poprzek nic nie zrobił sobie ze znaku skrzyżowania równorzędnego. Jechał w końcu po szerokiej jezdni.
Chłopak ma poranną przejażdżkę z tatą i widać, kto młodego inspiruje nie tylko do roweru, ale i do jazdy bez trzymanki.

Łódź - Gospodarz - Rydzynki - Tuszyn - Modlica - Rzgów - Łódź

Niedziela, 19 czerwca 2022 · Komentarze(5)
Kategoria 40 - 70 km
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Zdążyć przed skwarem. Zapowiadali na dziś 30°C, palące słońce i większy wiatr. Tego wszystkiego można było uniknąć wyjeżdżając wtedy, gdy normalni ludzie obracają się w łóżku na drugi bok. Zdecydowałem się z tym zmierzyć, choć całkowicie nie jestem przyzwyczajony do porannych pobudek. Budzik na 5:10. Snu tyle co nic, bo nie chciał przyjść odpowiednio wcześnie. Ale zwlokłem się jakoś z łóżka. I udało się wyjechać koło 6:30. Już nawet na początku, mimo okazjonalnych przyjemnych chłodnych powiewów, powietrze do oddychania zaczynało się robić cięższe. W każdym razie plan udany. To teraz mogę iść spać.

Miasto wzięło się za remonty, bo pozimowe dziury długo urywały zawieszenia. Zaczęło od wyprodukowania okolicznościowych tabliczek reklamujących "nowy asfalt".
Przejeżdżając zastanawiałem się czy to efekty pracy ludzkich poszukiwaczy butelek.
Czy może to ptaki takie bałaganiarstwo uprawiają?
W drodze powrotnej przyłapałem kawkę na gorącym uczynku. Choć nadal nie jestem pewien. Może też po prostu pojemności koszów nie starczyło na sobotę.
Jak to z szerokokątną kamerą z kierownicy bywa, niby nic nie widać. Ale ja tę wiewiórkę widziałem bardzo wyraźnie.
Niestety zatrzymanie się na foto to było już dla niej za dużo i dała susa w zarośla.
Nowość na Rudzkiej na skrzyżowaniu z Zastawną - sygnalizacja. Czy te światła są tu potrzebne? Nigdy nie miałem problemu z wyjechaniem z Zastawnej w lewo. Ale może nie trafiłem na godziny szczytu.
Bubel, którego budowę skończyli dopiero ze dwa miesiące temu, oferuje hopki co metr.
Stara wieża ciśnień w Tuszynie. Wciąż nie wiem czy są dostępne jakieś atrakcje w środku. Bo na zewnątrz została mocno ozdobiona kiedyś w przeciągu ostatnich lat.
Skrzyżowanie z cewką. Do cholery! Stałem tu ponad 4 minuty rozważając czy przejechać przez pustą drogę krajową mimo czerwonego. W końcu trafił się sponsor, tj. samochód, za mną. Tyle że był to jeden z tych, co staje na skrzyżowaniu 10 metrów za rowerzystą. Liczyłem, że może cewka jest dalej i się uda, ale nie. Musiałem się obrócić i pokazać kierowcy, by się przesunął bliżej. I wreszcie się zielone.
Urząd Miasta w Tuszynie.
Krótko po ruszeniu pomyślałem, że dobrze byłoby zdążyć do Tuszyna na 8. Ot taka symboliczna pracownicza godzina, choć to niedziela. Spóźniłem się. Nawet bez utknięcia na światłach byłbym lekko spóźniony.
Z lenistwa już nie stanąłem próbować coś uchwycić aparatem telefonu. Ale widziałem z drogi, że poza dorosłym osobnikiem, było w gnieździe trochę podrośnięte już pisklę.
Ciarki mnie przeszły, bo przypomniał mi się sposób prowadzenia samochodu przez zakonnicę z "Żandarma z St. Tropez".
Po prawo skradał się kot. Oczywiście, że zawróciłem, mając nadzieję na foto i zagłaskanie. Ale niestety dźwięk niedotartej świeżej okładziny hamulca go przestraszył i czmychnął pod zabudowaną bramę.
Tu już zrobiło się żółte.
Tu wyprzedził mnie bus.
Już jest i czerwone przed busem.
Ale takie sugestie nie tyczą się każdego.
W Starowej Górze jest również idiotyczne indukcyjne skrzyżowanie. Na szczęście zobaczyłem na horyzoncie za sobą zbliżającego się sponsora. Postój był krótszy niż w Tuszynie.
Dopiero co, podczas wyjazdu 14.06, śmiałem się z tego znaku, że tak postawiony nie wiadomo do czego, bo przecież i tak nic nie wyjedzie przez skarpę.
Tymczasem tu się szykuje coś poważnego. Potencjalnie przebijanie wyjazdu właśnie. A na czarną płachtę wjeżdżałem niepewnie, bo skąd wiadomo co pod nią jest? Na szczęście był wciąż twardy chodnik.
DDR to dobre miejsce na uzupełnienie drogi spaceru wokół przystanku, w oczekiwaniu na autobus. Tu na dodatek jest ten super zakręt bez widoczności, na którym potrafią rowerzyści z naprzeciwka ścinać.
To nawet nie na zielonej strzałce. To kierowca, który jechał równolegle ze mną najpierw skręcił w prawo, by zawrócić wokół wysepki, więc ustawił się w pozycji wyjściowej do jazdy prosto już na przejeździe.
Łaskawie mi się jeszcze odrobinę przesunął do przodu.
Bo komu chodnik potrzebny? A niewidomych nie ma w tym mieście, wiadomo.
Przejazdów sterowanych w ciągu DDR też nie znoszę. Czujniki w połowie przypadków nie działają, żarówki nie są wymieniane w przyciskach przy DDR, więc nie widać nawet czy jest zgłoszenie. I jeszcze tutaj genialnie postanowiono przyciski zamontować po lewej stronie. Oczywiście ani czujnik nie zadziałał ani żadnej synchronizacji nie było sygnału z poprzedniej połówki przejazdu, więc musiałem nadmiarowy cykl przeczekać.
14.06 opisywałem jak złośliwie komuś tutaj Straż Miejska założyła obrączkę na koło samochodu stojącego przy słupkach na tutejszym pierwszym planie. Komuś, kto pewnie zmęczony, zaparkował tam gdzie zwykle. Tablica zakazu zakrywa znak początku parkingu. A pod znakiem końca dorobili jedynie strzałkę. Bo to tymczasowa zmiana z okazji tymczasowego przystanku.
Dość przyjemny ten pomysł w Łodzi z malowidłami na blokach.
Jak to zwykł ogłaszać dyspozytor przez radio - "zatrzymanie".
I kolejne światła reagujące wyłącznie na przewalenie się przed nimi kilkuset kilogramów złomu. Na dodatek zielone do skrętu trwa tu tylko 5 sekund (zmierzone), co też mnie fascynuje. Może nie być szans na więcej niż jeden samochód. No dobra - sponsor zdążył jeszcze za mną przejechać.
A tu na dole jest sygnalizator dedykowany oszczędzeniu bólu karku rowerzystom czekającym na śluzie rowerowej.
W tych warunkach i przy tej jakości świecenia nie mogę sobie przypomnieć czy to miał się świecić kształt roweru czy może cały klosz świecić z czarnym rowerkiem pośrodku. Wygląda jakby się coś zużyło.
Zjechałem na ulicę Włókienniczą, na którą zjeżdżać nie wolno, bo zakaz.
Wprawdzie słyszałem, że trwa rewitalizacja tej jednej z największych łódzkich melin, ale nie spodziewałem się takiej skali.
Jestem pod wrażeniem.
Przy czym ulica i elewacje to jedno. A jak miasto "zrewitalizuje" mieszkańców? Choć coś jak przez mgłę kojarzę, że już w innym miejscu manewr był taki, że wszyscy musieli się wyprowadzić na okres remontu, a po remoncie mogli wrócić tylko ci bez zadłużenia i zgadzający się na nowy wyższy czynsz. Ale może mi się tylko wydawać.
Niestety nie zauważyłem, że mam jakieś zanieczyszczenie nad szerokokątnym obiektywem i na każdym ze zdjęć jest rozmycie z prawej u góry.
Obok jest też nowy skwer z placem zabaw. Co prawda wszystko jest straszną betonozą.
A z jednej strony skweru taki budynek. To bardziej pasuje do oryginalnego klimatu Włókienniczej.
10:20, a pod Brednią tłum. Nie wiem czy znalazłbym wolny stolik na śniadanie, ale i tak zapas jedzenia czekał na mnie w domu. Kiedyś jakiś znajomy wydziwiał na mnie, że nikt nie jada śniadań na mieście. Wypełnienie lokalu w porannych porach (również w tygodniu) zdaje się tego nie potwierdzać.

