W Strykowie MC wyraził chęć obejrzenia południowego kikuta A1 biegnącego od węzła łączącego A1 i A2. Robimy więc nawrót, by dojechać do Anielina i jadąc wzdłuż wsi docieramy do końca zbudowanego odcinka. Pilnują asfaltu przed kradzieżą bardziej niż gdzie indziej - droga otoczona jest siatką, a na końcu brama. Na szczęście obok biegnie już asfalt techniczny, którym docieramy do wschodniej strony węzła, a potem dalej do Strykowa. W ten sposób przecięliśmy węzeł ze wszystkich 4 stron. A dalej standard. MC odłączył w parku przy 1 Maja w Zgierzu.
Plan był dosyć prosty. Zwiedzić budowę S8 do Sieradza, ze szczególnym naciskiem na przejazd odcinka Róża - Łask, bo ten jest już gotowy i ma być otwarty najszybciej. Zgrubne podliczenie kilometrów - do Dobronia 27 km, linijka na
Targeo dawała przejazdowi po S8 wraz z zachodnią obwodnicą Sieradza niecałe 50 km, plus jeszcze z Dobronia się dostać pod S14 - łącznie koło 80 km.
Do Dobronia tradycyjnie - przez Górkę Pabianicką i nad S14. Stamtąd kieruję się na Mogilno, gdzie S14 łączy się z S8 w węźle Róża. Z mapy Targeo zapamiętałem gdzie biegną drogi techniczne w okolicy i liczyłem, że jakoś z nich dojadę. Już w drodze do Mogilna zacząłem wyraźnie odczuwać odnawiającą się kontuzję kolana, więc tempo leniwe i z lekkim bólem. W Mogilnie wyprzedził mnie jakiś bardziej żwawy rowerzysta. To mnie zmobilizowało i postanowiłem przejechać przez wieś na jego kole. Przed wiaduktem nad S14 odbiłem na południe sprawdzając pierwszy boczny asfalcik. Bez szans. Wszystko już wygląda na dopięte na ostatni guzik, zwłaszcza siatka ogrodzeniowa. Wracam na wiadukt i oglądam zamknięty pas S14, który prowadzi do mojego celu. Gdyby tylko w tym miejscu dało się wbić na S14, to bym mógł skorzystać. Ale też żadnych opcji. Przejeżdżam więc nad S14 i dalej nad S8 na Rzgów, by dotrzeć do kolejnej drogi bocznej biegnącej wzdłuż drogi docelowej. Słabo to wygląda - S8 na lekkiej skarpie, siatka, bramy. I właśnie. Testowo podjeżdżam do jednej, patrzę - kłódki brak. Nie mniej jednak otwieranie sobie bram wydawało mi się zbyt brawurowe, a jeszcze trzeba by się za nią wspiąć po skarpie i pokonać barierki. Rezygnuję. Jadę dalej wzdłuż ekspresówki licząc na lepszą okazję. Asfalt szybko się kończy, dalej szuter. Siatka i bramy, bramy - tym razem z kłódkami. A skarpa coraz wyższa. W końcu dojeżdżam z powrotem do drogi Dobroń - Ldzań. Tutaj, obok przejazdu pod ekspresówką, brama zapraszająco otwarta. Ale wspinaczka z rowerem w tym miejscu wyglądałaby już ekstremalnie. Nasyp stromy, ok. 5 metrów. Postanawiam więc kontynuować szalonym planem awaryjnym, by dojechać do Teodorów i stamtąd zawrócić. Jadę więc na południe, przez Ldzań i Rokitnicę, zwiedzając malownicze okolice wraz z młynem wodnym, którego nie pamiętam kiedy ostatnio oglądałem - chyba w dzieciństwie. W ten sposób docieram do DK12 - drogi z Łasku do Piotrkowa Trybunalskiego. Po niej już prosto do Teodorów. Konstrukcja tego węzła jest osobliwa - pragnąć odbić w prawo, na Łódź, należy skręcić w lewo. Nie mniej jednak ten zjazd obstawiony był przyczepą campingową z panem ochroniarzem, który nie podejmował żadnej ugodowej dyskusji krzycząc coś o jego pracy i pensji, na którą to robiłem podobno zamach. Przy okazji twierdził, że i dziś trwają