Można by pomyśleć, że Łódź dba o rowerzystów. Ku mojemu zdumieniu DDR wzdłuż Wycieczkowej nie jest przerwana na skrzyżowaniu z ul. Warszawską, jak to było dotychczas. Nie dosyć, że nie ma znaku końca drogi rowerowej, to domalowany jest wzdłuż skrzyżowania przejazd, czerwoną farbą. I nawet kierowca autobusu MPK wyjeżdżający z Warszawskiej udzielił mi pierwszeństwa.
Pozostaje pytanie czemu dojeżdżając do Warszawskiej drogą rowerową po Pałki i Strykowskiej, nie można legalnie rowerem przejechać skręcającej na wschód Strykowskiej inaczej niż objeżdżając skrzyżowanie z Inflancką dokoła.
Bardzo krótka wizyta na DK71. Zjechałem szybko, w Skotnikach, na przejazd równoległy. Szybki zjazd ma jedną wadę - krótki, góra 500 m odcinek pozbawiony asfaltu, będący szutrem w kiepskim stanie i wymagający zwolnienia. Poza tym droga jest bardzo atrakcyjna.
Przejazd przez A2 z ominięciem Strykowa i dalej do drogi nr 708. Ta jest w wiecznej budowie, ale bez utrudnień (bardzo krótka mijanka tuż po wyjeździe ze Swędowa). No chyba że jakiś samochód chciałby przejeżdżać zbyt blisko. Wtedy ucieczka rowerem w 50-centymetrowy uskok z jezdni mogłaby nie być przyjemną.
Chwila dezorientacji w Ozorkowie, by wkrótce odnaleźć zaplanowany skrót. W Aleksandrowie znów skrót, DK71, Rąbień i do domu.
Wstępny plan zakładał trochę większy dystans. Wyruszyłem więc nie tak późno, bo przed 19, by mieć trochę więcej dnia w zapasie. Było duszno, nie bardzo było czym oddychać, zatem i jazda nie szła lekko.
Drobna zmiana w Kazimierzu. Ściąłem trasę po gładkim asfalcie (nie licząc dwóch progów zwalniających na początku) ul. Szkolnej.
Zmęczenie zachęcało do odpuszczenia sobie wycieczki do Łasku, co zaowocowało sprawdzeniem drogi z Chorzeszowa do Pabianic o czym już kilkakrotnie wcześniej myślałem. Droga bez większych zastrzeżeń. Doprowadziła mnie na wiadukt nad S14 w Piątkowisku. Stamtąd dało się przejechać dojazdami technicznymi wzdłuż S14 do ul. Lutomierskiej (po drodze przejeżdżając przez kolejny wiadukt). Na samym wjeździe w Piątkowisku jest wprawdzie kilka metrów gruntu - może zabrakło im asfaltu? Prawdopodobnie da się dojechać dalej tą drogą do węzła w Górce Pabianickiej. Do sprawdzenia.
Węzeł w Szynkielewie ma dość szczególną konstrukcję - wiadukt po obu stronach zwieńczony jest rondem.
Pogody ostatnich dni nie nadawały się do wyjazdów za dnia. I dziś też upał, wyjechałem więc o 20:20. Przy cmentarzu św. Antoniego (vel Manii) wycieczkę przystopował telefon, który postanowił zawiesić się przy wysyłaniu SMS-a. Reboot, ponowne łapanie namiaru GPS-em i można było kontynuować.
Na początek standard - ul. Złotno, Niesięcin i Babiczki. Tam jednak nie bezpośrednio do drogi na Lutomiersk, a na ładny asfalt prowadzący do Babic. Ten zastanawiał mnie już dwa ostatnie razy. Nie miałem go na swoich dawno aktualizowanych mapach OSM i faktycznie wygląda na dość świeży. Bardzo dobry wybór!
W Lutomiersku coś mi się moje położenie nie zgadzało z mapą. Spytałem więc o radę dwie miejscowe kobiety. Ciężko było dostać odpowiedź, bo uparcie chciały się dowiedzieć do jakiej rodziny bądź firmy chcę trafić, by mi dokładnie pomóc. Po kilku zapewnieniach, że naprawdę chcę jechać *do* Pabianic, wykrzyknęły w zdumieniu, że to strasznie daleko (straszne 15 km ;]), ale ostatecznie potwierdziły, że jestem na dobrej drodze.
W Lutomiersku pożegnałem też słońce. Lampka przednia, w którą byłem wyposażony, spełnia tylko funkcję sygnalizacyjną dla innych pojazdów. I tu myśl czy zainstalować na następny wyjazd nieporęczną i niezbyt dobrą lampę halogenową czy kupić nowe oświetlenie czy może wstawać przed świtem w te upalne dni i jeździć przed pracą.
Na wysokości Świątnik(ów?) wyprzedzałem biegacza. Ten zaczepił mnie: - Halo! Przepraszam! W którą stronę do Górki Pabianickiej? - Prosto. - I zaraz będzie? Spojrzałem na mapę - nic już po drodze nie było, choć skalę trudno określić. - Tak. - przytaknąłem niepewnie. I ruszyłem dalej. Tej drogi było jeszcze ok. 1.5 km. Jestem ciekaw czy dla truchtającego pod górę biegacza ta odległość mieści się w definicji "zaraz".
Dalej Łaskowice, które mimo latarni przywitały mnie ciemnością - miasto nie spieszy się szczególnie z włączaniem światła. A potem asfaltem Pabianicką i al. Politechniki. Ruch znikomy, więc spokojnie, bez przygód. I jeszcze parę metrów miastem dla równego wyniku.
Podsumowując przyjemna jazda ciepłą nocą. Podstawowa wada nocy jednak pozostaje - ciemno.
Licznik Sigma postanowił paść bez uprzedzenia, choć teoretycznie chyba miał uprzedzać kiedy bateria się kończy. Wynik zaokrąglony na podstawie różnicy w całkowitym przebiegu po wymianie baterii (model 1106 pamięta całkowity przebieg i czas bez zasilania).
Kuszenia losu ciąg dalszy. Tym razem jednak nie szukałem udaru, a jedynie weryfikowałem czy groźby padające z prognoz pogody, o mających szaleć burzach, sprawdzą się. Wycieczka rozpoczęta o 19, także jeszcze było czuć ostatnie podmuchy gorąca.
S14 nieodmiennie czeka na otwarcie. Wyprzedzałem jednego rowerzystę. Przejechał też jeden samochód terenowy, zapewne służbowy, bo takich samych zwykło stać więcej w czasie trwania prac. Trafiłem na drugi odwiert w strukturze asfaltu. Trochę mnie zaskoczył, zważywszy że jest pośrodku używanego już wiaduktu prowadzącego do Górki Pabianickiej.
Wieczór ciepły. Ruch w mieście już znikomy. A wiatr sprzyjał mojemu kierunkowi jazdy.
Słynna (?) inwestycja w postaci łódzkiego licznika rowerzystów, który przecież stoi już chyba rok, wciąż nie działa. Jeszcze wczoraj pokazywał same zerowe wyniki. Dzisiaj jest już jakaś - pewnie losowa - liczba rowerzystów w ciągu roku. Nie mniej jednak dzienny wynik konsekwentnie utrzymał się na zerowym poziomie.