Wpisy archiwalne w kategorii

100 - 150 km

Dystans całkowity:3143.70 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:11:53
Średnia prędkość:26.41 km/h
Maksymalna prędkość:49.61 km/h
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:108.40 km i 3h 57m
Więcej statystyk

Łódź - Szadek - Warta - Kalisz

Piątek, 29 lipca 2022 · Komentarze(1)
Kategoria 100 - 150 km

Po Gran Fondo do wielkopolskiego

Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Lipiec na kompletnym bezrowerzu. Najpierw pół miesiąca chorowałem, potem pojechałem na jedne 40 km, a potem jakoś tak, nie złożyło się. A chciałem te Gran Fondo pozbierać przez kilka miesięcy raz za razem. Nie byłem pewien czy w ogóle dam radę, taki nierozjeżdżony, a z każdym kolejnym dniem rozważań koniec miesiąca był coraz bliżej. Do tego były i dni deszczowe w prognozach. W końcu, od tych analiz prognozy, patrzenia na temperaturę i wiatry, wybrałem jazdę w jednym kierunku. Żeby to, na co każdy rowerzysta się non stop skarży, tym razem uczynić sprzymierzeńcem.

Budzik ustawiłem na 6. W związku z tym obudziłem się o 10:30. Jakimś cudem udało mi się tak sprężyć, że ruszyłem o 12, choć byłem bliski zrezygnowania, uważając, że to trochę późno.

Trasę podstawową miałem zaplanowaną do Opatówka. Tak na 102 km, dodając mały objazd przed Opatówkiem, bo bez tego by zabrakło. Ale oczywiście w rozważaniach dzień wcześniej chodziło mi po głowie, że skoro już pod sam Kalisz, to lepiej by wyglądało potem w logu, że dotarłem do stolicy byłego województwa. A w takim wypadku znowu, lepiej byłoby nie ograniczyć się do dojazdu na dworzec, który jest trochę na uboczu, a zwiedzić starówkę.

Trasę do Warty znam na pamięć, bo odcinkiem Szadek - Rossoszyca - Warta jeździłem dziesiątki razy, gdy jeszcze moją bazą wypadową był Sieradz. Dlatego nawigację rozrysowałem od Warty, w różnych konfiguracjach. Wersja z przedłużką na 100+ do Opatówka, wersja bez przedłużki, z dojechaniem przez Opatówek do Szałe, gdzie jest Zbiornik Szałe (formalnie Jezioro Pokrzywnickie) i przystanek kolejowy Kalisz Winiary oraz dojazd z Szałego do Starego Miasta w Kaliszu i powrót na tamtejszą kolej.

Decydować miało samopoczucie. I godzina na zegarku. Wraz ze zbliżaniem się do Opatówka, przed miejscem, gdzie dwa plany do Opatówka biegły w innych kierunkach, zorientowałem się, że dojadę jakiś kwadrans po odjeździe najbliższego pociągu, a na kolejny trzeba byłoby czekać 2 godzin. Wybrałem więc krótszy dojazd do Opatówka i już od razu, że Kalisz, skoro Szałe i centrum Kalisza dzieli tylko 6 km (to sprawdziłem w trakcie jazdy, bo miałem jakieś złudzenie z oglądania mapy dzień wcześniej, że to było 16).

W Kaliszu, jak na prawdziwego terrorystę rowerowego przystało, trochę łobuzowałem na drogach, zdezorientowany miastem, znakami, remontami. Co najmniej dwa razy w okolicach rynku pojechałem pod prąd. W zasadzie to sam Kalisz wyszedł tak trochę bez sensu. Nie miałem pomysłu, co ze sobą zrobić. Gdzie zacumować na jakieś jedzenie albo kawę. Pokręciłem się chwilę, postałem, po czym sprawdziłem, jakie pociągi mam do wyboru i zdecydowałem, że tym razem na rynku nie posiedzę i pojechałem na dworzec. Kiedyś to poprawię. Może zdążą skończyć wykopki wokół ratusza.

