Miało być solo, ale jak mówią - świat jest mały. Gdy dojechałem bowiem do skrzyżowania ulic Solec i Wieczności, na prowadzącej do tego skrzyżowania z północnego wschodu ścieżce zmaterializował się niespodziewanie KL. Ten postanowił się przyłączyć.
W Niesięcinie, trochę w ślad za powoli oddalającym się od nas kolarzem z lepszą kondycją, pojechaliśmy prosto na zachód, zamiast odbić standardowo do Krzywca. Wiedziałem, że będzie to droga przez piaszczyste ścieżki leśne, ale zważywszy, że cały tydzień padało, były duże szanse, że prędzej się ubłocimy niż ugrzęźniemy. Faktycznie przez większość leśnego odcinka ziemia była wystarczająco wilgotna, by być zbitą. Kałuż nie było. Ale i tak trafiło się kilka trudnych dla moich kół fragmentów z suchym piaskiem. W tym chyba ze dwa, na których musiałem przeprosić się z chodzeniem. Oj nie lubię zmagań z piachem, tyle wysiłku by parę metrów pokonać! Zmęczył mnie ten las.
Dalej to już całkowity standard. Jedynie na koniec dodatkowo odprowadziłem KL pod jego dom.
Dzisiejszy przejazd nad S8 w Kalinku był moim pierwszym od kiedy ten odcinek, wraz ze świeżym fragmentem autostrady A1, zostały oddane do użytku. Dla niezorientowanych - otwarcie nastąpiło 1.07.2016. Poniżej widok na zachód.
I zbliżenie na bramki. Póki co A1 jest bezpłatna, więc budki kurzą się nieużywane.
Na wschód.
W oddali węzeł Łódź Południe czyli splot A1 z S8.
Gdy dojeżdżałem do Stawów Stefańskiego minąłem znak drogi bez przejazdu. Poczułem chwilową dezorientację. Gdzieś źle skręciłem? Przecież tam gdzie być powinienem, przejazd być musi. Miejsce się jednak zgadzało. Na krótkim odcinku trwają prace remontowe, które doprowadziły do zamknięcia drogi. Szczęśliwie rowerem można pozwolić sobie na przejazd bezpośrednio nad wodą.
Na stawie znajduje się wyciąg służący do
wakeboardingu (że też brakuje u nas chętnych do zabawy w polskie słowotwórstwo dla nowych pojęć). Z braku obiektywu w telefonie (tak, technicznie rzecz biorąc on tam jest, ale co z niego za obiektyw...) pozostało mi podzielić się wyciętymi ponad granicę szumów matrycy fragmentami zdjęć. Można tu dostrzec (naprawdę!) śmiałka wykonującego akrobacje na desce.
I rozprysk wody po jego twardym lądowaniu.
Przy skrzyżowaniu Trasy Górnej z Demokratyczną, w myśl tytułu piosenki "Przewróciło się, niech leży", ekran nie zmienił swojego nadętego wizerunku, który widziałem już
pod koniec maja. Czekają aż guz wchłonie się sam?
Albo może liczą, że ktoś z drugiej strony trafi i wszystko wróci do równowagi...
Dzień był wyjątkowo zimny jak na lipiec. Podczas wycieczki temperatura pikowała od i tak już zimnych 19 stopni do zaledwie 15. Polar zapięty, a pod koniec i opaska na głowie.
Po pracy. Wymęczone z bólem. Jednak póki co dzień odpoczynku to za mało.
Dzisiejsze zdjęcia wykonałem już po wyciecze. Mam wątpliwości co do tego czy ta profesjonalnie wykonana "tabliczka" jest odpowiedzią na właściwy problem, który przyczynił się do tego, że ktoś mógł się przez ów próg, mmm, wtoczyć.
Standardzik. Nie mniej trzy tygodnie przerwy od roweru dały się we znaki. Na tyle, że już mi się nie chciało wbrew tradycji do Kazimierza wjeżdżać i z Babic pojechałem prosto do Lutomierska.
Miłym zaskoczeniem pod koniec było zastanie nawierzchni na DDR od skrzyżowania Bandurskiego z Krzemieniecką. Ostatnio jechałem tu 22.05 - wtedy jej nie było. Za skrzyżowaniem z Włókniarzy odliczam się na jednym z nowych liczników rowerów.
