Łódź - Babice - Kazimierz - Lutomiersk - Mikołajewice - Chorzeszów - Petrykozy - Łódź
Niedziela, 24 maja 2015
· Komentarze(0)
Kategoria 40 - 70 km
W Krzywcu kamyczki ze smołą już się dobrze osadziły. W Lutomiersku na drodze 710 trafił się za mną wyjątkowy kierowca, który uważał, że jednak nie jest bezpiecznie przepychać się obok rowerzysty na krętej i wąskiej drodze, na której zza ostrych zakrętów ktoś co chwila wyjeżdża z naprzeciwka. Świadomość, że on i wszyscy za mną jadą z moją niewysoką prędkością była jednak lekko dyskomfortowa, ale bardziej już z prawej jechać się nie dało. I tak całe 700 m aż skręciłem.
W Lutomiersku miałem przejechać ulicą Wiejską w całości. Na drodze na wprost było jednak głośne stadko kundli. Jeden to pikuś, ale więcej i to już podekscytowanych, bo agresywnie obszczekiwały nie pasującego im owczarka niemieckiego - niekoniecznie. Postanowiłem odbić na południe, w jakąś drogę polną wiedząc, że gdzieś tam jest kolejna droga łącząca ul. Piłsudskiego - wyjazd z Lutomierska na Porszewice - z ul. Parcela, prowadzącą do Wygody Mikołajewickiej. Tej nie wybrałem pierwotnie, bo miała być to droga gruntowa. Ale jak mus to mus.
Wspomniany owczarek nie przyjęty ciepło przez stado, postanowił się do mnie przyłączyć. Definitywnie do mnie. Szukał sobie pana na spacer? Biegł przy rowerze. Czekał i przyglądał się, gdy się zatrzymywałem. A zatrzymywałem, bo droga z każdą chwilą była bardziej leśna, a potem to już w zasadzie jej nie było. Jechałem dalej, bo choć na telefonie na mapie OSM moja droga nie istniała, to ta docelowa była coraz bliżej. I w ten sposób miałem przejażdżkę jak z własnym psem przez kolejne 1.5 km umiarkowanie ciężkiego przebijania się do Legendzina. Pies był przybrudzony, ale na wygłodzonego nie wyglądał i obrożę miał. W Legendzinie droga już bardziej nadawała się do faktycznej jazdy, mimo że szuter. I tam owczarek już został. Mam nadzieję, że drogę do domu zna.