Znowu pieszy rowerzysta. Młody był wesoły i trochę się popisywał przede mną, gdy czekaliśmy na światłach. Na takich to ja się nie umiem złościć.
Niespodzianki.
Ryzykowałem bez objazdu. Co lepsze, leżącego znaku zakazu ruchu nawet nie zauważyłem. Dopiero w domu na filmie.
Na bardzo szerokiej jezdni obok idioci postawili zakaz ruchu rowerów, bym mógł jechać "wygodnie" i "bezpiecznie" chodnikiem.
Droga dla rowerów czy parking?
Mało kto zwraca uwagę na tabliczkę, jak tu należy parkować.
Bagażnik bezpieczniej zamykać.
Tyle widać za zakrętem. I to z pozycji skrajnie z prawej strony.
To nie przeszkodziło kobiecie za mną, z kierownicą po lewej stronie, ruszyć do wyprzedzania.
Autobusu nikt nie ruszy.
Uszczelka się urwała temu autobusu. Na dodatek.
Wywrotki też nikt nie ruszy.
Bliżej się już nie dało. Bo przecież korona z głowy spadnie, gdy się zaczeka na wolny drugi pas.
Laweciarz też trzymał mocno koronę.
Ciekawy nowocześnie wyglądający pojazd rolniczy. Chyba rolniczy.
Koreczek kombajnowy. A jak to jest z tym jeżdżeniem z hederem po drogach publicznych?
Tak biegnie pierwszeństwo.
Kierowca ma STOP i linię zatrzymania.
Ale chłopakowi się spieszy, a nie jakiś rower.
Dawno dawno temu była tu bardzo szeroka jezdnia, podobno awaryjny pas lotniczy. W końcu kiedyś postanowili wyremontować, ale nie całą szerokość. Najbardziej zniszczoną nawierzchnię zostawili, oddzielili płotkiem i postawili za nim nakazy ruchu rowerów. Widać po lewo, trochę zacieniony.
Ciekawe, co autor miał na myśli na wysokości tego leśnego wyjazdu, robiąc kilkadziesiąt metrów przerwy w śmieszce. Ja wiem - każdy bystry milicjant powie: "prowadzić rower pieszo".
Kończy się przed ostrym zakrętem przy podwójnej ciągłej. Bezpieczeństwo zwiększone!
27 km/h. Jeszcze rozpęd z górki.
Po minięciu mostu nad Wartą, dojazdowi do Warty (miasta) towarzyszy śmieszka rowerowa. Na domiar "śmiechu" była wybudowana w stosunkowo nowszych czasach, gdy już od wielu lat mówiono, że DDR powinny być asfaltowe. I jeszcze ta fascynująca przerwa ze skokiem z krawężnika.
Wykonana z kostki fazowanej, wszystko się rozpada, trawa wyrasta. Wiwat idioci od zarządzania drogami!
Aż się dziwię, że na tym fascynującym warciańskim chodniczku nie ma nakazu dla rowerów.
Kominy przejęte przez bociany. Na lewym sypialnia.
Na prawym pokój dzienny.
Pierwszeństwo na wprost.
Ale złomu nic nie zatrzyma, na pewno nie byle rowerzystka.
Ta moja trasa zboczyła od drogowskazów czy to na Turek czy na Kalisz. Wydawało mi się, że to takie ubocze, gdzie już nic nie jeździ. A tu proszę! Autobus liniowy.
Taka niespodzianka na wsi, za barierką, za chaszczami. Nie miałem chęci sprawdzać.
Okazało się, że było to coś, co nawet nadawałoby się na dobry DDR. Co prawda jest tylko po jednej stronie i dopuszczony jest ruch pieszych, a jest to bardzo wąskie. Przy okazji kolejny radar.
A pewnie, że zagadałem do kury!
Run Kurrest, run!
Skromna dzwonnica.
Z DDR momentami korzystałem. Już nawet chwaląc ją trochę w myślach. Ale nie należy przesadzać z tymi pochwałami.
W tej okolicy też służy do parkowania, wiadomo.
Potem skończył się asfalt i zaczęła granda.