Objazd gotowego do otwarcia fragmentu drogi S14, zachodniej obwodnicy Łodzi

Niedziela, 5 czerwca 2022 · Komentarze(3)
Kategoria 40 - 70 km
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Strava generuje bug na bugu. Od kilku wersji aplikacji (Android) dodane zdjęcia wrzucają się w losowej kolejności. Z bólem przeszedłem kilka prób downgrade, aż w końcu wylosowałem wersję 250.8, wydaną 13 kwietnia, bo już nie miałem siły sprawdzać każdej kolejnej. 250.8 działa poprawnie.

A ponieważ postanowiłem do tego wyjazdu załączyć niewielką dokumentację fotograficzną, to nie dało się tego zrobić w wersji zapluskwionej. Tak! Jeśli byłaby kategoria ilości zdjęć na kilometr na Stravie, to pewnie bym w niej przodował. Oglądając ślad w przeglądarce można poczuć, że przydałaby się funkcja ukrywania fotek na mapie. Teraz to wyszło zadanie na dojrzenie śladu tego śladu pod nimi.

42 ostatnie kadry to same tablice, dla ciekawych oznakowania S14. Powstrzymałem się od wstępnego pomysłu umieszczenia kompletu oznakowania. Tym, którzy chcieliby sprawdzić wszystko, pozostanie obejrzeć film z objazdu.

Wybrałem się, bo, jak wieść niesie, ten wyasfaltowany i wymalowany odcinek ma być oddany do ruchu w połowie czerwca. A gdy zwiedzałem go poprzednio, 3.05, to oznakowania poziomego jeszcze nie było. Teraz już wszystko wygląda na dopięte prawie na ostatni guzik.

W tym poprzednim wyjeździe węzły objeżdżałem jadąc na północ, a droga powrotna na południe była nieprzerwana. Tym razem zrobiłem odwrotnie, by mieć w dokumentacji wideo również nieprzerwany przejazd wschodnią nitką.

Rowerzysta w oddali wykonuje manewr skrętu w prawo. Aż dziw, że w ogóle zmieścił się w drodze.
Nie pozostawił innej możliwości niż hamowanie, żeby poczekać, aż da radę dotrzeć do swojej strony.
Czy to już Dania? Korkuje się na przejazdach?
Niespodzianka, przeskok przez wężyk. A raczej przejazd, bo pod ciśnieniem, to się dobrze trzyma. Trochę był nieszczelny, więc w gratisie miałem zwilżanie łydek.
Mądrala nie dał mi wygodnie wejść w zakręt, bez przesadnego zwalniania, bo nie wie, po której stronie jezdni jeździ się w Polsce. Gdy pokiwałem głową, to, zamiast przeprosić, zaczął wyrażać pretensje o rzekomym niesygnalizowaniu zamiaru skrętu. Niedzielny rowerzysta.
Wiadukt, górą S14, a pod nią świeży asfalt na ul. Nowy Józefów.
Póki co wszystkie bramy techniczne w ogrodzeniu są wciąż otwarte, więc kto zna ich rozmieszczenie, może wjeżdżać na zwiedzanie w dyskretnych miejsach.
Na wiadukcie węzła Łódź Lublinek. W tle Pabianice.
Widok na wschód, na DK14 w kierunku Łodzi.
Widok na północ, choć widoku tu niewiele z racji wiaduktu łączącego Górkę Pabianicką z Szynkielewem III. Turyści rowerowi i niespodziewany pojazd dwuśladowy.
Widok na południe. Samochód, po chwili postoju przed słupkami, zawrócił. Przyjmijmy, że był to samochód pracownika budowy.
Kolejny pojazd silnikowy na budowie.
Ten jak gdyby nigdy nic włączył się w ruch objazdu węzła.
Celem było udokumentowanie wszystkiego w kierunku właściwym dla ruchu. A ponieważ skrajnie południowy węzeł jest opanowany częściowo objazdem, to przedostanie się na drugą jezdnię wymagało przenosin roweru.
Jest i tablica sponsorów. O dziwo nawet nasz rząd dopuścił symbol UE.
Po prawo najoryginalniejszy rowerzysta w okolicy. Rower odstawił, położył się na skarpie, bez koszulki, do opalania, twarz zasłonił kaskiem.
Ładnie "meandruje".
Motocyklista, który włączył się wcześniej na DK14, wrócił jednak na budowę.
Tu drobne niedoróbki. Poza docelowym znakiem granicy administracyjnej, jest jeszcze zakaz ruchu, z wykluczeniem pojazdów budowy i ograniczenie do 30.
Piękna łąka wyrosła na niektórych odcinkach. Tutaj zasłaniała niemalże całkowicie barierki oddzielające jezdnie. Rosły też maki i inne kolorowe rośliny. Chciałbym, żeby tak to zostało, a nie golenie do zera wzdłuż drogi. Ładniej tak.
Zaryczało, zaśmierdziało. Motocykliści.
Jeśli gdzieś wyznaczać granice, to właśnie tu. Ja rozumiem pieszych, rolkarzy, deskorolkarzy, rowerzystów. Ale po co pchają się tam ci, którzy i tak będą mogli jeździć tędy po otwarciu? Ich styl jazdy, bo przy licznej reprezentacji turystów niezmotoryzowanych, mógł stwarzać zagrożenie.
Do jasnej cholery! Już jakieś mendy zdewastowały nowiutkie znaki!
Ręce ucinać!
Odliczanie. 800.
400.
Pewnie koło 200. Tu będzie się póki co kończyła radość z S14, po jej oddaniu w kawałku.
Droga dalej tylko dla służb utrzymania.
Tu zaczyna się ten odcinek, gdzie budowa jest bardziej w powijakach.
Jest postęp. Miesiąc temu był tu grunt.
Dzięki wylaniu asfaltu, uskoki na wiadukcie są już znikome.
Dentysta, wersja XXL.
Tu już całkowicie kończy się cywilizacja. Dalej nie jadę.
Koparka czule przytuliła ubijak. Mam pewne podejrzenia, że jego jest potencjalnie łatwiej ukraść, a taka konfiguracja to utrudnia.
Tu też ubijak, choć spoczywający na łyżce.
Zdobyłem fortyfikacje obronne. Chyba wolę takie niż zaczepiających panów w przyczepach kempingowych.
Nawet są jeszcze deseczki ułatwiające podjazd.
Ale już bardzo skromny stopień, w porównaniu z poprzednim wyjazdem, gdzie tu prawie zaliczyłem glebę, zjeżdżając po paletach.
Trochę przeciskania się.
Węzeł Aleksandrów Łódzki. Ten zakaz wjazdu to ma zakazywać wjeżdżania na wyspę ronda?
Pani przeszła do wzbijania się w powietrze.
No proszę. Namiastka MOP-a! Można sobie na rondzie skoczyć do wygódki. Przy okazji rondo już też jest skończone w całości, bo miesiąc temu połówki brakowało.
Ten sprzęt po prawo wyglądał tak źle, że myślałem, że go ktoś podpalił. Ale jednak opony na kołach były całe.
Konflikt oznakowania pionowego z poziomym. Trochę mnie intryguje ta decyzja. Choć na pionowym pewnie dokleją krzyżyk. Ale żeby potem domalowywać strzałki?
Bo te strzałki mają uzasadnienie w konstrukcji ronda, gdy już i na wschód będzie można z niego jechać.
Widok na północ.
Kolejne przenosiny roweru.
A to dlatego, że wzdłuż wiaduktu na tym węźle poprowadzona jest droga rowerowa.
Na marginesie zastanawia mnie czemu słupy znaków mają tu taki fantazyjny kształt, skręcający nad głowy rowerzystów.
Służby porządkowe potrzebne, bo ktoś zgubił całkiem spory kabel.
Widok na południe.
Droga rowerowa biegnie pod zjazdem na węzeł dla jadących z południa.
Należy pochwalić dbałość o doświetlenie tego fragmentu. Resztę obejmują latarnie od ulicy.
Koniec drogi. Całkowity koniec. Ale ostatnie doniesienia medialne mówią, że Łódź dostała już zgodę na finansowanie tutejszego połączenia z Teofilowem. Stąd też ten DDR, bo przecież nie dla podziwiania drogi ekspresowej z góry.
Udało mi się odnaleźć przerwę w zaporach, by nie przenosić znowu roweru.
Natomiast dopiero oglądając nagranie zorientowałem się, że gdy jechałem chwilę wcześniej, zapora była w pełni ustawiona. W międzyczasie najwyraźniej jakiś inny rowerzysta złośliwie przestawił, by utorować sobie przejazd. Nie popieram. Ktoś tu w końcu pracuje, by przygotować drogę do oddania.
Po drodze można dostać administracyjnego zawrotu głowy. Najpierw wjeżdżam do Łodzi.
Potem do Konstantynowa.
A następnie znowu do Łodzi.
Znak w pełni zrozumiały, bo ten dojazd jest wyłącznie na S14. Natomiast nie rozumiem jego braku przy zjeździe z ronda DK71, skąd już nigdzie indziej niż tu się nie dojedzie. Jak się ktoś zapędzi, to co teraz? Mógłby niby zawrócić na następnym rondzie, ale to już za zakazem. Dziwne.
Węzeł Konstantynów Łódzki. Widok na południe. A o fotce na północ zapomniałem.
Nawet wilki jeszcze biegają po tej drodze!
O, no taki pojazd silnikowy na tej budowie, to ja jeszcze rozumiem.
Ponieważ nie chciało mi się montować jakiegoś plakatu z dziesiątkami rowerzystów, których dziś spotkałem na S14, to za przykład rowerowej popularności tej trasy niech posłuży taka niewielka grupka.
Już przejeżdżając tędy miesiąc temu czułem apetyczny zapach, jakby kakao. Spróbowałem wówczas sprawdzić, co to za zakład, ale wtedy niestarannie to zrobiłem i wziąłem go za kompletnie inny, który z kakao nie miał nic wspólnego. Ponowiłem poszukiwania. Okazało się, że nos mnie nie mylił. To zakład produkcyjny firmy Barry Callebaut (wcześniej o niej nie słyszałem) i produkuje się tu czekoladę.
Widok z węzła Łódź Retkinia na zachód. W oddali ósemkowe rondo.
Pomyślałem, że ktoś zapomniał usunąć znak, bo przecież widzę linie. Ale jednak nie - strefa wyłączona ma swoją mozaikę narysowaną, ale nie ma ona należnej obwiedni.
A dalej faktycznie nic nie oddziela pasów.
Z powrotem węzeł Retkinia. Widok na wschód, na rzeczoną Retkinię, na Łódź.
Przy poprzedniej okazji mówiłem, że będę żałował, że nie zatrzymałem się sfotografować pięknie tu kwitnącego bzu. No to żałuję.
Ale lustro! Może wypalać oczy innym kierowcom odbitym słońcem.
Leżę na kierownicy. Za długa przerwa była od roweru, regres w kondycji. Cały powrót z S14 umierałem.
Odliczanie do Europejskich Igrzysk Akademickich, których gospodarzem w tym roku będzie Łódź.
Kawa mrożona u Gałeckich. W obiektyw wszedł odblask od zachodzącego słońca.
Innymi słowy odpoczynek na Pietrynie.
Nad moim stolikiem uśmiechała się do przechodniów taka ekstra kolekcja. Nie tylko mnie zachwycała. Co chwila ktoś nade mną zapuszczał żurawia i komentował, że niesamowite, że piękne.
To teraz rozpoczyna się kolekcja tablic. Na dobry początek to prześmieszne ósemkowe rondo.
S14 jeszcze przekreślona.
Tu pierwsza z tablic "bez pokrycia". Jest prostokącik drogi wojewódzkiej, ale nie ma numeru. Tym razem zastanowiłem się z pomocą mapy. Okazało się, że droga, do której prowadzą te wszystkie znaki z pustym polem, to w tej chwili droga krajowa 72. Domyślam się zatem, że po udostępnieniu całości S14, ekspresówka przejmie rolę krajowego połączenia, a DK72 zostanie zdegradowana do rangi wojewódzkiej i wtedy uzupełnią nadany jej numer.
Rondo łączące z DK72.
Tu na wprost ten przyszły Teofilów.
Kolejne rondo na obecnej DK72.
Na początek była ósemka poziomo, to teraz pionowo.

