Łódź - Guzew - Rydzyny - Róża - Dobroń - Wiewiórczyn - Chorzeszów - Piątkowisko - Łódź
Poniedziałek, 15 sierpnia 2016
· Komentarze(0)
Kategoria 100 - 150 km
Długo nie czekałem na zrobienie drugiej setki. Dzisiejsza była na dwie raty, bo z dłuższym przystankiem w Dobroniu.
Piotrkowska ok. 10 w świąteczny poniedziałek wciąż spała.
Pod siedzibą firmy Breve Tufvassons, producenta transformatorów, która mieści się na skrzyżowaniu ul. Postępowej z chodnikiem przy Trasie Górnej, zaparkowało najwyraźniej amerykańskie wojsko.
Poniżej osada rybacka Sereczyn.
Jak nie kozę człowiek spotka na drodze, to byk groźnie nań spojrzy spode łba.
Chwilę później ten byk, czyli samiec daniela, zdawał się pytać: "masz marchewkę?".
Nie był sam.
No dobra, z tą marchewką, to muszę przyznać, że miałem pewną podpowiedź.
Dziewczynka, rzucając smakołyki w trawę, doskonale ćwiczyła stado w gimnastyce synchronicznej.
Ktoś tu jest bardzo oswojony. Albo po prostu wie, że kto jak kto, ale rowerzyści to godni zaufania ludzie.
Rower stał tam wcześniej. To sympatyczny rogacz wybrał sobie miejsce obok niego na spoczynek. I tak odpoczywał w bezruchu, pozwalając mi sfotografować przez siatkę jego profil.
Gdy zbliżałem się do sklepu w Róży, wyjechała spod niego całkiem duża grupa rowerzystów - co najmniej 10 osób. Nie była to ustawka kolarska - grupa wyglądała turystycznie. Nie bez trudu wyprzedziłem ich rozciągnięty peleton. Wydaje mi się, że skręcili za mną jeszcze w kierunku Mogilna, ale potem zniknęli. Podejrzewam więc, że pojechali drogą wzdłuż S8. Jestem bardzo ciekaw co to za grupa. Wydaje mi się, że Łódzkich Wiadomościach Dnia wspominali nie tak dawno o wycieczkach grupowych z Pabianic.
W Kolumnie skręcam do Wierzchów, co pozwala ominąć przejazd przez centrum Łasku. Przy ul. Wileńskiej w Kolumnie, pod kościołem, odbywał się wielki odpust. Była nawet scena, a przemawiający zeń konferansjer próbował być dowcipny. Nie uwieczniłem, bo od jazdy po tamtejszej trylince mózg zbyt mi się obijał, bym jeszcze mógł myśleć o zdjęciu. Trzeba zacisnąć zęby i szybko przejechać. Albo lepiej nie zaciskać, żeby sobie przypadkiem języka nie odgryźć na wybojach. Po chwili cierpienia, po drugiej stronie torów, nawierzchnia jest już dobra. Ładny asfalt, a ta kropka w oddali pośrodku kadru to radar we Wronowicach.
We Wronowicach stoi też budynek starej gorzelni.
Już jak opuszczałem Dobroń, to widok zamkniętego marketu przypomniał mi (choć ta myśl docierała do mnie powoli), że dziś święto i ze sklepami będzie gorzej. Mimo to w Anielinie zignorowałem oba konkurujące ze sobą, oddzielone tylko szerokością szosy, spożywczo-monopolowe. To przez dyżurujące pod nimi podchmielone towarzystwo. Szybko zacząłem żałować. Płynów miałem już tylko na kilka łyków. W Chorzeszowie sklep był zamknięty. Miałem wątpliwości czy przed Łodzią jeszcze coś znajdę. Przed Żytowicami nie miałem już nic w butelce. Szyld ABC, chwila nadziei, ale niestety - w oknach opuszczone rolety. Powoli godziłem się z myślą, że aż po Łódź będzie mi bardzo sucho. Ale stał się cud. Nieduży budynek w Woli Żytowskiej, z wielkim szyldem "Poczta Polska", pod nim dwie starowinki na ławce, a drzwi do budynku otwarte. "Poczta" mnie nie od końca przekonywała, ale zza okna widać było coś na kształt lodówki. Okazało się, że jest tam co wypić. Nie wiem tylko czemu jak poprosiłem o coś bezalkoholowego do picia, to babcia (okazało się, że jedna z pań z ławki była ekspedientką) ze wszystkich napojów w sklepie wybrała dla mnie piwo. Owszem, było bezalkoholowe, ale nie to miałem na myśli. Z zapasem wody, uratowany od śmierci z pragnienia, byłem tak zadowolony, że aż się lepiej kręciło.
Osiągnięcie setki wymagało i tym razem dokręcania po mieście, lecz dziś niewiele.
Dziś było chłodno cały dzień - ok. 20 stopni. Miałem bluzę i było mi z tym dobrze.
Jeszcze ponarzekam na innych rowerzystów. Z przejazdu rowerowego przez Zachodnią na wprost Manufaktury korzystam, by włączyć się spod Manufaktury do ruchu na południe. To wygodne, bo chwilowo wszystko stoi, więc mogę swobodnie dojechać do lewego pasa na skrzyżowaniu z Północną. I dziś ustawiłem się najbardziej przy prawej krawędzi przejazdu jak się dało, czekając na zielone. Ale jak to zwykle bywa, znajdzie się taki, co potrafi jeszcze bardziej. Widziałem jak krąży zawzięcie wokół mnie młody (gimnazjum/liceum) rowerzysta. Ostatecznie zawisł na chodniku, nad wyższym krawężnikiem, z mojej prawej. I czego się spodziewałem, ledwo zapaliło się zielone, zeskoczył pospiesznie z krawężnika, by wyprzedzić mnie na drugą stronę, gdzie i tak nie jechałem, oczywiście zajeżdżając mi drogę do skrętu. Zresztą to wepchnięcie byłoby lekko irytujące nawet gdybym jechał prosto. Ale młodość podobno rządzi się swoimi prawami. Niech mu będzie. Gorzej, że pewnie w tym samym stylu będzie za kilka lat prowadził samochód.