Łódź - Gałków Mały - Przanówka - Koluszki - Borowa - Zielona Góra - Łódź
Niedziela, 24 lipca 2016
· Komentarze(0)
Kategoria 70 - 100 km
Czwartkowa wycieczka na wschód Łodzi nie zniechęciła mnie wystarczająco do dalszej eksploracji tego kierunku.
Nie przypominam sobie bym wcześniej zaobserwował, że i po północnej stronie Andrespola, zaraz za przejazdem kolejowym (jadąc z północy na południe), zaczynają się chodniki z nakazem jazdy rowerów. Ale może było to na tyle irytujące, że wyparłem z pamięci. Są też na małych uliczkach: Źródlanej i Chopina. Choć tu lepiej, bo i fragment asfaltowy się trafił.
Google proponowało dojazd do Koluszek przez Jordanów. Mając świeże wspomnienie dziur na tamtej drodze, wybrałem zamiast tego dobrej jakości nawierzchnię przez Justynów.
Kościół w Gałkowie.
Na jezdni przed kościołem jest politycznie.
Za skrętem z drogowskazem "Do Jordanowa" (czyli notabene skrzyżowaniem, do którego Google sugerowało mi dojechać z zachodu) zaczyna się gmina Brzeziny, w której wita znajomy z tych okolic znak ostrzegający o głębokich ubytkach w nawierzchni. Pogorszenie warunków było bardzo krótkie, bo po odbiciu na wschód, do Przanówki, wjeżdża się na idealny asfalt. W Przanowicach trochę gorzej, ale wciąż jest nieźle. Po drodze mija się ładne niewielkie zbiorniki wodne. Stare Koluszki i zmiana kierunku na południowy. Tu przejeżdża się nad zalewem Bogdanka na rzece Mrodze. I w końcu witają mnie Koluszki.
W nich skręcam w ulicę Naftową obejrzeć bazę Operatora Logistycznego Paliw Płynnych, do czego zachęciły mnie zdjęcia lotnicze.
Przydałaby się przepustka lub chociażby aparat z optycznym powiększeniem.
Obiekt ma też własną bocznicę kolejową.
I jeszcze widok z ul. Nasiennej.
"Przepiękna" (czyż nie?) stacja kolejowa w Koluszkach.
Pomnik ku czci odzyskania niepodległości Polski projektu Władysława Strzemińskiego. Ja wiem, wiem - Strzemiński wielkim artystą był. Ale co to za połączenie sześciopalczastej stopy z papierowym samolocikiem?
Gdy pytałem przed wyjazdem wyszukiwarkę, co warto zobaczyć w Koluszkach, odpowiedź sprowadziła się do 3 liter - "nic". Ktoś wspomniał o kościele, więc pojechałem sfotografować.
Podczas powrotnej drogi wiaduktem nad torami, w oczy rzucił mi się wyraźny łódzki akcent. Tu też brudzą ściany.
Widok w kierunku stacji PKP z wiaduktu.
Mapy nie kłamały - ulica Zagajnikowa, która była naturalną kandydatką na wyjazd z Koluszek, jest w remoncie. Oznakowany objazd pokrywał się z tym, co proponował algorytm wyznaczania trasy.
Docieram do skrzyżowania Głównej z Długą i patrzę z niedowierzaniem - to na Długą, to na mapę z planem. Asfalt wyparował. Zacząłem tracić pewność czy dobrze sprawdziłem, że Google Street View sfotografowało tam twardą nawierzchnię (po fakcie wiem, że dobrze). Z jakichś przyczyn, na oko całkiem niezła droga, przeżywa kapitalny remont i została kompletnie zaorana. Po dłuższej chwili konsternacji decyduję się trzymać planu. Było warto. Po ok. 2 km dziurawej szlaki, od skrzyżowania z ul. Borowieckiej, znowu są warunki godne rowerowych opon.
Charakterystyczne na ul. Długiej są anteny przed wieloma posesjami - obstawiam Internet radiowy.
Droga do Zielonej Góry ma trochę gorszą nawierzchnię. Ale rekompensuje ją prawie całkowity brak ruchu i urokliwy leśny krajobraz. W samej Zielonej Górze domki sprawiające wrażenie bardziej terenu letniskowego miastowych niż pierwotną wieś. I trwa tu wakacyjna sielanka. Przed wieloma domami stały niewielkie baseny, z których dobiegał mnie radosny gwar dziatwy korzystającej z uroków kanikuł. W Andrespolu z premedytacją zaplanowałem przejazd po leśnej dróżce, by zobaczyć tamtejsze stawy.
Bardzo spodobał mi się ten mniejszy znak na tablicy. Niestety grupka ludzi, widoczna w oddali za znakiem, nie przestrzegała go w odniesieniu do swoich dwóch psów.
Po taki widok przyjechałem!
Na drodze, która jest na mapie i którą miałem opuścić ten teren rekreacyjny, spotkała mnie taka niespodzianka.
Nie wiem na ile to aktualne i jakie panują zwyczaje w Andrespolu co do przestrzegania. Furtka niby stała otworem. Ale w oddali jeździł ciągnik, a nie chciałem ryzykować ewentualnej ucieczki przed potencjalnym właścicielem terenu i jego widłami. Zrezygnowałem więc i po trawie, na której ledwie było znać trop okazjonalnego przejazdu samochodu, próbowałem znaleźć alternatywę, nie wymagającą powrotu po swoich śladach. Droga robiła się coraz węższa. Na ten widok zastanowiłem się czy już nie pora zawracać.
Okazało się jednak, że przejście jest. Prowadziło pod wiadukt kolejowy, gdzie, jak widać, nie byłem jedynym rowerzystą.
Pod nim leniwie płynie rzeka Miazga. I chipsy...
Nawet i pociąg się akurat trafił. Takie szczęście! Bo za dzieciństwa pod podobnymi wiaduktami czekało się na przejazd jak na ogromną atrakcję. Patrząc na kładki techniczne przy torach, pieniędzy starczyło tylko na pół remontu.
Tak. Zdecydowanie nie tak miała wyglądać droga wg mojego planu. Ale w gruncie rzeczy atrakcyjnie.
Na przejeździe kolejowym dano mi okazję się usmażyć. Po widocznym na zdjęciu pociągu jadącym ze wschodu przyszło mi jeszcze czekać przed zamkniętym szlabanem 5 minut na przejazd drugiego, jadącego w przeciwnym kierunku. A słoneczko dawało się we znaki.
Ciekawostka przy ul. Feliksińskiej. W miejscu jej oryginalnego przebiegu - budowa autostrady przesunęła jej położenie w tym miejscu o ok. 250 m na północ - powstało przejście pod autostradą. Oszczędza to mieszkańcom spaceru naokoło. Jak też udało im się to wywalczyć?
Przejazd Feliksińskiej pod A1. I tu też jest chodnik.
Stacja Łódź Olechów Wschód. Nawet podpowiadają mi skąd przyjechałem i dokąd zmierzam.
Labirynt bezpieczeństwa przed przejściem przez tory.
Jak tu klimatycznie.
Jest i przejazd, który wcześniej oglądałem z góry, z budowy autostrady.
Wielki Brat patrzy. Obserwujemy się. Oni mnie, a ja ich.
Pod A1.
Na obu końcach wiaduktu są drabinki prowadzące na pomosty ze skrzynkami instalacji elektrycznej.
Skrzyżowanie autostrady z ul. Zakładową.
Podsumowując: dobra trasa, w większości z dobrym asfaltem.
Zdjęcia na mapie.