prace. Drugi zjazd, formalnie na Sieradz, był bez przeszkód. Z niego więc wybrałem się "pod prąd" z powrotem do Mogilna, tj. węzła Róża. Wrażenia? No dobrze, dobrze. Betonowe, przyjemnie się tu będzie autem jeździć. Tylko o co chodzi z tym konkursem na największą liczbę ekranów dźwiękochłonnych? I to na dodatek postanowili na tym odcinku postawić chyba każdy model, jaki producent oferował - metalowe z jasnoszarymi, żółtymi i ciemnoszarymi pasami, brązowe ze szklących się tafli, przezroczyste z prostokątną siatką (tych jak na lekarstwo) i nawet drewniane, z desek. W tej sytuacji znak oznajmujący, że właśnie przejeżdżamy nad rzeką Grabią - na dodatek w miejscu, gdzie jest na niej śliczne jeziorko, co wiem wyłącznie dzięki zdjęciom satelitarnym - jest niesmacznym dowcipem. Obie strony drogi całkowicie zabudowane. Widoków łącznie jest jak na lekarstwo. Bliżej Róży można na szczęście popatrzeć na gęsty las. Przed węzłem dostrzegam kolejny camping-stróżówkę, więc by nie wdawać się w zbędne dyskusje, podziwiam sam węzeł z dystansu. I z powrotem do Łasku. Co do turystów, to na tym odcinku jechał jeden kolarz i jakiś mniej wyścigowy rowerzysta, oboje na przeciwległym pasie. Kolarz zastanowił mnie bardziej, bo ten jechał od węzła Róża, a że nie wyprzedzał mnie we wschodnim kierunku, to musiał się jakoś tam dostać, chyba mniej legalnie niż ja. Ciekawe.
Oczywiście skutkiem niepowodzeń w poszukiwaniu wjazdu we właściwym miejscu, założenia kilometrowe już z góry wzięły w łeb - wracając do Teodorów miałem już 60 km na liczniku, a umieszczony już na S8 znak zapowiadał 45 km do Sieradza (ciekawe, do którego węzła). Za Teodorami zaczyna się odcinek, którego oddanie planowane jest podobno na grudzień. Tu zdecydowanie prace w lesie. Co do owych robót, które miały trwać, faktycznie. Ktoś gdzieś coś przykręcał, ktoś inny skubał młotem pneumatycznym, gdzieś się asfalt podgrzewał. Łącznie chyba nie więcej niż 4 punkty prac mijałem, z bardzo małą obsadą, gdzie nie pracował żaden ciężki sprzęt. Tak więc niedzielę na budowie można uznać za dzień wolny.
Na budowie spotkałem Magdę, która, jak potem opowiadała, dopiero co rozbudziła w sobie zamiłowanie do długich rowerowych wycieczek. Kolano bolało, więc chętnie pojechałem w towarzystwie w turystycznym tempie. Rozstaliśmy się w Marzeninie, bo mój zapas płynów się skończył, a Magda opisała mi gdzie w Marzeninie znaleźć sklepy. Rzeczywiście, były, w tym jeden otwarty. Kolejka długa, więc na trochę tam utknąłem. Potem po swoich śladach z powrotem na S14. Trzeba wspomnieć, że Marzenin to jedno z tych wielu miejsc na trasie budowy S14, gdzie jest przeprowadzony prostopadły ruch samochodowy bezpośrednio przez teren budowy, na jednym poziomie. Także to są zdecydowanie najłatwiejsze miejsca do wjazdu na S8. Leniwie i z bólem kolana pojechałem dalej. Jeszcze gdyby nie ten dzisiejszy zachodni wiatr, to byłoby lżej. Kawałek za przejazdem przez Wartę znowu spotykam Magdę, która zmobilizowała się i postanowiła dotrzeć aż do Sieradza. Jedziemy więc dalej razem. W końcu docieramy do węzła, który - jak mówią mi włączający się na S8 z niego rowerzyści - prowadzi do Jezior. Tutaj się rozstajemy, koleżanka zawraca. A ja, nie do końca dobrze przygotowany z orientacji w budowie w okolicy Sieradza