Fazowana, falowana, z chwastami. Tu też idioci u władzy.
Sporo tu tych radarów.
Prawie się wywróciłem wpadając na krawężnik - to efekt przyglądania się z rozdziawioną buzią węglowi na składzie.
DK12. Opatówek. Potencjalny koniec wycieczki, ale jednak pociągnąłem dalej.
Idiota za kierownicą autobusu.
Po lewo była droga dla rowerów, która sprawiała wrażenie przyzwoitej.
Jak to zwykle bywa - tylko sprawiała wrażenie. Bezpieczniej jest przez podwójną ciągłą, slalomem między samochodami przejechać od odcinka do odcinka.
W samym Kaliszu wypróbowałem jakieś fragmenty DDR.
Kończy się po polsku, czyli nigdzie.
Nie wiem czy nawet będąc miejscowym zdołałbym się zorientować co jest na tym znaku. Zignorowałem ten objazd i pojechałem zgodnie z pierwotnym planem. Ale nie zauważyłem też żadnych zakazów dalej. To pewnie przez to, że mój zjazd z ronda najbliższego, prosto, ma już i na tablicy przekreślony zakaz ruchu.
Może trzeba po prostu auto na krótsze wymienić?
Kierowcy miejskich autobusów w Kaliszu nie wiedzą jak się wyprzedza pojazdy jednośladowe.
Kiedyś byłem zwolennikiem zachowywania zabytkowych kostek lub kocich łbów na starówkach. Chyba mi już przeszło.
Rynek. Ratusz. Mocno było wokół rozkopane. Ale schowało się dzięki robieniu zdjęcia zza rogu. Bo szukałem czegoś, by oprzeć rower na pierwszym planie.
Rowery publiczne na bogato - tandem i rower dziecięcy. Swoją drogą na przejazdach rowerowych w Kaliszu można korzenie zapuścić w oczekiwaniu.
Nie byłem pewien, co architekt miał na myśli. Kończy się chodnikowe DDR wzdłuż jednokierunkowej ulicy i chyba zaczyna się dwukierunkowa. I ten sygnalizator, typowy jak na przejazd rowerowy, który na przejazdach zwykło stawiać się za przejazdem, postawiony na końcu DDR. Nie wiem czy w tej sytuacji nie czytelniej byłoby postawić sygnalizator z trzema światłami. Założyłem, że to po to, bym się stąd włączył na jezdnię, ale bardzo to moim zdaniem nieczytelne. Mogliby jeszcze wydać kilka zł na czerwoną farbę, bo jednocześnie z naprzeciwka są puszczani skręcający we mnie.
Dwa pasy, ale nie, przytulamy się.
Fiu, fiu. Zawiłe.
Tu już tablicy z prawej nie dostrzegłem - tablicy, która najwyraźniej ma mi sugerować, że do dworca się skręca. I przejechałem za daleko. Dziwne oznakowanie.
I dotarłem.
Tu lepiej widać dziecięcą wersję roweru publicznego.
Na wieszaku w Polregio. Akurat przyjechał, gdy dotarłem na dworzec, bo w zasadzie planowałem ŁKA, z racji mojej ogromnej awersji do tej post-PRL-owskiej zatęchłej firmy, która dawno miała upaść, ale niestety obecny rząd postanowił ją ratować. Jednak wygrała chęć dotarcia godzinę szybciej do domu. W aplikacji nie udało mi się kupić biletu, bo idiotyczne ograniczenie, że trzeba 5 czy 10 minut przed odjazdem najpóźniej. Jakoś wybłagałem brak dopłaty za wsiadanie na stacji, na której są kasy, ale i tak padł klasyczny suchar, że powinienem zapłacić karę za to, że nie zgłosiłem się po bilet do pierwszego wagonu po wejściu do pociągu. Nieodmiennie wsiadanie z rowerem czy innym wielkim bagażem do przedziału towarowego na drugim końcu formalnie z tego nie zwalnia. Stare czasy z etosem urzędnika oburzonego, który zawsze znajdzie problem.

