Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2016

Dystans całkowity:1026.52 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:64.16 km
Więcej statystyk

Sieradz - Włyń - Pęczniew - Drużbin - Pudłówek - Puczniew - Kazimierz - Łódź

Sobota, 13 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 100 - 150 km


Pękła pierwsza setka w sezonie.

Plan na setkę zaczął się rodzić w mojej głowie po 2 w nocy. To samo w sobie było pewnym utrudnieniem, bo żebym to 100 przejechał, to wypadało mi się obudzić o jakiejś nieludzko wczesnej godzinie - budzik ustawiłem na 9. Kondycji nie ma, więc zgodnie z zasadą, że zawsze wieje z zachodu (co prognozy pogody z grubsza potwierdzały), postanowiłem pojechać pociągiem do Sieradza i stamtąd jechać do Łodzi z nadzieją na wiatr w plecy. Rano z trudem zwlokłem się z łóżka na wezwanie budzika. Leniwie i przysypiając zrobiłem wszystko co miałem przed wyjazdem, a i tak za dużo czasu zostało mi do zaplanowanego pociągu - wybierałem się na ŁKA odjeżdżający z Łodzi Kaliskiej o 11:50.

Pogoda znowu płatała figle. Gdy ruszałem na pociąg było ledwie 16 stopni, pochmurno i wiatr. Prognoza obiecywała rychłe ocieplenie. Ale "test balkonowy" wyszedł tak przejmująco chłodno, że nie odważyłem się wyjechać bez bluzy polarowej. Spodziewałem się, że będę tego żałował. I rzeczywiście. Bluza cieszyła mnie jedynie podczas jazdy na stację w Łodzi. A gdy dotarłem do Sieradza, to już świeciło słońce i ocieplenie postępowało szybko, więc całą trasę było mi za gorąco.

Co do ŁKA to potwierdziła się przewaga nad Przewozami Regionalnymi, na które utyskiwałem w zeszłą sobotę. Zakup biletu w SkyCash na ŁKA to tylko 3 kroki do ekranu płatności. Bez wpisywania dodatkowo danych z dokumentu tożsamości. Nie ma też w tym wypadku tego przedziwnego "okresu ochrony biletu" - natychmiast po sfinalizowaniu transakcji bilet jest dostępny. Zakup biletu na pociąg Przewozów Regionalnych wymaga przejścia dwa razy większej liczby ekranów. Cena w ŁKA okazała się minimalnie wyższa niż ta, którą ostatnio obstawiałem - nie ma już oferty biletów wycieczkowych. Ale i tak jest to 14 zł z rowerem do Sieradza w ŁKA vs 21.60 zł w PR. Co prawda kolejny raz ŁKA nie chciało podjąć próby sprawdzenia mojego biletu na ekranie. Pani jedynie odczytała na głos do siebie trzy ostatnie cyfry jego numeru. Zważywszy, że ode mnie miała jeszcze cały pociąg do przejścia do końca i z powrotem, to wątpię, by pamiętała, by coś z nim zrobić. To dziwne, że dla odmiany PR daje radę.

Ponieważ najbardziej oczywista trasa przejazdu z centrum Sieradza do Rudy, czyli na drogi prowadzące wzdłuż wschodniego brzegu Warty, prowadzi przez przystanek kolejowy Sieradz Męka, to aby oszczędzić sobie podróży po nudnym odcinku dawnej DK14 i po rowerowych chodnikach w samym Sieradzu, zdecydowałem dojechać pociągiem właśnie do Sieradza Męki. Formalnie jest to teren Sieradza, ale włączenie Męki do Sieradza w 1979 po dziś dzień przedstawia się tak nieprzekonująco (między Męką a resztą Sieradza jest kilka km łysych pól), że i tak tamtejszych mieszkańców nie postrzega się jako miastowych. Na marginesie, to bilet tam kosztuje złotówkę mniej niż do Sieradza, tego Sieradza "głównego".

Do zewnętrznej szyby pociągu dokleiła się pasażerka na gapę - mucha, całkiem dobrze spasiona. Dzielnie nie dawała się oderwać wiatrowi przez kilka kilometrów.



Wadą ŁKA w stosunku do Przewozów Regionalnych, jest większa ciasnota. W pociągu jest dedykowane miejsce na 3 rowery. Tymczasem w Łodzi wsiadło nas z rowerami sześciu. Puściłem innych przodem, by się śmiało wieszali, a ja, korzystając z umiarkowanej liczby pasażerów, znalazłem miejsce godne mojego roweru. ŁKA ma dobre zawieszenie, więc stał stabilnie bez dodatkowego wspomagania. Co widać, zdjęcie ze stacji Zduńska Wola.