Łódź - Rzgów - Kalinko - Modlica - Pałczew - Wola Rakowa - Romanów - Kalino - Łódź

Poniedziałek, 23 maja 2022 · Komentarze(5)
Kategoria 40 - 70 km
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Silni to wędrują po pozycje w segmentach. Ja mogłem co najwyżej po pozycję... na siodełku. Pierwszy wyjazd Żenuantem, a zatem pierwsza okazja do dopasowania pozycji pod siebie.

Mam doskonałe wyczucie. Ustawiłem pod mieszkaniem, niby dobrze. A potem kilka razy jeszcze podnosiłem po 10 cm. Wożę ze sobą od lat imbusy 5 i 6, nie wiem w zasadzie, co było tą taką najważniejszą potrzebą, dla których te rozmiary mam. W każdym razie 5-tka pasuje do śrub w obejmie sztycy siodła w tym Giancie. Zapakowałem też rozmiar 2, bo przed wyjazdem poprawiłem ustawienie przerzutki, której to BeBike 2.0, niestety, podczas przeglądu piątkowego, najwyraźniej nie ruszył. Kluczyk zabrałem, gdybym jednak czuł potrzebę dokonania korekty.

Szybko też sobie uświadomiłem, że zdecydowanie potrzebuję zmiany kąta nachylenia siodła a i raczej odsunąć je trochę do tyłu. Niestety, tu już nie popisałem się dobrym przygotowaniem, bo jakoś miałem wrażenie, że ta 6-tka jest właściwa, a wpadła jak studnię. To jednak wymaga grubszego. Dojechałem, choć z odczuwalnym dyskomfortem.

Zdecydowanie jedzie mi się na Giant Roam Disc 1 2021 gorzej niż na moim codziennym Romet Orkan 9 M 2020. Bardzo mi brakowało małych kroków w przełożeniach, jakie w Orkanie dają mi trzy blaty korby 48/36/26 i 10-rzędowa kaseta CS-HG500 11-32. Tymczasem w Roamie dwa blaty 46/30 i kaseta CSM-4100 11-42, również 10s. Dla mnie, tutaj w Łodzi, na płaskim, kasety o szerszym zakresie są niekomfortowe.

Jestem też niesamowicie przyzwyczajony do super manetek w Romecie - Shimano Deore XT SL-T8000. Mają wskaźnik, tylna pozwala na zwolnienie linki do 4 biegów jednym pociągnięciem, a wciągnięcie do 2. I na dodatek mają Instant Release - przełożenia są zmienianie już w momencie ciągnięcia manetki. W Giancie formalnie manetki też są z grupy Deore, choć bez XT, dokładnego modelu teraz nie podam, bo rower w serwisie, a w opisie producenta jest tylko "Deore", w każdym razie nie mają wskaźników, zwalnianie do 3 biegów, choć 3 wymaga przesadnie dalekiego niewygodnego wychylenia, naciąganie tylko 1 no i zmiana następuje po staremu, po puszczeniu. Nie wiem czy tak bardzo się grupa Deore ogólnie pogorszyła przez rok czy jest tak szeroka, że są i dobre i beznadziejne.