Trochę brak mi hasła ze starego licznika, który stał onegdaj w okolicy skrzyżowania Mickiewicza z Piotrkowską - "Liczy się rower!". Nazwa "Liczydło" też nieszczególnie trafia w mój gust. Podobnie jak dawny licznik i ten oddzielnie liczy przejazdy w każdą stronę. Jestem ciekaw czy będzie miał z nim również wspólną inną cechę - zerowanie się kilka razy w roku z powodu awarii.
Na Mickiewicza południowa DDR też już gotowa. A w zasadzie to właśnie ją kończyli, jakby na mój przyjazd. Te rowerki pachniały (śmierdziały) świeżą farbą.
Jest i sprzęt do malowania.
Panowie przynieśli szablon.
Lada chwila ukaże się kolejny znak przynależności tego niebrzydkiego asfaltu do rowerzystów.
Wróciłem na zwiedzaną dwa tygodnie temu północną połówkę budowy A1, tym razem na sesję fotograficzną. Ponad 100 zdjęć do obejrzenia w
galerii na Picasie.
Niektórzy rowerzyści wzięli się do zwiedzania chyba jeszcze zanim beton stężał.
Turystów niewielu, ale kilku się znalazło. Głównie rowerzyści, dwóch piechurów z piwami w rękach, a także dość zaskakujący mnie (jak na autostradę) sportowiec.
Spokojnie, aczkolwiek więcej przyczepek kempingowych z ochroną wyrosło na pasie.
Niby nic, nie licząc wyjątku na wiadukcie nad Plichtowem. Tam pan trzyma spuszczonego kundelka, który próbował się zdobyć na odwagę na atak. Ale na jego szczęście odpuścił w porę.
Wycieczka na obchody Bożego Ciała w
Spycimierzu. Bo Spycimierz z tego słynie, że robi się w nim długie dywany kwiatowe z okazji tego święta.
Boże Ciało wszędzie, więc ledwo się ruszyłem, to przejechałem przed czołem procesji dochodzącej po Rewolucji do Piotrkowskiej. Następną spotkałem w Kazimierzu - ta mnie zatrzymała na kilka minut.
W Charbicach zerkał na mnie bocian z niskiego gniazda. Ale teren prywatny, więc odwdzięczyć mu się mogłem zdjęciem jedynie z odległości.
W dalszej trasie mijałem jeszcze kilku innych przedstawicieli jego gatunku.
Za Puczniewem wybrałem tę węższą drogę w kierunku Kałowa. Miło tu. Dokoła cisza.
Do Mianowa prowadzi urokliwy szpaler drzew.
Droga przez las do Kałowa zachwyca mnie za każdym razem.
Za szczytem góry w Górze Bałdrzychowskiej jest Zagórze, gdzie wspina się na kolejny szczyt. A z tego szczytu rozciąga się widok godny kolejnego zdjęcia.
W Bałdrzychowie jechałem po wyraźnych śladach procesji.
Dalej na zachód jest bardzo dobra nawierzchnia. I znowu ładnie, w lesie.
Na DW437 skończyła się radość z jazdy z bardzo ograniczoną liczbą samochodów. Dojeżdżając do Uniejowa tradycyjnie zignorowałem te politowania godne chodniki rowerowe. Za rondem w kierunku Turka zaczęły się korki. I te korki, jak się okazało, spowodowane były wydarzeniami w Spycimierzu. Z DK72 prowadzą tam dwie drogi. Z okazji święta uczyniono je jednokierunkowymi, także pierwsza, którą mijałem była wyjazdową. To małe dróżki, więc sygnalizacji świetlnej nie ma. A ponieważ chętnych do skrętu do Spycimierza było wielu, to stąd się robił na DK zator. Pojechałem przepisowo, na drogę wjazdową. Korzystając z jednego kierunku jazdy wyprzedzałem przez jakiś czas korek. I poświęciłem chwilę by go uwiecznić.
Niestety chwilę później sam utknąłem, bo wyjeżdżający z parkingów turyści nie zapamiętali kierunku jazdy, a na sznur aut w dwóch kierunkach droga była za wąska. Także wlokłem się na zderzakach aut. Ostatecznie dotarłem do płatnego parkingu stworzonego przez obrotnych mieszkańców na ich polu i zabukowałem miejsce na mój nadjeżdżający w korku transport samochodowy. Po wrzuceniu roweru do bagażnika można było już spokojnie pieszo dotrzeć do centrum wsi i podziwiać.
