Łódź - Rydzyny - Róża - Talar - Sędziejowice - Widawa - Burzenin - Sieradz
Poniedziałek, 1 maja 2017
· Komentarze(1)
Kategoria 100 - 150 km
Dziś miał mi stuknąć pierwszy 1000 w roku. Z tej okazji wybrałem się też na pierwsze 100. To niejedyna motywacja - w mojej pracy zaczęły się zmagania rowerowe. W tym roku ranking największej liczby kilometrów rozszerzono z 1 miesiąca do 4. Dwa lata temu udało mi się zająć 5 lokatę, uzyskując życiowy rekord w ciągu 30 dni - 1573 km, czego statystyki bikestats nie odzwierciedlają ładnie, bo wyzwanie zaczynało się i kończyło w połowie miesiąca (17.06 - 16.07.2015). Rok temu udziału nie brałem, ale w wynikach widać, że kondycja konkurencji podskoczyła. Kilku kolarzy się znalazło w firmie - takich, z którymi nie mam szans. Jednak przynajmniej dobrze by było być gdzieś bliżej początku stawki niż końca. 30 dni nadmiarowego wysiłku, jak było w poprzednich edycjach, nie brzmiało jakoś szczególnie ciężko. Ale próba zasuwania 4 razy dłużej będzie interesująca.
Miało wiać, mocno, ale - co się rzadko zdarza - ze wschodu. Postanowiłem się z wiatrem nie bić i pozwolić mu pomóc. Pojechałem do Sieradza przez przepiękne tereny na południe od S8.
Na razie mam jedną baterię do kamery (a dodatkowe właśnie zamówiłem), co nie starcza przy mojej prędkości na wiele. Nagrywanie zacząłem więc od wyjazdu z Mogilna Dużego. Zainteresowani mogą dojazd do niego tą samą drogą co dziś obejrzeć na nagraniu z pętli przez Dobroń z początku kwietnia (pierwsze 5 minut wideo).
Tuż na początku filmu przejeżdżam drewnianym (lub raczej częściowo drewnianym) mostkiem w ciągu asfaltowej drogi obok drewnianego młyna w Talarze.
W Brodni Dolnej zrobili wirtualny chodnik. Wykorzystałem go też w charakterze drogi rowerowej. Czy takie rozwiązania rzeczywiście mogą zwiększyć bezpieczeństwo?
A z drugiej strony cięższy kaliber na bezpieczeństwo. Skoro niedawno, rok czy dwa temu, położyli tam piękny nowy asfalt, doskonały do nieskrępowanego rozwijania prędkości, to po namyśle dorzucili próg. Na dodatek jest to jedna z tych dróg, po których w zasadzie nic nie jeździ. Marginesu na rowerzystę (albo pieszego z wózkiem dziecięcym) nie przewidzieli.
Za Czestkowem (lub Czestkowami, bo jest tam ich wiele) przejeżdża się przez rezerwat "Jodły Łaskie" im. Stanisława Kostki Wisińskiego. Na wjeździe do niego przeciąłem Końską Strugę, w pierwszej chwili niewzruszenie jadąc dalej, ale zaraz zawróciłem. Bo było zbyt pięknie, by nie zrobić zdjęcia. Z tego zachwytu musiałem obfotografować ją z obu stron drogi. Z północnej.
I południowej.
I jeszcze rower po północnej stronie mostu.
Dalej plan zakładał wjazd prosto do Pruszkowa na DW481. Tak zawsze przebiegała ta trasa. Co prawda dzień przed wyjazdem zainteresowały mnie inne drogi widoczne na mapie, ale ostatecznie zapomniałem sprawdzić je na Google Street View. Gdy osiągnąłem jedną z nich, z drogowskazem na Sycanów bądź Dąbrowę i zobaczyłem piękny asfalt na skrzyżowaniu, uznałem, że ostatecznie, w drodze zupełnego wyjątku, mogę zaryzykować w ciemno. Najwyżej skończę w piachu. Przynajmniej kołami. Na mapie na telefonie drogi były narysowane dość grubą kreską, więc jakaś nadzieja była, że jednak będą one utwardzone. Najpierw miałem z Sycanowa pojechać do Dobrej i tam już do drogi wojewódzkiej w Lichawie (pamiętałem, że odnoga dojeżdżająca przy torach kolejowych z Dobrej jest na pewno asfaltowa). Ale zachęcony świetną nawierzchnią i urokiem okolicy pociągnąłem tym uboczem jeszcze dalej na południe. Na wysokości Sędziejowic już nie chciałem dłużej ryzykować. Notabene ulica prowadząca do nich nazywa się Leśną, co budziło we mnie obawy. Ale choć od Kamostka nawierzchnia się pogorszyła, to jednak nigdzie jej nie zabrakło.
Przegląd GSV po powrocie pokazał, że spokojnie da się jechać na południe aż do Patok. Co prawda na zdjęciach tuż przed nimi na krótkim odcinku nie ma asfaltu, ale liczę, że to stan przeszły i zdążyli go położyć. Wtedy na DW481 wjedzie się dopiero w Rogoźnie, czyli tuż przed Widawą. A w razie niechęci sprawdzania czy drogę przed Patokami już utwardzili, można do DW dojechać wcześniej, przez Siedlce. Tyle możliwości do wypróbowania! Tylko że w zasadzie chciałem sfilmować tę drogę przez Pruszków, bo ładna i pagórkowata, a jak zacznę eksperymentować, szanse na to spadną.
Wracając do ul. Leśnej w Sędziejowicach, to zgodnie z nazwą biegnie przez las. W nim zachwyciły mnie młode listki na drzewach.
Plac w centrum Widawy stał się (nadmiernie) uporządkowany. Dawniej było tam dość gęsto od drzew i stało kilka ławek. Teraz jest głównie chodnik. Jak nic unijny.
Marzyła mi się kawa. Bo choć 10 stopni to i tak luksus jak na tę wiosnę, to nie było mi przesadnie ciepło. Stację paliwową w Widawie pamiętałem jako mały budyneczek jedynie z okienkiem kasowym. Ale i w tym wypadku liczyłem, że może coś się zmieniło. I rzeczywiście! Budyneczek jest ten sam, ale dali radę wygospodarować tam naprawdę małe pomieszczenie sklepowe. A tam kawa. Ewentualnie hot-dogi, jednak tych dziś nie było. Stacja należy do Orlenu. Kawa, jak to u nich, dobra. A dodatkowo był okolicznościowy kubeczek.
W ogóle miałem szczęście, bo ledwo wyszedłem z kawą przed budynek, pani wzięła się za zamykanie stacji. Zapomniałem, że stacje nie muszą być całodobowe. Nawet pistolety zamknęła na klucz. I w ostatniej chwili uratowałem rower przed potrąceniem przez zjeżdżające rolety antywłamaniowe.
A dalej był Burzenin i również przepiękna, choć trochę niebezpieczna ze względu na ruch i ograniczające widoczność zakręty droga z niego do Sieradza. Wideo kończy się tuż za Stoczkami, czyli jakieś 10 km przed Sieradzem.
W Sieradzu pozytywne zaskoczenie. O ile nie jestem ślepy lub znaki nie schowały się za jakimiś drzewami, zlikwidowali śmieszkę rowerową na ul. Krakowskie Przedmieście. Stały tam dawniej nakazy na dość wąskim chodniku. Liczni tego dnia lokalni rowerzyści nadal nim ciągnęli. Ja ucieszyłem się, że mogłem legalnie ulicą.
Pojechałem do rynku. Rynek sieradzki to jedno z fascynujących zjawisk odnośnie pomysłów jak wykorzystać pieniądze unijne. Pozazdrościł Sieradz zabytkowych rynków rodem choćby z Krakowa i by było bardziej średniowiecznie, w czasie remontu wymienił asfalty na koszmarny bruk.
Oznakowanie w Sieradzu kuleje. Nakaz jazdy prosto lub w prawo, w drogi jednokierunkowe, brak wyjątków pod znakiem.
A tymczasem droga w lewo jest, a i owszem. I mogą nią jeździć rowerzyści. Jedynie skręcić w nią nie mogą. Swoją drogą riksze? W Sieradzu?!
Dałem się złapać w kolejną pułapkę oznakowania. Na końcu widocznej powyżej uliczki jest zjazd w prawo, zagrodzony słupkami. Samochód nie przejdzie, ale w strefie, gdzie rowerzyści jechać mogą, słupki same z siebie bez zakazu skrętu nie są dla mnie wystarczająco sugestywne. Jest tam krótki fragment deptaka, który kończy się ulicą. I jak pokazuje GSV, ruch rowerów jest tam rzeczywiście dozwolony.
Tylko nikt nie wpadł na to, by rowerzyście z niego wyjeżdżającemu postawić jakieś oznakowanie, mówiące o organizacji ruchu na ulicy, na którą wjeżdża. Gdy już dojechałem do następnego skrzyżowania, przypomniało mi się, że już raz się tam tak samo wpakowałem - pod prąd...
Do PKP w Sieradzu 101.35 km. A potem 3.41 z Łodzi Kaliskiej na Piotrkowską. Ślad dla porządku.
Dzień przed wycieczką wziąłem się wreszcie za wyliczenie poprawki na długość koła wpisaną w liczniku, który naciągał wyniki od ostatniej wymiany baterii, czyli od grudnia. Znacznie lepiej. Za całość dnia licznik wskazał 300 m mniej niż GPS, co daje całkiem niezłą synchronizację. Wraz z upływem powietrza w kołach powinny się wyniki zamienić miejscami. A to, że wymiana baterii spowodowała rozjazd, choć model licznika ma pamięć trwałą, to jest opowieść z zakresu niefrasobliwego programowania dostępu do licznika przez podstawkę USB. Prawdopodobnie niechcący wyłączyłem mu pamięć trwałą, bo i dystans i czas całkowity się wtedy skasował, ale prowadzę rejestr danych, więc było z czego odtworzyć. Jedynie używanego, ustalanego wcześniej też z GPS-em, wymiaru koła nigdzie nie zapisałem. Średnio błąd wynosił +0.7 %. Uwzględnienie poprawki dla archiwalnych wyników dało maksymalny błąd +/- 0.2%.
Co do pogody, to wyszedłem najpierw z domu w krótkich rękawiczkach. Ale natychmiast wróciłem po długie. I dobrze, bo znowu bym się skarżył, jak już kilka razy, że mi palce zmarzły. Ponieważ temperatura przekraczała 10 °C zawiesiłem kurtkę przeciwwiatrową na kierownicy i ruszyłem w samym polarze. Było mi dość chłodno na początku, chyba aż do Sędziejowic. Potem zrobiło się wystarczająco ciepło, by było komfortowo.
Zdjęcia na mapie