Przymierzałem się, przymierzałem, patrzyłem na te satelity z chmurami, radary, zlewnie rzek, w końcu uznawszy, że jest w miarę bezpiecznie, pojechałem. I ledwo się ruszyłem, w Szynkielewie dopadł mnie rzęsisty wiosenny deszcz. Zjechałem pod sklep, gdzie wydawało mi się, że może daszek znajdę. Szukałem, jednocześnie wygrzebując folię do ochrony telefonu przed deszczem, ale daszku nie było. Już trochę mokry przespacerowałem z rowerem na drugą stronę skrzyżowania pod wiatę przystanku autobusowego. 5-10 minut i po sprawie. Gorzej z wodą, co po tym stosunkowo dużym opadzie zebrała się na jezdniach. Także ledwie ruszyłem się spod przystanku, znowu byłem mokry, do tego ubłocony, włącznie z błotem we włosach. W takich chwilach zastanawiam się czemu jeszcze nie sprawiłem sobie
Musguarda.
Potem już nie padało, a i drogi szybko zaczęły wysychać. Ładnie. Gdzieś między Żytowicami a Chorzeszowem, bocian na gnieździe z gracją poprawiał sobie pióra na szyi. A pola pokrywały żółte dywany kwitnącego rzepaku.
Aby zdążyć uczynić zadość rodzinnym oczekiwaniom co do mojego udziału w świątecznej sobocie, wstałem dziś o 5 i trzy kwadranse później byłem już w trasie. Temperatura w porządku, nie licząc bardziej zalesionych terenów, gdzie było mi za chłodno. Większość kierowców nie zdążyła się jeszcze obudzić przed moim powrotem, także nie dosyć, że DK71 pusta, to i przy powrocie w centrum Łodzi zupełnie spokojnie.
Przed wyjazdem popatrzyłem na mapę czy jednak dla bezstresowej jazdy nie dałoby się ominąć DK71 nie robiąc kolana przez Petrykozy. Efektem jest przecięcie drogi krajowej w Górce Pabianickiej i jazda prosto do Konina. Początek trasy kiedyś był asfaltem, ale musiało być to kilkadziesiąt lat temu, więc jest gorzej niż gdyby tego asfaltu nie było. Na szczęście to tylko 500 m. Dalsze 1.5 km to umiarkowanie znośna szlaka, na szczęście bez wielkich pociągnikowych perforacji, ale i tak z licznymi nierównościami. Dla kolarzy niekoniecznie, a jak ktoś turystycznie, to warto, by się nie przeciskać obok ciężarówek na siedemdziesiątce jedynce.
Poza tym to standardowo. Tylko zima, której w zasadzie prawie nie było i tak zrobiła kilka nowych głębokich dziur w Krzywcu. Pochmurno, ale nie zimno. Wiatr północny, niewielki. Przyjemny dzień. :)
Po wczorajszym zmarznięciu, dziś szczelnie zapiąłem polar pod szyją i założyłem opaskę na głowę, co definitywnie podniosło komfort wycieczki. A i wiatr mniejszy.