Łódź - Kazimierz - Kałów - Busina - Małyń - Kwiatkowice - Chorzeszów - Piątkowisko - Łódź
Czwartek, 2 lipca 2015
· Komentarze(0)
Kategoria 100 - 150 km
Realizacja planu z 28.06, którego wówczas nie udało się w pełni wykonać.
Z incydentów drogowych. W Niesięcinie zbliżam się do skrzyżowania z DK71 zamierzając je przejechać prosto. Świeci zielone. Już jestem kilka metrów przed skrzyżowaniem a na wysokich obrotach zaczyna się przeciskać, to przyhamowując to przyspieszając, samochód osobowy. Włączony prawy migacz. Samochód osiąga moją wysokość i jest coraz bliżej mojej kierownicy, zmuszając mnie w końcu do hamowania. Kierowca samochodu za chwilę również gwałtownie hamuje, bo skutkiem jego dziwnych manewrów sam nie zmieścił się na zielonym. Patrzy się na mnie w lusterku wstecznym, więc popukałem się w głowę. Pan cofnął się o kilka metrów pytając "co niby takiego zrobiłem?". Nie sposób było panu wyjaśnić. Dwa wybrane cytaty:
"Powinien pan tu jechać po chodniku!"
"Jak się pan decyduje jeździć rowerem to powinien pan jeździć tak by było bezpiecznie!"
Aha, i vice versa. Osłabiony wykrzyknąłem jakąś krótką serię zarzutów włącznie z pytaniem czy pan kierowca prawo jazdy kupił na Ukrainie, skoro przepisów nie zna, wpakowałem mu się zaraz przed maskę by przywrócić właściwą kolejność przed ponowną zmianą świateł i tyle. Szkoda słów.
Elektrownia wodna na Nerze w Bałdrzychowie. Prezentuje się znacznie lepiej niż ta atrapa w Charbicach.
W Małyniu jak i w Kazimierzu kościół postawiono postawić z rozmachem. Chyba jedna msza wystarcza by obsłużyć nie tylko całą wieś, ale i jej okolicę.
Księżyc nad Piątkowiskiem był nisko i był wielki. Było ładnie. Tylko aparatu dobrego nie było.
Pod koniec kryzys zapisywania GPS-em, bo bateria w moim telefonie kończy życie i lubi mieć nagłe zaniki mocy. 99 km na liczniku, początek Maratońskiej, dzwoni telefon. Odrzucam, piszę SMS, wyślij i... i wyłączył się. A tu z okazji pewnej konkurencji potrzeba mi było wszystko co do metra nagrać. Dobrze chociaż, że rejestrator śladów nie ma problemu z nagłymi wyłączeniami i odzyskuje trasy. Postój wymuszony, ogrzewanie baterii w rękach. Pierwsza próba - włączam, wpisuję datę, godzinę, rejestruje się do sieci i padł. W drugiej próbowałem mu dać mniej okazji do ciągnięcia prądu i wszystko pomijałem starając się jak najszybciej wymusić tryb offline. I udało się. I GPS wystartował. Żeby jeszcze trochę utrudnić mi zadanie, po drodze opuścili zapory na Wróblewskiego.
A, i antagonizm kierowca - rowerzysta na Maratońskiej miejscami wzrósł, bo drogowcy odświeżali farbę na pasach, więc postawili pachołki pośrodku jezdni i przez to np. na przewężeniu przed Popiełuszki nie było miejsca by rower wyprzedzić.