Z Męki ruszyłem na często objeżdżaną przeze mnie za czasów liceum drogę do Włynia. Niewiele się tu zmieniło. Jedynie wydaje mi się, że na wjeździe do Rudy wykarczowano kawał lasu. Do Włynia nawierzchnia jest umiarkowana, jak w zasadzie zawsze była. Kiepsko robi się po minięciu DW710. Przez mocno trzęsącą mną drogę na północ towarzyszyła mi myśl, że przyjdzie mi skomentować na blogu, że Unia Europejska nie dotarła ze swoim remontami w te okolice. Sytuacja zmieniła się na lepsze po wjechaniu w Brzegu do powiatu poddębickiego.

03-20160813_134748

Przynajmniej tak się wydawało przez chwilę. Potem znowu było gorzej. A w zasadzie w kratkę - raz lepiej, raz gorzej. I tak lepiej niż na terenie powiatu sieradzkiego.

Nazwa zobowiązuje, więc w Brzegu jest pierwszy prześwit na brzeg Jeziorska.

04-20160813_135203

Kilkadziesiąt metrów dalej, gdzie zalew jest przy samej niemalże jezdni, ujmuje mnie widok zza drzew. Gorzej, że od wody zawiewa fetor.

05-20160813_135413

W Zagórkach zbaczam na chwilę na piaszczystą drogę by przyjrzeć się z bliska wiatrakowi. Ten to już zdecydowanie nic nie zmiele.

06-20160813_140421

Stan konstrukcji wygląda tak, że nie odważyłbym się oprzeć o nią roweru, by jej niechcący nie zburzyć. A i robiąc zdjęcia obchodziłem go z lekkimi obawami.

07-20160813_140520

Na górze zachowało się koło przenoszące napęd.

08-20160813_140546

Jak ktoś czułby się szczególnie odważny, to można swobodnie zwiedzać i od środka.

09-20160813_140621

10-20160813_140641

Nie jest to miasto, nie ma tabliczki "grozi zawaleniem" ani ogrodzenia. No bo w końcu przecież wszyscy widzą, że grozi.

11-20160813_140709

Tuż przed Pęczniewem jest odcinek, który zawsze mnie zachwycał. W końcu w rejonie nie ma zbyt wielu zbiorników wodnych i przejazd drogą przez środek takowych był dla mnie nie lada gratką. Widok w kierunku Pęczniewa.

12-20160813_141847

I jeszcze, z tego zachwytu, z drugiej strony. Nie zauważyłem robiąc zdjęcie, że rower mi się tu fragmentem swoim wkradł w panoramę. Ale skoro już się wkradł, to niech mu będzie, nie wycinałem.

13-20160813_142123

Wszystkie drogi rowerowe prowadzą przez Pęczniew?

14-20160813_142945

Widok na zalew znad dopływu Pichny.

15-20160813_143230

Marina Pęczniew.

16-20160813_143318

Gdy już skończyłem zdjęcia, zawył silnik i za chwilę pojawił się patrol WOPR. Niestety odpływał szybciej niż ja zdejmowałem telefon z kierownicy.

17-20160813_143432

Dalszy odcinek przede mną to ulica o wdzięcznej nazwie "Betonka". I rzeczywiście jestem niemalże pewien, że dawniej cała droga przy marinie była z płyt betonowych. Nie pamiętam od kiedy jest tam wyłożony asfalt. Jest go tylko 1.5 km. A dalej Betonka czyni zadość swojej nazwie. Pierwotnie miałem nią jechać aż do DW478 (czyli tą, która przebiega przez tamę), ale płyty zaczynają się akurat w punkcie, gdzie na wschód odbija droga oferująca lepsze warunki. I wyglądało na to, że i nią dojadę do zaplanowanego Drużbina. Nie miałem tylko pewności czy nie trafię na jakieś szutry czy piachy, bo tych dróg na GSV nie było. Zaryzykowałem.

A był tam mój ulubiony typ dróg - w lesie i z dobrą nawierzchnią. I ten las pięknie pachnie.

18-20160813_145410

Najczęściej jedynym ciekawszym obiektem na wsi jest kościół. Tu stojący w Drużbinie.

19-20160813_150735

Droga wyjazdowa z Drużbina to mój drugi ulubiony typ drogi. Jak nie cały las, to niech chociaż stoją dostojne drzewa przy drodze. I nic a nic nie obchodzi mnie zdanie obozu przeciwników drzew, co próbuje wszystkim wmawiać, że nie prędkość zabija, a jej nagłe wytracenie na drzewie. Czasami skracając swoje myślenie do wniosku, że drzewa zabijają. Po prostu mylą skutek z rzeczywistą przyczyną. A wystarczy jechać wolniej - bezpieczniej i jest czas by się nimi zachwycić.

