Po Łodzi
Niedziela, 5 lutego 2017
· Komentarze(0)
Wersja szybsza:
Wieczorem w sobotę po wycieczce byłem pewien, że w niedzielę się nie ruszę, tym bardziej, że zapowiadali -1. A ja przecież, jak wspominałem, miałem czekać na te +5. Niestety krótki wyjazd tylko zaostrzył mój apetyt na jazdę i znów poczułem potrzebę, by się ruszyć. Tak tylko na chwilę, symbolicznie, żeby za bardzo nie zmarznąć. To też się nie udało, bo jednak wiatr i czas spędzony na zewnątrz skutecznie mnie wychłodziły.
Pojechałem zobaczyć jak wygląda stan rowerowej serpentyny przy Łodzi Fabrycznej. To ciekawe, postanowili ją odśnieżyć tylko w połowie, od dołu do miejsca gdzie przecina środek tamtejszych schodów. Powyżej śnieg. Nie odważyłem się zjechać.
Ponieważ wizyta na Fabrycznej była już po objechaniu Widzewa i moje stopy były bliskie odpadnięcia mi z zimna, wjechałem na dworzec, by trochę się ugrzać. Dosłownie wjechałem, bo jakoś w tej chwili przejazd rowerem przez drzwi automatyczne wydał mi się niezwykle atrakcyjny - jeszcze tego nie robiłem. Niemalże prosto w ramiona ochrony, która siedziała obok drzwi. Ale jakaś wyjątkowo opanowana ta ochrona dworca. Nie zaczepili.
A na samym dworcu można odnieść wrażenie, że więcej jest pracowników obsługi niż podróżnych. W tym kierowca myjki do podłogi, która, trzeba przyznać, lśniła.
Coś się ruszyło z remontem kościoła przy pl. Wolności.
I jeszcze kilka fotek nowego gadżetu przy pracy.
I odwrotność powyższego ujęcia.
Tym razem dokręciłem uchwyt kamery imbusem. Pomogło. Teraz trzyma się stabilnie.
Zdjęcia na mapie