Łódź - Kazimierz - Jeziorko - Szadek - Wrzeszczewice - Ludowinka - Pabianice - Łódź

Środa, 29 czerwca 2022 · Komentarze(2)
Kategoria 100 - 150 km

Przed Wschodem Po Gran Fondo Ride, a upał się rozmyślił

Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Kondycji to ja na setki nie mam, ale Gran Fondo działa motywująco. Zwłaszcza, że zrobiłem już w kwietniu i maju, to kusiło utrzymać trend jednego trzycyfrowego dystansu na miesiąc. W czerwcu miałem dodatkowy regres w formie i temat takiej wycieczki odsuwał się w czasie. Przyszedł koniec czerwca, a w nim ciągłe upały. Dwa razy wyjechałem już o 6, ale było to na dystanse połowę krótsze. Zarówno na 29. jak i 30. był prognozowany skwar, 30. jeszcze większy. Mając na względzie jak szybko ma wzrastać temperatura od rana i ile zajmuje mi przejechanie 100 km, uznałem, że najbezpieczniej będzie wyjechać o brzasku.

Budzik ustawiłem na 2:30. Poszedłem spać o 21, sprawdzając jeszcze raz prognozę - upał. Obudziłem się kwadrans przed budzikiem. Przed wyjazdem sprawdziłem na balkonie czy chłód wymaga założenia przeciwwiatrówki na początek. Uznałem, że tak. Tknęło mnie też, by jeszcze raz zerknąć w prognozy, czy przypadkiem nagle jakieś deszcze się w niej nie pojawiły. Deszcze nie, ale okazało się, że upał jest odwołany. Prognoza z 21 przewidywała, że 26°C będzie już chyba o 9. Poranna, że do 24 dobije w południe. Ruszyłem w drogę o 3:50. Jeszcze lampki się przydały o tej porze.

W kurtce wydawało mi się za ciepło i - korzystając z okazji, że stanąłem na zdjęcie - zdjąłem ją na wiadukcie nad S14 na wylocie z Łodzi. To była 4:25. Bo przecież miał zaraz być wschód i cieplej. Pomyliłem się - za Łodzią temperatura wskazywana przez Sigmę zaczęła maleć, osiągając 16,5°C. Trochę mi było chłodno mimo ruchu, ale na takie manewry by stawać znowu i zakładać dopiero co złożoną kurtkę, to nie miałem ochoty. Czekałem na słońce. To jednak nigdy nie nadeszło. Jechałem w całkowitym zachmurzeniu i mgle. Temperatura rosła bardzo powoli, przed Pabianicami (końcówka trasy) z trudem dobiła do 19. W Łodzi było już 20.

Kilka psów było już aktywnych. Na szczęście nie zostałem zjedzony. Część, choć w otwartych bramach, smacznie sobie jeszcze spała. Z żywych zwierząt jeszcze sarna stanęła na mojej drodze, ale zaraz ze strachem uciekła skąd przyszła. Niestety widziałem też rozjechaną jakąś małą żmiję. A potem kierowca, który mnie wyprzedził wielkim pędem, w odległości, na moich oczach, coś potrącił. Był to jeż. Gdy go mijałem, to już konający. A to nie jest tak, że było go słabo widać na bardzo jasnym tam asfalcie. Wystarczyłoby nie jechać jak na wyścigi i obserwować drogę.

