Pomiastek i park Mickiewicza
Używasz Stravy? Rozważ
włączenie Flyby , funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.
VIDEO
VIDEO
Jakoś tak, ostatnio coś nastąpił regres w motywacji i chęci. Ale skoro już mam z powrotem swojego Orkana (swój orkan?), to wywlokłem się na miasto. Miałem wstępnie dojechać pod Starową i Rzgowską itp. wrócić tylko na wysokość Piłsudskiego, a stamtąd do domu. Ale tak sobie kręciłem leniwie korbą, gdy już koniecznie trzeba było nią kręcić, bo nie z górki, cieszyłem lekką pogodą (nie więcej niż 17°C, ale długie spodnie i kurtkę miałem) i skoro nie było późno, to kontynuowałem jazdę na północ.
Tam, zamiast tradycyjnie pojechać łukiem Sikorskiego, kostkowatym, spontanicznie skręciłem w Julianów i wziąłem się do małego zwiedzania. Wygląda on inaczej niż większość miasta. To daje to przyjemne wrażenie poznawania, jakbym wyjechał do zupełnie obcej miejscowości.
W to zwiedzanie włączyłem park im. Adama Mickiewicza. Przyjemnie. Częściowo dziki. Taki leśny.
Ta czarna farba zalewająca część żółtego plakatu, to najpewniej jakiś objaw znużenia uchodźcami, bo...
...w miejscu farby w oryginale jest napis grażdanką.
Zaginął słupek, została dziura. Że dziura, to niedobrze, ale brak słupka, to jak najbardziej na plus.
Metal nie umarł! Rzadko widuję taki styl u młodych.
I znowu widok każący się zastanawiać czy bezpiecznie jest oczekiwać rowerem przed przejazdem, cumując przy takiej dedykowanej dla rowerzystów barierce.
W oddali widziałem jak pan się nachyla, a coś trawie się obraca. Wydawało mi się, że to pies się tarzał, a właściciel głaskał. Ale to zupełne złudzenie. Pan w koszulce z napisem "OCHRONA", więc najpewniej pracownik TME widocznego za płotem, rozkładał namiot. Myślę sobie, że do dziadka do pracy wybierają się wnuczki w odwiedziny i taką im tworzy atrakcję obok. Po tej stronie płotu jest przyzwoity trawnik, bo po stronie biurowca sam beton. Chyba że go właśnie zwolnili i będzie koczował pod płotem w ramach protestu.
Na skrzyżowaniu Bartoszewskiego ze Rzgowską też trafiłem na barierki, do których jakiś kierowca za mocno się przytulił.
Oryginalny dobór znaku. Tak na DDR, gdzie teren prac po lewo oddzielony jest od jezdni z prawej DDR trawiastą skarpą. Domyślam się, że chodzi o to, że pojazdy budowy mogą tu w czasie prac wyjechać na chodnik i rowerówkę. Ale i tak wyszło zabawnie.
Kierowca wyjeżdżający z lewej próbował mnie rozjechać. Ciekawe czyją winę by tu obstawili, bo kierowca ma przed DDR i jezdnią "ustąp". Z drugiej strony ja się włączam na jezdnię z kończącej się drogi.
Chciałoby się rozpaczać, że tu masowo hulajnogi zostały podrzucone pod koła rowerzystów. Ale ten odcinek to akurat droga dla rowerów i pieszych. W tej sytuacji prawdopodobnie stoją w miarę prawidłowo, bo jak najdalej od jezdni na "chodniku". Choć nie wiem czy nie powinny stać równolegle do krawędzi.
Formalnie część dla rowerów jest po prawo. Nie mniej jednak w ramach tych 450 zł serwisu Rometa było też domycie go wszędzie, więc zdecydowanie nie chciałem wjeżdżać w rozlewisko.
Tu ewidentnie podłożona pod koła roweru.
Omijałem go z lewej, przed jego dziobem, ale jednak postanowił poderwać się do lotu. Przed siebie. Muszę pomyśleć czy się nie wziąć i nie zrobić gifa z jego odlotem.
Grzybek.
Na tej wysepce był zawsze parking. Na słupie widocznym po prawej był znak parkingu z tabliczką "Koniec". Ale w tej chwili wysepkę przejął tymczasowy przystanek autobusowy i jest namalowane tymczasowe przejście dla pieszych. A na słupie jest strzałka, że parking jest po przeciwnej stronie słupa.
I naprawdę łatwo mi podejrzewać, że ktoś tu zaparkował na pamięć, z przyzwyczajenia, nie widząc tej kiepskiej zmiany oznakowania. Ale patrol Straży Miejskiej się znalazł, by obrączkę założyć. Czy to nie jest już przypadkiem czysta złośliwość?
Odczuwam niepokój przejeżdżając obok pracujących podkaszarek, bo one potrafią wyrzucać kamyki w powietrze.