20-20160813_151237

W Pudłówku wąski wiadukt prowadzi nad torami kolejowymi, łączącymi m.in. Inowrocław ze Zduńską Wolą.

22-20160813_153424

21-20160813_153319

I znowu droga przez las. Ale tu jest już zdecydowanie gorzej. Od Pudłówka prawie po Puczniew nawierzchnia jest męcząco zła.

23-20160813_154325

Chata w Rudzie Jeżewskiej. Sypie się. A szkoda, że nie sfotografowałem mijanej wcześniej, która była całkiem podobna, ale przynajmniej cała.

24-20160813_155814

W Jeżewie robię postój w sklepie. Sklep wyglądał na oko na taki upadek, że tylko to, że akurat jakiś klient wychodził, pozwoliło mi się zorientować, że on w ogóle wciąż działa. A działa. I nawet miał izotoniki, których często nie ma w różnych małych sklepach. O czym zresztą przekonał się też KL podczas naszej ostatniej wycieczki, gdy na pytanie w sklepie w Rzgowie o Oshee sklepowa zaproponowała mu Tigera. Typowe. Niestety jak już się zbierałem do sfotografowania sklepu pod ten akapit, sprzedawczyni wraz z koleżankami wyszła przed sklep na papierosa, więc kto chce zrozumieć skąd to wrażenie, niech jedzie zobaczyć. Pod sklepem przejeżdżał też pierwszy spotkany dziś turysta rowerowy, na kolarce.

Wielkość kościoła w Małyniu, który fotografowałem już przy okazji którejś wycieczki, nieodmiennie mnie zadziwia.

25-20160813_161751

Za Małyniem nawierzchnia jest wymieniona. Co prawda jest wąsko. Ale znowu zachwycająco.

26-20160813_162254

O, proszę! Ja już gdzieś widziałem dzisiaj podobną tablicę.

27-20160813_162754

Za Puczniewem spotykam kilku innych kolarzy. Przed Charbicami na podjeździe lekko wyprzedza mnie jeden. W Charbicach Dolnych mijam bociany na gnieździe. Czyżby taki skromny model 2+0? Grzecznie poczekały aż zrobię zdjęcie, a zaraz potem odleciały na żer.

28-20160813_165042

Plan setki kreśliłem wstępnie od centrum Sieradza. Zmiana startu na Mękę i jeszcze ta modyfikacja dojazdu do Drużbina spowodowała, że w Złotnie miałem dopiero 85 km na liczniku. A skoro miało być 100, no to 100. Musiałem dorobić w mieście. Co prawda pakowanie się na końcówkę na te podjazdy przy Zgierskiej to mogą być już jakieś objawy masochizmu.

Na Aleksandrowskiej młoda para wiozła się w stylu retro. Zauważyli mnie i chyba uznali, że filmuję, bo kierowca trąbił, a (przyszli?) małżonkowie, gdy już skończyłem ujęcie, zaczęli machać w moim kierunku.

29-20160813_182402_031

Przejazd przez św. Teresy. Zgłoszenie automatyczne. Została z niego na pamiątkę tabliczka. Bo ani czujnika już nie ma ani - czego tu nie widać - przycisków. Automatyczne się więc zgadza, ale niekoniecznie zgłoszenie.

30-20160813_183216

Na Piotrkowskiej zauważyłem, że otwarty w czwartek Dunkin' Donuts przeżywa syndrom wysokiego zainteresowania nowością.

31-20160813_201609

Odczuwając potrzebę wypicia kawy, odstawiłem rower do domu i wróciłem skosztować amerykańskiej marki. Kolorowo. Opisy wyłącznie po angielsku. Panie z obsługi, gdy klienci znośną angielszczyzną odczytywali etykiety, kazały wskazywać sobie palcem, o które chodzi. Widać asortymentu trzeba się będzie dopiero nauczyć.

32-20160813_210942

Samoobsługowe dodatki. Obserwując skutki prób z podobnymi pomysłami w innych lokalach mam pewne obawy, że "łódzkość" może w końcu doprowadzić do postawienia tego koszyczka z drugiej strony lady.

33-20160813_211022

I dostałem. Pączka, znaczy pardon - "donata". I kawę z mlekiem. Mając od początku plan usiąść w lokalu zdziwiłem się, że dostaję w torbie jak na wynos. Próbowałem dopytać czy jest jakaś wersja podania na miejscu, ale się nie dowiedziałem. Panowała tam zresztą powszechna dezorientacja, a do zacinającej się kasetki podłączonej do komputera kasowego ekspedientki włamywały się nożem.

