Łódź - Sieradz
Sobota, 30 czerwca 2012
· Komentarze(0)
Kategoria 40 - 70 km
Wycieczka bez poszanowania zdrowia. Przeziębiony, po aspirynie, wyszedłem na rower o 11:30. Wątpliwości nie ulegało, że nie zmarznę, bo był to prawdziwie upalny i duszny dzień.
Szczęśliwie na początku po niebie wędrowała cienka warstwa chmur, dzięki której słońce nie paliło. Na obwodnicy Pabianic znowu coś się dzieje. Na jej początku, pośrodku szerokości pasa, zrobiono odwiert, taki geologiczny. Wycięty głęboki słupek o przekroju okręgu. Ciekawe czy to rutyna czy podejrzewają jakieś uchybienia przy kładzeniu nawierzchni. Pojawiła się też nowa "bramka" (taka do montażu znaków nad jezdnią) przy zjeździe do Pabianic. Na poboczu leżały jakieś elementy montażowe, prawdopodobnie do barierek (poprawki?). A i dwa auta minęły mnie z naprzeciwka.
Co do jazdy, to ta się nie kleiła. Skwar dawał się we znaki. Nie byłem jedynym nierozsądnym rowerzystą snującym się po okolicy, nawet coś wyjątkowo wielu cyklistów mijałem. Głównie młodzież szkolna. W końcu wakacje nadeszły.
Ostatecznie - chyba od Zduńskiej - chmury się już całkowicie rozproszyły, przez co słońce zaczęło silnie smażyć. Prosto z trasy na lody. Termometr na kominie jednego z zakładów wskazywał ponad 34 stopni.
Szczęśliwie na początku po niebie wędrowała cienka warstwa chmur, dzięki której słońce nie paliło. Na obwodnicy Pabianic znowu coś się dzieje. Na jej początku, pośrodku szerokości pasa, zrobiono odwiert, taki geologiczny. Wycięty głęboki słupek o przekroju okręgu. Ciekawe czy to rutyna czy podejrzewają jakieś uchybienia przy kładzeniu nawierzchni. Pojawiła się też nowa "bramka" (taka do montażu znaków nad jezdnią) przy zjeździe do Pabianic. Na poboczu leżały jakieś elementy montażowe, prawdopodobnie do barierek (poprawki?). A i dwa auta minęły mnie z naprzeciwka.
Co do jazdy, to ta się nie kleiła. Skwar dawał się we znaki. Nie byłem jedynym nierozsądnym rowerzystą snującym się po okolicy, nawet coś wyjątkowo wielu cyklistów mijałem. Głównie młodzież szkolna. W końcu wakacje nadeszły.
Ostatecznie - chyba od Zduńskiej - chmury się już całkowicie rozproszyły, przez co słońce zaczęło silnie smażyć. Prosto z trasy na lody. Termometr na kominie jednego z zakładów wskazywał ponad 34 stopni.