5:21 - wjeżdżam do Szydłowa.
Elektrownia wodna na Nerze w Małyniu.
Szadek. Półmetek trasy. Piękna pogoda, piękne widoki. :X
Film z miksem kierowców stwarzających zagrożenie. Komentarz do sytuacji w opisie na YouTube.
Drugie światła wycieczki. A na zegarze na ścianie 3:55.
Miasto woonerfów. Dwa, których istnienia nie kojarzyłem, zauważyłem przy Zielonej.
Buspas. Czyli w Łodzi strefa zakazana rowerzystom, bo bezpieczniej środkiem jezdni.
Niby miasto, a koty biegają.
Tak poważnie to kojarzę, że miasto ma jakieś programy wsparcia dla wolno żyjących kotów, by szczurów nie było.
Korzystając z pustki na ulicach przejechałem po staremu, jak za czasów, gdy DDR obok nie istniało. Tak sentymentalnie.
Remoncik?
Przejeżdżając przez wiadukt nad S14 zauważyłem światła węzła ładnie rozmyte we mgle. Chciałem zrobić zdjęcie.
Niestety jak stanąłem i dobyłem telefon, to latarnie akurat wyłączyli. Tu też zdjąłem kurtkę, co okazało się przedwczesne.
Jadą więźniowie. Poza nieprzyjemnym zapachem otrzymałem powiew ciepła. Rekompensata za kurtkę wiszącą na kierownicy.
Od razu się zacząłem zastanawiać czy tu po prawo mają psy. Bo tak świetnie zabezpieczyli bramę.
Pies po lewo. Mały nie był. Na szczęście zajęty był toaletą.
Tego spacerującego z naprzeciwka wystarczająco odstraszyła wyciągnięta w jego kierunku ręka z gazem.
Ten też najpierw pokornie spuścił głowę, gdy w niego celowałem. Potem miał jednak chwilę pomysłu, by może za mną pogonić, ale gdy nie przestałem celować, również za siebie, to mu przeszło.
Kościół w Małyniu.
Młyn wodny w Małyniu.
I jeszcze raz Małyń. Tym razem coś żywego.
W Lichawie do tej pory jeździłem w lewo. Pierwszeństwo prowadzi w prawo. Po lewo jest piękny asfalt. Myślałem, że bycie drogą nadrzędną zobowiązuje.
Ale nie. Tu jest zła nawierzchnia.
Później, przy dość oryginalnej chałupie, jest już odcinek dobrego asfaltu.
Kolejna zmiana, choć z dobrego na dobre.
Z nami zmieniają!
Wybrałem ten kierunek w Lichawie, bo chciałem wypróbować drogę, którą widziałem z Marcelina i wydawała mi się na całkowicie nową, co do nawierzchni. Jednak nowa nie jest.
Przed samym Marcelinem jest świeższy odcinek, choć też nie idealny. Może jednak to nie to skrzyżowanie przyciągnęło moją uwagę? Bo jest jeszcze jedno, ale Geoportal nie pokazywał mi tam asfaltu.
Na dowód piękna porannej pogody: wiatrak w Szadku.
Gdy ruszyłem po zdjęciu wiatraka, na moją drogę wybiegła sarna. Zauważyła mnie, stanęła w bezruchu chwilę mierząc mnie wzrokiem, po czym zawróciła na pole, z którego przyszła.
Próbowałem nagrać wideo z 5x teleobiektywu telefonu, ale, pomijając długie zdejmowanie, to jadąc tak trząsłem, że telefon najwyraźniej postanowił się nie przestawić na tele i został na cyfrowym zoomie (nie mam nad tym ręcznej kontroli), a i tak więcej tej sarny nie było w kadrze niż była. Dlatego tylko dwie klatki z sarnią plamą.
Gęsta mgła unosiła się nisko. Kondensacja zalepiła mnie i kamerę. Okulary też, przez co lepiej widziałem nad nimi niż przez.
Stały punkt tankowania na tym standardzie trasy, wypadający mniej więcej w połowie drogi. Wziąłem małego hot-doga, bo wydawało mi się, że głodny nie jestem (śniadanie zjadłem przed wyjściem). Ale po nim poczułem, że jednak to mało jak na dalsze 50. Wszedł więc i drugi.
Jak się robi taki kształt śladów?
Ciekawe. Kilka drzew było pochylonych na zewnątrz drogi. Za duży podmuch od TIR-a? :P
Jeszcze jeden bocian. Jak patrzę na to zdjęcie po fakcie, to wydaje mi się, że mogło być to już podrośnięte pisklę. Ale nie jestem pewien.
W zasadzie nie widać tego, co chciałem pokazać. Przy prawej krawędzi drogi, na dole kadru, coś wyglądającego jak leżący kamień o odrobinę innym odcieniu, to był to fragment słupa znaku drogowego wraz z betonem, w którym był zatopiony. To, że trafiło to na jezdnię i się z nią zintegrowało, jest intrygujące.
Piątkowisko zyskało poduszki berlińskie wokół dwóch z trzech przejść. Środkowe jest bez. Może uznano, że wystarczająco zwalniają okalające.
Nie przypominam sobie by był tu taki żenujący zabieg wcześniej.
Może ma udawać, że absurdalne kilka metrów formalnej drogi rowerowej jest ciut dłuższe.
Chodnik z CPR ma 80 metrów. Asfalt śmieszki - 180. Pomysłodawca albo się uderzył w znak, albo zasługuje na to, by ktoś mu takim przyłożył.
Pomocna tablica przed rondem w Ksawerowie z drugiej strony niż poprzednio.
Droga rowerowa wokół Stawów Stefańskiego. Tam po prawo jest droga dla pieszych.
"Fajna łąka". Łódź ma też program "Fajna ulica".
Drugi raz takie coś mijałem, tylko poprzednio w innym parku i znowu nie sprawdziłem co to.
A tutaj silne wiatry zapewne obróciły znaki. DDR jest w lewo, ale z braku znaków się nie zorientowałem i pojechałem prosto.
Za karę wylądowałem na szutrze dla pieszych. Na pocieszenie znak dla lokalnych patriotów mijałem od dobrej strony.
Tu jest serwis rowerowy, którego cechą charakterystyczną jest przyciąganie wzroku mijających go rozstawionymi rowerami. Na mnie działa. Znaczy przynajmniej co do dostrzeżenia, bo nie korzystałem z usług.
Bardzo ciekawy pomysł plastyczny. Dorobili koronom pnie.
Przeszło mi przez myśl, że to letni wzór habitu. Ale zdaje się, że to jest jeden i ten sam przez cały rok, a model zależy od zakonu. Jak ktoś trafi gdzieś, gdzie są czarne, to będzie się latem smażył na ziemi, bez pomocy piekła.
To zrobię panu darmową reklamę. Nie wiem jaki jest z niego hydraulik, ale oryginalność z wożeniem warsztatu na rowerze towarowym zasługuje na plusik.
Dorośli dają zły przykład...
...dzieciom. Legalistą nie jestem. Nie wyznaję stania na czerwonym dla zasady. Ale to skrzyżowanie specjalnie bezpieczne nie jest, więc mam mieszane uczucia. Zwłaszcza co do młodego.