Kolejne dowody wiosny. Co prawda bez (tele)obiektywu te zbliżenia mogą wymagać wiary na słowo. Więc uwierzcie, że to bocian we wsi Kalinko.
Na skrzyżowaniu w Modlicy kwitnie dostojny kasztanowiec. Szkoda tylko, że niektórzy mylą go z słupem ogłoszeniowym.
W Tuszynie spróbowałem pojechać prosto ul. Moniuszki, przechodzącą potem w ul. Molendę, zamiast tradycyjnego opracowanego zygzaka po gwarantowanych asfaltach. I zaiste asfalt skończył się w miarę szybko. W zasadzie pewnie wystarczyłoby podążyć za drogą z pierwszeństwem, która odbijała z wciąż asfaltowej Moniuszki gdzieś na północ. Ale miało być na wprost. Szuter i gęsto od strzelających spod kół kamieni, ale się da.
A gdyby się ktoś zastanawiał czy warto przez Tuszyn wybrać się do Rydzynek, to oferuję obrazek na zachętę. Nie jest to może dobra nawierzchnia na rower przystosowany bardziej na szosę, ale jak ładnie!
Chcąc sprawdzić jak telefon sprawi się w roli kamery akcji zrobiłem też film z przejazdu przez Rydzynki. Stabilizacja obrazu działa jako-tako, tworząc przy tym liczne efekty "pływania" sceny.
Narastający z biegiem filmu hałas na wstrząsach to o-ringi albo gumka stabilizująca pod Quad Lockiem, któremu najwyraźniej taki kąt zamocowania mniej odpowiadał. Ale przynajmniej telefon nie odpadł.
Dodam, że ledwo zatrzymałem się na fotkę, zaczęły brzęczeć nade mną wygłodniałe komarzyce. Gmina chyba też dostrzegła to zjawisko, skoro ulicę nazwała Komarową.
Robiąc zdjęcie powyższej tabliczki zachowałem się jak ci nieodpowiedzialni rowerzyści co uważają, że wszystko im wolno. Fotografowałem stojąc tuż przy zakręcie z brakiem widoczności, pośrodku jezdni, no bo przecież założyłem, że samochodów tam niewiele a i tak będę słyszał. Nie przewidziałem, że nie jestem jedynym rowerzystą jaki tam będzie przejeżdżał. Na szczęście troje uczestników rodzinnej wycieczki dało radę przy mnie wyrobić na zakręcie, rzucając w moim kierunku zasłużone krytyczne spojrzenia.
Na Trasie Górnej tuż obok skrzyżowania z Demokratyczną na ekranie dźwiękochłonnym wyrósł osobliwy guz.
Sfotografowałem też z wklęsłej strony.
Jestem zaintrygowany jak to się mogło stać w tym miejscu. Ulica nazywa się Prosta i wydaje się, że poruszanie się nią powinno być proste. No chyba że ktoś miał bardzo stare mapy w GPS z czasów, gdy ulicy Prostej nie przedzielała Trasa Górna przerywając jej ciągłość. Albo to jak w reportażu, w którym pokazywali kolejną osobę, która pomyliła gaz z hamulcem i wjechała do restauracji, pod którą próbowała zaparkować.
A na koniec pytanie: ile rowerów mieści pojedyncza stacja ŁRP?
Idąc chwilę później widziałem jak działa bilansowanie systemu czyli przewożenie rowerów z tych stacji, gdzie jest ich za dużo, na te z ich niedoborem. Przyjechał samochód Nextbike. Pan nawet otworzył kompletnie pusty tył. Obstawiałem, że zaraz wpakuje połowę tych rowerów. Zamiast tego popatrzył, podrapał się po głowie, wrócił do auta i odjechał bez bagażu.
Na skrzyżowaniu Niciarnianej z Czechosłowacką stanęła atrapa ronda:
Podejrzewam, że może mieć to na celu pomoc pojazdom z budowy w wyjeździe. Patrząc na to jak pędzili kierowcy po Czechosłowackiej, nikt nie dostrzega tam znaku ruchu okrężnego oraz ustąpienia pierwszeństwa.
Na Lumumbowie postawili studentom dużą stację roweru publicznego:
Druga - mniejsza - stoi pod akademikiem przy hali sportowej.
Kolejny piękny słoneczny i ciepły dzień! W Orchowie kurz nad torem wyścigu wraków już opadł. A na Wschodniej w Ksawerowie zepsuli nawierzchnię - są w niej poprzeczne braki.