chwilę się zastanawiam gdzie w zasadzie miał być ten mój docelowy zjazd, czy to jeszcze nie dalej przypadkiem. Z braku pewności decyduję się na Jeziory. I bardzo dobrze, jak się okazało - to tu! Tu zaczyna się zachodnia obwodnica Sieradza. Przejeżdżam przez DK14 licząc, na zjazd w okolicach Kłocka. Tu się jednak zagapiłem, właściwa odnoga odchodzi zaraz za rondem na DK14, a dalej już zjazdu brak. Nie mniej jednak nie zawracam, będąc ciekawym gdzie w zasadzie ta droga ma mnie zaprowadzić. Kolejne rondo na Reymonta - czyli dla nie znających Sieradza - w zasadzie w szczerym polu. Intrygujące. A że po tak polnych drogach jeździć nie lubię, jadę dalej. I tak docieram aż do Smardzewa na DK12. Tu też rondo. Ale tego się teraz zrobiło. Już nie będą mówić, że Sieradz to to miasto, gdzie wszyscy Łodzianie jadą zdawać egzamin na prawo jazdy, bo jest tylko jedno rondo! I tak okrążywszy miasto dojeżdżam do niego do centrum od zachodu.
Jeszcze co do samej przejezdności. Nawierzchnia jest, wszędzie. Jedynym utrudnieniem są niektóre mosty, gdzie jeszcze brak jest finalnej warstwy, a są w związku z tym wysokie wystające łączenia. Tu trzeba uważać na opony. Przy niektórych z nich co prawda były nawet deseczki ułatwiające przejazd. Ogólnie bardzo już dobry stan na wycieczki. Zresztą od Teodorów po Sieradz turystyka była już intensywna. Rowerzyści, rolkarze, dzieci z psami na spacerze, starsze pary. Okazjonalnie przejechał jakiś samochód nadzoru, ale nie zaczepiali nikogo.
Słowo o pogodzie. Jak wyruszałem, to było 18 stopni i pochmurno. Zerknąłem tylko na Onet, który sugerował nie więcej niż 22. Wziąłem więc polar. Na początku nawet się przydał, ale jednak finalnie zrobiło się piękne lato, i ostatecznie musiałem go uwiązać na ramie, bo nawet rozpięty za bardzo męczył. Gorzej, że piękne lato, to i piękne słońce, na które się nie przygotowałem, więc skończyłem spieczony na raka. Kompletnie.
Po wizycie w domu rodzinnym powrót pociągiem. Łącznie wycieczka podstawowa do 111.64 km, reszta to przejazdy do i z PKP.
Późny wyjazd - po 18. Plan wstępnie na trochę ponad 40 km. Dzień może nie najcieplejszy, ale było dość pewne, że już się nie rozpada. Trasa dobrze znana i przyjemna. I tak po znanych asfaltach aż po Szczawin. Tutaj, po przejechaniu nad A2, zwyczajowo jadę zgodnie z pierwszeństwem (względnie wcześniej na Wołyń). Jednakże zawsze mnie zastanawiało dokąd prowadzi przejazd kolejowy na wprost. Krótka konsultacja z mapą czy gdzieś dojadę - ta sugerowała niezbyt długi odcinek gruntowy. Pojechałem. Poza kocimi łbami i piaskiem tuż obok PKP Czaplinek, dalej już był asfalt. Ciekawostką jest to, że na jednotorowej trasie kolejowej Łódź - Łowicz, stacja Czaplinek posiada właśnie drugi tor, na mijankę. Stan asfaltów aż po skrzyżowanie z DK71 różny, ale całkiem rowerowy. Bez utrudniających jazdę dziur. Ruchu samochodowego prawie żadnego. Po chwili trafiłem na własne ślady i - choć nie przepadam za powtarzaniem tych samych odcinków jednego dnia - wstępnie myślałem, że jednak skończę wycieczkę po Wycieczkowej. Jednakże tu znów mnie zaczęła brać ciekawość, bo nigdy chyba (tak do końca pewien nie jestem) nie sprawdziłem dokąd biegnie dalej Okólna. I znowu konsultacja z mapką w telefonie. Pierwsze wrażenie niezbyt dobre - droga biegnie