34-20160813_211140

Ponieważ żadna z pączkowych metek nie przemawiała do mnie jakoś szczególnie, to wybrałem model dla lokalnych patriotów. Tak na przekór.

35-20160813_211415

Smak? No takie mocno słodkie coś. Nie odczułem zachwytu.

Na Łódź Kaliską: 2.74 km
Wycieczka: 100.13 km

A ten wiatr jednak mnie oszukał, bo był znacznie bardziej południowy niż zachodni. Więc poza jazdą wzdłuż Jeziorska, to nie pomagał.

Zdjęcia na mapie

Łódź - Starowa Góra - Rzgów - Kalinko - Modlica - Tuszyn - Rydzynki - Prawda - Guzew - Nowa Gadka - Łódź (+KL)

Czwartek, 11 sierpnia 2016 · Komentarze(3)
Kategoria 40 - 70 km
Uczestnicy


Dzisiaj wyjątkowo pojechałem własnym rowerem do pracy. Zazwyczaj wybieram Łódzki Rower Publiczny, ale poprzednie wyjścia z pracy ok. 16, również z planami rowerowego popołudnia, nauczyły mnie, że w godzinach szczytu nie mam szans na znalezienie roweru na stacji. A ponieważ słońce zachodzi coraz wcześniej, to nie ma co czasu marnować na spacery.

Wracając z pracy trafiłem na otwarcie amerykańskiej "pączkarni" Dunkin' Donuts. Jak na czwartek i dopiero kilka minut po 16, to zebrała się niezła kolejka. Pewnie częstowali darmo.

Otwarcie Dunkin' Donuts na Piotrkowskiej w Łodzi

Przechodniów do wstąpienia namawiał spacerujący pan Pączek (z posypką!) i pani Kawa. A także dwóch deskorolkarzy. Nie łapię do czego nawiązywaniem byli ci ostatni.

Obok kolejki przedziera się pan Pączek i pani Kawa

PW, któremu proponowałem wspólny wypad, miał już inne plany. Krótko przed wyjściem z pracy sprawdziłem czy KL nie miałby czasu i chęci na wycieczkę. Miał, oba. Przyjechał do mnie i chwilę po 17 wyruszyliśmy na całkiem standardową trasę. Po drodze okazało się, że wreszcie zapamiętałem przejazd przez Tuszyn na tyle, że nie musiałem już zerkać na mapę niepewny czy dobrze jadę.

Na koniec, gdy przejeżdżaliśmy przez Mickiewicza wzdłuż Łąkowej, byliśmy świadkami lotu rowerzystki bez telemarku. Po przejeździe rowerowym wzdłuż Mickiewicza, po jej południowej stronie, w kierunku Włókniarzy jechał chłopak, a za nim dziewczyna. Ciężko zgadnąć co poszło nie tak, może dała zbyt mocno po przednim hamulcu gdy jej kolega przyhamował przed krawężnikiem. W każdym razie nagle sfrunęła z roweru lądując finalnie na plecach. Lot dość spektakularny, więc trochę obawialiśmy się o stan jej zdrowia, ale szczęśliwie podniosła się sama i wyglądało na to, że jest cała. Ach te rowery niebezpieczne! Ile razy mój własny mnie zrzucił z siodła!

Na Mickiewicza rozjechaliśmy się w swoje strony. I jeszcze słowo o pogodzie: środek lata, prawie środek sierpnia, a na termometrze 15 stopni. To był zimy rower. Oczywiście polar, a na koniec i opaska na głowie.

Do i z pracy: 4.76 km
Wycieczka: 52.46 km

Łódź - Kiełmina - Dobra - Swędów - Szczawin - Janów - Łódź (+PW)

Niedziela, 7 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 40 - 70 km


Będąc współwinnym mobilizacji PW do kupna roweru, deklarowałem, że w niedzielę zabiorę go na inauguracyjną dla jego nabytku dłuższą wycieczkę. Ta miała być do Sieradza. Okazało się jednak, że do Sieradza musiałem się wybrać dzień wcześniej. Ale skoro jakaś wycieczka była obiecana, to niezależnie od tego, że najchętniej po wczorajszej przejażdżce bym odpoczął, musiałem obietnicy uczynić zadość. Startowaliśmy u mnie, dzięki czemu mój dystans był 20 km krótszy niż PW, który to musiał dojechać i wrócić z dalekiego wschodu. No, łódzkiego dalekiego wschodu. Jego trasa była więc tak długa jak przejazd między Łodzią a Sieradzem.