Na deser jeszcze moja wybitność - oparłem rower o ścianę, popatrzyłem na zacisk, śrubka na imbus, poluzowałem i szarpię się z tym siodełkiem i szarpię i nic. No jak nic się zapiekło! A na dodatek jakiś własnościowy przekrój sztycy, w którym nie da się nią obracać. W końcu gdy jeszcze uznałem, że zsunę zacisk z ramy, to spojrzałem od góry i... gwint śruby pośrodku. Taki jestem spostrzegawczy. Ta obejma ma dwie śruby, z przeciwnych stron wkręcane. Wcześniej miałem Gianta też z przykręcanym zaciskiem, ale tam była jedna śruba. Ot brak doświadczenia.

Nie jestem fanem nieżyciowych przepisów i wprowadzania zakazu jazdy hulajnogą w dwie osoby lata po tym jak już hulajnogi były na ulicach Polski i jazda w parach była bardzo popularna. Aczkolwiek mam pewne wątpliwości co do bezpieczeństwa wożenia szkraba tak małego, że wisi rękoma na kierownicy.
Znowu rodzi się pytanie czy to aby na pewno coś nadającego się na drogę dla rowerów.
Państwo uprawiali jazdę slalomem po DDR. Jak ich mijałem to nie dali innego wyboru niż z lewej.
O, no wspaniały przykład tradycyjnego użycia rowerówki.
Tatuś-biegacz konsekwentnie sunął z wózkiem środkiem, więc musiałem wyprzedzać chodnikiem.
W oddali widziałem jak chłopaki coś mocno kombinują rowerami. Zaowocowało wywrotką jednego na moich oczach.
Szybko się pozbierał. Ucierpiała tylko duma, bo był świadek. A zabawa polegała na wyjeżdżaniu z kałuży po prawej silnym naciskiem na korbę. Stąd też naniesione na asfalt błoto.
Ze względu na bliskość i to, że moja kamera jest nisko, nie wygląda urządzenie na zdjęciu na to, czym jest. Mianowicie ten rowerzysta miał lusterko wsteczne montowane do okularów. Z mojej perspektywy było bardziej na wysokości wzroku użytkownika i przy okazji rzucało mu oryginalny cień na polik. Niezwykle rzadko widuję ludzi z takim wynalazkiem. Najbardziej mi się kojarzy z pewnym panem z siwym wąsem, który jeździ rowerem miejskim w ścisłym centrum miasta. Tamten w dni deszczowe ma też aerodynamiczny parasol montowany na kierownicy. Ciekawe czy wygodnie jest korzystać z takiego lusterka.
Rower musi poczekać aż więksi ominą przeszkody na swoim pasie ruchu.
Wreszcie komuś się przypomniało o potrzebie usunięcia zakazu skrętu w prawo. Był tu taki jeszcze 27.04.2022.
Dwa biegnące kundelki były na szczęście w trybie zwiedzania, a nie polowania.
To chyba Dodge Challenger. Nic nie wiem o samochodach. W każdym razie dość egzotyczny, jak na nasze drogi, amerykański styl. Bardzo często natomiast widuję Mustangi, więc mi się już trochę opatrzyły.
Nie wiem na ile wyprowadzanie psa na smyczy na rowerze jest bezpieczne czy to dla rowerzystów czy dla psa. Natomiast po psie było widać, że przynosi mu to frajdy co niemiara.
Wózek golfowy przerobiony na mikrociężarówkę?
Nie widać tego na tej klatce, ale pod ograniczeniem masy, jest malutka pomarańczowa odblaskowa tabliczka z rowerkiem. Jeśli chodzi o moją spostrzegawczość, to odnotowałem jej istnienie w moim umyśle, lecz gdy mijałem ten znak, nie ruszyły w nim najmniejsze przemyślenia, czemu tu jest taki nieznany mi rowerek. Ale przez kolejne kilometry zacząłem mijać ich więcej i w końcu nad moją głową rozżarzyła się lekko żarówką "zaaaaraz...?", bo takich to ja dotąd nie widywałem.
I proszę. Oznaczenie szlaku rowerowego. Świeżynki. 27.04 tych tabliczek nie było. Nic więcej na ich temat nie wiem, ale może się dowiem.
Szlak jest niebieski, co tu akurat widać. Bo gdyby się czegoś czepiać, to gdy mijałem je wcześniej i trafiało w nie słońce, a już dotarło do mnie, że to oznaczenie szlaku, to zastanawiałem się od kiedy bywają szlaki... srebrne.
Przy obu mijanych kapliczkach w Kalinku, oddalonych góra kilometr od siebie, trwały zgromadzenia folkloru. Bo to maj, w maju to chyba typowe. Po frekwencji widzę, że tradycja kapliczkowania przemija.
Zostałem uważnie zmierzony wzrokiem przez młodociany "gang" w Tadzinie =D.
Nie zwróciłem uwagi na tę łatę wcześniej. 4.02.2022 były jeszcze dziury na tym odcinku, ale jak sprawdziłem, pierwszy raz po nowym jechałem już 19.04.
O, ja wracam i chyba wraca ten sam Dodge.
Tym razem elewacja TME świeciła statycznie w barwach flagi Ukrainy.
Czy nawet jak na standardy tricków wyczynowych ten rowerek po prawo nie był za mały na tego dorosłego faceta?
Gdy ruszałem, jeden hulajnogowy śmieć stał na DDR.
Drugi przeszkadzał pieszym.
I nic się w kwestii tych śmieci nie zmieniło, gdy wracałem.
Niewykluczone, że te również były zostawione przez jakichś baranów na DDR, ale jakiś mniej powstrzymujący się niż ja rowerzysta, usunął je z niej kopniakiem. Serce mi też rośnie, gdy widzę je w koszach na śmieci. Znaczy przy założeniu, że są to reperkusje za złośliwe parkowanie, a nie czyste chuligaństwo.

Łódź - Kalonka - Boginia - Stare Skoszewy - Cesarka - Stryków - Swędów - Dobra - Klęk - Łódź

Piątek, 13 maja 2022 · Komentarze(3)
Kategoria 40 - 70 km
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Pierwszy raz w tym roku do Kalonki, Strykowa, Dobrej. Pierwszy, bo wciąż Park Krajobrazowy Wzniesień Łódzkich brzmi mi na przeciwnika zbyt ciężkiej wagi jak na mnie. Z drugiej strony lubię tamtejsze drogi i okolice, więc trochę tęskniłem. I już dwa razy wcześniej zahaczyłem o fragmenty Parku i nawet dałem radę (choć z bólem). Była więc duża szansa, że jakoś przejadę.

Wyjechałem wyjątkowo wcześnie jak na siebie. Na tyle, że miałem zapas na powolną walkę z podjazdami. Rzeczywiście było wolno i trudno. Jednocześnie, siłą rzeczy, jest sporo przyjemnych i szybkich zjazdów.

Wprawdzie ten zapas czasu był trochę naciągany, bo jednym z czynników, które przyspieszyły wyjazd, był popołudniowy deszcz prognozowany w  nowcastingu. Ale udało się - intensywny opad z odrobiną wyładowań atmosferycznych dotarł do Łodzi jakiś kwadrans po moim powrocie do domu.