do Strykowskiej (DK14) spory kawałek od centrum. A z kolei jechać po Strykowskiej ochoty nie miałem. Ale przyjrzałem się dalej i proszę - na wprost Okólnej dojazd do znanej i lubianej Kalonki! No to jazda! Za DK14, która nawet nie bardzo chciała mi dać szansę jej przejechania na skrzyżowaniu - na tyle ruch był intensywny - zakręt do Kalonki wydawał być się mocno terenowy. Podglądając oznaczenia dróg na mapce (tak w ogóle to było to OpenStreetMap postanowiłem więc jeszcze kawałek pojechać Okólną i spróbować wrócić na trasę do Kalonki łukiem zaczynającym się od ul. Bursztynowej. Strzał w dziesiątkę!Uroczy asfalt na szerokość jednego samochodu. Pięknie! I dalej wybór okazał się trafiony - kawałek od miejsca gdzie moja trasa dojeżdżała do ul. Aksamitnej, prowadzącej na Kalonkę, zaraz zaczęła się świeżo położona gładka nawierzchnia. Od Kalonki już znane drogi, wybrałem Hanuszkiewicza (bo sześciennych wyszczerbionych kostek, które tworzą ul. Marmurową, nie znoszę). I jeszcze, z ciekawości, postanowiłem wreszcie podjechać do owego najwyższego punktu w Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich - wzgórza "Radary". Dosyć rozczarowujące. Brama pod anteny zamknięta. Dokoła wszędzie gęste drzewa, więc widoków brak. Z tarasu instalacji anten byłoby pewnie co oglądać, ale podejrzewam, że nie jest to miejsce dostępne dla turystów. Dalej już zupełnie tradycyjnie. Ul. Janosika jest o wiele przyjemniejsza w pokonywaniu w tę stronę - zdecydowanie w dół. Na koniec jeszcze skręciłem na sentymentalny przejazd po Lumumbowie, którego jeden z akademików swego czasu służył mi za mieszkanie.
Podsumowując, bardzo udany wyjazd. Nie ma jak trochę nowego, zwłaszcza, gdy nowe okazuje się przyjemne.
W nogach czuć było wczorajszą setkę, było naprawdę gorąco, do tego prognozowali burze po południu, a widać już było spiętrzone ciemne chmury, więc choć chęci były na trochę więcej, to jednak zostały pokonane przez rzeczywistość. A jak na złość i tak nic z tych chmur potem nie było.
Nowe platformy już są. Była to wprawdzie dobra okazja by pomyśleć nad SPD, ale zastanawiałem się długo, a rower się kurzył. Teraz już mogę się zastanawiać jeżdżąc.
Dziś kilka nowych fragmentów:
Z Nowosolnej wyjazd Byszewską i tam prosto przez Byszewy aż po Boginię. Pagórki, dobry asfalt, trochę bardziej obecny ruch samochody w porównaniu z trasami przez Kalonkę, ale nie uciążliwy.
Nowe Skoszewy - piękna nawierzchnia, pagóry, ładne widoczki. Za karę ostatnie 500 m przed Janinowem to żużel.
Jadąc w kierunku Strykowa, chwilę za Sierżnią, minąłem drogowskaz na Anielin. Po chwili zastanowienia zawróciłem, by tą drogą symbolicznie przejechać nad A1. Przy okazji to chyba jedyne miejsce w okolicy, gdzie można znaleźć istniejący fragment A1 budowanej na południe. Potem droga 708, gdzie panuje trochę większy ruch.
Ostatnią nowością jest Wołyń. Tu też przyjemnie z pagórem i świeżym asfaltem, ale i tu trzeba się liczyć z chwilką terenu. 300 m drogi piaskowo-kamienistej.
Powrót po Zgierskiej. Nowo budowana droga rowerowa ma już załatane najbardziej przeszkadzające dziury - asfalt wyłożono po krawężnik na jej południowym końcu przy Włókniarzy, gdzie jeszcze dopiero co był szuter, a brakujący metr przy ul. Truskawkowej został wyłożony kostką chodnikową.