Łódź - Aleksandrów Łódzki - Grotniki - Orła - Stare Krasnodęby - Aleksandrów Łódzki - Łódź i po Łodzi
Środa, 24 sierpnia 2016
· Komentarze(0)
Kategoria 70 - 100 km
Tytuł alternatywny: z pracy do domu, ale trochę naokoło.
Jak to po pracy - czasu niewiele do zachodu, więc i na rower niewiele. Pomysł na Grotniki, w których w tym sezonie jeszcze nie byłem, po wyrzuceniu z niego Ozorkowowa wymagał przejechania 60 - 70 km, co wydawało mi się nadal zbyt daleko. Ale pojechałem. A potem wyszło jak wyszło, ale o tym... potem.
Po Wareckiej i Traktorowej jechałem na kole starszego kolarza na MTB w stroju Discovery. Wolałem nie wyprzedzać, żeby nie prowokować. Pan przez Świętej Teresy, gdzie razem z remontem pojawiło się rondo, pojechał prosto, a ja na zachód. Świętej Teresy jest przyjemna po remoncie. Zamiast dziur jest asfaltowa droga rowerowa. Na Szczecińskiej kolejne powstałe wraz z remontem rondo. Jest też zrobiony wygodny wjazd z DDR na Szczecińską. Jedyny mankament jest taki, że między zjazdem a jezdnią zebrała się gruba warstwa piachu. Bezpieczniej byłoby to zamieść raz na jakiś czas.
Ul. Głowackiego w Aleksandrowie jak była dziurawa, tak jest. Ale problemu przecież nie ma, bo jest znak. I to WIELKIMI literami. Im większe litery na tablicy tym większe dziury?
Być może jechałem już odnogą w kierunku Jedlicz z Aleksandrowa po wymianie nawierzchni, ale lepiej w pamięci utrwaliło mi się częste cierpienie na dziurach w tym miejscu, więc byłem zachwycony, że dziur nie znalazłem.
Nowością na drodze była Orła, przez którą przebijałem się do trasy między Aleksandrowem a Parzęczewem. W Chociszewie przejeżdża się przez tory. Jest tu stacja, a przy tej okazji mijanka na tym jednotorowym szlaku kolejowym.
Google Street View okazało się nieaktualne. Tam między asfaltowymi jezdniami po obu stronach przejazdu kolejowego straszył przejazd w formie terenowej, piaszczystej. Okazało się, że jest asfalt, automatyczne rogatki, a nawet monitoring.
W Chociszewie jest staw.
Staw jest prywatny, o czym świadczy brama z kłódką. Tylko tak jakby ogrodzenie ukradli.
Kawałek dalej stoi budynek młyna żytniego.
Przy szkole skręciłem na południe. Jej teren jest jednocześnie gminnym placem zabaw i dziś nie brakowało mu użytkowników. Znowu trafiłem na bardzo ładną drogę.
I wyróżniające się spośród okolicznych brzóz okazałe drzewo. Z braku wiedzy o drzewach nie podejmę się zgadywania co to. Ale wyglądało dostojnie.
Zachęcony zdjęciami, jakie widziałem na mapie Google podczas rysowania planu trasy, skręciłem w Radziborzu nad Bzurę, obejrzeć most na niej.
Woda wartko spływała po stopniach, burząc się przy tym, co owocowało odprężającym szumem.
Gdy dojechałem do drogi biegnącej z Parzęczewa, skończyła się radość z dobrej nawierzchni. Zapomniałem, że tam jest aż tak źle. Na drodze odbijającej do Łobudzia dostrzegłem kolejny most na Bzurze, więc i tu na chwilę zboczyłem z trasy.
Po północnej stronie nurtowi rzeki kłaniały się powalone drzewa.
Jest i staw obok.
Gdy fotografowałem staw, z domu obok wybiegł jakiś "Pimpek" i zaczął na mnie warczeć i obszczekiwać. Mój gaz to wspaniałe narzędzie. Nawet nie trzeba trafić w psa. Sam widok wyraźnego strumienia wydobywającego się z butelki wystarczy, by psa przestraszyć. Także dla dzisiejszego "Pimpka" (a tak naprawdę Jackiego /Dżekiego/ - bo ktoś z owego domu udawał, że go woła, takim imieniem) spotkanie skończyło się bezboleśnie, ale uciekł szybko.
Gdy już wróciłem do Łodzi i dojeżdżałem do Śródmieścia, popatrzyłem na to sześćdziesiąt parę km na liczniku i doszedłem do wniosku, że do 70 trzeba dokręcić. Pomyślałem, że dojadę wzdłuż Piłsudskiego do Tulipana i stamtąd wrócę po Tuwima. Po drodze miałem okazję sprawdzić czy może jednak już odbyła się ta właściwa i profesjonalna interwencja Straży Miejskiej w sprawie dziury przy studzience na DDR. Nie było. Powtykanej kory czy gałęzi już nie ma. Został piach. I dziura.
Dojechałem do Tulipana, ale noc była przyjemna, a i 80 wydawało się niedaleko. Zdecydowałem więc jechać dalej, by zrobić pętelkę przez Rokicińską, Transmisyjną i Pomorską. Objechałem. Przejechałem po Piotrkowskiej. Na elewacji budynku przy Piotrkowskiej 77 trwał montaż kolorowej iluminacji. Na Festiwal Kinetycznej Sztuki Światła to zdecydowanie za wcześnie. Zapewne wkrótce się dowiem o co chodzi.
Przy dokręcaniu ciężko powiedzieć dość. Bo i gdy dom bezpiecznie blisko, czuję więcej energii. Licznik zdążył już przekroczyć 80, to i 90 można było wykręcić. Zrobiłem więc jeszcze jedną pętlę po okolicy.
Pod Pomnikiem Katyńskim przy Łąkowej żywo płonął gazowy znicz, szarpany wiatrem.
Kiedyś trzeba się powstrzymać, mimo że i 100 było w zasięgu. Ale już ta pętla po Struga była nudna. I tak to właśnie z moich założeń, że ponad 60 to zbyt wiele po pracy, wyszło 90.
Upału nie było. Trochę zmarzłem w krótkim rękawie. Na Rokicińskiej, już po zachodzie, zerknąłem na termometr - było 18.
W dystansie ok. 2.2 km dojazdu do pracy.
Zdjęcia na mapie