Autobus jechał w obstawie dwóch radiowozów. Radiowozy na światłach, bez sygnałów dźwiękowych. Ciekawe, co to było?
O! Naprawili dziurę, przez którą o mały włos zębów nie straciłem pod koniec poprzedniej wycieczki.
Ten samochód przede mną dziwnie zwalniał i przyspieszał. Kamera roweru jest za nisko, ale mi udało się przyjrzeć. Kierowca jechał trzymając na kierownicy telefon i pisząc na nim wiadomości...
Wraz z białym kończy się ostatnie miejsce parkingowe, a pas dla rowerów dojeżdża do prawej. Ale cóż tam takie "sugestie" dla parkującego dalej taksówkarza?
Po prawo tablica reklamowa PKP promująca zatrzymywanie się i rozglądanie przed wjazdem na przejazd. I wielkimi literami "STOP". Może lepiej się zdecydować i postawić prawdziwy znak stop?
Nie jeździłem nigdy ul. Giewont (tu z tabliczką zasłoniętą zawieszoną oponą...). Oryginalnie brakowało jej asfaltowej ciągłości. Ale już jakiś czas temu ją uzupełnili. Nawet już okazjonalnie jechałem jej bardziej północnym - tym nowym - odcinkiem, ale docierając do niego przez trawkę ul. Bronisława Czecha. Postanowiłem tym razem przejechać całą.
Na Stokach, gdzie ulice mają górskie nazwy, jest też park, Park im. Mariusza Zaruskiego, który jest owinięty ul. Giewont. Są też budynki, których historii nie pamiętam, a wydaje mi się, że był na temat tej okolicy ciekawy odcinek programu "Łódź z lotu ptaka" (cykl ze zdjęciami z drona i opowieścią o historii wybranych miejsc), lokalnej prywatnej telewizji Toya. Niestety nie mają pełnego archiwum online.
Celowo wybrałem pętlę wokół parku, pchany ciekawością, choć podejrzewałem, że zachowały się tam kocie łby. I zaiste. I jest to jednocześnie długa jazda pod górę. Bez poszukiwań mogę w ciemno zgadnąć, że na pewno już jakiś sadysta wpadł na pomysł robienia tam jakichś wyścigów rowerowych. Za to przy okazji było pięknie z kwitnącymi zwiastunami matur.
Widok na podjazd za mną. Ciekawi profilu mogą go obejrzeć w segmencie Stravy "Giewont - Cobbles".
Przez ten zawijas pogubiłem się. Wydawało mi się, że już skręcam na północ, a to było całkowicie na wschód. Ale dzięki temu zobaczyłem osiedle domków, które również kojarzyłem ze wspomnianego programu. Osiedle wybudowane przez Towarzystwo Osiedli Robotniczych. Coś na temat jest w artykule na stronie Urzędu Miasta Łódź. Być może te większe ze wcześniejszego zdjęcia, to wspomniane pod odnośnikiem osiedle poniemieckie.
Jak to się używało?
Mała rzecz a cieszy. Jest taki detal, który mi się nie podoba, gdy w ramach wyrażania zrozumiałego skądinąd wsparcia dla Ukrainy, Polacy masowo obwieszają wszystko ukraińskimi flagami. Na pierwszym miejscu należałoby jednak szanować swoją. Także jeśli już chce się w ten sposób pokazywać wsparcie, to należałoby w towarzystwie własnych barw narodowych i to na pierwszym miejscu.
Co do nawierzchni mordujących rowerzystów, to Marmurowa wciąż czeka na zalanie jej asfaltem. Okropna trylinka!
Perfekcyjny stereotypowy kolor kobiecy. A za kierownicą zaiste kobieta.
Świetlica w Kalonce straciła dach.
I okna też!
Ale może to remont a nie samoistny rozkład.
I zaczyna się! Tu są świeżutkie perfekcyjne asfalty! I to od tej strony to praktycznie non-stop zjazd! Oczywiście, że zrobił mi się tu PR, w zasadzie sam. No bo to po prostu samo niesie! Podejrzewam, że od remontu, trwa tu masowe przebijanie sobie PR-ów/KOM-ów/QOM-ów.
Jeszcze trwają jakieś prace.
Panowie starannie poprawiali pobocze.
Maszyny też są. Może jeszcze gdzieś dokładają te luksusy? Np. gdyby dokończyli asfalt w lewo do Dobieszkowa, to byłoby cudownie, bo i tam jest super wzniesienie dla treningów, a jest koszmarnie terenowe.
Co do wzniesień, to tu już podjazd, ale robi się go o wiele łatwiej, niż gdy był cały popękany.
Przede mną kolejny wygładzony podjazd. Cała droga super!
Nie inaugurowałem nowego asfaltu do jego końca, bo zbyt lubię wąską dróżkę i zakręty Bogini, by nie pojechać nią pierwszy raz w roku, skoro jest okazja. Tu nawierzchnia starsza, ale wciąż dobra. A ten przejazd przez nią jest wyśmienity.
Po prawo przygotowany teren pod działania antyrowerowe.
Jaka nieszczęśliwa nazwa tam w nawiasie.
Pas lasu przegrał z słupami energetycznymi.
Po prawo kwiatki, a po lewo bogaty płot, za którym stoi bogata willa. Na bramie była tabliczka "sołtys". Choć to pewnie było powierzenie funkcji po prostu najbogatszemu we wsi. Bogaty, to się zna, prawda? "And it won't make one bit of difference if I answer right or wrong / When you're rich, they think you really know" (motyw ze "Skrzypka na dachu").
Yyy...
Znowu mnie jakiś "cywil" wyprzedził. Co poradzić, jest jak jest.
Wpół do 4. Korki w Strykowie. Miałem wątpliwości, wyjeżdżając chwilę wcześniej z parkingu przy stawie miejskim czy mi się to w ogóle uda przez ten ciągnący się sznur, no ale na szczęście światła raz na jakiś czas zatrzymują jego ruch i wtedy można się przebijać na drugi pas z lekkim ryzykiem.
Mam nadzieję, że chociaż zwierzętom starają się pomóc, dla odmiany. Bo rowerzystów próbują rozjechać.
Zobaczyłem nowość - progi zwalniające. Przy czym w kwestii nowości należy wziąć poprawkę na to, że gdy sprawdziłem, to tym odcinkiem ostatnio jechałem 6.10.2019.
W tle punkt poboru opłat na A2 na wysokości Strykowa.
Wzdłuż A2 też widać wiosnę.
Teraz będzie dużo rzepaku.
I znowu nowe progi. Znaczy nowe w stosunku do mojego przejazdu tędy 4.06.2020. W 2021 byłem w okolicy, ale ten odcinek ominąłem wówczas przejazdem przez Górkę Ślimaka.
Pani chyba na mój widok postanowiła psa wziąć na smycz. Był to ten typ najbardziej posłusznego kundelka, który natychmiast zawrócił zawołany i nawet do smyczy szedł z pełnią miłości do właścicielki w oczach.
Ot taki skromny domek w okolicy stoi.
Do kolekcji wspaniałych dróg dzisiejszej wycieczki dołączam fragment Żółwiowej, fragment z płyt betonowych w fatalnym już stanie.
Są wielkie uskoki między płytami. Okropnie się tu jedzie.
A po płytach, na których trzeba pilnować, by nie odgryźć sobie języka, jest stromy podjazd. Słusznie jest to czarny szlak. Segment "Żółwiowa podjazd (od płyt)".
Tu zza płotu widać inny skromny domek.
Na tabliczce wyżarło przecinek i wychodzi na to, że mogę tu tylko wjeżdżać "rowerem TAXI".
Tak poza tym to ul. Wycieczkowa jest bardzo miła przez to, że ruch jest tu poważnie ograniczony. Poza rowerami może tu jeździć m.in. transport publiczny. Przy okazji trafił mi się elektryczny autobus miejski. Nie wiedziałem nawet, że Łódź takie ma! Jestem nie na czasie.
Wadą jest to, że nawierzchnia jest bardzo już zniszczona, a raczej nie jest niczyim priorytetem tu ją wymieniać, skoro mało co po niej formalnie jeździ.
A tu komfort i bezpieczeństwo rowerzystów w obrazkach. Tak, na tym chodniku jest nakaz ruchu rowerów.
A teraz, mimo braku oznakowania, należy się domyślić, że trzeba przejechać na drugą stronę, bo tylko tam jest przejazd dla rowerów pod wiaduktem.
A zaraz za wiaduktem...
...z powrotem zmienić stronę jezdni. Bezpiecznie!
Już widać było te chmury, przed którymi chciałem zdążyć.
A tu jeden z decydujących czynników w wyborze trasy. Bo chciałem koniecznie wyjechać tak, by przejechać obok poletka z tulipanami na rogu Warszawskiej i Łagiewnickiej, które przegapiłem podczas poprzedniej wycieczki.
Niestety. Za późno. Przekwitły.
Autochton. Czy tam tubylec.
Oczko wodne w Parku Staromiejskim jest bezwodne.
Poza zasadami parkowania, taksówkarzy nie obowiązuje też prawidłowe czy przede wszystkim bezpieczne wyprzedzanie rowerzysty.
Miasto nieustannie przy remontach dba o to, by zwiększać szanse na wywrotki na rowerach.
Tu jeszcze na domiar rozpaczy zrobili kosteczkę, by już zupełnie nie było sensu próbować jechać kołem po wąskim pasku. Trzeba wskakiwać między szyny.
Targ Jaracza. Zupełnie jestem nie na czasie. Widziałem to już wprawdzie i w zeszłym roku, ale dawno przestałem śledzić lokalne informacje i nie mam pojęcia, jaka temu przyświeca idea.
Kolega na rolkach wyprzedził rowerzystów z dużą prędkością. I mi się zdarzyło być wyprzedzonym przez jakiegoś szybko-rolkarza. Oni potrafią się całkiem mocno rozpędzić.
Po prawo "ksiądz" w klapkach. Nie rozejrzałem się uważnie, ale chyba, co byłoby zgodne z tradycją, to kontrmanifestacja ludzi przyzwoitych przeciwko jakimś miłośnikom plakatów z płodami po drugiej stronie ulicy. Czy innym pseudoreligijnym oszołomom.
A tu kadr ukradziony z kamer wspomnianej wcześniej telewizji Toya. Stan już po dotarciu do domu i przejściu burzy nad miastem. Nadjeżdżałem ulicą prowadzącą daleko wgłąb kadru. A po lewej stronie od niej, między wyraźnie pomarańczowym billboardem i mniej wyraźnym granatowym (po lewo od pierwszego, na budynku), jest to nieszczęsne poletko tulipanów.

