Łódź - Rzgów - Kalinko - Modlica - Tuszynek Majoracki - Górki Duże - Dłutów - Rydzyny - Czyżeminek - Stara Gadka - Łódź

Sobota, 6 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria 70 - 100 km


Nowych dróg: ~ 45 km (58%).

Dzień pod znakiem porażek. Wycieczka zaliczona, kilometry są, a to na plus. I nowe nieznane drogi, w dużej mierze z nienaganną nawierzchnią. Ale na tym koniec sukcesów.

Zapowiadał się upał, więc postanowiłem wstać wcześnie by wrócić jeszcze przed południem. Nie udało się. Wyjechałem za późno, nadmiar ciepła dawał się we znaki dość mocno już od połowy przejażdżki. I niczym się nie posmarowałem przeciwsłonecznym, a trzeba było. Wróciłem poparzony na rękach i twarzy w wersji na raka. Porażka.

Po ostatnim wyjeździe jakimś przypadkiem (nie pamiętam co było zapalnikiem) wkradła mi się myśl o geocachingu. Zobaczyłem wtedy ile geoskrzynek mijam podczas wyjazdów, poczytałem z czym to się je i uznałem, że można by przy okazji się i w to pobawić. Założyłem konto w geocaching.com i zaplanowałem potencjalne trzy schowki do zaliczenia, wgrywając je jako POI do programu ViewRanger.

Pierwszą miała być GC5QKBM "Ner 25". Dotarłem do sfotografowanego podczas poprzedniej wycieczki do Rzgowa mostu i zacząłem szukać. Szybko okazało się, że ViewRanger nie jest najszczęśliwszym wyborem. Ograniczona możliwość przybliżenia na mapie, informuje o dotarciu do celu w relatywnie dużym promieniu. Da się podejrzeć odległość bieżącej pozycji od zaplanowanej, ale nie odświeża się ona na żywo. Powinienem był dodać ten punkt do wbudowanej aplikacji nawigacyjnej w mojej Nokii E52 - skutek mógłby być lepszy. Ponieważ używa innego systemu wprowadzania współrzędnych niż ViewRanger to na miejscu już nie przepisałem. Możliwości buszowania po sieci na starym Symbianie, w tym poszukiwania konwertera lub logowania się na geocaching.com są ograniczone, a przynajmniej jest to mało wygodne. Mniej więcej wydawało się, że jestem w dobrym miejscu. Macałem, szukałem i nic. Na dodatek kręciło się wielu przechodniów i rowerzystów, co powodowało długie przerwy w eksploracji. Albo raczej miałem chwilowe przerwy od przechodniów na szperanie. Choć samemu trudno mi w to uwierzyć, zapis z GPS mówi, że spędziłem na moście ponad 40 minut! I nic! Porażka.

Drugi ze schowków to GC5QMFG "Tuszyn - bliźniacze drzewo". Tu znowu braki techniczne dały o sobie znać. W ViewRanger, który punkt renderował w układzie współrzędnych obok mojej trasy, nie mam tego fragmentu mapy. Z racji starej wersji, program nie umie już sam sobie pobierać map z sieci. A ja nie zapamiętałem, która to ulica w Tuszynie miała być dojazdem do celu. Bo ten miał leżeć poza moją zaplanowaną trasą. Pierwsza próba odbicia, gdy skrzynka pokazała się w linii prostej na wschód - oddalam się. Druga okazała się być drogą wewnętrzną kończącą się w oczyszczalni w Tuszynie. Gorąco, wiele kilometrów przede mną - dalszych prób nie podejmowałem. Porażka.

Mijam Tuszyn, dojeżdżam do DK1 w Tuszynku Majorackim, gdzie prowadzi mnie pas rowerowy. Na skrzyżowaniu akurat zielone, jadę więc ostrożnie obok lekkiego korku, patrząc czy ktoś nie miga planując skręcić w prawo i przeciąć mi drogę. Nikt nie miga, wszyscy natomiast odbijają lekko w prawo, by ominąć czekających pośrodku skrzyżowania na lewoskręt. Ten jadący równo ze mną też. A przynajmniej tak mi się wydawało. On w prawo, ja w prawo, on bardziej w prawo, ja bardziej w prawo, aż on zupełnie w prawo. Najwyraźniej kierowca nie wiedział ani po co ma kierunkowskazy, ani po co ma prawe lusterko. No nic.

W którejś z wiosek na drodze do Dłutowa trafiam na bocianie gniazdo na niezbyt wysokim słupie. Jeden dorosły osobnik, dwoje młodych. Będzie fajne foto! Wyciągam aparat, zdejmuję osłonę, przełącznik w kierunku "On" i... i nic. Z niedowierzaniem otwieram pokrywę baterii. No tak, z ładowarki po nocy wyjąłem, ale do aparatu to już z nią nie dotarłem. Potem było malownicze pole pełne chabrów, które też chętnie bym uwiecznił. Porażka.

W Dłutowie odwiedzam sklep, by uzupełnić napoje. Potem Rydzyny. Tu znowu kierowca zafundował mi trochę szybsze bicie serca, gdy jadąc z naprzeciwka ścinał swoim dostawczakiem niewielki zakręt tak mocno, że dojechał do przeciwnej krawędzi jezdni. Jakoś się zmieściłem.

I olśnienie. Przecież za Dłutowem miał być jeszcze punkt - GC2WENY "BJoe Straganik - Huta Dłutowska". Porażka.

Spalony słońcem, przegrzany i bez zdjęć wróciłem do Łodzi. Na Piotrkowskiej odbywała się konkursowa parada zlotu zabytkowych Mercedesów w Łodzi. Na szczęście był też cień. Zostałem pooglądać. A były to egzemplarze godne sfotografowania...

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!