Wpisy archiwalne w kategorii

100 - 150 km

Dystans całkowity:3143.70 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:11:53
Średnia prędkość:26.41 km/h
Maksymalna prędkość:49.61 km/h
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:108.40 km i 3h 57m
Więcej statystyk

Łódź - Gałkówek-Parcela - Brzeziny - Kołacin - Głowno - Bielawy - Piątek - Czerników - Modlna - Biała - Dąbrówka-Marianka - Zgierz - Łódź

Sobota, 17 września 2016 · Komentarze(1)
Kategoria 100 - 150 km
Wjazd do Piątku


Dzień pod znakiem dużej irytacji. Gdy obierałem wczoraj rower od MaxxBike bez finalizacji naprawy z powodu braku odpowiedniej nowej kasety na stanie, mówiąc im, że potrzebuję rower, nie miałem na myśli wyjazdu z domu do sklepu tuż obok po bułki. Bo może do tego stan w jakim go otrzymałem by się nadawał. Nie wiem co z nim zrobili. Nie miałem przed wizytą u nich w najmniejszym stopniu zbliżonych problemów do tego co mi zafundowali. Wszystko w napędzie strzelało, trzeszczało, piszczało. Przerzutki nie wchodziły dobrze i łańcuch non-stop przeskakiwał pod troszkę tylko większym obciążeniem, choćby podczas ruszania. Na DDR w Łodzi musiałem się wstydzić, a dalej, z braku świadków, jedynie sam się denerwowałem utrudnieniami w jeździe. Jako tako pracował na 3 najmniejszych koronkach kasety, więc w zasadzie przez całą trasę ograniczałem się do nich. Co do pisków, to po prostu nie spodziewałem się, że mogą w serwisie wytrzeć łańcuch i zamontować bez kropelki świeżego oleju.

W Gałkowie-Kolonii sfrezowano nawierzchnię. Są też znaki i światła przygotowane pod ruch wahadłowy, ale dziś nikt nie pracował i przejazd w obie strony obywał się swobodnie. Na tyle, na ile dziury pozwalają. Rowerem trzymałem się częściej lewej krawędzi, bo tam stan był lepszy. Na tej drodze między Wiączyniem Dolnym a Gałkowem-Parcelą jest więcej odcinków zasługujących na remont. Może w końcu poskładają z tych cząstkowych napraw dobrą całość.

20160917_153311

W Brzezinach mijałem drewniany kościół. Nie miałem czasu by rozważać lepsze kadry, bo okolica okazała się nieciekawa, a siedzący na schodach kamienic podejrzanie wyglądający mieszkańcy zdawali się zaczynać mną interesować. Całe centrum Brzezin było odpychające i zabudową i kręcącym się "elementem". Takie śródmieście Łodzi, tylko trochę gorsze.

20160917_155115

DW704 za Brzezinami bardzo dobra i spokojna. W Kołacinie trafił mi się drewniany kołek, który nadawał się do podparcia roweru pod suportem. To pozwoliło mi spróbować poprawić pracę tylnej przerzutki.  Ale na przeskakiwanie nie pomogło.

Mam mieszane uczucia co do chodników bez krawężnika, jakie są w Kołacinie. Z jednej strony w razie czego można rowerem uciec na kostkę. Z drugiej jednak pędzący przesadnie kierowcy mogą zbyt swobodnie wykorzystywać go jako dodatkową część pasa, przy okazji zahaczając potencjalnych pieszych. W każdym razie nie było tu nakazu ruchu rowerów ani nawet zezwolenia na takowy.

20160917_162758

Gdy moja droga do Głowna rozminęła się z prowadzącą na wschód drogą wojewódzką, krajobraz zrobił się całkiem przyjemny. Niemalże cały dalszy odcinek do tego miasta prowadzi przez lasy lub przynajmniej jest przyozdobiony drzewami po bokach.

20160917_163515

A obok w polu wiatrak, których coraz więcej "wyrasta".

20160917_163522

W Głownie zjechałem na chwilę nad zalew Mrożyczka. Niestety przy biegnącej przy nim ulicy Swoboda są kostkowe śmieszki rowerowe.

20160917_171924

20160917_171949

Był i drugi powód wspomnianej na wstępie irytacji. Znowu zebrałem się na rower zbyt późno. Ogromnie chciałem dokończyć plan, choć już w Głownie nie miałem wątpliwości, że nie zmieszczę się za dnia. Nie bacząc na nieubłagany upływ czasu nie zdecydowałem się wracać prosto do Łodzi. Pojechałem dalej czując jednak, że będę tego żałował (i nie myliłem się).

Droga z Głowna do Bielawów jest świetna. Las i asfalty od umiarkowanie dobrych po doskonałe. A samochodów prawie wcale.

W Bielawach mijałem kościół gotycki z ładnie wyczyszczoną cegłą. Zauważyłem go z lekkim opóźnieniem i z powodu coraz bardziej odczuwalnej presji czasu nie zatrzymałem się na zdjęcie. Droga wojewódzka między Bielawami a Piątkiem nie była zbyt ruchliwa.

Na wjeździe do Piątku stoi stosowna reklama tutejszej naczelnej atrakcji turystycznej - geometrycznego środka Polski.

20160917_182316

Nie wypadało mi go nie odnaleźć.

20160917_182753

Przejazd z Piątku do Modlnej zaplanowałem przez bardzo wiejskie drogi. Zwłaszcza od Czernikowa - o bardziej podrzędne już trudno. Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle ruch zrobił się tam jak na drodze krajowej. Na tamtejszym wąskim asfalcie wyprzedzało mnie jedna za drugą kilkadziesiąt osobówek i dwa ciągniki siodłowe (dla nieuświadomionych: to co jedzie na przodzie TIR-a). Ot trafił mi się orszak weselny.

I dochrapałem się. Gdy dojechałem do Modlnej zapanowały już kompletne ciemności. Do Białej zdecydowałem się pojechać fragmentem DW702. Nawet nie było tak źle - ruch był stosunkowo niewielki. Ale nie chciałem na niej dalej kusić losu. Postanowiłem pojechać tradycyjnymi wioskami. To był kiepski pomysł. W lesie za Białą było tak ciemno, że nie byłem pewien gdzie biegnie droga. To nie jest tak, że nie mam żadnego oświetlenia przedniego, ale z racji unikania jazdy nocą mam jedynie takie, które dobrze sprawdza się do sygnalizowania mojej obecności kierowcom i wypełnia ustawowy obowiązek - dwie diody zasilane dwiema pastylkami. Łatwiej byłoby gdyby na drodze były wymalowane linie. Albo gdyby noc nie była tak pochmurna.

Bardziej domyślając się niż widząc, że wyjeżdżam ze skrzyżowania w kierunku Dąbrówki-Marianki, nastawiłem się na tamtejszy grząski piasek, który dotąd stanowił niespodziewaną i niewygodną przerwę na tej drodze. Tymczasem dobrodziejstwo drogowych robót dotarło i tutaj i wreszcie można przejechać po twardym jak człowiek.

Trylinki na Sadowej w Zgierzu niestety nie wymieniono na nic nadającego się do jazdy. Odradzam.

Na kamienicy przy skrzyżowaniu Piotrkowskiej i Jaracza trwał montaż instalacji artystycznej.