Sumienne zwiedzanie wyasfaltowanej części budowy S14

Wtorek, 3 maja 2022 · Komentarze(2)
Kategoria 40 - 70 km
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.







W ostatnią sobotę w drodze powrotnej wjechałem na budowę S14 na nieco ponad 2 km. Pomyślałem sobie wtedy, że wreszcie wypadałoby ją kiedyś zwiedzić, bo jeszcze ją otworzą, zanim się zbiorę. A codziennie niemalże widuję ślady cudzych wycieczek po tej drodze. Tymczasem ja dopiero byłem na niej drugi raz. Poprzedni był 17.07.2021. Wtedy przejechałem odcinek od DK14, z dokładnym zwiedzaniem tamtejszego węzła, do wysokości Łaskowic, bo tam kończył się asfalt. Tamten odcinek też miał ok. 2 km, choć wtedy objechałem go w obie strony plus doszło zwiedzanie węzła.

Dzień wcześniej tak z grubsza założyłem, że może zrobię taką wycieczkę, choć późno wstałem i falami mi się trochę chciało, trochę nie chciało, ale w końcu przed 17 się zebrałem, co już było zupełnym limitem jak na sens w ogóle ruszania. Nie miałem pojęcia jak daleko sięga asfalt. Nie miałem jakichś założeń czy jechać również tam, gdzie nie sięga. Natomiast to co wiedziałem, to że chcę dokładnie objechać wszystkie ślimaczki węzłów jakie będą po drodze.

I tyle się udało. Od Maratońskiej (węzeł Retkinia) kierowałem się na północ, objeżdżając wszystkie nitkach skrzyżowań, aż przed Aleksandrowską zatrzymały mnie hałdy piasku. Potem jazda już bez zwiedzania na południowy kraniec, choćby dlatego, że wiatr był dziś dość silny, północny, więc w tym kierunku mogłem sobie przyjemnie utrzymać jako-takie tempo.

Przy DK14 (węzeł Łódź Lublinek) część ruchu jest już przekierowana na nowo wybudowane nitki, więc nie da się ich zwiedzić w całości, ale na szczęście te objechałem w lipcu. A skutkiem zmian ruchu trochę dodałem śladu w tamtej okolicy, tam gdzie pewnie nie powinienem :X.

Objechałem też śmieszki rowerowe przy Maratońskiej w okolicy węzła. I śmieszno i straszno. I tamtejsze rondo ósemkowe i rondo na wschód od S14. Zapomniałem o mniejszym rondzie na zachód, by tam też zrobić kółko. No trudno.

Bardzo przyjemny sposób na świętowanie. Bo i na budowie prac nie ma w weekendy i w święta, więc można pozwiedzać nie wadząc nikomu. Przejeżdżał zresztą nieopodal mnie samochód inspekcji lub ochrony, ale ani mnie ani nikogo innego nie zaczepiali.

W niedalekiej przyszłości może się odważę na próby terenowe i zwiedzenie podwalin pod dalszy odcinek na północ, który ma sięgać aż do A2.

Ach, dziś pełno zdjęć i wyciętych klatek. A co!