A gdzie mamy chodnik? Nie wykluczałbym uchodźczyni. W poprzednich przypadkach trafiłem na Ukrainki. Po prostu DDR nie występuje w Ukrainie. Ale nie wdawałem się już w wymianę zdań. Innym pozostawię.
Dojechałem do Skrzyżowania Marszałków, a tam policja, rwetes i... na środek skrzyżowania wymaszerowała jakaś grupa.
Była to akcja protestacyjna pracowników łódzkiego MOPS.
Jako tako wystarczyło im ludzi by chodzić wokół obwiedni skrzyżowania, jezdnią.
Policja postanowiła utrudniać poruszanie się poza jezdnią.
Oczywiście cel protestu to być zauważonym poprzez zablokowanie kierowców.
To była 15:30. Jeszcze przed największym szczytem, ale już korek stał od Narutowicza.
Przy okazji, gdy robiłem pierwsze ujęcie zatoru, trafiły mi się Himalaje rowerowego nieposłuszeństwa obywatelskiego.
Jezdnią, po buspasie, po których w Łodzi rowerzystom jeździć nie wolno. Tu, gdzie stoję, jest nakaz ruchu rowerów, wymuszony znakiem CPR.
I jeszcze wyprzedził radiowóz z prawej na wcisk. Podziwiam determinację.
Ile to metrów mają to takie 3 małe płytki chodnikowe?
Nawet nie zauważyłem, że tutaj niby się ma kończyć miejsce dla rowerów. No pewnie. Pieszo do skrzyżowania, tam gdzie ten żółty budynek w oddali. Jasne.
Za znakiem są wciąż namalowane przejazdy rowerowe. Czy może ich pozostałość, bo nie ma linii.
A za skrzyżowaniem jest dalszy ciąg cyrku rowerowego.
Na tę "drogę" wychodzą na ślepo piesi zagadani przez telefon. Wiem, pierwszeństwo mają. Dobrze, że widziałem przez płot jego dziarski marsz zanim dotarłem do bramy.
Samochody blokują przejazd.
Trzeba po zderzaku się przeciskać.
Tu taki śmieszny kikucik, który ma już wprowadzać podział.
Jaracza po zachodniej stronie jest w remoncie, co widać po stanie skrzyżowania.
Nie przypominam sobie bym znał już taki stan tego odcinka, z jakąś ozdobną grządką pod Uniwerkiem.
Ile to się człowiek może dowiedzieć podczas wycieczki rowerowej! Disney+ w Polsce od dziś! W ten sposób zostałem reklamą. Disneyu, płaćże!
Jak tam się ma "najtańsze paliwo w Europie"?
Tuż obok stacja państwowa. Tylko do ceny 98 się nie dogadali. Reszta w pełnej synchronizacji.
A tak wyglądają drogi dla rowerów w Łodzi. Przy okazji, chodnik chodnikiem, a parkować gdzieś trzeba.
Z tej perspektywy było widać, że na wprost zakaz ruchu pieszych i zakaz ruchu rowerów.
Przejechałem więc sprawdzić drugą odnogę.
I tu jakoś naiwnie wydało mi się, że skoro fizycznie nie blokuje mi drogi w lewo, to zamknięty jest tylko odcinek po prawo. Nie wiem czy ktoś przestawił czy tak oryginalnie postawili.
Bo się myliłem. Choć tu jeszcze myślałem, że to może, by i piesi korzystali w przewężeniu.
Ale nie. Jechałem po odcinku wyłączonym z ruchu.
Nie chciało mi się już zawracać, więc po chwili przebijałem się przez fragment mocno terenowy.
Po czym skosiłem fragment placu budowy.
Z mojego punktu widzenia lepiej, że parkuje na chodniku. Często bowiem ktoś tu parkuje centralnie na DDR.
I tradycyjna metoda przechodzenia przez DDR pieszej świętej krowy.
Teraz się obróciła... Bo rower usłyszała. W sam raz...
Tuż obok druga mi przefrunęła.
Przy przystankach autobusowych najwygodniej jest oczekiwać na DDR.
Co prawda nie bardzo się to ideowo nadaje do włączania do ruchu, ale jak się nie ma, co się lubi, to się jedzie tym, co się ma.
O, najwyraźniej, w ramach nadmiernego wbiegania pieszych pod samochody, przejście zlikwidowano. A tak całkiem poważnie, to dawniej ta jezdnia miała pierwszeństwo. A teraz na całym osiedlu zrobione są skrzyżowania równorzędne, co siłą rzeczy spowalnia ruch.
Wybrałem się na zwiedzanie Julianowa. Nie miałem go objechanego. Na początek trochę klimatycznego bruku.
Uliczki z szeregowcami.
Miejscami nietypowo wąskie jak na Polskę.