Na trasie od Skotników do Dobrej skończyły się remonty. W zasadzie może się to wydawać normalne zważywszy, że odbywały się w zeszłe wakacje. Ale patrząc na przykład remontu ulicy Kilińskiego w Łodzi, wszystkiego można się spodziewać. W tym sezonie w każdym razie byłem tam pierwszy raz. Na powrót jest tam idealna nawierzchnia na rower. A i odcinek od Dobrej do DK71 czyli ul. Wodnej, która dawniej była w kiepskim stanie, miał wymieniony asfalt. Dodatkowo na jej skrzyżowaniu z drogą krajową postawiono światła. Nie wiem co prawda czy to nie gorzej, bo pewnie cewka nimi steruje. Nas nie zatrzymały na dłużej, bo i tak na wyjeździe ustawił się z nami samochód.

W Janowie pasły się kozy. Jedna szczególnie chętna do pozowania.

Przyglądam się

Koza w Janowie

A poniżej, zaparkowany pod sklepem w Janowie, pachnący nowością jednoślad PW - Giant Roam 1 Disc.

Giant Roam 1 Disc pod sklepem w Janowie

Jak już PW dokupi akcesoria, to będzie mi lżej. Bo dziś dokonał przejęcia miejsca w jednym z moich koszów na bidon, a i do torby na ramie wprowadził się ze swoim telefonem.

Pogoda bardzo przyjemna. Dużo słońca, 21 stopni, wiatr trochę mocniejszy, ale nie przesadnie.

Sieradz - Zduńska Wola - Łask - Dobroń - Piątkowisko - Łódź (+MS)

Sobota, 6 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 40 - 70 km


W czwartek dowiedziałem się, że w sobotę będę zmuszony na chwilkę zawitać do Sieradza. Zapowiadało się na dobrą okazję, by przejechać rowerem między Łodzią a Sieradzem, zwłaszcza, że w tym sezonie jeszcze się nie złożyło. Kondycja za słaba na dwie strony, więc pozostało mi zdecydować czy z Łodzi do Sieradza czy odwrotnie. Szybko doszedłem do wniosku, że ponieważ zawsze wieje z zachodu, to wybiorę wariant lżejszy i do Sieradza dotrę pociągiem, a jednośladem wrócę. Rozmyślając późną piątkową nocą nad wyborem trasy przypomniałem sobie o dawnym rowerowym sparingpartnerze MS i z odpowiednio przecież rozsądnym wyprzedzeniem, o 2 w nocy, wysłałem mu SMS z pytaniem czy nie miałby ochoty na wspólną przejażdżkę do Łodzi.

Odpowiedź przeczytałem rano, jak tylko wstałem, tj. o 11. Po krótkich negocjacjach wyglądało na to, że będę miał towarzystwo i plan się dobrze układa. Jeszcze tylko przed wyjazdem poszedłem do sklepu elektrycznego kupić nowe baterie do przedniej lampki, która dziwnie się zachowywała podczas poprzedniej wycieczki, mając nadzieję, że to kwestia baterii, a nie lampka dokonuje żywota (tego nadal nie jestem pewien). I tu pojawił się problem - padało. Nie mniej jednak doszedłem do sklepu i wróciłem bez parasola, a nie byłem kompletnie mokry. Ponieważ Sieradz tak czy inaczej musiałem odwiedzić, to byłem silnie zdeterminowany, by sfinalizować kolarskie plany. Jeszcze trochę szykowania, dopompować koła, przeczyścić łańcuch i nawet udało mi się wyjść na tyle wcześnie, by zdążyć na pociąg o sensownej godzinie. Wyjechałem w kierunku dworca Łódź Kaliska, a pogoda dalej próbowała mnie zniechęcić, kropiąc na mnie deszczem.

