Leniwa, powolna wycieczka. Do tego co kilka km stawałem i grzebałem imbusami przy kierownicy - to dokręcając, to luzując. No nie umiem się pozbyć niedawno nabytych trzasków. I byłoby nawet dobrze, gdyby nie to, że przy ostatniej próbie na Chełmskiej w Zgierzu, gdy postanowiłem dużo serca włożyć w dokręcenie mocowania kierownicy, wyślizgnął mi się imbus i teraz gwint śruby wygląda marnie. Teraz to dopiero będzie zagwozdka.
W ogóle to jesień za dnia, tak jak dziś, jest nawet całkiem przyjemna do jazdy. Tylko te szybko zapadające noce, które już nie bardzo pozwalają wyjeżdżać w tygodniu po pracy.
Zaczęło się ze słońcem i temperaturą około 17°C, a skończyło po zachodzie, gdy temperatura spadła do 12°C. Jak dla mnie już niezbyt dobra temperatura na rower.
Na szczyt wzniesienia na Janosika posłusznie pięły się za mną trzy samochody, nie mogąc wyprzedzić z powodu dużego ruchu z naprzeciwka. Ale nie wszyscy byli cierpliwi. Jakaś nieopanowana baba wyprzedzając mnie już na szczycie, strąbiła mnie i obrzuciła wyzwiskami przez otwartą szybę. Widać zwalnianie pod górę powoduje u niej nadmierny stres.
A z ciekawostek na Marmurowej mijało mnie z naprzeciwka coś na kształt zorganizowanego treningu kolarskiego. Uważnie się nie przyjrzałem, ale raczej młoda ekipa, chyba cztery osoby. Za nimi van, z zainstalowanym głośnikiem, z którego dobiegały polecenia. Tak się trener wygodnie wozi!
Przygotowania do wyjazdu zacząłem od drobnego serwisu. Od pewnego czasu głośno trzeszczy mi coś w układzie kierowniczym, wydawało się, że w mostku. Zdjąłem więc dziś kierownicę, dokładnie wyczyściłem ją i jej mocowanie do mostka, skręciłem i... i nie pomogło. Skręciłem na sucho, może jeszcze spróbuję posmarować. Ale pewności już nie mam czy to nie coś innego.
Formy dziś nie było, wymęczona ta wycieczka. W Bogini dostrzegłem tabliczki informujące o objazdach w związku, jak i o samym
I biegu na Wzniesieniach. Bieg jutro. Jadąc po chodniku rowerowym nad wodą w Strykowie naszła mnie refleksja, że te strykowskie kaczki zupełnie zostały wychowane na gołębie. Nic całkowicie nie ruszają ich ludzie, niezależnie czy na rowerze czy na rolkach czy pieszo. Jadące tam rowerem małe dziecko chciało zrobić sobie zabawę wjeżdżając w ich grupkę. Skończyło się na hamowaniu, bo nie miały najmniejszego zamiaru się ruszyć. Nad wodą chwilę zacumowałem i pomyślałem, że miło byłoby tak zostać i już nigdzie dalej nie jechać. Ale jak mus to mus.
W Smolicach buduje się chodnik. Na szczęście relatywnie wąski, więc jest szansa, że nikt tam nie postawi nakazu ruchu rowerów.
Dziś wybrałem Wołyń, dalej miała być Dąbrówka-Marianka. Tylko dojazd mniej tradycyjnie - za Wołyniem odbiłem w lewo, gdzie ładnym asfaltem zjechałem do Glinnika, gdzie dalej, na drodze do Smardzewa, jest zjazd z koszmarnymi dziurami. Stamtąd zawróciłem na Dąbrówkę, przez Maciejów. Tu przyjemnie. I lekko się osiąga wysokość Dąbrówki. W Zgierzu był jeszcze jeden eksperyment - z Czarnej, za przejazdem kolejowy w prawo na Sadową zamiast tradycyjnie w lewo na Uroczą. Zły wybór. Mniejsza że trylinka, ale jaka dziurawa!
Zastanawia mnie (nie pierwszy raz) realizacja pomysłu na zajęcie chodnika wraz z drogą rowerową między Pstrągową a Sikorskiego, bo coś się tam buduje. Za Pstrągową jest zagrodzony chodnik, stoi znak zakaz ruchu pieszych z tabliczką informującą, że przejście odbywa się drugą stroną. Ale widać miasto pomysłu na rowerzystów nie miało, wolało zignorować problem i żadnej podpowiedzi dla nich nie zostawić. Niech sobie radzą.
A nowa droga rowerowa wzdłuż Zgierskiej wciąż nie może doczekać się dopięcia na ostatni guzik. Przed Liściastą znowu stoi znak końca drogi rowerowej, a świeżo wymalowanego przejazdu już w połowie nie ma, bo część nawierzchni jezdni została zdjęta. I do tego przejazd przez Pojezierską, co nie wiadomo czy jest czy go nie ma. Przejazd namalowany, zaś światła rowerowe nie podłączone. Od strony północnej jest przed skrzyżowaniem znak końca DDR, ale co ciekawe od strony południowej, tuż przed skrzyżowaniem jest znak DDR. Nieszczęśliwie od północy ustawił się przy mnie radiowóz skręcający ze Zgierskiej w prawo na Pojezierską, więc postanowiłem pospacerować z rowerem. Lepiej nie dawać okazji do łatania budżetu.
Mimo wybrania się trochę przez siłę, po opuszczeniu miasta chęć przyszła i kręciło się nieźle. A po drodze za Prusinowicami widziałem na poboczu jakiegoś rowerowego turystę z plecakiem nawigującego tradycyjnie - wertował dużą rozkładaną mapę.
We wtorek wieczorem podrzuciłem przednie koło do Intersportu w Manufakturze, by wstawili brakującą szprychę i wycentrowali. Miało być do odebrania w czwartek. Podjechałem więc do nich w czwartek z rana i poczułem się jakbym spotkał panią minister B.: "Sorry, kolega zapomniał wziąć od pana numer telefonu, więc nie miałem jak poinformować, że nie mamy takiej szprychy. Nic nie zrobiliśmy.". Zabrałem więc koło do Dynamo, gdzie zrobili je na 19 tego samego dnia. W domu montaż, doregulowanie hamulca z uprzedniego jego dopasowania do niemałego bicia tak, by rower nadawał się na piątek.
Dziś jednak specjalnie ochoty na rower nie miałem. Ostatecznie KL dał radę mnie wyciągnąć. Okazało się, że wypocząłem po sierpniu i całkiem dobrze się dziś kręciło.