Przed Wschodem Po Gran Fondo Ride, a upał się rozmyślił
Używasz Stravy? Rozważ
włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.
Kondycji to ja na setki nie mam, ale Gran Fondo działa motywująco. Zwłaszcza, że zrobiłem już w kwietniu i maju, to kusiło utrzymać trend jednego trzycyfrowego dystansu na miesiąc. W czerwcu miałem dodatkowy regres w formie i temat takiej wycieczki odsuwał się w czasie. Przyszedł koniec czerwca, a w nim ciągłe upały. Dwa razy wyjechałem już o 6, ale było to na dystanse połowę krótsze. Zarówno na 29. jak i 30. był prognozowany skwar, 30. jeszcze większy. Mając na względzie jak szybko ma wzrastać temperatura od rana i ile zajmuje mi przejechanie 100 km, uznałem, że najbezpieczniej będzie wyjechać o brzasku.
Budzik ustawiłem na 2:30. Poszedłem spać o 21, sprawdzając jeszcze raz prognozę - upał. Obudziłem się kwadrans przed budzikiem. Przed wyjazdem sprawdziłem na balkonie czy chłód wymaga założenia przeciwwiatrówki na początek. Uznałem, że tak. Tknęło mnie też, by jeszcze raz zerknąć w prognozy, czy przypadkiem nagle jakieś deszcze się w niej nie pojawiły. Deszcze nie, ale okazało się, że upał jest odwołany. Prognoza z 21 przewidywała, że 26°C będzie już chyba o 9. Poranna, że do 24 dobije w południe. Ruszyłem w drogę o 3:50. Jeszcze lampki się przydały o tej porze.
W kurtce wydawało mi się za ciepło i - korzystając z okazji, że stanąłem na zdjęcie - zdjąłem ją na wiadukcie nad S14 na wylocie z Łodzi. To była 4:25. Bo przecież miał zaraz być wschód i cieplej. Pomyliłem się - za Łodzią temperatura wskazywana przez Sigmę zaczęła maleć, osiągając 16,5°C. Trochę mi było chłodno mimo ruchu, ale na takie manewry by stawać znowu i zakładać dopiero co złożoną kurtkę, to nie miałem ochoty. Czekałem na słońce. To jednak nigdy nie nadeszło. Jechałem w całkowitym zachmurzeniu i mgle. Temperatura rosła bardzo powoli, przed Pabianicami (końcówka trasy) z trudem dobiła do 19. W Łodzi było już 20.
Kilka psów było już aktywnych. Na szczęście nie zostałem zjedzony. Część, choć w otwartych bramach, smacznie sobie jeszcze spała. Z żywych zwierząt jeszcze sarna stanęła na mojej drodze, ale zaraz ze strachem uciekła skąd przyszła. Niestety widziałem też rozjechaną jakąś małą żmiję. A potem kierowca, który mnie wyprzedził wielkim pędem, w odległości, na moich oczach, coś potrącił. Był to jeż. Gdy go mijałem, to już konający. A to nie jest tak, że było go słabo widać na bardzo jasnym tam asfalcie. Wystarczyłoby nie jechać jak na wyścigi i obserwować drogę.
Komentarze (2)
Moje przeczucie jest takie, że zrobią coś ze mną. Bo będę na miejscu. Choćby ws tego, że nie jechałem płotem. Po prostu mniej roboty bić w rowerzystę. Ponieważ policjantów też zatrzymują nie tylko ze zbyt ciężką nogą na gazie ale i na podwójnym gazie, to łatwo zgadnąć, że pedalarze im przeszkadzają jak i większości prawych kierowców tego kraju.
Ja mam zasadę, że jeśli znak jest ustawiony wbrew przepisom, nie uznaję jego istnienia - zauważ, że według tego faktycznie żenującego, powinieneś jechać... płotem, bo on jest na lewo od oznaczenia :)
Stówki gratuluję, kolejnego jeża szkoda... :( "Lubię za...bijać" powinno na naklejkach.
Filmik masakra, choć jakże mi znana, jednak mimo wszystko pod Poznaniem jest chyba lepiej. Dostałeś łapkę w górę za ten miks polskości. Tak jak napisałem - warto wysłać służbom, może coś z tym zrobią.