Co do pociągu, to były to Przewozy Regionalne. To zdecydowanie nie jest mój pierwszy wybór, ale nie było już czasu by czekać godzinę na ŁKA. Już sama kwestia ceny - PR za pasażera i jego rower do Sieradza to 21.60 zł, a w ŁKA byłoby 12.41. I stan tych pociągów. A na dodatek okazało się, że nawet kupno biletu z telefonu w PR musi być bardziej męczące niż u konkurencji. Mimo że aplikacja ta sama - SkyCash - to w PR nie wystarczy wybrać relacji i zapłacić. Musiałem jeszcze ręcznie uzupełnić imię, nazwisko, podać typ dokumentu tożsamości, jego serię i numer. Przecież ja mam konto w tej aplikacji, na litość! A podczas kontroli konduktorka zażyczyła sobie okazania dowodu osobistego, a jakże! I jeszcze intrygujący "okres ochrony biletu" - przez chyba dwie minuty od zakupu nie mogłem go wyświetlić, z powodu owego okresu. Zważywszy, że bilet na liście figurował jako "Łódź - Wrocław", miałem chwilę zwątpienia, co kupiłem, ale bilet jest tak dobrze chroniony, że musiałem cierpliwie czekać zanim mogłem je rozwiać. Ciekawi mnie czy to taka urocza forma zabezpieczenia, by ktoś widząc konduktora nie mógł odpowiednio szybko dokupić biletu? Tylko jaki to mogłoby mieć sens, skoro biletu i tak nie można kupić po godzinie odjazdu pociągu? Co notabene też nie jest ergonomiczne, bo mając taką aplikację, chciałbym móc z niej zrobić użytek również gdy do pociągu wpadłbym w ostatniej chwili. Przy czym nie jestem pewien, które utrudnienia wynikają z życzenia PR, które z życzenia SkyCash, bo nie korzystałem dość często. Pamiętam jedynie, że w wypadku ŁKA bilet kupuje się od godziny, a nie na konkretny pociąg, więc jest szansa, że przeszedłby bilet kupiony kilka minut po godzinie odjazdu (zwłaszcza, że w biletomatach ŁKA też można kupować po ruszeniu).

Z Łodzi Kaliskiej zabrał mnie pociąg z logo kolei dolnośląskich, wyposażony w wieszaki na rowery. Sam rower posłużył jako wieszak dla bluzy polarowej, by mogła wyschnąć po dojeździe na stację.

Mój rower wiszący w pociągu Przewozów Regionalnych relacji Łódź - Sieradz

Rozmiar wieszaków ciężko nazwać uniwersalnym. Chłopak, który do pociągu wsiadł z rowerem do DH, nie dał rady go zawiesić przez zbyt szerokie opony.

Z pociągu licytowałem się SMS-ami z MS na wróżby pogodowe. MS, powołując się na zdjęcia satelitarne, upierał się, że przyjdą ulewy i burze. Ja z orężem obrazu radarowego opadów utrzymywałem, że będzie już tylko lepiej i padać nie powinno. To przydługie przekomarzanie już mnie nawet trochę zaczęło irytować, bo mój plan miał się udać i pogoda miała się w związku z tym dostosować. Ostatecznie MS zgodził się stawić na start i oceniać warunki atmosferyczne bezpośrednio przed wyjazdem.

Kiedy dojeżdżałem do Sieradza, na szybach pociągu pojawiły się krople deszczu. Zacząłem się obawiać, iż wyjdzie na to, o zgrozo, że przepowiednie MS były lepsze. Ale ten stan był prawdziwie przelotny. Gdy wysiadłem, już nie padało. Tylko mokro wszędzie.

W Sieradzu nowości remontowe. Znowu władza chce się pochwalić jaka to jest dobra dla rowerzystów, zwiększając na papierze liczbę kilometrów dróg rowerowych, w związku z czym wzdłuż alei Grunwaldzkich, gdzie jest miły asfalt i dwa pasy w każdym kierunku, układają na chodniku dwa konkurencyjne pasy z kostki - szary i różowawy. A łatwo zgadnąć, co to oznacza. Super - wincyj kostki, wincyj! Może jak kto jedzie po kilo pyrów rowerem 100 metrów do pobliskiego marketu, to mu różnicy nie robi po czym jedzie. Ale wycieczkujący dalej rowerzyści na pewno docenią ten jakże wspaniały gest!

MS się stawił jak obiecał. Bez zbędnej zwłoki ruszyliśmy do Łodzi, ustalając, że będziemy jechać klasyczną trasą, wzdłuż linii kolejowej, na wypadek ewentualnych załamań pogody lub kondycji.

Coś się pozmieniało od kiedy ostatnio pokonywałem te odcinki. W drodze do Zduńskiej Woli, nie pamiętam gdzie dokładnie, dorobiono dojazd do jakiegoś nowego zakładu. A w samej Zduńskiej, skrzyżowanie Piwnej z Łaską zamieniono w rondo. Za Zduńską przybyło dużo nowych łat na jezdni, głównie między pasem ruchu a poboczem, które tym samym doprowadziły do sporych braków w linii wydzielającej pobocze.

W Kolumnie robimy przystanek pod spożywczakiem. Stoi tu stare wyrwikółko, a doń dopięte jest zapięcie rowerowe, które najwyraźniej było tak dobre, że rower ukradli, ale zapięcia nie pokonali.