20160917_210259

Kilka dni temu widziałem jak układali to coś z bibuły (chyba) na placu pod Magdą. Nie podejrzewałem wówczas, że ma to potem zawisnąć na elewacji budynku.

20160917_210048

Podsumowując skończyłem wkurzony rozpadającym się od "serwisowania" napędem, spięty nocną jazdą i trochę zmarznięty. Cieszę się, że przejechałem to, co planowałem. Na szczęście te drogi, których dziś nie widziałem (choć nimi jechałem), już znam, więc niewielka strata.

Zdjęcia na mapie

Łódź - Kazimierz - Puczniew - Łobudzice - Szadek - Wrzeszczewice - Ludowinka - Piątkowisko - Łódź

Środa, 31 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 100 - 150 km
Turbina wiatrowa pod Szadkiem
Turbina wiatrowa pod Szadkiem © SlaBo

Większa mapa

Dzień pod znakiem dobijania do tysiąca. Założeń na sierpień pierwotnie nie miałem. Ale gdy po wycieczce z 20.08 przez Lipce Reymontowskie zorientowałem się, że miesięczny dystans sięgnął 650 km, co w końcu jest bliżej niż dalej do 1000, to poczułem chęć by się zmobilizować i dokręcić. Pracę z rowerem godzić ciężko, więc by w ostatni dzień miesiąca nie było ryzyka, że nie zmieszczę się w dobie, postawiłem dziś na rowerowy urlop.

Rano na Piotrkowskiej widziałem takąż ciekawą parę (czwórkę?) na rowerach.

01-20160831_104353

02-20160831_105224

W Zdziechowie mijałem leżące wzdłuż drogi słupy. Zapowiadają się nowe latarnie.

03-20160831_134646

Józefów - droga między Małyniem a Przyrownicą.

04-20160831_142202

05-20160831_142221

Wola Łobudzka. Małe oczko obok gospodarstwa. Pasłech se gąskę?

06-20160831_143443

Łobudzice. Na oko kaplica. Ławki było widać przez okna. Po wyglądzie można zaryzykować tezę, że budynek pierwotnie spełniał rolę mieszkalnego. Teren dokoła trochę niezadbany i nie kojarzy się z ziemią kościelną. Nawet studnia jest przed wejściem.

1-20160831_144103

Na stacji Orlen w Szadku zatankowałem izotonik. Zaciekawił mnie samoobsługowy dystrybutor LPG.

07-20160831_150740

Do tej pory widywałem takie, w których jedyne co wolno było wykonać klientowi, to nacisnąć dzwonek wzywający obsługę.

08-20160831_150751

O czym już dawniej wspominałem, charakterystyczna dla Szadku jest duża liczba elektrowni wiatrowych.

09-20160831_151607

Droga przez Remiszew.

10-20160831_153259

A może komuś grzybka na nową wątrobę?

11-20160831_160549

12-20160831_160653

Na końcu w mieście zrobiłem mały zygzak, by wycieczka osiągnęła okrągłą setkę. Tym samym w sierpniu uzbierało się 1026 km na własnym rowerze. Na ŁRP było jakieś 50 - 60, patrząc na nadwyżkę sumy kilometrów na telefonie w stosunku do rowerowego licznika. A wyszło na to, że nawet dość równo szedł ten miesiąc na 1000.



Pogoda dzisiaj była bardzo dobra na rower. 23 stopnie i bezchmurnie. Wiatr niedokuczliwy.

Zdjęcia na mapie

Łódź - Aleksandrów Łódzki - Grotniki - Ozorków - Śliwniki - Lubień - Łęczyca - Tum - Leśmierz - Sokolniki-Las - Szczawin - Janów - Łódź

Sobota, 27 sierpnia 2016 · Komentarze(2)
Kategoria 100 - 150 km
Romański kościół w Tumie
Romański kościół w Tumie © SlaBo

Większa mapa

W weekend miało wrócić lato - trochę sierpnia w sierpniu. Prognozowano temperatury do 31 stopni i samo słońce. Dlatego poza wybieraniem trasy spośród tych, na których w tym sezonie mnie nie było, dodatkowy czynnik na jaki postawiłem, to zalesienie terenu, żeby się nie smażyć bez przerwy. Takie schronienie dawał wybór dojazdu przez Grotniki. Gorzej z powrotem, bo pamiętałem, że droga z Łęczycy do Modlnej, którą i tym razem miałem zamiar jechać, to odkryta patelnia, gdzie nie sposób uświadczyć cienia od choćby pojedynczego drzewa. Zaplanowałem, że zamiast jechać do Modlnej, odbiję w kierunku Sokolnik-Lasu, gdzie - jak nazwa wskazuje - jest las, by odpocząć po dłuższym słonecznym odcinku.

Moi potencjalni towarzysze wymiękli niczym asfalt w piekącym słońcu, tak bali się odrobinę cieplejszego dnia, więc wycieczka była solo.

Na wjeździe do Aleksandrowa Łódzkiego przywitała mnie watażka trzech rosłych kundli, biegnąca całą szerokością drogi przede mną, w tym samym kierunku. Nie mając ochoty prowokować, trzymałem się za nimi licząc, że gdzieś skręcą. Nie skręciły. Zainteresowały się żywo jednym ogrodzeniem, napierając na nie, obstawiałbym więc sukę. Tam stanęły i nie pozostało mi nic innego jak je minąć. Niestety ich zainteresowanie siatką było niewystarczające i ruszyły na mnie. Gaz się znowu przydał. Gdzie jest rakarz, gdy jest potrzebny?

Dalej było przyjemnie. I aż do autostrady przeważnie w cieniu. Z wiaduktu nad A2 rozciąga się widok na panoramę Ozorkowa.

01-20160827_112249

Przystanek kolejowy Ozorków Nowe Miasto posiada prawdziwy tor do ćwiczeń dla pchających wózki dziecięce lub poruszających się na wózkach osobiście.

02-20160827_113711

Solca Wielka. I znowu jestem pod wrażeniem wielkości wiejskich kościołów.

03-20160827_115136

By go zmieścić w swoim obiektywie od frontu musiałem zrobić pionową panoramę (po przeciwnej stronie ulicy są zabudowania), stąd wyszedł trochę zniekształcony.

04-20160827_115403

Wioska indiańska w Solcy Małej. To Indianie mieli w wioskach zjeżdżalnie?

05-20160827_120219

Tuż obok, w Sierpowie, miałem chwilę wytchnienia od słońca.

06-20160827_120440

Co do tego punktu, to gdy przed wyjazdem przeglądałem stan dróg na Google Street View (bo tędy jeszcze nie jechałem), trafiła się ciekawostka.

GSV

Mi szczęśliwie udało się przejechać bez spotkań z konnicą.

W Sierpowie jest przystanek kolejowy. Intrygująco kontrastują te współczesne tablice z polnym peronem, o ile w ogóle można to nazwać peronem. Za to stawianie tablic informujących o kierunkach jazdy bardzo mi się to podoba. Dawniej brakowało mi tego, gdy trafiałem na obcą mi stację.

08-20160827_121017

A teraz zadanie na wyobraźnię. Z przebiegającej obok przystanku jezdni widać wyraźnie wieżę łęczyckiego zamku.

