Łódź - Kalonka - Bartolin - Stryków - Szczawin - Biała - Sokolniki-Las - Ozorków - Grotniki - Aleksandrów Ł. - Łódź
Sobota, 16 sierpnia 2014
· Komentarze(0)
Kategoria 70 - 100 km
Ryzyko deszczu było dziś wysokie - i wypełniło się. Pierwszy deszcz dopadł mnie na wjeździe do Starych Skoszewów. Postanowiłem przeczekać na przystanku autobusowym, bo to ostatnia wiata przed Strykowem. Niby przeszło. Oczywiście mokro było i tak, bo ani błotników, ani nawet stroju nadającego się na mokre warunki. Jeszcze kolejna fala nasilenia deszczu wkrótce po skręcie do Bartolina. Znowu przeczekałem, tym razem pod drzewami przy kapliczce. Potem już lepiej, deszcz tylko spod kół. W Szczawinie staję na rozdrożu i zastanawiam się - dokoła wszędzie ciemne chmury, asfalty mokre, ja mokry, w zasadzie wypadałoby jechać prosto do Łodzi. Ale nie, przecież nie mogę mieć takiego pecha, by mnie zlało kolejny raz! Obieram drogę na Białą.
Po drodze przedziera się słońce zza chmur. W Białej objawy naszych intensywnych remontów drogowych - sfrezowali nawierzchnię. Wszędzie mokro, dopiero za Ozorkowem suchy asfalt. Gdy docieram do Aleksandrowa, moja ufność w limit nieszczęść zostaje zdradzona - znowu zaczyna padać. Z tego wszystkiego niechcący wyjeżdżam na drogę prowadzącą do Rąbienia, a dopiero co kilka km wcześniej, patrząc na godzinę na zegarku, zwiastującą rychły koniec dnia, zdecydowałem wracać prosto do Łodzi względnie najkrótszą drogą. Korzystając z pomyłki przed zawróceniem znowu czekam aż deszcz sobie pójdzie, schowany pod drzewkami pod czyimś domem. Niby pada mniej, jadę dalej. Mniej padało na krótko. Kilometr dalej znowu deszcz jest uciążliwy. Mijam jakichś rowerzystów schowanych pod drzewem, ale nie, dość stałem - będę jechał. Krople uderzające w głowę i mokre okulary irytują mnie dziś bardziej niż zwykle. W Łodzi na Kaczeńcowej uznałem, że już dalej nie zdzierżę. Staję na przystanku i czekam aż sobie pójdzie.
W ten sposób, z dużą liczbą postojów, mokrymi wszystkimi częściami garderoby i zabłoconym rowerem, który dopiero co wczoraj pracowicie wymyłem, dotarłem. Ale źle nie było. I tym razem bardzo, ale to bardzo ostrożnie przejeżdżałem przez wszelkie mokre szyny!