Łódź - Kalonka - Anielin - Nowostawy Dolne - Dmosin - Chlebów - Słupia - Kołacin - Grzmiąca - Brzeziny - Wiączyń Dolny - Łódź (+PW)
Sobota, 20 sierpnia 2016
· Komentarze(0)
Kategoria 100 - 150 km
W piątek, mimo wciąż cierpiących po czwartkowej eskapadzie mięśni, nie przeszła mi towarzysząca mi od początku tygodnia chęć na zrobienie w sobotę kolejnej setki. PW, który również przecież uczestniczył w czwartkowych zmaganiach, nie trzeba było jakoś specjalnie namawiać. Jedynie wspomniał, że liczył, iż jednak wybierzemy coś krótszego. Ale ja już byłem bardzo przywiązany do świeżo naszkicowanego planu przeszło stukilometrowej pętli przez północny wschód.
Trasę zaplanowałem w sam raz jak na odpoczynek po czarnym szlaku - bo w końcu trzeba było znowu pojechać na pagóry Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich, żeby przypadkiem nie poczuć szoku od zbyt płaskich dróg. Jednak miała poważną przewagę nad szlakiem - zapowiadało się 100% asfaltu, najczęściej świetnego asfaltu.
PW przyjechał do mnie i krótko przed południem ruszyliśmy. Pierwszy przystanek zrobiliśmy nieprzyzwoicie wcześnie, przed zjazdem w Kopance, bo PW utrzymywał, że nowego bidonu nie da rady wyjąć z kosza podczas jazdy. Dopingowany moim brakiem wiary, szczęśliwie szybko się nauczył. Potem robimy najszybszy odcinek trasy, bowiem od Kopanki przez Kalonkę do końca Bogini jest przecież prawie cały czas w dół. Na tym odcinku mijamy jadącą w przeciwnym kierunku, rozciągniętą już na kilka kilometrów ustawkę kolarską.
Kościół mariawicki Matki Boskiej Szkaplerznej i św. Wojciecha w Lipce.
W Niesułkowie zaliczamy przystanek w sklepie.
Kościół św. Wojciecha z drugiej połowy XVII w. w Niesułkowie.
Kościół w Dmosinie.
Na skrzyżowaniu naszej trasy z DW704 w Trzciance postój zarządzam ja, bo odczuwam kryzys sił. Przeszła mi przez głowę myśl, by może tu już odbić na południe, ale drogowskaz do Chlebowa - planowego punktu zmiany kierunku - wskazywał już tylko 6 kilometrów. Tędy przebiega czerwony szlak rowerowy "szable i bagnety".
Przepiękna droga przez las między Trzcianką a Bobrową była dla nas krótkim wytchnieniem od palącego słońca. W kadrze mój dzisiejszy sparingpartner.
W Lipcach Reymontowskich nie trafiamy na dom, w którym mieszkał Władysław Reymont, aczkolwiek trasy nie planowałem pod tym kątem. Na pocieszenie trafiamy do marketu. A potem do muzeum czynu zbrojnego.
Odnowiona haubica pachniała jeszcze świeżą farbą.
Kawałek za muzeum wskazujemy drogę do sklepu dwóm innym cyklistom, którzy nadjechali do Lipców od strony Drzewców.
Drewniany kościół w Kołacinku.
Kolejny i ostatni sklep na trasie odwiedzamy w Kołacinie. Wymieniliśmy w nim kolarza na szosówce, który właśnie odjeżdżał. Za Kołacinem zdekoncentrowałem się i przestałem pilnować mapy, w efekcie czego musieliśmy zawrócić kilkaset metrów.
Wyjazd zwieńczamy wizytą w polecanej przez PW lodziarni na Janowie, na rogu Hetmańskiej i Billewiczówny. Rzeczywiście, godna polecania. Na Janowie się też rozstajemy.
Rozumiem, że pieniądze zamiast chodzić piechotą leżą na trawniku?
Na drodze rowerowej na Piłsudskiego, między Kilińskiego a Sienkiewicza asfalt obok studzienki zapada się. Podjechałem na posterunek Straży Miejskiej przy pasażu Schillera z prośbą, aby jakoś odgrodzili ją, by nikt nie ucierpiał nie zauważywszy. Dyżurny przyjął zgłoszenie i wspomniał coś o tasiemce. Zapowiadało się dobrze.
Dwie godziny później pojechałem, tym razem już ŁRP, sprawdzić jak zabezpieczyli. Oczy przecierałem ze zdumienia.
Nasypać trochę kory i gotowe! A niech studzienka dalej się zapada. Poczekamy aż zrobi się wielka dziura.
Próbowałem dodzwonić się do SM z pytaniem czy to mogła być ich interwencja i uważają, że to dostateczne zabezpieczenie czy po prostu wciąż nie dojechali. Ale po 15 minutach oczekiwania na połączenie poddałem się.
Dzień był gorący i słoneczny. Byłem na tyle rozsądny by przed wyjazdem użyć filtru na twarzy i rękach. Nie wystarczająco, by to samo zrobić na nogach. A i na palcach, odsłoniętych przez rowerowe rękawiczki, których bym nawet podejrzewał o taką podatność. A jednak! Wróciłem z piekącymi palcami i nogami i musiałem się ratować d-pantenolem.
Co do formy, to mniejsza o moją. Ale PW, dla którego była to dopiero 3 wycieczka od kupna roweru, zdecydowanie jest za sprawny jak na mnie. Nie widać było by 100 zrobiło na nim większe wrażenie. A na większości podjazdów zostawiał mnie daleko w tyle.
Zdjęcia na mapie