07-20160827_120846

Obiektyw mojego telefonu jest szerokokątny i odległe obiekty wychodzą na nim wyraźnie mniejsze niż widziane gołym okiem. Dla ułatwienia oferuję wycinek powyższego kadru. Wieża to te rozmazane piksele mniej więcej pośrodku wycinka - od dołu: brązowy prostokącik, biały pasek i ciemnoszara kropka.

30-20160827_120846_2

Z Sierpowa dotarłem do Lubienia, gdzie zrobiłem przystanek w sklepie.

Zamek w Łęczycy. Co ciekawe szlaki rowerowe poprowadzono chodnikiem.Czy to taka mandatowa pułapka?

09-20160827_123853

Zamek był otwarty, więc skorzystałem z okazji by sfotografować rower na dziecińcu.

10-20160827_124301

I panoramę dziedzińca.

11-20160827_124430

W okolicach zamku kręcił się jeszcze jeden rowerzysta, który sprawiał wrażenie podróżującego (również?) z daleka, przez liczne torby na ramie.

Ratusz miejski w Łęczycy.

12-20160827_125159

Nieczynne więzienie w Łęczycy. A dawniej dominikański klasztor. Zdaje się, że więzienie od 10 lat szuka kupca i czasami media odkopują temat plotkując o potencjalnych pomysłach na zagospodarowanie - a to o hotelu, a to o SPA.

13-20160827_125517

Bernardyni mają się w Łęczycy lepiej niż Dominikanie. Ci pierwsi przetrwali w mieście do dziś i mają tu swój kościół i klasztor.

14-20160827_125846

Opuszczając Łęczycę na DW703 mijam parę rowerowych turystów jadących w przeciwnym kierunku. "Turystyczność" można było rozpoznać po dużym mapniku zainstalowanym na kierownicy jednego z rowerów. Chyba że byli bardziej nowocześni i było to etui na tablet. Kto wie?

Powtórzę się: lubię drogi z drzewami. Ta poniżej prowadzi do Tumu.

15-20160827_130735

W Tumie jest skansen osady wiejskiej.

17-20160827_131129

I drewniany niewielki kościół.

18-20160827_132325

Lecz główną atrakcją jest okazały romański kościół. Tak okazały, że z racji zbyt blisko okalającego go płotu, musiałem ciągle kombinować z trybem panoramy.

19-20160827_132944

Niestety oprogramowanie telefonu potrafi sklejać tylko w jednej osi. Więc miałem wybór czy uciąć podstawę obiektu...

20-20160827_133435

...czy wieżę. Rower pod murem dla poczucia skali.

21-20160827_133554

No imponujący. I on też włącza się w trend tych mijanych wielkich kościołów pośrodku niczego. Dokoła pola.

22-20160827_134155

Gdy ruszałem spod kościoła, o jego wejście oparty był sportowo wyglądający rower. Widać mimo upału wielu cyklistów ruszyło zwiedzać.

Asfalt na głównej drodze w Tumie tak mi się spodobał, że jadąc nim wygodnie nie spojrzałem na plan na mapie i musiałem zawracać. Nawet nie zauważyłem, że przejeżdżałem obok jakiegoś skrzyżowania.

Tu zaczął się zdecydowanie odcinek odsłoniętej patelni. Liczyłem na jakiś sklep. Niestety mimo zwiedzenia nadmiarowego fragmentu Tumu i kolejnych kilometrów nic takiego nie było, a napój się kończył. W końcu w polu widzenia, w Skotnikach obok Leśmierza, pojawił się sklep. Niestety gdy się zbliżyłem, zastałem w oknach i drzwiach były opuszczone rolety. Przejeżdżając utkwiłem wzrok w sklepie z niedowierzaniem i rozczarowaniem na tyle skutecznie, że zjechałem z drogi do rowu. Hamując, w porę dałem radę złapać nogami kontakt z podłożem i wyszedłem z tego gapiostwa bez szwanku.

Do dróg, które lubię, mogę też doliczyć te gładziutkie i wąskie asfalty wiodące przez pola, na których rzadko pojawia się samochód. Niewielka szerokość dodaje im uroku. Ot taka droga rowerowa. Ta poniżej jest w Skotnikach, na odnodze, w którą odbiłem z drogi na Modlną, by dotrzeć do Sokolnik-Lasu.

23-20160827_142636

W ciągu dnia minąłem kilkanaście powalonych drzew. W tym na wjeździe do Sokolnik-Lasu. Ciekawe co je tak wyrwało z korzeniem.

24-20160827_144346

Sokolniki-Las to miejscowość turystyczna, co mnie dziwi nieodmiennie. Tuż obok Łodzi, a tu jakieś stragany z lodami i goframi jak nad morzem. Na szczęście i coś w rodzaju zwykłego sklepu znajdowało się wśród nich. Byłem uratowany (tak, "t"). Po tym jak już przelałem wodę z dużej butelki (bo wybór w sklepie był niewielki) do kompatybilnych z koszami na bidon butelek po Oshee, wypiłem puszkę Coli i zjadłem batona, nastąpił mały zgrzyt. Rozejrzałem się z pustymi opakowaniami w ręku - kosza nie było. Sklepowa zapytana o to gdzie mogę wyrzucić śmieci, odpowiedziała mi, że kosz znajdę na przystanku autobusowym. Zirytowany wymusiłem by wzięła je ode mnie, bo zapewne jakiś pojemnik na odpady w obiekcie mają. A myślałem, że w sklepach kosz dla klientów to norma.

OSP w Dzierżąznej. Jak też oni wjechali na ten dach?

25-20160827_152323

Droga między Cyprianowem a Szczawinem. Kolejna dawka cienia. Wadą jest to, że asfalt jest węższy niż droga, a tu akurat dość często ktoś jedzie. Jak ktoś tak jak ja nie lubi zjeżdżać na szuter, to na mijanie się z autem z naprzeciwka miejsca jest niewiele.

26-20160827_153808

W Szczawinie bocian obserwował teren z wysokiego komina.

27-20160827_154942

Na przystanku kolejowym w Glinniku stał pociąg. Stał i stał. Taki urok trasy jednotorowej. W Glinniku jest mijanka, więc niechybnie musiał czekać na swoją rozkładową parę z przeciwka.

28-20160827_155650

W Janowie zrobiłem ostatni postój. Jak tu nie lubić tego sklepu? Kiedy bym nie przejeżdżał, to mają otwarte. I jeszcze było Oshee dla rowerzystów. Pamiętam krótką kampanię reklamową w telewizji tej odmiany. I kusiło mnie, by rowerowe spróbować. Ale w sklepach, w których bywam, nie ma. Z dedykowanych jest tylko to dla biegaczy. Widać tam, gdzie kupuję, nie lubią "bajkerów".

29-20160827_162045

Co do smaku, to wg opisu jest to limonka z miętą. Jak smakuje? Tak jak pachnie płyn do zmywania. Ale jak to napoje izotoniczne. Ujdzie.

Mimo doskwierającego gorąca jechało mi się całkiem nieźle. Lasy po drodze pomogły. Płynów po drodze wypiłem przeszło 5 litrów.