Zapięcie nie do pokonania obok sklepu w Kolumnie koło Łasku - rower zniknął, a ono zostało

Tuż przed Dobroniem oglądamy rowerzystę-samobójcę na występach. Dziadek, jadący kilkadziesiąt metrów przed nami, bez obejrzenia się przez ramię (a lusterek nie miał), skręcił w lewo by dostać się na chodnik po drugiej stronie jezdni. Gdyby podjął tę decyzję kilkanaście sekund później, samochód na pasie za nim mógłby już nie zdążyć zahamować. Że też się muszą tacy trafiać, co nie mają na względzie zdrowia obserwatorów i doprowadzają ich do niebezpiecznych skoków ciśnienia.

W Dobroniu opuszczamy dawną drogę krajową, bym poprowadził wycieczkę przez bardziej turystyczne tereny. Na przejeździe przez tory obok stacji kolejowej w Dobroniu zatrzymuje nas na chwilkę przejazd pociągu PKP Intercity "Konopnicka", relacji Lublin - Wrocław.



Finalnie dotarliśmy na Piotrkowską, nie zmoczeni ani jedną kroplą deszczu od wyjazdu z Sieradza. Siły zregenerowaliśmy na obiedzie w restauracji Bułgarskiej. A po posiłku odprowadziłem MS rowerem na dworzec, skąd tym razem on wyruszył w podróż pociągiem do Sieradza. A ja rowerem do siebie.

Na PKP w Łodzi i z PKP w Sieradzu: 4.32 km
Wycieczka podstawowa: 66.70 km
Z Piotrkowskiej na Łódź Kaliską i do domu: 5.89 km

Łódź - Starowa Góra - Rzgów - Kalinko - Modlica - Tuszyn - Rydzynki - Prawda - Guzew - Nowa Gadka - Łódź

Czwartek, 4 sierpnia 2016 · Komentarze(2)
Kategoria 40 - 70 km


Zdjęcie sprzed wycieczki ze skrzyżowania Narutowicza z Kilińskiego. Ktoś się zlitował nad urwaną reklamą i wrzucił ją do kosza roweru. A, co widać, to nie koniec problemów tego egzemplarza.



I jeszcze jedno z pieszej (znowu z braku sprawnego ŁRP po drodze) wędrówki z pracy do domu. Mozaika "Gekon" autorstwa Egona Fietke na ścianie kamienicy przy Romualda Traugutta 5. Wykonana była na tegoroczne obchody imienin Traugutta.

Mozaika "Gekon" autorstwa Egona Fietke na ścianie kamienicy przy Traugutta 5 w Łodzi

Z racji późnego wyjazdu, w Rzgowie, zamiast tradycyjnej drogi na wschód ul. Glinianą, postawiłem na wersję na skróty, ul. Ogrodową. Tu trafiłem na budowę chodnika.



Jadąc zachwycałem się klasycznym stylem drogi, z urodziwymi drzewami po obu stronach.



Jednocześnie jednak kolejne metry pokonywałem zirytowany myślą, że chodnik będzie na tyle szeroki, że na pewno zrobią na nim drogę rowerową, a chodniki, jak wiadomo, robi się z kostki. Rację jednak miałem tylko w połowie. Ku mojemu zdumieniu dotarłem do odcinka, gdzie już jest położony asfalt!



Niesamowite, tak prawie na wsi? Żeby to Zduńska Wola, przez którą przejazdy - z racji nadmiaru rowerowych chodników - zawsze mnie drażnią, dojrzała do takiego poziomu.

Niestety do ideału nadal trochę brakuje. Nieodmienne przed rowerzystami priorytet konstrukcyjny mają wjazdy donikąd - na pola czy do lasu. I takich rowerzystów będą dziesiątki dziennie, a ciągnik wjedzie na to pole pewnie raz w tygodniu. A i tak to rowerzyści mają zafundowane utrudnienie - tutaj także, jak gdzie indziej w kraju, droga rowerowa będzie pofalowana.



W Prawdzie też odrobinę skracam i jadę do Łodzi przez Guzew. Zakręcający wiadukt nad S8 prezentuje się całkiem atrakcyjnie.





Na skrzyżowaniu drogi z Guzewa do Nowej Gadki z drogą krajową 71 (Rzgów - Pabianice) o kierunkach informują jedynie takie prawie standardowe drogowskazy.



W samej Łodzi, by nie wracać po swoich śladach Trasą Górną, pojechałem Rudzką do Pabianickiej. Nieszczęśliwie wrogość wobec rowerzystów na Pabianickiej rozkwitła. Przy jej południowo wschodnim pasie, dotychczas wolnym od utrudnień, postawiono na chodnikach znaki drogi dla pieszych i rowerów. Na szczególnie fatalnych krótkich fragmentach wybrano parę C-16 i T-22, czyli znak drogi dla pieszych wraz z tabliczką "nie dotyczy rowerów", zezwalający, ale nie wymuszający poruszania się rowerem po tak oznaczonym chodniku. I taka mogłaby być na całej długości. Ja nie mam nic przeciwko by ci, którzy wolą, jeździli rowerem po chodniku. Ale nie. Jakiś urzędowy bęcwał zdecydował, by porozstawiać znaki nakazu ruchu rowerów przez większą część tamtejszych chodników. Chodników, których stan wraz z oznakowaniem jest niesmacznym żartem z rowerzystów. Sama żenująca prowizorka. Wliczając rowerowy przejazd przez skrzyżowanie z Trasą Górną.