O, na dzień dobry hulajnoga na DDR.
Dzisiaj były derby łódzkie. Miałem pewne obawy co do przejazdu obok stadionu ŁKS, na którym się odbywały. Ale spotykałem niewielu kibiców, samych pokojowych, raczej rodziny. Może najgoręcej kibicujący człon był już gdzieś na ustawkę umówiony z kibicami Widzewa.
Prawie dobrze, prawie. Jeszcze trochę poćwiczy i zatrzyma się przed linią.
Wyprzedzają mnie rowerzyści miejscy :.(.
Dotarłem na start głównego bohatera wycieczki. Przy okazji już są postawione znaki nakazu dla rowerów, ale o tym luksusie później, po relacji z S14.
Zjechałem na jedną drogę serwisową, bo krótki odcinek nowego asfaltu widziałem z wiaduktu, ale to nie miało większego sensu, bo jazda po tych serwisowych to osobny kawał wycieczki by był. Także na tej jednej się skończyło.
Węzeł Konstantynów Łódzki. Widok na północ. Przy okazji piknik pośrodku jezdni.
Widok na południe. Między znakami małe chłopaki zwiedzające budowę.
Gdy już objechałem węzeł w każdą stronę, to było po pikniku. Został przerwany przejazdem samochodu osobowego i motocykla, co widziałem z góry. Jestem ciekaw czy to aby na pewno byli pracownicy budowy.
A to dziwy. Coś jechało, co wyglądało na jazdę służbową, w ten skądinąd wolny dzień.
Fragment w trakcie poprawki?
Taka ciekawostka. Jest już prostokąt w kolorze drogi wojewódzkiej, ale numer jest póki co niewypełniony.
Węzeł Aleksandrów Łódzki ma, jak widać, kiedyś prowadzić do Łodzi. Ale najwyraźniej nieprędko.
Taki koniec w kierunku Łodzi. Droga w tle również się kończy nieopodal.
Na DK71 przy połączeniu węzła ruch odbywa się wahadłowo, bo...
...rondo jest wciąż w budowie.
Na wiadukcie węzła jest wylana śmieszka. Ciekawe ile będzie bubli.
Widok z węzła na południe. W oddali rowerzysta i spacerowicze z psem.
Postęp czasu na budowach dróg. Gdy dawniej po takich jeździłem, były przyczepy kempingowe z ochroniarzami, czasami przy wjazdach, częściej przy parkingach sprzętu. A teraz miejsca ze sprzętem są monitorowane kamerami. I najwyraźniej nie płacą ochronie za ściganie turystów. Z personelem żywym bywało różnie - czasami grozili wezwaniem policji.
Widok na północ. I to już sam koniuszek wylanego asfaltu. Tuż za zaporami na prawej jezdni zaczyna się grunt.
Koniec asfaltu.
Wiadukt jest, a bez nawierzchni przed nim tworzy stromy stopień.
Przed ulicą Aleksandrowską robi się już całkowicie terenowo. Nieprzejezdnie.
Tu widok na lewą "jezdnię". Ktoś mi pisał na Stravie, że można się przejechać wzdłuż drogami serwisowymi. Ale to już innym razem. Tu zawróciłem.
Jeszcze tylko symbolicznie dobiłem do Aleksandrowskiej.
Na wjeździe do Łodzi był koreczek powrotów z majówki.
Przez samochód osobowy obstawiałem, że tu może być jakiś stróż. Ale nie dostrzegłem żywej duszy.
W drodze powrotnej stopień jest mniejszy, bo warstwa asfaltu jest wylana od tej strony.
Postanowiłem nie skakać, bezpiecznie skorzystać z podestu, który się trafił. Ale nie ryzykować wpadnięcia kołem w szczelinę, tylko wspomóc się stabilizacją nogami. Tyle że byłem zbyt leniwy by zsiąść z roweru, spacerowałem okrakiem znad ramy i...
...kilka klatek dalej nagła zmiana kąta kamery, bo prawie się wyrąbałem. Szczęściem jakoś podskakując na jednej nodze dałem radę odzyskać równowagę. To jeszcze na lewą stronę, a już dwa razy na przestrzeni roku skręciłem lewą kostkę i wciąż boli, to nie wiem, może bym tu leżał i wzywał pomocy :X.
Jak zawsze budowy dróg przyciągają masę turystów. Był biegacz, dzieci, kolarze, turystyczni rowerzyści, młodsi i starsi, spacerowicze, w tym z psami, mniejsze lub większe grupki, użytkownik monocykla elektrycznego (mało widoczny na dole pośrodku) czy rodziny z bardzo małymi dziećmi (tak, ta dziewczynka na końcu była na szczęście w większej grupie, pod opieką).
Popełniłem strategiczny błąd nie zwiedzając zachodnich nitek węzła przy połączeniu z DK14, gdy je mijałem, a potem wracałem już drugim pasem. Skutkiem tego, żeby nie ominąć, przyszło mi rower przenosić. I to na dodatek w rójce much.
Zwiedzone. A teraz z powrotem przenoszenie na wschodni pas.
Widok z wiaduktu nad Maratońską na Retkinię.
To teraz wrócę do śmieszek przy węźle. Po pierwsze - brak zjazdu z jezdni z na DDR, bo kąt prosty z jezdni przy jakimś dojeździe do posesji jako taki się nie kwalifikuje. Zwróćcie uwagę na znak ustąp w oddali.
50 m dalej. Tu się DDR kończy po tej stronie i trzeba przejechać na drugą. Znaki nakazu są już postawione, zanim droga została ukończona, tj. zanim zostały namalowane przejazdy. I tym razem proszę zwrócić uwagę na ustąp na dalszym planie.
Ciągle zwracam uwagę na ten kolejny znak.
30 m (!!!) dalej. Tu znowu jest przejazd na drugą stronę!
Absolutnie jestem wzruszony tym jak znowu drogowcy dbają o mój komfort i bezpieczeństwo! Absolutnie!
Tak to wygląda. Zresztą pod moim śladem widać na OpenStreetMap już zaznaczone te odcinki. Naprawdę, co trzeba mieć w głowie, by na coś takiego wpaść?
Zobaczyłem rudą kitę przebiegającą Maratońską przede mną. Z szerokokątnej kamery nic by nie było widać, więc dokonałem akrobacji, zdjąłem telefon z kierownicy i w nie przerywając jazdy, serią zdjęć próbowałem go "upolować", bo stał przy jezdni. Niestety roweru się przestraszył i zaczął uciekać, ale został jeszcze jako tako w zasięgu, by było widać, że nie był to jakiś lokalny Burek.
Ostatnio ciągle przejeżdżałem tędy w przeciwnym kierunku. I przy którejś z tamtych okazji komentowałem, że jest tam tabliczka "nie dotyczy rowerów", której dawniej chyba nie było. To się wyjaśniło. Najwyraźniej w pamięci miałem znak po tej stronie, gdzie tabliczki brak. Od drugiej wciąż jest.
Piękne!
Jestem zaintrygowany tym rozwiązaniem. Pas jezdni najwyraźniej w świetle prawa stał się parkingiem. Bez namalowania bardziej adekwatnych linii.
W niektórych miejscach krawężnik jest bardziej wcięty, w innych mniej.
Dalej zmienia się trend i ludzie stali równolegle, wbrew tabliczce pod znakiem parkingu. Tak, tu po prawo to nie jadący użytkownicy pasa, a parkujący. Czułbym się tu zdezorientowany jadąc samochodem. Chyba nie odważyłbym się zaparkować razem z nimi.
Na przeciwnym pasie samochód, a kto się obok mnie przeciska na gazetę?
Oj policji chyba brakuje szkoleń z prawidłowego wyprzedzania.
Zamknięty przejazd. Nuda. Patrzyłem na swojego ulubionego Sports Trackera, który, jeśli chodzi o aplikację na telefon, bije Stravę na głowę. Uwielbiam.
Nuda, pociągu nie widać. To pokażę akcesoria na kierownicy. A cały czas nie wziąłem się za diagnostykę czemu mi nie działa podstawka od licznika, więc brak. A od tego braku brak mi go.
Wreszcie nadjechał, ładnie odbijając w swoim lakierze zachód słońca.
Radiowóz od gazety minąłem przed przejazdem, więc mieli okazję wyprzedzać mnie drugi raz. Nie odczułem poprawy, raczej ciasnawa ta odległość była.
Przez moją lampkę nie widać dobrze napisu "Yellow Submarine" na dole tablicy rejestracyjnej. Staliśmy na czerwonym i miałem ten napis przed oczami. To było silniejsze ode mnie - resztę drogi powrotnej śpiewałem pod nosem wiadomy utwór.
Metody jazdy kurierów. W końcu jakaś zielona strzałka była, a kierunek, phi!
Pięknie świeci przykładem!

POSZUKIWANA LAMPKA

Środa, 27 kwietnia 2022 · Komentarze(2)
Kategoria 40 - 70 km




Na trasie zagubiłem lampkę tylną. Była włączona, migała. Wielu rowerzystów było dziś na tym szlaku. Jeżeli ktokolwiek znalazł, dajcie znać. Wróciłem akurat o zachodzie, więc wyjechałem na misję poszukiwawczą autem, bo tam wszędzie ciemno, zatem o ile nie byłaby rozjechana w drobny mak, zabrana dla oddania lub skradziona, to powinno było ją być łatwo zobaczyć na drodze, ale misja skończyła się niepowodzeniem.

Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.

Zaginęła podczas tej wycieczki. :.(
Kolaż kolarzy. Wielu ich dzisiaj.
Ta.
I can ride my bike with no handlebars.
Nie wytrzymał oczekiwania.
To teraz publiczne mają opcję zostawiania w terenie?
Z taką tablicą chyba nie ma problemów z zapamiętaniem, chyba że zacznie się mylić ilość zer przed i po.
Co do łatwych tablic, to i tablica próżności się trafiła, "W1 SAIL".
Komu rower, komu? Właściciela nie widziałem w pobliżu.
Ten młody rowerzysta już dba o stylówę - czapka dopasowana kolorystycznie do detali roweru.
Oryginalne malowanie płotu. Dwa kolory i trzeci na bramie. I takie trochę krzykliwe. Ale z tego co pamiętam, tutaj magazynowane są różne elementy wesołego miasteczka, to może tak dla dopasowania.
Tak się zamyśliłem, że zostałem mocno zaskoczony nagłym wjazdem na żwir.
Poczułem się obserwowany.
Pies po prawo tak chciał się pobawić rowerzystą (brak "z" celowy), że aż odfrunął od ziemi.
Tu pies po lewo obgryzał krwawą kość. Wyglądała w sam raz na piszczel rowerzysty.
Dostrzegłem w nim chwilę rozważań czy podjąć atak, ale i tym razem gaz wyciągnięty w kierunku sprawił, że zrezygnował. Ciekawostką było, że miał jedno oko błękitne, prawie białe, a drugie brązowe. Widywałem u husky, kundelka takiego jeszcze nie spotkałem.
To już był typ kanapowca lub wręcz wyposażenia damskiej torebki, więc był zbyt przejęty całą tą dziczą dokoła, by w ogóle na mnie zwracać uwagę.
Ta szarość obrazu wyżej to nie problemy z ekspozycją kamery. W taką chmurę dymu z pieca wjechałem. Gryzł w oczy i gardło.
Trochę się przestraszyłem, gdy kierowca lawety postanowił mnie wyprzedzać na tym wąziutkim odcinku, ale trzeba mu przyznać, że postarał się jak najwięcej odległości zachować, wspomagając się paskiem ziemi przed rowem.
Elewacja TME wspiera Ukrainę jej barwami narodowymi i napisem "#StayWithUkraine".
Proszę. Tu wcześniej chyba były tylko bazgroły, a zrobił się malunek w motywach ekologicznych.
Tam po prawo jegomość w akcie złości na dziewczynę stanął na DDR i ignorował dzwonki nadjeżdżającego rowerzysty.
Mam zły humor, to inni niech spadają.