Zdjęcia na mapie

Łódź - Kalonka - Anielin - Nowostawy Dolne - Dmosin - Chlebów - Słupia - Kołacin - Grzmiąca - Brzeziny - Wiączyń Dolny - Łódź (+PW)

Sobota, 20 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 100 - 150 km
Przed muzuem czynu zbrojnego w Lipcach Reymontowskich
Przed muzuem czynu zbrojnego w Lipcach Reymontowskich © SlaBo


W piątek, mimo wciąż cierpiących po czwartkowej eskapadzie mięśni, nie przeszła mi towarzysząca mi od początku tygodnia chęć na zrobienie w sobotę kolejnej setki. PW, który również przecież uczestniczył w czwartkowych zmaganiach, nie trzeba było jakoś specjalnie namawiać. Jedynie wspomniał, że liczył, iż jednak wybierzemy coś krótszego. Ale ja już byłem bardzo przywiązany do świeżo naszkicowanego planu przeszło stukilometrowej pętli przez północny wschód.

Trasę zaplanowałem w sam raz jak na odpoczynek po czarnym szlaku - bo w końcu trzeba było znowu pojechać na pagóry Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich, żeby przypadkiem nie poczuć szoku od zbyt płaskich dróg. Jednak miała poważną przewagę nad szlakiem - zapowiadało się 100% asfaltu, najczęściej świetnego asfaltu.

PW przyjechał do mnie i krótko przed południem ruszyliśmy. Pierwszy przystanek zrobiliśmy nieprzyzwoicie wcześnie, przed zjazdem w Kopance, bo PW utrzymywał, że nowego bidonu nie da rady wyjąć z kosza podczas jazdy. Dopingowany moim brakiem wiary, szczęśliwie szybko się nauczył. Potem robimy najszybszy odcinek trasy, bowiem od Kopanki przez Kalonkę do końca Bogini jest przecież prawie cały czas w dół. Na tym odcinku mijamy jadącą w przeciwnym kierunku, rozciągniętą już na kilka kilometrów ustawkę kolarską.

Kościół mariawicki Matki Boskiej Szkaplerznej i św. Wojciecha w Lipce.

01-20160820_125323

W Niesułkowie zaliczamy przystanek w sklepie.

Kościół św. Wojciecha z drugiej połowy XVII w. w Niesułkowie.

02-20160820_130533

Kościół w Dmosinie.

03-20160820_132731

Na skrzyżowaniu naszej trasy z DW704 w Trzciance postój zarządzam ja, bo odczuwam kryzys sił. Przeszła mi przez głowę myśl, by może tu już odbić na południe, ale drogowskaz do Chlebowa - planowego punktu zmiany kierunku - wskazywał już tylko 6 kilometrów. Tędy przebiega czerwony szlak rowerowy "szable i bagnety".

04-20160820_135816

Przepiękna droga przez las między Trzcianką a Bobrową była dla nas krótkim wytchnieniem od palącego słońca. W kadrze mój dzisiejszy sparingpartner.

05-20160820_140202

W Lipcach Reymontowskich nie trafiamy na dom, w którym mieszkał Władysław Reymont, aczkolwiek trasy nie planowałem pod tym kątem. Na pocieszenie trafiamy do marketu. A potem do muzeum czynu zbrojnego.

06-20160820_144556

07-20160820_144615

08-20160820_144820

10-20160820_144943

Odnowiona haubica pachniała jeszcze świeżą farbą.

09-20160820_144919

Kawałek za muzeum wskazujemy drogę do sklepu dwóm innym cyklistom, którzy nadjechali do Lipców od strony Drzewców.

Drewniany kościół w Kołacinku.

11-20160820_153446

Kolejny i ostatni sklep na trasie odwiedzamy w Kołacinie. Wymieniliśmy w nim kolarza na szosówce, który właśnie odjeżdżał. Za Kołacinem zdekoncentrowałem się i przestałem pilnować mapy, w efekcie czego musieliśmy zawrócić kilkaset metrów.

Wyjazd zwieńczamy wizytą w polecanej przez PW lodziarni na Janowie, na rogu Hetmańskiej i Billewiczówny. Rzeczywiście, godna polecania. Na Janowie się też rozstajemy.

Rozumiem, że pieniądze zamiast chodzić piechotą leżą na trawniku?

12-20160820_181826

Na drodze rowerowej na Piłsudskiego, między Kilińskiego a Sienkiewicza asfalt obok studzienki zapada się. Podjechałem na posterunek Straży Miejskiej przy pasażu Schillera z prośbą, aby jakoś odgrodzili ją, by nikt nie ucierpiał nie zauważywszy. Dyżurny przyjął zgłoszenie i wspomniał coś o tasiemce. Zapowiadało się dobrze.

13-20160820_182428

Dwie godziny później pojechałem, tym razem już ŁRP, sprawdzić jak zabezpieczyli. Oczy przecierałem ze zdumienia.

14-20160820_202043

Nasypać trochę kory i gotowe! A niech studzienka dalej się zapada. Poczekamy aż zrobi się wielka dziura.

15-20160820_202052

Próbowałem dodzwonić się do SM z pytaniem czy to mogła być ich interwencja i uważają, że to dostateczne zabezpieczenie czy po prostu wciąż nie dojechali. Ale po 15 minutach oczekiwania na połączenie poddałem się.

Dzień był gorący i słoneczny. Byłem na tyle rozsądny by przed wyjazdem użyć filtru na twarzy i rękach. Nie wystarczająco, by to samo zrobić na nogach. A i na palcach, odsłoniętych przez rowerowe rękawiczki, których bym nawet podejrzewał o taką podatność. A jednak! Wróciłem z piekącymi palcami i nogami i musiałem się ratować d-pantenolem.

Co do formy, to mniejsza o moją. Ale PW, dla którego była to dopiero 3 wycieczka od kupna roweru, zdecydowanie jest za sprawny jak na mnie. Nie widać było by 100 zrobiło na nim większe wrażenie. A na większości podjazdów zostawiał mnie daleko w tyle.

Zdjęcia na mapie

Łódź - Guzew - Rydzyny - Róża - Dobroń - Wiewiórczyn - Chorzeszów - Piątkowisko - Łódź

Poniedziałek, 15 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 100 - 150 km


Długo nie czekałem na zrobienie drugiej setki. Dzisiejsza była na dwie raty, bo z dłuższym przystankiem w Dobroniu.

Piotrkowska ok. 10 w świąteczny poniedziałek wciąż spała.



Pod siedzibą firmy Breve Tufvassons, producenta transformatorów, która mieści się na skrzyżowaniu ul. Postępowej z chodnikiem przy Trasie Górnej, zaparkowało najwyraźniej amerykańskie wojsko.



Poniżej osada rybacka Sereczyn.



Jak nie kozę człowiek spotka na drodze, to byk groźnie nań spojrzy spode łba.



Chwilę później ten byk, czyli samiec daniela, zdawał się pytać: "masz marchewkę?".



Nie był sam.



No dobra, z tą marchewką, to muszę przyznać, że miałem pewną podpowiedź.



Dziewczynka, rzucając smakołyki w trawę, doskonale ćwiczyła stado w gimnastyce synchronicznej.



Ktoś tu jest bardzo oswojony. Albo po prostu wie, że kto jak kto, ale rowerzyści to godni zaufania ludzie.