Łódź - Niesięcin - Babice - Kazimierz - Lutomiersk - Prusinowice - Konin - Górka Pabianicka - Łódź

Wtorek, 2 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 40 - 70 km


Ćwoków nie brakuje również na rowerach. Ostatnio unikam zachodniego przejazdu wzdłuż Piotrkowskiej przez Mickiewicza, ze względu na utrudnienia spowodowane budową hotelu. Dzisiaj jednak, gdy w drodze powrotnej dojechałem do Piotrkowskiej południową stroną Mickiewicza, właśnie zapaliło się zielone światło na przejeździe przy "stajni", więc skorzystałem. Z powodu wspomnianej budowy nie ma po północnej stronie chodnika i DDR, a zamiast nich jest odgrodzony barierkami fragment jezdni, który służy rowerzystom i pieszym. Jest tam bardzo wąsko, co nieco utrudnia swobodne poruszanie się wszystkich. Nawet trochę mnie dziwi (choć i cieszy jednocześnie), że nie stoi tam zakaz ruchu rowerów. Możliwe, że uznano, że ludzie są wystarczająco dojrzali, by bez przeszkód się pomieścić. Niestety nie sprawdziło się. Na moim "pasie", tj. na mojej prawej, zaparkował sobie ćwok jadący rowerem z przeciwka, bo musiał właśnie tam napisać SMS-ka. Stanąłem by przeczekać innych rowerzystów jadących w przeciwnym kierunku, tych znajdujących się po właściwszej niż ćwok stronie. Mijając ćwoka grzecznie i retorycznie spytałem: "to chyba nie jest najlepsze miejsce na postój?", licząc, na jakiś odruch podstawowej inteligencji. Ćwok zrobił mi chwilę nadziei rozglądając się wokół. Ale była to nadzieja fałszywa. "Przecież masz miejsce" - odbąknął. Faktycznie, jak już nikt inny nie jechał, miałem jak go minąć. Oto rozwiązanie ćwoka! Skoro ćwok pisze SMS, to cała reszta użytkowników wąskiego objazdu musi poruszać się ruchem wahadłowym, mijając jaśniećwoka, aż ćwok łaskawie skończy swoją ćwokowatą pisaninę! Żadne argumenty go nie przekonały i został tam gdzie stał. Ot ćwok!

Co do wycieczki, to długo wahałem się czy jechać, bo na niebie wisiały ciemne chmury, a radarowy obraz opadów, z frontem przebiegającym przy północnych granicach Łodzi, straszył wysokimi szansami na deszcz. Pojechałem. Zmokłem symbolicznie - kropiło okazjonalnie. Było chłodno - polar na plecach. A kondycyjnie bardzo słaby dzień. Nie chciały się nogi kręcić.

Zdjęcia nie z wycieczki, a z podróży do i z pracy. Rano przy pl. Dąbrowskiego zderzył się motocykl z samochodem. Motocyklista był już w karetce i nawet samodzielnie się poruszał, więc chyba będzie dobrze.

Zderzenie motocykla z samochodem osobowym przy pl. Dąbrowskiego w Łodzi

Z pracy wyszedłem w godzinach szczytu, więc zgodnie z regułą nie udało mi się znaleźć publicznego roweru i musiałem wracać pieszo. Choć tak naprawdę rowerów mijałem kilka, jedynie żaden z nich nie nadawał się do jazdy. Trzy z wiszącym luźno łańcuchem. A na skrzyżowaniu Narutowicza i Kilińskiego też obraz nędzy.

Urwane siodło Łódzkiego Roweru Publicznego przy skrzyżowaniu Narutowicza z Kilińskiego

Zastanawia mnie co robi ta linka stalowa. Zabezpieczenie przeciwkradzieżowe siodełka? Czy to ten słynny GPS okazałby się nie być tylko naklejką i wisi wpuszczony w sztycę przytroczony do siodła? Boczne reklamy niestety zabezpieczone są tylko rzepami i plastikowymi spinkami.

Urwana plansza reklamowa Łódzkiego Roweru Publicznego na stacji przy skrzyżowaniu Narutowicza z Kilińskiego<