Łódź - Zelgoszcz - Swędów - Dzierżązna - Sokolniki-Las - Ozorków - Grotniki - Aleksandrów Łódzki - Wola Grzymkowa - Rąbień - Łódź
Niedziela, 21 czerwca 2015
· Komentarze(0)
Kategoria 70 - 100 km
Jak wiadomo dziś pierwszy dzień lata. Wybrałem się na rower o 7. Temperatura prawie adekwatna do okazji - 10 stopni. Skutkiem tego znowu ubrałem się jak profesjonalista, na cebulkę, w sweter i polar. Tylko spodenki krótkie.
Dzień był pod znakiem wymuszania pierwszeństwa. Niedziela rano, widać kierowcy jeszcze nie wytrzeźwieli. Zaczęło się gdy przejeżdżałem Nowomiejską przez Północną. Dojeżdżam do skrzyżowania jak już zielone dla mojego kierunku ruchu świeci na całego. Już jestem na skrzyżowaniu, a tu od strony Manufaktury wjeżdża dziarsko kierowca-dziadek z żoną za pasażera. Zaczął hamować ze strachem w oczach. Ja też zahamowałem, bo nie planowałem zginąć. Najwyraźniej pan uznał, że to w takim razie ja jestem tam gdzie nie powinienem, bo widząc, że się zatrzymuję wpół drogi, natychmiast ruszył dalej. Inni grzecznie stali. Jeszcze raz podkreślę - gdy wpakował się na to skrzyżowanie co najmniej 30 sekund było tam czerwone. Byłoby tradycyjne tłumaczenie o słońcu, bo rzeczywiście świeciło ze wschodu, ale skoro się nie widzi sygnalizatora, to tym bardziej wypadałoby się zatrzymać i postarać się bardziej.
Druga sytuacja nie miała bezpośredniego związku ze mną. Gdy stałem na DDR chcąc przejechać wzdłuż Bandurskiego przez Włókniarzy, kierowca jadący z zachodu na wschód też wpakował się na pełnym czerwonym, mimo że już inni tam stali przed światłami. O dziwo zmieścił się między trąbiącymi samochodami jadącymi po Włókniarzy, a już widziałem oczami wyobraźni kraksę.
Na koniec jeszcze kierowca wyjeżdżający z Tagore'a na rondo Lotników wymusił pierwszeństwo na kolumnie trzech rowerów jadących po DDR, gdzie byłem tym trzecim. Wszyscy dali radę wyhamować, a kierowca nawet uwagi nie zwrócił. To chyba ten typ, co jest przekonany, że każdy musi właśnie jemu ustąpić.
Co do trasy, to destrukcja na drodze przez Klęk do Dobrej nadal postępuje. Jakiś kilometr przed Kiełminą zaczyna się sfrezowany asfalt. Przynajmniej jeszcze twardo. Dalej wyglądało na to, że nie ma go wcale, więc odbiłem na DK71. W Białej nowy chodnik. Cud - zrobili wąski i bez DDR! W Dzierżnąznej stawy mają się dobrze, suszy po nich nie widać. Ale one chyba są zasilane jakąś rzeczką.
Sokolniki-Las mają jak wiadomo las w nazwie nie bez przyczyny. Całkiem żywy ten las. Na drodze przywitała mnie ciekawska wiewiórka. A potem frunęły obok mnie dwa dzięcioły.
Co do pogody, to już jadąc przez Zelgoszcz dostałem SMS z Sieradza, że od dłuższego czasu jest tam wielka ulewa. To wzbudzało pewne obawy, bo za chwilę miałem skręcić na zachód, a do tego wiatr zachodni wiał. Na horyzoncie było widać straszące granatowe chmury. Prognoza co prawda obiecywała tylko słabe przelotne opady deszczu, ale ze sprawdzalnością prognoz różnie bywa. Do Ozorkowa tylko chwilami kropiło. Zaczęło padać chyba w Grotnikach. I tym razem był to całkiem konkretny regularny opad. Ale ulewą tego nazwać nie można. Było nieźle, dało się jechać. Mniej więcej na wysokości Jastrzębia Górnego było już po deszczu.
A mijany po drodze zbiornik na Lindzie też sprawiał dobre wrażenie.