Rower stał tam wcześniej. To sympatyczny rogacz wybrał sobie miejsce obok niego na spoczynek. I tak odpoczywał w bezruchu, pozwalając mi sfotografować przez siatkę jego profil.



Gdy zbliżałem się do sklepu w Róży, wyjechała spod niego całkiem duża grupa rowerzystów - co najmniej 10 osób. Nie była to ustawka kolarska - grupa wyglądała turystycznie. Nie bez trudu wyprzedziłem ich rozciągnięty peleton. Wydaje mi się, że skręcili za mną jeszcze w kierunku Mogilna, ale potem zniknęli. Podejrzewam więc, że pojechali drogą wzdłuż S8. Jestem bardzo ciekaw co to za grupa. Wydaje mi się, że Łódzkich Wiadomościach Dnia wspominali nie tak dawno o wycieczkach grupowych z Pabianic.

W Kolumnie skręcam do Wierzchów, co pozwala ominąć przejazd przez centrum Łasku. Przy ul. Wileńskiej w Kolumnie, pod kościołem, odbywał się wielki odpust. Była nawet scena, a przemawiający zeń konferansjer próbował być dowcipny. Nie uwieczniłem, bo od jazdy po tamtejszej trylince mózg zbyt mi się obijał, bym jeszcze mógł myśleć o zdjęciu. Trzeba zacisnąć zęby i szybko przejechać. Albo lepiej nie zaciskać, żeby sobie przypadkiem języka nie odgryźć na wybojach. Po chwili cierpienia, po drugiej stronie torów, nawierzchnia jest już dobra. Ładny asfalt, a ta kropka w oddali pośrodku kadru to radar we Wronowicach.



We Wronowicach stoi też budynek starej gorzelni.





Już jak opuszczałem Dobroń, to widok zamkniętego marketu przypomniał mi (choć ta myśl docierała do mnie powoli), że dziś święto i ze sklepami będzie gorzej. Mimo to w Anielinie zignorowałem oba konkurujące ze sobą, oddzielone tylko szerokością szosy, spożywczo-monopolowe. To przez dyżurujące pod nimi podchmielone towarzystwo. Szybko zacząłem żałować. Płynów miałem już tylko na kilka łyków. W Chorzeszowie sklep był zamknięty. Miałem wątpliwości czy przed Łodzią jeszcze coś znajdę. Przed Żytowicami nie miałem już nic w butelce. Szyld ABC, chwila nadziei, ale niestety - w oknach opuszczone rolety. Powoli godziłem się z myślą, że aż po Łódź będzie mi bardzo sucho. Ale stał się cud. Nieduży budynek w Woli Żytowskiej, z wielkim szyldem "Poczta Polska", pod nim dwie starowinki na ławce, a drzwi do budynku otwarte. "Poczta" mnie nie od końca przekonywała, ale zza okna widać było coś na kształt lodówki. Okazało się, że jest tam co wypić. Nie wiem tylko czemu jak poprosiłem o coś bezalkoholowego do picia, to babcia (okazało się, że jedna z pań z ławki była ekspedientką) ze wszystkich napojów w sklepie wybrała dla mnie piwo. Owszem, było bezalkoholowe, ale nie to miałem na myśli. Z zapasem wody, uratowany od śmierci z pragnienia, byłem tak zadowolony, że aż się lepiej kręciło.

Osiągnięcie setki wymagało i tym razem dokręcania po mieście, lecz dziś niewiele.

Dziś było chłodno cały dzień - ok. 20 stopni. Miałem bluzę i było mi z tym dobrze.

Jeszcze ponarzekam na innych rowerzystów. Z przejazdu rowerowego przez Zachodnią na wprost Manufaktury korzystam, by włączyć się spod Manufaktury do ruchu na południe. To wygodne, bo chwilowo wszystko stoi, więc mogę swobodnie dojechać do lewego pasa na skrzyżowaniu z Północną. I dziś ustawiłem się najbardziej przy prawej krawędzi przejazdu jak się dało, czekając na zielone. Ale jak to zwykle bywa, znajdzie się taki, co potrafi jeszcze bardziej. Widziałem jak krąży zawzięcie wokół mnie młody (gimnazjum/liceum) rowerzysta. Ostatecznie zawisł na chodniku, nad wyższym krawężnikiem, z mojej prawej. I czego się spodziewałem, ledwo zapaliło się zielone, zeskoczył pospiesznie z krawężnika, by wyprzedzić mnie na drugą stronę, gdzie i tak nie jechałem, oczywiście zajeżdżając mi drogę do skrętu. Zresztą to wepchnięcie byłoby lekko irytujące nawet gdybym jechał prosto. Ale młodość podobno rządzi się swoimi prawami. Niech mu będzie. Gorzej, że pewnie w tym samym stylu będzie za kilka lat prowadził samochód.

Sieradz - Włyń - Pęczniew - Drużbin - Pudłówek - Puczniew - Kazimierz - Łódź

Sobota, 13 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 100 - 150 km


Pękła pierwsza setka w sezonie.

Plan na setkę zaczął się rodzić w mojej głowie po 2 w nocy. To samo w sobie było pewnym utrudnieniem, bo żebym to 100 przejechał, to wypadało mi się obudzić o jakiejś nieludzko wczesnej godzinie - budzik ustawiłem na 9. Kondycji nie ma, więc zgodnie z zasadą, że zawsze wieje z zachodu (co prognozy pogody z grubsza potwierdzały), postanowiłem pojechać pociągiem do Sieradza i stamtąd jechać do Łodzi z nadzieją na wiatr w plecy. Rano z trudem zwlokłem się z łóżka na wezwanie budzika. Leniwie i przysypiając zrobiłem wszystko co miałem przed wyjazdem, a i tak za dużo czasu zostało mi do zaplanowanego pociągu - wybierałem się na ŁKA odjeżdżający z Łodzi Kaliskiej o 11:50.

Pogoda znowu płatała figle. Gdy ruszałem na pociąg było ledwie 16 stopni, pochmurno i wiatr. Prognoza obiecywała rychłe ocieplenie. Ale "test balkonowy" wyszedł tak przejmująco chłodno, że nie odważyłem się wyjechać bez bluzy polarowej. Spodziewałem się, że będę tego żałował. I rzeczywiście. Bluza cieszyła mnie jedynie podczas jazdy na stację w Łodzi. A gdy dotarłem do Sieradza, to już świeciło słońce i ocieplenie postępowało szybko, więc całą trasę było mi za gorąco.

Co do ŁKA to potwierdziła się przewaga nad Przewozami Regionalnymi, na które utyskiwałem w zeszłą sobotę. Zakup biletu w SkyCash na ŁKA to tylko 3 kroki do ekranu płatności. Bez wpisywania dodatkowo danych z dokumentu tożsamości. Nie ma też w tym wypadku tego przedziwnego "okresu ochrony biletu" - natychmiast po sfinalizowaniu transakcji bilet jest dostępny. Zakup biletu na pociąg Przewozów Regionalnych wymaga przejścia dwa razy większej liczby ekranów. Cena w ŁKA okazała się minimalnie wyższa niż ta, którą ostatnio obstawiałem - nie ma już oferty biletów wycieczkowych. Ale i tak jest to 14 zł z rowerem do Sieradza w ŁKA vs 21.60 zł w PR. Co prawda kolejny raz ŁKA nie chciało podjąć próby sprawdzenia mojego biletu na ekranie. Pani jedynie odczytała na głos do siebie trzy ostatnie cyfry jego numeru. Zważywszy, że ode mnie miała jeszcze cały pociąg do przejścia do końca i z powrotem, to wątpię, by pamiętała, by coś z nim zrobić. To dziwne, że dla odmiany PR daje radę.

