Łódź - Piątkowisko - Dobroń - Mogilno Duże - Róża - Rydzyny - Łódź
Używasz Stravy? Rozważ
włączenie Flyby , funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.
Miała być to misja "zdążyć przed upałem". Nie do końca wyszła. Planowałem wyjechać o 6. Ale po nierównej walce z budzikiem (nierówna dla budzika, rzecz jasna, bo co on może?) wyjechałem krótko po wpół do ósmej. Także jedno jest pewne - nie zmarzłem. W drugiej połowie termometr licznika pokazywał 36 °C. W słońcu, ale w słońcu byłem i ja. W niezbyt długich odcinkach cienia spadł do 29. Przy dłuższych być może by jeszcze drgnął, bo on ma dużą bezwładność, ale cienia nie było już zbyt wiele do odnalezienia.
VIDEO
Hulajnogowy bałagan.
Trzeba po hamulcach, bo król zielonej strzałki.
Wszędzie tego pełno.
Na Maratońskiej zacząłem słyszeć od roweru dźwięki brzmiące jak szprychy. Zatrzymałem się, zacząłem szukać pękniętej. Ale to jednak nie to. Zdjęcie już po wyjęciu, bo ten zagubiony gumowy fragment czegoś wkręcił mi się w wózek przerzutki i końcówka uderzała o szprychy.
Dziś było spokojnie na wahadle - wczesna pora, jak dojeżdżałem, to trzech stało i zrobiło się zielone zanim dotarłem, więc pojechali przodem, a dwóch następnych jechało za mną nie wduszając, o dziwo, nogą klaksonów.
Tylko już na samym końcu Zgierzanom zabrakło cierpliwości i nie wytrzymali jeszcze tych kilkudziesięciu metrów do wolnego lewego pasa.
Ponieważ było gdzie wjechać, to postanowiłem sprawdzić jak wygląda nowo wylewany DDR, tj. jego mały odcinek.
Studzienki pośrodku, no ale pośrodku, od biedy ujdzie. Poza tym tutaj bez skoczni.
Przy miejscu na przystanek wygląda nieźle.
Przejazd krótki, bo do Sanitariuszek jeszcze nie dopłynął asfalt. Te metry za mną były OK, aczkolwiek nie wierzę w cuda i na pewno się okaże, że skocznie i inne cudactwa zrobią po wschodniej stronie węzła.
Sam pas jezdni też jeszcze nie dojeżdża. Mam nadzieję, że na finiszu wróci tu rondo. Tak by można było zgadywać po fragmentarycznej wysepce.
Kilku wycieczkowiczów mijałem. Choć to raczej takich, co zbierali się sprawniej przed upałami niż ja i już kończyli przejazd.
"SZOSÓWKA". I znowu dyskryminacja.
Już zjeżdżając z wiaduktu widziałem tego pana, "wyprowadzającego" psy. Ręka na gazie i nadzieja, że to blokowe kanapowce i nie polują na cyklistów. Udało się.
Co gryzie Mazdę? Tytuł na nowy przebój filmowy z DiCaprio?
Sielanka. Do koszyka w zgrabnym mieszczuchu zaraz dotrą wiosenne kwiatki.
Ten patriotyzm pewnie przed dzisiejszym meczem. Moją uwagę bardziej zwracało to, jak prężnie ta flaga była wyprostowana, choć czułem ten wiatr i bez jej pomocy.
O jak mnie ucieszyła obecność tego kolarza. Tu zatrzymałem się, zaniepokojonymi trzema roślejszymi kundlami zajmującymi jezdnię na wprost. Trauma po dawnym skutecznym ataku takiego trzyma. Natarcie jednego odpiera się stosunkowo łatwo gazem, dwóch od biedy, ale trzech to już ciężka praca. Do tego zapasy gazu niezbyt duże. Także puściłem kolegę, z radością, na wabia, by popatrzeć czy będą go chciały złowić i zakopać w ogródku czy nie. Nie były zainteresowane.
Jak dojeżdżałem, jednego zdążyła zawołać właścicielka, drugi skupił się na wołanym, a trzeci na drugim, więc spotkanie było bezkonfliktowe.
