Temperatura na plusie, wszystko się roztapia, nawet przebłyski słońca. I jeszcze miałem dzień wolny od pracy. Trzeba było się przejechać. W niewielu miejscach drogi rowerowe pokryte były jeszcze resztkami zmarzniętego śniegu.
Na skrzyżowaniu Rzgowskiej z Bronisławy trafiła mi się typowa niestety sytuacja. Kierowca, stojący już na przejeździe rowerowym, chcąc skręcić w prawo - jedyny możliwy kierunek wyjazdu z Bronisławy na Rzgowską - jak zahipnotyzowany patrzył wyłącznie w lewo. I gdy po nadjechaniu z jego prawej przejeżdżałem przed jego maską, ruszył, nie patrząc nawet na wprost. Przed lądowaniem na masce uratowało mnie to, że jeszcze trafił się samochód na Rzgowskiej uniemożliwiający mu wyjazd. Bo mnie nie dał rady zauważyć.
To był kolejny ciepły dzień tej zimy. I święto Trzech Króli (choć pewien polityk chciał nam wmówić, że było ich dwukrotnie więcej). W związku z tym na Piotrkowskiej zbierali się licznie chętni do wzięcia udziału w Orszaku, przez co nie było się tak łatwo przez nią przebić. Fragmentami musiałem ją pokonywać pieszo. Największy tłum był przy pl. Wolności, skąd Orszak miał wyruszyć.
Potem jeszcze kilkukrotnie musiałem zsiadać z roweru podczas wycieczki, ale to już za sprawą bliżej nieokreślonego tarcia, o które podejrzewałem regulowane wcześniej hamulce. Ostatecznie przeszło w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach.
Poniżej pociąg relacji Łódź Widzew - Łowicz Główny, który zatrzymał mnie na przejeździe w Glinniku. Na stacji jest mijanka - ta linia biegnie jednym torem.
I jak tu nie być podatnym na twierdzenia o globalnym ociepleniu, gdy można się na Nowy Rok wybrać na taką pętelkę i nie zmarznąć? Tuż po wyjściu z domu próbował mnie zatrzymać deszcz, ale uznałem, że pojadę wbrew niemu, bo przecież prognoza pogody obiecywała mi tylko jeden malutki przelotny opad w ciągu dnia. I sprawdziło się. Po 20 minutach padać przestało i nawet nie było jakoś szczególnie mokro. Nie licząc krótkiego terenowego odcinka między Dobroniem a Piątkowiskiem, po którym w napędzie skrzypiało błoto.
Za Pabianicami pasło się dobrze mi już znane z widzenia stadko hodowlanych danieli.
Gdy zbliżałem się do DW485 w Pawłówku, jechała po niej grupa rowerzystów. Gołym okiem było widać lepiej, niż zarejestrował to szerokokątny obiektyw. To najprawdopodobniej ustawka ze Rzgowskiej, na trasie Łódź - Głuchów - Grabica - Wadlew - Pabianice - Łódź.
W Mogilnie Dużym na skrzyżowaniu z wyremontowaną z pomocą funduszy unijnych drogą stanął znak "Stop" na LED-owym wypasie.
Nie wiem czy to aby nie przesada. Niby fajnie, nowocześnie. Oby w razie potrzeby serwisu gminę było stać.
Dojazd z Dobronia Dużego do Dobronia był zamknięty. Podjechałem, zobaczyłem. W zasadzie nie jestem pewien czy i tak nie dałoby się przejechać, bo obejrzałem tylko z dystansu kolejnej barykady coś, co wyglądało na remont przeprawy nad rowem i zawróciłem na wyznaczony krótki objazd. I co do znaków "Stop", to na tym obejździe, na skrzyżowaniu z DW482 (droga Łask - Pabianice) stoi taki, na którego przykładzie widać jak istotny jest wybór dedykowanego kształtu dla znaków informujących o pierwszeństwie. Trochę mu się wyblakło.
A poniżej wspomniany na początku wpisu terenowy przejazd. Teraz mój rower stoi oskarżycielsko pokryty grubą warstwą błota i czeka aż się wezmę za czyszczenie.