Ponieważ najbardziej oczywista trasa przejazdu z centrum Sieradza do Rudy, czyli na drogi prowadzące wzdłuż wschodniego brzegu Warty, prowadzi przez przystanek kolejowy Sieradz Męka, to aby oszczędzić sobie podróży po nudnym odcinku dawnej DK14 i po rowerowych chodnikach w samym Sieradzu, zdecydowałem dojechać pociągiem właśnie do Sieradza Męki. Formalnie jest to teren Sieradza, ale włączenie Męki do Sieradza w 1979 po dziś dzień przedstawia się tak nieprzekonująco (między Męką a resztą Sieradza jest kilka km łysych pól), że i tak tamtejszych mieszkańców nie postrzega się jako miastowych. Na marginesie, to bilet tam kosztuje złotówkę mniej niż do Sieradza, tego Sieradza "głównego".

Do zewnętrznej szyby pociągu dokleiła się pasażerka na gapę - mucha, całkiem dobrze spasiona. Dzielnie nie dawała się oderwać wiatrowi przez kilka kilometrów.



Wadą ŁKA w stosunku do Przewozów Regionalnych, jest większa ciasnota. W pociągu jest dedykowane miejsce na 3 rowery. Tymczasem w Łodzi wsiadło nas z rowerami sześciu. Puściłem innych przodem, by się śmiało wieszali, a ja, korzystając z umiarkowanej liczby pasażerów, znalazłem miejsce godne mojego roweru. ŁKA ma dobre zawieszenie, więc stał stabilnie bez dodatkowego wspomagania. Co widać, zdjęcie ze stacji Zduńska Wola.



Z Męki ruszyłem na często objeżdżaną przeze mnie za czasów liceum drogę do Włynia. Niewiele się tu zmieniło. Jedynie wydaje mi się, że na wjeździe do Rudy wykarczowano kawał lasu. Do Włynia nawierzchnia jest umiarkowana, jak w zasadzie zawsze była. Kiepsko robi się po minięciu DW710. Przez mocno trzęsącą mną drogę na północ towarzyszyła mi myśl, że przyjdzie mi skomentować na blogu, że Unia Europejska nie dotarła ze swoim remontami w te okolice. Sytuacja zmieniła się na lepsze po wjechaniu w Brzegu do powiatu poddębickiego.

03-20160813_134748

Przynajmniej tak się wydawało przez chwilę. Potem znowu było gorzej. A w zasadzie w kratkę - raz lepiej, raz gorzej. I tak lepiej niż na terenie powiatu sieradzkiego.

Nazwa zobowiązuje, więc w Brzegu jest pierwszy prześwit na brzeg Jeziorska.

04-20160813_135203

Kilkadziesiąt metrów dalej, gdzie zalew jest przy samej niemalże jezdni, ujmuje mnie widok zza drzew. Gorzej, że od wody zawiewa fetor.

05-20160813_135413

W Zagórkach zbaczam na chwilę na piaszczystą drogę by przyjrzeć się z bliska wiatrakowi. Ten to już zdecydowanie nic nie zmiele.

06-20160813_140421

Stan konstrukcji wygląda tak, że nie odważyłbym się oprzeć o nią roweru, by jej niechcący nie zburzyć. A i robiąc zdjęcia obchodziłem go z lekkimi obawami.

07-20160813_140520

Na górze zachowało się koło przenoszące napęd.

08-20160813_140546

Jak ktoś czułby się szczególnie odważny, to można swobodnie zwiedzać i od środka.

09-20160813_140621

10-20160813_140641

Nie jest to miasto, nie ma tabliczki "grozi zawaleniem" ani ogrodzenia. No bo w końcu przecież wszyscy widzą, że grozi.

11-20160813_140709

Tuż przed Pęczniewem jest odcinek, który zawsze mnie zachwycał. W końcu w rejonie nie ma zbyt wielu zbiorników wodnych i przejazd drogą przez środek takowych był dla mnie nie lada gratką. Widok w kierunku Pęczniewa.

12-20160813_141847

I jeszcze, z tego zachwytu, z drugiej strony. Nie zauważyłem robiąc zdjęcie, że rower mi się tu fragmentem swoim wkradł w panoramę. Ale skoro już się wkradł, to niech mu będzie, nie wycinałem.

13-20160813_142123

Wszystkie drogi rowerowe prowadzą przez Pęczniew?

14-20160813_142945

Widok na zalew znad dopływu Pichny.

15-20160813_143230

Marina Pęczniew.

16-20160813_143318

Gdy już skończyłem zdjęcia, zawył silnik i za chwilę pojawił się patrol WOPR. Niestety odpływał szybciej niż ja zdejmowałem telefon z kierownicy.

17-20160813_143432

Dalszy odcinek przede mną to ulica o wdzięcznej nazwie "Betonka". I rzeczywiście jestem niemalże pewien, że dawniej cała droga przy marinie była z płyt betonowych. Nie pamiętam od kiedy jest tam wyłożony asfalt. Jest go tylko 1.5 km. A dalej Betonka czyni zadość swojej nazwie. Pierwotnie miałem nią jechać aż do DW478 (czyli tą, która przebiega przez tamę), ale płyty zaczynają się akurat w punkcie, gdzie na wschód odbija droga oferująca lepsze warunki. I wyglądało na to, że i nią dojadę do zaplanowanego Drużbina. Nie miałem tylko pewności czy nie trafię na jakieś szutry czy piachy, bo tych dróg na GSV nie było. Zaryzykowałem.

A był tam mój ulubiony typ dróg - w lesie i z dobrą nawierzchnią. I ten las pięknie pachnie.

18-20160813_145410

Najczęściej jedynym ciekawszym obiektem na wsi jest kościół. Tu stojący w Drużbinie.

19-20160813_150735

Droga wyjazdowa z Drużbina to mój drugi ulubiony typ drogi. Jak nie cały las, to niech chociaż stoją dostojne drzewa przy drodze. I nic a nic nie obchodzi mnie zdanie obozu przeciwników drzew, co próbuje wszystkim wmawiać, że nie prędkość zabija, a jej nagłe wytracenie na drzewie. Czasami skracając swoje myślenie do wniosku, że drzewa zabijają. Po prostu mylą skutek z rzeczywistą przyczyną. A wystarczy jechać wolniej - bezpieczniej i jest czas by się nimi zachwycić.

20-20160813_151237

W Pudłówku wąski wiadukt prowadzi nad torami kolejowymi, łączącymi m.in. Inowrocław ze Zduńską Wolą.

22-20160813_153424

21-20160813_153319

I znowu droga przez las. Ale tu jest już zdecydowanie gorzej. Od Pudłówka prawie po Puczniew nawierzchnia jest męcząco zła.

