Oszukać przeznaczenie, czyli prawie do Kalonki
Poniedziałek, 17 kwietnia 2017
· Komentarze(2)
Dziś przeżyłem - z akcentem na "przeżyłem" - jedną z tych awarii roweru, które grożą ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu. Korzystając ze znośnej pogody, bo choć zimnej, to z chwilami słońca, nie za silnym wiatrem i najprawdopodobniej bez opadów, chciałem objechać stary standard przez Kalonkę, Skoszewy i Stryków. Wyjazd skończył się na Narutowicza przy Uniwersyteckiej, gdzie złamała mi się kierownica po lewej od mostka. Szczęście w nieszczęściu miało to miejsce gdy manewrowałem stojąc na czerwonym. Skutki jej pęknięcia podczas pędzenia na jakimś zjeździe w Parku Krajobrazowym Wzniesień Łódzkich mogłyby być opłakane. Wyszedłem bez szwanku. Coś mi faktycznie ostatnio wydawało odgłosy w rowerze, więc przed wyjazdem przyjrzałem się uważnie wspornikom siodła. O kierownicy nie pomyślałem, a i tak nie wiem czy byłoby po niej widać. Zresztą to strona na której montuję kamerę i telefon, i tak jakoś z natury rzeczy bliżej ją oglądam, więc gdyby był jakiś wyraźny niepokojący ślad, to raczej rzuciłby mi się w oczy. Na filmie widać jak kamera wraz z kierownicą traci poziom. Tym Authorem jeżdżę już prawie 13 lat. Widać czas odcisnął swoje piętno na materiale.
Dobrze też, że awaria miała miejsce blisko od domu, w zasięgu spaceru. Same wstrząsy podczas marszu powrotnego dokończyły dzieła - na Traugutta kierownica odpadła całkowicie.
Okropnie mi szkoda wolnego dnia i pogody. Mam nadzieję, że z racji utrzymujących się niskich temperatur wciąż nie rozpoczął się sezon na masowe serwisowanie rowerów i znajdą dla mnie termin od ręki. W takich chwilach żałuję, że nie mam dwóch rowerów. No, niby mam drugi, starszy jeszcze MTB, ale nie w Łodzi i też wymagałby najpierw przeglądu. A i nie mam go gdzie tu trzymać.
Zdjęcia na mapie