Łódź - Pabianice - Rydzyny - Róża - Mogilno Duże - Dobroń - Piątkowisko - Łódź

Wtorek, 12 kwietnia 2022 · Komentarze(1)
Kategoria 40 - 70 km
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





O jak mi się nie chciało! Ale już w niedzielę obiecałem sobie, patrząc we wróżby meteo, że we wtorek się zmuszę do ok. 50 km. Na kolejne dni prognozowano wyraźnie wyższe temperatury, ale dziś akurat miało prawie nie wiać, czyli pogoda w sam raz dla słabeuszy jak ja.

Ach, jaka kumulacja standardów. Hulajnoga na drodze rowerowej i skręcający samochód, który prawie wjechał w rowerzystów.
Musiałem salwować się ucieczką na chodnik, bo kurier z zielonym klockiem na plecach zajęty był przeglądaniem zleceń na telefonie, zamiast patrzeniem na drogę i jechał od prawej do lewej.
Szedł tak prosto przy krawędzi, ale niestety właścicielka postanowiła go zawołać, widząc, że nadjeżdżam i pies poczuł się skonfundowany. Ja w efekcie też, a i zapauzowany, bo nie wiadomo było czy i kiedy ruszy.
Wspominałem już w relacji z wycieczki 14.02, że droga rowerowa między Odrzańską a Chocianowicką jest zamknięta. Wtedy przebiłem się się przez barierki, nie będąc gotowym na niespodziewaną walkę o życie na wiadukcie. Tym razem wiedziałem co mnie czeka, także wiwat przekreślony zakaz rowerów!
Wolę po brytyjsku, a co! A po prawo widać rozkopane torowisko i nic się nie dzieje.
Cudowny pomysł na remont. Wylać asfalt, ale na każdym skrzyżowaniu przeciąć go brukiem, od którego zęby mi szczękały i kręgi w plecach się kompresowały.
Nietypowy pojazd przejechał przez rondko.
Jak trzeba być niedowartościowanym, by na pustej drodze, trąbić, stwarzać zagrożenie, jechać obok rowerzysty nie zachowując prawidłowej odległości przy wyprzedzaniu, by zza kierowniczki pokazywać rowerzyście, gdzie jest jego miejsce? Zapewne, jak to statystyczny kierowca w Polsce, nie tylko wyprzedzać rowerzystów szeryf nie umie, ale i przestrzegać ograniczeń prędkości.
Tymczasem prawdziwi szeryfowie nie czuli dziś potrzeby by głosić głupie uwagi lub wystawiać jeszcze głupsze mandaty.
Przepiękne pabianickie połączenie dróg rowerowych. Ale o oznakowanie się postarali - każda się kończy formalnie przed łukiem.
Pojechałem śmieszką z powodu dziwnego, całkowicie niespodziewanego korka. To raptem była 14.
Jednemu się znudziło czekanie i postanowił pojechać na odwagę na czołówkę z TIR-em, bo pan "niedaleko" skręcał. No musiał ciągnik zaczekać.
O, znalazł się powód zatoru. Prace przy torach.
Śmieszka rowerowa, nie dosyć, że już w planach była zepsuta, to zepsuta została jeszcze dodatkowo po.
A tu nadal jest to oznaczenie tymczasowe, na które nikt nie zwraca uwagi.
Mały, zwinny, to zdąży przecież przed zakrętem.
O, jaka cywilizacja. Jak tylko sięgam pamięcią, na wioska była ta moda, że mieszkańcy dojeżdżali na autobus rowerami, często zostawiając jednoślady w rowach lub przypinając do znaku. Wreszcie ktoś pomyślał.
A cóż to tam wystaje po prawo?
Podczas poprzedniej wycieczki odnalazłem ślady wiosny we florze, a teraz udało mi się i w faunie.
Ostatnio faktycznie mocno wieje w okolicy.
Wjechałem na chwilę do parku w Dobroniu. I pokusiłem się przetestować taką oto ścieżkę wyczynową. Pewnie była stworzona z myślą o rowerzystach do 10 roku życia. Ale to chyba szczyt pumptracku na jaki mam odwagę.
Kuc. Chyba. Bo się nie znam. Towarzyski nawet, choć raczej towarzyski interesownie, bo podszedł najpierw mnie obwąchać, zapewne niuchając za jakąś smakowitą marchewką. Niestety wtedy zająłem się głaskaniem jego chrapek, a nie uwiecznianiem, a potem już nie dało się go przekonać, by oderwał się od skubania trawy i spojrzał w obiektyw.
Na tym odcinku jest taka gra, by trafiać w łaty. Bo łaty są niezmiernie komfortowe i gładkie, w porównaniu z pozostałościami pierwotnej nawierzchni.
O, kolejne gniazdo z lokatorami!
I znowu parka. Ciekawe kiedy przyleciały i czy na pewno im się podobała pogoda.
W oddali rozmytych pikseli ciężko wznosił się jakiś pasażerski z Lublinka.
Coraz lepiej z tą fauną. Takie spotkania bardzo rzadko mi się zdarzają.
W Gorzewie byłem trochę po 16 i mijałem kilku zapewne dopiero startujących rowerzystów. Bo wiadomo, że godzina dość charakterystyczna dla możliwości wyrwania się w dzień powszedni.
A to ktoś ma pomysł na reklamę. Po cóż internety, jak można wóz do nieczystości zaparkować z ofertą sprzedaży na wprost wyjazdu z punktu przyjmowania tychże nieczystości?
Godziny szczytu, nie miałem ochoty wysłuchiwać klaksonów na poremontowym zwężonym odcinku Maratońskiej, więc wybrałem próbę przebicia się ul. Józefów. Tym razem zakaz przejazdu był znacznie mocniejszy niż zwykle, ze stojącymi bramkami. I najwyraźniej wzięło się to ze świeżo przygotowanej nawierzchni. Zacząłem piachem, grzęznąc, ale i ślady opon jakiegoś samochodu i inny rowerzysta, na oko lokalny, wjeżdżający na te kilka metrów jezdni śmiało, pozwoliły mi sądzić, że chyba się nie odcisnę ani tym bardziej nie przykleję. Nawet się obejrzałem za siebie czy nie zostawiłem rowka, ale chyba nie. Byłby wstyd!
Wydaje mi się, że ten złom zajmuje miejsce parkingowe już od zeszłego roku. Może potem sprawdzę i dokonam edycji.
Nie starczyło koledze cierpliwości.
Ot życie. Synek dostał choroby lokomocyjnej lub innego zatrucia, więc ojciec awaryjnie na DDR i zajął się... samochodem. W tym czasie młody najpierw kontynuował usuwanie toksyn na rowerówce, niestety... Potem na chwilę ojciec się obudził i odesłał go na trawniczek. Zdrowia, młody! Dla ojca nie mam słów.
Na koniec jeszcze hulajnogi, żeby były.