Sytuacja absolutnie typowa. Zakręt z całkowitym brakiem widoczności (a jadąc z prawej mam w tej sytuacji lepszą niż kierowca za mną).
To nie przeszkadza dojeżdżającemu za mną wyprzedzać i no niespodzianka, ktoś wyjechał zza zakrętu!
Powrót na hamulcach by nie wypaść z drogi (wielokrotnie w takich sytuacjach wyprzedzający rył przed moim rowerem pobocze).
I w efekcie ledwo się zmieścili, bo nie dał rady nawet wrócić do końca na prawą stronę. Tak jeżdżą nasi doskonali kierowcy, którzy utyskują potem przed kamerami, jak to rowerzyści łamią przepisy, bo ich, rzekomo, nie znają. Jak widać, nie w samej znajomości jest rzecz.
Wyjeżdżanie o poranku ogólnie ma wliczone w ryzyko zwiększoną liczbę psów. Rankiem bramy są otwarte, psy zwiedzają okolicę. Tu się wymieniliśmy jedynie spojrzeniami z dystansu.
Ten rolnik już chyba się uzbroił na najazd tych rzekomych rosyjskich hakerów. Uch, ach, atak hakerski, dostał ktoś maila z "admin@sej.pl", brzmiało wiarygodnie, prawie jak sejm.pl, kliknął posłusznie link. Klękajcie narody z podziwu nad tymi zaawansowanymi technikami szpiegowskimi! Teraz tylko czekać aż to będzie pretekst do jakiejś nowej wersji ustawy inwigilacyjnej, dla dobra Polaków, ekh, ekh. Taka sama jakość tych ustaw jak wiedza z podstaw używania komputera.
Vintage!
Zatrzymałem się zatankować w "Darze Teściowej" (ujmuje mnie nazwa tego sklepu). Pod sklepem rower zostawił też (na oko) 13-latek. Fotka była związana z myślą, że pewnie niedługo tych z rowerami bez silnika będzie uważać się za dziwaków lub komentować "nie stać cię". W domu z ciekawości sprawdziłem co to, bo moja wiedza o e-bike'ach jest żadna. I jestem skonsternowany. Z jednej strony, kto bogatym rodzicom zabroni? Z drugiej.,, No nie znam się na wychowaniu i wpływie rozpieszczania finansowego na dzieci, ale tzw. komunijny rower za 20k+ jest dla mnie co najmniej zastanawiający.
Pod kościołem na Farnej rozrzucili dwa zestawy pinezek.
Zrobię małą niesponsorowaną reklamę, jako ciekawostkę. Może potem pojadę do właściciela zażądać rabatu za naganianie mu klientów przy okazji relacji z wycieczek rowerowych. :)
To jest specyficzne miejsce dla klientów ze specyficznymi potrzebami. Jeżeli wiesz, że wirujące szczotki służą tylko do zdejmowania lakieru z auta, na myjni ręcznej boisz się, że Zbynio lub Wadim wytatuuje ci samochód piaskiem w niewypłukanej gąbce, a na myjni samoobsługowej jesteś lepiej umyty niż twoje auto i nie odstraszą cię ceny (najniższa to teraz chyba 22 zł), to ta myjnia może być dla ciebie. Jest to jedyna automatyczna myjnia bezdotykowa jaką znam w mieście. Zaznaczam, że jeżeli ktoś marzy, że jego auto wyjdzie idealnie czyste, to nie, to nie jest dobry adres. A nawet jak ma się jakiś spojlerek zasłaniający trochę szyby, jak u mnie, to i może dobrze w jego okolicach nie wypłukać. Co lepiej doklejone muchy nie zejdą i w najdroższym programie. Niektóre brudy, obawiam się, wymagają trochę szorowania. Ale coś za coś - brak stresu i dodatkowego prysznica. Działa to tak, że samochód objeżdża ramię w kształcie litery L (obejmuje bok i dach jednostronnie) z zainstalowanymi wieloma dyszami do chemii i do wody pod wysokim ciśnieniem. Na YT znajdzie się jakiś film.
W sam raz dla pieszych. Szczególnie niewidomych to cieszy.
Jestem narąbany, to se mogę iść, kiedy mam ochotę.
W takich momentach nie ma w zasadzie sensu się zastanawiać czy hamować tylko czy starczy drogi hamowania.