23-20160813_154325

Chata w Rudzie Jeżewskiej. Sypie się. A szkoda, że nie sfotografowałem mijanej wcześniej, która była całkiem podobna, ale przynajmniej cała.

24-20160813_155814

W Jeżewie robię postój w sklepie. Sklep wyglądał na oko na taki upadek, że tylko to, że akurat jakiś klient wychodził, pozwoliło mi się zorientować, że on w ogóle wciąż działa. A działa. I nawet miał izotoniki, których często nie ma w różnych małych sklepach. O czym zresztą przekonał się też KL podczas naszej ostatniej wycieczki, gdy na pytanie w sklepie w Rzgowie o Oshee sklepowa zaproponowała mu Tigera. Typowe. Niestety jak już się zbierałem do sfotografowania sklepu pod ten akapit, sprzedawczyni wraz z koleżankami wyszła przed sklep na papierosa, więc kto chce zrozumieć skąd to wrażenie, niech jedzie zobaczyć. Pod sklepem przejeżdżał też pierwszy spotkany dziś turysta rowerowy, na kolarce.

Wielkość kościoła w Małyniu, który fotografowałem już przy okazji którejś wycieczki, nieodmiennie mnie zadziwia.

25-20160813_161751

Za Małyniem nawierzchnia jest wymieniona. Co prawda jest wąsko. Ale znowu zachwycająco.

26-20160813_162254

O, proszę! Ja już gdzieś widziałem dzisiaj podobną tablicę.

27-20160813_162754

Za Puczniewem spotykam kilku innych kolarzy. Przed Charbicami na podjeździe lekko wyprzedza mnie jeden. W Charbicach Dolnych mijam bociany na gnieździe. Czyżby taki skromny model 2+0? Grzecznie poczekały aż zrobię zdjęcie, a zaraz potem odleciały na żer.

28-20160813_165042

Plan setki kreśliłem wstępnie od centrum Sieradza. Zmiana startu na Mękę i jeszcze ta modyfikacja dojazdu do Drużbina spowodowała, że w Złotnie miałem dopiero 85 km na liczniku. A skoro miało być 100, no to 100. Musiałem dorobić w mieście. Co prawda pakowanie się na końcówkę na te podjazdy przy Zgierskiej to mogą być już jakieś objawy masochizmu.

Na Aleksandrowskiej młoda para wiozła się w stylu retro. Zauważyli mnie i chyba uznali, że filmuję, bo kierowca trąbił, a (przyszli?) małżonkowie, gdy już skończyłem ujęcie, zaczęli machać w moim kierunku.

29-20160813_182402_031

Przejazd przez św. Teresy. Zgłoszenie automatyczne. Została z niego na pamiątkę tabliczka. Bo ani czujnika już nie ma ani - czego tu nie widać - przycisków. Automatyczne się więc zgadza, ale niekoniecznie zgłoszenie.

30-20160813_183216

Na Piotrkowskiej zauważyłem, że otwarty w czwartek Dunkin' Donuts przeżywa syndrom wysokiego zainteresowania nowością.

31-20160813_201609

Odczuwając potrzebę wypicia kawy, odstawiłem rower do domu i wróciłem skosztować amerykańskiej marki. Kolorowo. Opisy wyłącznie po angielsku. Panie z obsługi, gdy klienci znośną angielszczyzną odczytywali etykiety, kazały wskazywać sobie palcem, o które chodzi. Widać asortymentu trzeba się będzie dopiero nauczyć.

32-20160813_210942

Samoobsługowe dodatki. Obserwując skutki prób z podobnymi pomysłami w innych lokalach mam pewne obawy, że "łódzkość" może w końcu doprowadzić do postawienia tego koszyczka z drugiej strony lady.

33-20160813_211022

I dostałem. Pączka, znaczy pardon - "donata". I kawę z mlekiem. Mając od początku plan usiąść w lokalu zdziwiłem się, że dostaję w torbie jak na wynos. Próbowałem dopytać czy jest jakaś wersja podania na miejscu, ale się nie dowiedziałem. Panowała tam zresztą powszechna dezorientacja, a do zacinającej się kasetki podłączonej do komputera kasowego ekspedientki włamywały się nożem.

34-20160813_211140

Ponieważ żadna z pączkowych metek nie przemawiała do mnie jakoś szczególnie, to wybrałem model dla lokalnych patriotów. Tak na przekór.

35-20160813_211415

Smak? No takie mocno słodkie coś. Nie odczułem zachwytu.

Na Łódź Kaliską: 2.74 km
Wycieczka: 100.13 km

A ten wiatr jednak mnie oszukał, bo był znacznie bardziej południowy niż zachodni. Więc poza jazdą wzdłuż Jeziorska, to nie pomagał.

Zdjęcia na mapie

Łódź - Stara Gadka - Rydzyny - Róża - Mogilno Duże - Gucin - Czestków - Pruszków - Widawa - Burzenin - Sieradz

Sobota, 5 września 2015 · Komentarze(0)
Kategoria 100 - 150 km


Już w tygodniu nabrałem ochoty na weekendową setkę. Być może ostatnią w sezonie. Do dobrze znanej trasy Łask - Widawa - Sieradz, zdecydowałem się dorzucić wymyślony w tym roku i już przetestowany przejazd do Pruszkowa przez Rydzyny, Różę, Mogilno, Talar, Gucin, Brodnię i Czestków, co łącznie miało dać trochę ponad 100 km.

Wiało - jak zawsze - z zachodu. Na dodatek z południowego zachodu. Średnia wiatru 20 - 25 km/h wg odczytów z Lublinka. W porywach ponad 50. Także dość szybko zacząłem odczuwać ten "bonus".

W Brodni Dolnej zostałem zmuszony do zmiany trasy w stosunku do planu - na docelowym odcinku rozkładano świeży, gorący asfalt. Wzbudziło to moje zdziwienie, bo z poprzedniego wyjazdu zapamiętałem nawierzchnię jako całkiem dobrą. Jak tylko odbiłem na południe zrobił się huk i tuż nad moją głową przeleciały dwa myśliwce. Początkowo po wycieczce, skutkiem drobnej dezinformacji myślałem, że to wizytujące na wojskowym lotnisku w Łasku F-22. Brodnia znajduje się tuż obok południowej granicy tego obiektu. Ale F-22 podobno były w Łasku tylko jeden dzień. Zatrzymałem się pod lokalnym sklepem popatrzeć na dwa kolejne nawroty. Te niestety już były wyższe, więc nie dało się telefonem zrobić sensownego zdjęcia. Tu też przyszła pora na uzupełnienie napojów. Od sklepowej dowiedziałem się, że remont drogi i jej zdaniem był niepotrzebny, bo była ona remontowana kilka lat wcześniej. Ale pieniądze z UE są, to trzeba wydać. Dopytałem o częstotliwość lotów - mówiła, że zwykle nie odbywają się codziennie. Dowiedziałem się też, że lokalnymi drogami można się się dostać pod płot lotniska, co według jej relacji czynią liczni, uzbrojeni w aparaty fotograficzne miłośnicy awiacji.

