Łódź - Zgniłe Błota - Parzęczew - Łęczyca - Tum - Góra Św. Małgorzaty - Boczki - Sokolniki-Las - Biała - Szczawin - Janów - Łódź
Nadchodzi 9 maja, dzień mitu ruskich i ich kłamstw.
Używasz Stravy? Rozważ
włączenie Flyby , funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.
VIDEO
Tym razem poczułem pragnienie. Nie to co
30 kwietnia , gdy wybrałem się bez przekonania. Pragnienie na zrobienie seteczki.
Do Łęczycy szło lekko, potem już trochę mniej lekko, a im bliżej celu, tym gorzej. Wybranie na koniec Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich to przedni pomysł. Na podjeździe do Janowa krytycznie rozpatrywałem swoje życiowe błędy, w każdym razie te odnośnie decyzji sprzed kilku godzin.
A Łęczyca, bo wiatr miał wiać lekki od Łęczycy, ale do Łęczycy jedzie się więcej w dół niż w górę, a wspinać się z powrotem miałem już z wiatrem w plecy.
Pierwszy raz na krótko. Znaczy na długo (jak na moje możliwości), ale w krótkim rękawku i w krótkich spodenkach. Wiem, że inni już dawno zaczęli, ale ja wciąż bałem się przeziębiania. Po 18 zrobiło się dość chłodno, ale do końca nie musiałem sięgnąć po przeciwwiatrówkę.
Nie wziąłem poprawki na to, że ciepło nie bierze się z powietrza, a z mocniej działającego słońca i nie nałożyłem na siebie filtra, a wypadałoby na te kilka godzin jazdy. W efekcie spaliłem się na raka. Oby tylko w kwestii koloru...
Pełno mleczy zakwitło przy Mickiewicza. Pięknie. Widziałem też zrywających na bukiecik.
Więzień klatki wydawał z siebie odgłosy dość dużego niezadowolenia, wręcz strachu.
A tu było bezsensowne wołanie psa z trawnika przez panią po drugiej stronie DDR, gdy akurat nadjeżdżałem.
Wzdłuż Krzemienieckiej były wszędzie tasiemki zawieszone i jeszcze patrol. Ciekawe co się szykowało.
Wiadukt budowanej zachodniej obwodnicy Łodzi. 4 dni wcześniej jechałem górą.
Prawie jak ekran?
A tu pani do pochwalenia. Na DK72 był duży ruch z obu stron i trochę mi przyszło poczekać. Wcześniej już inni kierowcy skręcali z prawej w ulicę, z której wyjeżdżałem, ale dopiero ta pani była na tyle uprzejma, że stanęła i umożliwiła mi wyjazd.
Czyżby tu po prawo komuś słabo telewizja odbierała? :P
Ostatnio byłem w Parzęczewie 26.04.2020 . Wtedy tych świateł tu nie było.
Ten budynek miał już wtedy widoczne pęknięcie od dachu, ale dziury jeszcze w nim nie było.
Podczas tamtej wycieczki odbijałem z Parzęczewa do Ozorkowa, więc na drodze wylotowej w kierunku Łęczycy byłem jeszcze dawniej - 06.10.2019. Masztu komórkowego nie było.
Ten budynek też już ma czasy świetności za sobą.
Widziałem go najpierw w polu, wydawało mi się, że coś tam upolował, ale może w ostatniej chwili schowało się w norze. Niestety szybko poderwał się do lotu i był za daleko jak na dobre zdjęcia z telefonu.
I jak tu nie poczuć radości, gdy mija się drzewo uginające się od ciężaru kwiecia? Żałuję, że nie stanąłem zrobić mu zdjęcia, bo z kamery wygląda marnie.
Śliczna rabata.
To dopiero klasyka wiejskiego przystanku! Na ławeczce z drugiej strony podobna kolekcja.
Coś sporo budynków w okolicy się sypie.
W Łęczycy byłem poprzednio 12.04.2020 (to oczywiście pamięć śladów, nie moja, ja się zdziwiłem, że w 2021 nie wybrałem się ani razu). Pojechałem na pamięć prostą, która pod ostrym kątem łączyła się z DK92, zaskoczony jakimś skrzyżowaniem blisko jej końca, którego pierwszeństwo sugerowało odbicie w prawo, a tam niespodzianka - znak ślepej uliczki. Zawróciłem do skrzyżowania. Powstało nowe połączenie. I rondo. Takie zmiany lubię.
Za to za obok ronda koniec dobrych zmian. Zmiana zdecydowanie zła. Łęczyca dołączyła do miejsc nienawidzących i zwalczających rowerzystów. Kostka. Pagóry. Nakaz ruchu rowerów, podkreślony bezczelnym zakazem. Dramat. Plucie rowerzystom w twarz.
Potem przejazd przez jezdnię. Wiadomo, to zwiększa bezpieczeństwo. Matołki.
Wyjątkowo zupełnie, dzień wcześniej zaplanowałem terenową drogę z Łęczycy do Tumu. Bo chciałem zobaczyć nową atrakcję - gród - i zauważyłem na mapie, że prowadzi do niego pieszy szlak Łęczyca - Tum. Uzupełniłem go o wjazdu do parku miejskiego, bo nigdy mnie tam nie było. Na wjeździe do parku panował podejrzanie intensywny ruch.
I proszę. Jakieś zorganizowane rozrywki dzisiaj tam miały miejsce, które skutecznie przyciągnęły rzeszę ludzi. Jak się okazuje, był to dzień baniek mydlanych i święto kolorów .
Z parku zawróciłem na południe, drogą wzdłuż starego koryta Bzury.