Bo przecież nie ma szans, by król zielonej strzałki się zatrzymał.
Zwłaszcza, że wjeżdżając na przejście i przejazd patrzył wyłącznie w lewą stronę, bo przecież tam jest zagrożenie potencjalne dla niego, a kij z tymi, którym on zagrożenie stwarza.
No wyśmienicie, wyśmienicie!
Dzieci nie wiedzą, z której strony jest pierwszeństwo (a może są w wieku, w którym powinny wiedzieć, że droga nie jest w ogóle dla nich).
Pani zmuszona do hamowania.
I dalej dzieci blokują całą szerokość, bo to przecież plac zabaw.
"Katastrofa klimatyczna". Ale czy trzeba do niej dokładać katastrofalny wandalizm?
Czujnik nad światłami oberwał chyba nisko lecącym gołębiem, bo skierowany donikąd. Jak to zwykle bywa, oświetlenie w przycisku dla rowerzystów nie działa lub przycisk nie działa, bo przecież rzekomo "zgłoszenie automatyczne". I rowerzysta nie wie czy kiedykolwiek doczeka się zielonego.
Wydawało mi się, że tym objazdem uda mi się skręcić w lewo. No to zrobiłem kółko. Na dodatek, po fakcie, uświadomiłem sobie, że już się tak kiedyś złapałem, ale nie zapamiętałem nauczki.
Na 28 Pułku Strzelców Kaniowskich wyrosły cuda infrastruktury rowerowej, jakich w Łodzi nie widuję. Choćby prowadzenie pasa rowerowego po lewej stronie od pasa do skrętu w prawo. Gdzieś jeszcze chyba widziałem, ale to jest w Łodzi bardzo rzadkie.
Co prawda mój pas jest wyraźnie starszy, ale po lewo domalowali kontrapas.
Przewidziano również na nim skręt w lewo.
Nie mogłem się napatrzeć. Dobrze, że w tym zadziwieniu nie wpadłem w drzwi pana wietrzącego się w aucie.
Więcej hulajnóg!
Tu koniec odcinka dwukierunkowego, gdzie samochody mają nakaz skrętu, a rowerzystów chcących jechać prosto, środkiem prowadzi dedykowana nitka.
Nowa nieśmiertelność pieszych?
Nie, Linda powiedział czyim miastem jest Łódź. A oni od zawsze tak przechodzą przez jezdnie.
A spodenki jakby rowerowe.
Tu tak tajemniczo z zakazem. Raz, że obrócony o 90 stopni.
Dwa to jedyne co zostało z "Nie dotyczy" (tego samego co prawda nie da się dostrzec), to: "i rowerów". Naiwnie pojechałem.
W tym miejscu wzruszyłem ramionami i pomyślałem, że no przecież nie sposób w tym mieście przewidzieć, gdzie akurat zawali się kamienica.
Ale nie! To przecież budowa łódzkiego metra. Zapomniałem!
Ciśnienie skacze mi za każdym razem gdy widzę to okropieństwo. Pewnie skoczyło też motorniczemu, który akurat do mnie dojechał i musiał poczekać aż przejadę, z odrobiną szczęścia nie wpadając w szynę.
Chłopak z różowym puszystym stworzeniem pod ramieniem. Pewnie niesie w prezencie dla dziewczyny. Ot taki widok, który dla mnie jest pocieszny.
Po lewo kadru jest kurtyna. Wypatrywałem w miejscach z zeszłego roku, więc zorientowałem się za późno i nie skorzystałem. A widziałem tylko tę.
Na dobry koniec roweru, szklaneczka świeżo wyciskanych pomarańczy z dodatkiem kostek lodu.
A gdy ruszałem spod kawiarni, przypadkiem udało mi się zarejestrować, do czego prowadzą hulajnogi. No i oczywiście patrzenie w telefon idąc. Ale przecież chodnik jest w teorii dość bezpieczny.
Pan wzroku nadal nie odrywa od telefonu. To wspaniały kadr na pytanie "co było dalej?".
Panu udało się ostatecznie wylądować na dwóch po starciu z przeszkodą. Aczkolwiek spomiędzy rzucanych klątw dało się zrozumieć, że się poobijał.