Są też tu liczne specyficzne budynki. Jak choćby tu po lewo.
Niektóre stare. Być może za czasów ich powstania należały do bogatszych mieszkańców. Osiedle jest willowe.
Za "pięknie" wkomponowanym słupem, na dachu, kryje się też stara syrena alarmowa. Kątem oka widziałem tylko tabliczkę, która wyglądała na miejską i wydaje mi się, że jest tu teraz żłobek.
Po prawo ogromna brama sugerowałaby wręcz jakąś miejską atrakcję. Tymczasem tablice obok niej zakazywały wstępu z dopiskiem, że jest to teren prywatny. Widziałem przez płot, że biedy tam nie ma.
Przy okazji trafiłem w budynku po lewo na siedzibę łódzkiego oddziału Instytutu Propagandy Narodowej, czy jak to się tam obecnie rozwija ten skrót IPN.
Park im. Adama Mickiewicza w Łodzi. Pomyśleć, że jestem otoczony miastem, a nagle jadę jakaś polną ścieżyną.
Zapomniałem przy kolejnym przejeździe sfotografować tabliczkę po prawo - "Rowerzysto, zwolnij!".
Amfiteatr.
Ani jeden nie odleciał. Musiałem slalomem, bo chyba dałyby się przejechać. Były zajęte jedzeniem.
Odwiedziny w parku można połączyć z lodami.
Wrona siwa. Na mój widok przeskoczyła jedynie ze środka drogi na słupek. Za mądra, by uciekać daleko.
Tu taki klimatyczny, bo drewniany mostek. Niestety nie zdążyłem zrobić zdjęcia siedzącemu chwilę wcześniej w obniżeniu barierki wodnemu ptakowi. Być może to była rybitwa. Ale nie wiem co to tu w parkach występuje.
Zapatrzony w panią, która się zatrzymała. Nie rozprasza się byle rowerzystą.
Dawniej była tu parkowa restauracja. Teraz ruina.
Teren wokół altany jest wyznaczoną przestrzenią na grilla.
Niewiele tu widać, ale byli grillujący. I ze trzy stoły, które są tam zainstalowane, państwo obłożyli jakąś ceratą, także chyba zapowiadała się jakaś większa liczba gości.
Nie wygląda to tak jak bardzo uporządkowany park Poniatowskiego. Tutaj część parku to las z wydeptanymi ścieżkami. A trafiłem tu, bo na mapie Sports Trackera (tak samo jest na mapie Google) obok tego koła wokół altany obok było drugie takie samo. Ciekawe. Być może historycznie było, bo w końcu trafiłem na jakiś ślad krawężnika i zakręcającą ścieżkę, ale to tylko ślad.
Takie nie-zakazy to ja lubię.
Króciutka droga pod szkołą reklamowała przebudowę w "lepszą ulicę" czy jakoś tak. Nawet kontrapas namalowali.
Spotkałem kota. Choć zastanawiałem się, czy ta fałdka na spodzie, to nie ślad, że jest to ciężarna kocica.
Kot nie był zainteresowany żadną interakcją ze mną, ale też nie spłoszony. Wyglądał na dość zmęczonego i na chwilę wyłożył się na krawężniku. To zmęczenie też skłaniałoby mnie ku mojej teorii.
Raz nawet przemaszerował między moimi nogami i pod ramą roweru. Ale nie ocierał się o nic. Dałem go radę dotknąć na sekundę, ale i te pieszczoty go ani nie zainteresowały ani nie wystraszyły - szedł dalej.
Nieudolnie przy moim uwielbiającym gubić ostrość telefonem próbowałem sfotografować interakcję z przechodzącym pieskiem.
Piesek najwyraźniej uwielbiał koty, co zresztą też można było wywnioskować ze słów jego właścicieli do niego: "chodź, na miejscu też będzie kotek!". Nie szczekał. Kot był wciąż całkowicie obojętny i maszerował powolnym krokiem przed siebie.
O jak super. Jestem ciekaw jak się tym steruje. Przeniesienie skrętu na przednie koło, tak bym zgadywał. Ale jaki wpływ ma to, że dzieci w przyczepce mogą niezależnie się przechylać na zakrętach, a pojazd jest jednośladowy?
Skutkiem moich eksperymentów z objeżdżaniem osiedla dojechałem do Julianowskiej w miejscu, które nie pozostawia innego wyboru, jak włączenie się na niej do ruchu. Nie jest najbardziej rowerowa ulica w mieście, a CPR jest przy drugiej jezdni.
I znowu. Z przejścia przez jezdnię schodzili, pod kątem ostrym, na ślepo w DDR, z dzieckiem biegnącym przodem.
Wschodni odcinek Ogrodowej (chciałoby się napisać "Północnej", by więcej było kierunków, ale ta zaczyna się przecznicę dalej) przy Zachodniej jest rozkopany.