Dalej droga zwęża się do ścieżyny.
Podążając polnymi ścieżkami, nie będąc do końca pewnym, czy jestem tam, gdzie powinienem, trafiłem na piękną przeprawę. Nabrałem wątpliwości czy powinienem się na to pakować. Ale nie dosyć, że nie było zakazu, to jeszcze na już pękniętym fragmencie było oznaczenie szlaku.
Przede mną archikolegiata w Tumie i Gród Łęczycki.
Bliżej grodu jest zrobiona szeroka droga żwirowa. To co tutaj najbardziej zwróciło moją uwagę, to jej umocnienie na bokach czymś, co wyglądało na produkt przetwórstwa wtórnego tkanin. Ja rozumiem, ekologia, tylko jakoś ta mielonka szmat nie wygląda za pięknie.
Zamieniłem 5 słów z obsługą. Oglądanie obiektu to 20 zł, płatne kartą. Przy czym jest to bilet zarówno za gród jak i skansen nieopodal. Niestety nie było wystarczająco dużo czasu do zachodu, bym pozwiedzał wszystko, więc obejrzałem gród tylko z zewnątrz. Będę musiał kiedyś wybrać się odpowiednio wcześnie, by był sens biletowanego zwiedzania.
Najwyraźniej sprzedają tu też okolicznościowe pamiątki, bo młody chłopak wymachiwał drewnianymi mieczami. Jestem laikiem w kwestii uzbrojenia, one mają pewnie jakieś bardziej stosowne nazwy, bo jeden był krótszy, drugi dłuższy.
W ramach rozwoju Tumu, postawili także bogaty jak na wieś przystanek.
Do tego muszę się zebrać i zmontować film. Kierowca jechał środkiem jezdni powoli zbliżając się do lewej, bo zamiast patrzeć przed siebie, to oglądał widoki, z głową całkowicie obróconą w lewo. Już zacząłem odczuwać napięcie i rozważać ucieczkę, ale w porę się spojrzał tam, gdzie powinien i odbił.
Szpulka do nawadniania. Deszcze nie chcą padać, więc jadąc mijałem sporo takich, w tym w trakcie pracy.
Góra św. Małgorzaty.
Dach po prawo był cały zajęty przez roślinność. Nie wiem jaką konkretnie. Nawet miała jeszcze jakieś ślady życia w sobie.
A tu po prawo był sad i ma najwyraźniej taki rezerwuar wody, który niechybnie ma być małą więżą ciśnień.
W końcu trafiłem na jeszcze jedno drzewo z dużą ilością kwiecia. Tym razem sfotografowałem. Jak zabierałem rower, zorientowałem się, że całe drzewo bzyczy. Widziałem kilka pszczół. Gniazda nie dostrzegłem, ale wnioskując po ilości bzyczenia, to obstawiam, że gdzieś tam jest.
Skrajnie po prawo widać bażanta, który poderwał się do ucieczki z rowu, gdy mnie usłyszał.
W Sokolnikach-Lesie wjechałem na szuter, na ul. ks. Stanisława Brzóski. Takim pół przypadkiem. Tak mi się wyznaczyła trasa z ronda. I nawet mnie tknęło, że chyba nie przez przypadek nigdy nie jeździłem tą odnogą, ale ostatecznie uznałem, że dam radę przez trochę piachu. Nie było źle, ale asfaltem ul. Kościuszki jedzie się lepiej.
I jaki to styl? Amerykański?
Tu stanęły czarne latarnie przy jezdni i chyba okazały się zbyt czarne dla bezpieczeństwa, bo otrzymały owijkę.
Owijkę w rzeczy samej, bo taśmą oplecione niczym kierownica kolarska.
Na skrzyżowaniu trafiłem na jakieś święto osiedlowe, ze strażą pożarną i księdzem.
A ten chyba zabłądził.
Łódź posadziła tulipany (i coś jeszcze) między jezdniami. Pięknie! Mi jest tylko żal, że to wszystko między jezdniami, a nie gdzieś, gdzie można by je z bliska podziwiać.
Jak tam idzie w szkołach nauczanie dzieci o bezpieczeństwie na drodze? Mała dziewczynka, z telefonem przy uchu, weszła na przejście bez sprawdzania czy ktoś jej nie rozjedzie.
Dostanie się od tej strony przez remont placu Wolności do Piotrkowskiej jest jako tako wykonalne, ale też utrudnione. Wymaga pokonania fragmentu chodnika.
I byłaby gleba. Zauważyłem dziurę w ostatniej chwili. Nie tego się spodziewam na tych wciąż raczej świeżych udogodnieniach dla rowerzystów.
Że też pan się nie boi, że jego pojazd mu tak przyspieszy, że ucieknie mu to obuwie BHP ze stóp.
Piękna sobota, więc obrodziło w rowerzystów. I żadnego na Flyby. Okrutna Strava!
Uzupełnienie: wróciłem z żalem, że miejskie kwietne łąki nie były dostępne do podziwiania z bliska. Już po publikacji wycieczki, wraz z klatkami i zdjęciami i wyrażeniem w opisie tego żalu, zauważyłem we wpisie z wycieczki innego rowerzysty, który też jechał w okolicy, sfotografowane na wyciągnięcie ręki. Jak się okazało, zdjęcie robiłem, stojąc jakieś 100 metrów od ich poletka pod nogami pieszych. Jest przy skrzyżowaniu z Warszawską. Ale byłem tak skupiony na dotarciu na czas do zielonego światła, że zupełnie go nie zauważyłem. Jedynie kamera uwieczniła na dowód mojej ślepoty.