W połowie drogi między Czestkowem a Pruszkowem tylne koło wydało ponury jęk. Kolejna w sezonie szprycha. Od strony kasety. Urwała się na gwincie. 60 km za mną, 50 przede mną. Ósemka dosyć duża - hamulec trzeba rozpiąć. Ale nie było co rozpaczać, trzeba jechać. Z mocnym postanowieniem, że tym razem oddam całe koło do przeplecenia, bo większość szprych w nim ma już przeszło 10 lat. Odciąć nie miałem czym, pozostało mi więc owinąć ją wokół innej szprychy.

Kilka kilometrów przed Sieradzem odbiłem do Chojnego złożyć krótką wizytę znajomym. W Sieradzu przejazd przez rynek, gdzie trafiłem na zakazy wjazdu, ustawioną scenę i występ zespołu ludowego. Jak potem sprawdziłem, był to festiwal Siedem Kultur.


Tak właśnie urokliwie wygląda droga z Gucina do Brodni Dolnej. I wiele innych odcinków na tej trasie.


Uwierzycie, że ten punkcik na niebie to nie ptak (ani kurz na soczewce), a myśliwiec?

Łódź - Kazimierz - Kałów - Busina - Małyń - Kwiatkowice - Chorzeszów - Piątkowisko - Łódź

Czwartek, 2 lipca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria 100 - 150 km


Realizacja planu z 28.06, którego wówczas nie udało się w pełni wykonać.

Z incydentów drogowych. W Niesięcinie zbliżam się do skrzyżowania z DK71 zamierzając je przejechać prosto. Świeci zielone. Już jestem kilka metrów przed skrzyżowaniem a na wysokich obrotach zaczyna się przeciskać, to przyhamowując to przyspieszając, samochód osobowy. Włączony prawy migacz. Samochód osiąga moją wysokość i jest coraz bliżej mojej kierownicy, zmuszając mnie w końcu do hamowania. Kierowca samochodu za chwilę również gwałtownie hamuje, bo skutkiem jego dziwnych manewrów sam nie zmieścił się na zielonym. Patrzy się na mnie w lusterku wstecznym, więc popukałem się w głowę. Pan cofnął się o kilka metrów pytając "co niby takiego zrobiłem?". Nie sposób było panu wyjaśnić. Dwa wybrane cytaty:

"Powinien pan tu jechać po chodniku!"
"Jak się pan decyduje jeździć rowerem to powinien pan jeździć tak by było bezpiecznie!"

Aha, i vice versa. Osłabiony wykrzyknąłem jakąś krótką serię zarzutów włącznie z pytaniem czy pan kierowca prawo jazdy kupił na Ukrainie, skoro przepisów nie zna, wpakowałem mu się zaraz przed maskę by przywrócić właściwą kolejność przed ponowną zmianą świateł i tyle. Szkoda słów.


Elektrownia wodna na Nerze w Bałdrzychowie. Prezentuje się znacznie lepiej niż ta atrapa w Charbicach.


W Małyniu jak i w Kazimierzu kościół postawiono postawić z rozmachem. Chyba jedna msza wystarcza by obsłużyć nie tylko całą wieś, ale i jej okolicę.


Księżyc nad Piątkowiskiem był nisko i był wielki. Było ładnie. Tylko aparatu dobrego nie było.

Pod koniec kryzys zapisywania GPS-em, bo bateria w moim telefonie kończy życie i lubi mieć nagłe zaniki mocy. 99 km na liczniku, początek Maratońskiej, dzwoni telefon. Odrzucam, piszę SMS, wyślij i... i wyłączył się. A tu z okazji pewnej konkurencji potrzeba mi było wszystko co do metra nagrać. Dobrze chociaż, że rejestrator śladów nie ma problemu z nagłymi wyłączeniami i odzyskuje trasy. Postój wymuszony, ogrzewanie baterii w rękach. Pierwsza próba - włączam, wpisuję datę, godzinę, rejestruje się do sieci i padł. W drugiej próbowałem mu dać mniej okazji do ciągnięcia prądu i wszystko pomijałem starając się jak najszybciej wymusić tryb offline. I udało się. I GPS wystartował. Żeby jeszcze trochę utrudnić mi zadanie, po drodze opuścili zapory na Wróblewskiego.

A, i antagonizm kierowca - rowerzysta na Maratońskiej miejscami wzrósł, bo drogowcy odświeżali farbę na pasach, więc postawili pachołki pośrodku jezdni i przez to np. na przewężeniu przed Popiełuszki nie było miejsca by rower wyprzedzić.

Łódź - Aleksandrów Ł. - Parzęczew - Łęczyca - Modlna - Anielin Swędowski - Szczawin - Janów - Łódź

Niedziela, 3 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Kategoria 100 - 150 km
Sierpień czas zacząć!

Szukając wczoraj wieczorem dobrego celu wycieczki na niedzielę, wybór padł na Łęczycę. Niestety nocą siedziałem za długo, wstałem za późno, wyjechałem za późno, dopiero wpół do ósmej, co zapowiadało odpowiednie wrażenia od upału. Tuż za Aleksandrowem przez jakieś 5 km trochę utrudnień - kłądą nowy asfalt. I kładli jak jechałem, aż mi było szkoda opon do jazdy po tej dopiero co stygnącej nawierzchni. Dalej jakość drogi różna. Trochę bardziej zużytej, trochę mniej. Ujdzie.

W Łęczycy spędziłem dość dużo czasu na kręceniu się wokół całkiem przyjemnego rynku. W tym także na rozmowie z uprzejmym panem z Centrum Informacji Turystycznej, który z zamiłowaniem i pasją opowiadał mi o atrakcjach turystycznych regionu.

Skutkiem przedłużania jazda powrotna po otwartym w większości terenie dawała się we znaki. W Modlnej mimo kończących się napojów minąłem najpierw sklep, zniechęcony zgromadzonym tam po mszy tłumem, jednak ledwie przejechałem jakieś 300 metrów i zobaczyłem podjazd za Modlną, który zaraz przypomniał mi jak będą wyglądać najbliższe kilometry i że ani cieniu ani sklepów nie uświadczę, natychmiast zawróciłem.

Wydawało mi się, że na tym jednym uzupełnieniu zapasów dojadę do końca. Ale tylko wydawało. Za dużo słońca i jadąc już w okolicach Łagiewnik czułem się bardzo słabo. Gdy dotarłem na róg Wycieczkowej i Strykowskiej, mając zaledwie jakieś 7 km do domu, musiałem zacumować na Orlenie i tam odpocząć przy batonie i izotoniku.

Co do warunków, to poza patelnią, do Łęczycy miałem w dół i z wiatrem, a z powrotem... no cóż. W Sczawinie przez chwilkę sponsorował mnie szosowiec w stroju cyklomaniacy.pl, jadąc tak lekkim tempem, że aż żałowałem, że zjechał do tamtejszego sklepu. Po dotarciu do domu, zachęcony już przejazdem przez kurtyny wodne na Piotrkowskiej, poszedłem pod prysznic stać pod zimnym strumieniem wody, by ratować się od zgrzania.

A poniżej galeria.

W Parzęczewie z pomocą unijnych funduszy rewitalizuje się młyn:


Ratusz w Łęczycy:


Od drugiej strony akcent nowoczesności:


Zamek w Łęczycy:


I wieża zamkowa:


Kościół klasztorny bernardynów w Łęczycy: