Po Łodzi
Sobota, 27 stycznia 2018
· Komentarze(0)
Zanim jeszcze zebrałem się na rower, widoki na Piotrkowskiej, a raczej ich brak, sprawiły, że miałem wątpliwości czy dzień nadaje się na rower.
Mglisto było i na rowerze.
Obok przejścia dla pieszych przez al. Włókniarzy przy skrzyżowaniu z ul. 11 Listopada jest konstrukcja wyglądająca jak droga rowerowa. Przejazdów brak. I tu akurat się nie dziwię o tyle, że patrząc na ruch, bez postawienia świateł byłby to przejazd dobry dla samobójców.
Na przejazd ul. 11 Listopada zdecydowałem się patrząc dzień wcześniej na rowerową mapę Łodzi. Obstawiałem drogę rowerową, jednak są tu po prostu pasy wydzielone po obu stronach, które bliżej Okulickiego zamieniają się w "sierżanty". Przez to ostatnie zaznaczenie na mapie drogi rowerowej na całej długości 11 Listopada wydaje mi się naciągane.
Było w miarę spokojnie na drodze. Kierowcy nieco chyba zwolnili przez mgłę. Pierwszym niechlubnym wyjątkiem był EZG wyjeżdżający ze Studzińskiego na Sikorskiego, który nie uznał mojego pierwszeństwa.
Poniżej droga dla rowerów i pieszych przy Inflanckiej. Każde miejsce jest dobre na parking.
Wspominałem już, że było mglisto?
Skoro był pierwszy wyjątek, to wiadomo, że nie mógł być jedynym. Trafił mi się jeszcze kierowca karawanu znanego łódzkiego zakładu pogrzebowego, który tak szybko zbliżał się do skrzyżowania, mimo tego, że widoczność na drogę rowerową jest tu dobra, że już zawczasu zacząłem hamować. Dobrze przewidziałem, że nie zamierza się zatrzymać. Czyżby pilnie szukał klienta?
Wniosek z wycieczki był taki, że pogoda jednak nieszczególnie się nadawała na rower. Raz, że mgła. Dwa, to nisko zawieszone duszące spaliny pieców i samochodów. A trzy, to jeszcze się rozpadało.
Zdjęcia na mapie