Łódź - Jeziorko - Zygry - Lichawa - Szadek - Mauryców - Ludowinka - Piątkowisko - Łódź

Sobota, 30 kwietnia 2022 · Komentarze(2)
Kategoria 100 - 150 km
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.







To nie jest tak, że mam kondycję na robienie setek czy choćby chęć. Ale przyszedł ostatni dzień miesiąca, pogoda miała być ładna, obiecywali w prognozach brak wiatru, postanowiłem więc upolować kwietniowego Fondka. Z wiatrem to mnie chyba nieco oszukali. Wydawał się być całkiem zdecydowany, północny północno-wschodni i raczej mi pomagał w kierunku Szadku. Miałem pewne obawy, jak będzie wyglądał powrót, gdy już będę bardziej zmęczony, ale na oko, a raczej "na nogi", do tego czasu zmniejszył się. Nie tylko z wiatrem nie do końca się sprawdziło, bo dużą część trasy było pochmurno. Przez to i przez wiatr trochę chłodniej było momentami.

Miałem dwie główne odmiany od mojego typowego przejazdu przez Szadek. Zawsze z Puczniewa skręcałem na południe i na kolejnym skrzyżowaniu najczęściej jechałem do Małynia. Dosłownie kilka dni temu widziałem na czyimś kolarskim śladzie, że z Puczniewa pojechał do Jeziorka, znaną mi skądinąd drogą z wycieczek przez Kałów. A z Jeziorka do Małynia. Sprawdziłem na mapie - asfalt. Chciałem przetestować. Dobra wersja - jakość nawierzchni jest tu lepsza, a i ruch znacznie mniejszy.

Druga, to już jakiś czas temu zauważyłem, że na zdjęciach lotniczych w Google Maps droga między Maurycowem a Ludowinką zyskała asfalt. Na Street View wciąż była drogą polną. Zresztą jest to ul. Polna. Dotychczas zawsze jeździłem drogą między Łaskiem a Wodzieradami, do Chorzeszowa, potem do Ludowinki. Pasuje mi ta odmiana. Nawierzchnia lepsza niż tam, bo tam już zdążyło mocno popękać. I brak ruchu, bo na wcześniejszej bywało nerwowo.

Jest w zasadzie i trzecia odmiana, choć wg kolejności to ona powinna być drugą. Z reguły robiąc tę setkę nie jeździłem przez Zygry (choć już się zdarzyło), ale zwykle kończyło się to brakiem kilku km i dokręcaniem gdzieś w mieście. Żeby nie dokręcać, pojechałem pod maszt a potem drogą zawracającą przez Bąki. Nie pamiętam czy przez Bąki jechałem kiedykolwiek wcześniej.

Chmury chmurami, a i tak wróciłem do domu ze spieczoną twarzą.

Ponieważ ja, jak to ja, wyjechałem za późno, to już nie było czasu na postoje na fotki po drodze. Trzy wyjątki popełniłem. Udało mi się wrócić przed zmrokiem, ale już po zachodzie.

To jest też moja tradycyjna setka na słabą formę, bo w Szadku, który wypada mniej więcej w połowie dystansu, mam swoją stałą bazę regeneracyjną na tamtejszym Orlenie. Tym razem wciągnąłem tam hot-doga, kawę i cukier rozpuszczony w Pepsi.

Dopiero co zwinęli jarmark wielkanocny, a już zjawił się nowy.
Wyjechałem zupełnie nieświadomy nowych wykopków. Plac Wolności zamknięty.
Przejazd Nowomiejską przez Północną również.
W Manufakturze też jakiś jarmark. A przy okazji trafił się w kadrze rower towarowy.
Weszli mi na ślepo prosto pod koło.
Przez chwilę miałem wątpliwości czy to nie motocykl crossowy zagubiony na DDR. Choć i tak jest to jakieś moto - "motorower".
Dawno nie widziałem rowerzysty z jajami! Tak, wiem, że ten model lampki jest bardzo stary i dowcip przez to też.
Uwielbiam te enigmatyczne komunikaty z kategorii rolniczych. Czy jak mnie taka użądli, to od razu umieram?
Rowerzystka dbała o pozory utrzymując wysoką kadencję pedałowania, gdy wyprzedzała mnie tym silnikiem.
Ciekawe. Straż na motocyklu ze sztandarem.
Tu też sztandar. W oku kamery nie zmieściła się grupa strażaków ubranych na galowo. Widać jakieś święto.
Zmiana drogi pozwoliła mi poznać kolejną elektrownię na Nerze.
Tuż obok jest młyn. Nie zauważyłem czy jest tam jakieś młyńskie koło lub jego ślad. Może wolą prąd z wody obok.
Szczyt RTCN Zygry.
Ogłoszenie po lewo: "Kurki odchowane". Kurki, uroczo!
Tak ładnie pozował, że musiałem stanąć na foto.
Ściana po prawo wyłożona jest kołpakami. Ciekawe czy to zdobycze z niedawnych czasów sprzed remontu tej drogi, bo miała wszelkie warunki by kołpaki odpadały.
Asfaltowa ul. Polna między Maurycowem a Ludowinką. Świeże odkrycie, które stanie się pewnie moim stałym wyborem.
Na S14 też trafił mi się strażak, jadący dokądś na sygnale.
Muszę wreszcie wybrać się na zwiedzanie całej budowy kontynuacji S14. Dziś wydłużyłem poznany fragment do Maratońskiej, a mam objechany od połączenia z dotychczasową na południu. I ja wiem, że z kamery to nic nie widać, ale ja całkiem wyraźnie widziałem tego kaczorka w locie.
Niezbyt wielu rowerzystów dziś widziałem na trasie. Poza ostatnim na Maratońskiej, wszyscy na odcinku między Kazimierzem a Puczniewem. Zawsze mniemam, że to prawdopodobnie przez to, że ja zaczynam, gdy wszyscy już kończą. "Oczywiście" żadnego z nich nie ma na Strava Flyby.

Łódź - Modlica - Rzepki - Tuszyn - Szczukwin - Rusociny - Gucin - Dobroń - Łódź

Sobota, 7 sierpnia 2021 · Komentarze(0)
Kategoria 100 - 150 km
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Z dokładnie zaplanowanej jazdy po samych asfaltach wyszło pchanie roweru w lesie pieszo przez leżące drzewa...

Szykowna miejska kolarka. Znaczy ja tu o rowerze.
Dziwne pojazdy.
O, coś się wydarzyło.
Ten pierwszy miał tył dopasowany do kompletu.
Fakt, dzień wietrzny.
Chyba dotąd komentarze o roślinności przejmującej DDR na Bartoszewskiego podpierałem jedynie klatkami wyciętymi z ciemności. Teraz trochę wyraźniej.
Polbruk. Pamiętam, że za mojego dzieciństwa, gdy taka kostka brukowa zaczęła się pojawiać i przejmować chodniki, w moim otoczeniu mówiło się na nią po prostu "polbruk", niczym określanie butów sportowych adidasami. Ciekawe ilu producentów wtedy było w kraju.
Utrzymanie DDR ze Rzgowa do Kalinka takie jak na Bartoszewskiego.
Parking dobry jak każdy inny?
Ostatnio widziałem intensywne prace kombajnami na polach. Tu już tylko komplet bel siana pozostał.
Rachityczne te palmy w tym roku.
Remonty, zwężenia, ograniczenia...
...i to jest całe to zamieszanie? I tak od znaku do skrzyżowania ograniczenie?
Wyprzedza.
Niespodziewanie hamuje na pasie. Aż się zastanawiałem czy czymś mogłem podpaść.
Ach, jezdnia to po prostu dobre miejsce, by wysiąść coś w aucie poprawić. Zwracam uwagę na włączony prawy migacz.
Za chwilę wyprzedza ponownie i ten prawy kierunkowskaz. Wiadomo, kończy wyprzedzanie, więc wygląda na odpowiedni do sytuacji. Ale on tak chyba został od postoju - Mercedes odjeżdżając w siną dal wciąż migał i migał...
W Tuszynie standardowo pas rowerowy niektórym służy jako poszerzenie miejsca parkingowego.
Pierwszy raz od dawna postanowiłem wybrać się w nieznane rejony, bardziej niż zwykle na południe. Trasę wyznaczyłem na mapie Google, upewniając się we wszelkich możliwych źródłach (Street View miał niedobory), że będę jechał po cywilizowanych utwardzonych drogach.
Do pełni szczęścia trzeba móc nawigować się po takim planie w drodze. Za czasów mojej starej Nokii z Symbianem używałem do tego celu ViewRangera i tak mi zostało. Ot przyzwyczajenie. A nawet nie wiem czy przypadkiem w mojej aplikacji nagrywającej, Sports Tracker, której też używam już od Symbiana, nie ma teraz wbudowanego poruszania się po trasie. W każdym razie do ViewRangera trzeba zaimportować GPX, a ponieważ mapy Google nie oferują same z siebie eksportu, to na szybko znalazłem https://mapstogpx.com, który jako tako zadaniu podołał. Północ się nie zgadzała z oryginalną mapą, ale ponieważ tam i tak drogę dobrze znam, to nie było to istotne.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że zapomniałem, że ViewRanger ma funkcję oszczędzania baterii (z tego co pamiętam, rzecz konfigurowalna), polegającą na tym, że po zablokowaniu ekranu przestaje odczytywać pozycję z GPS i po powrocie do apki trzeba dotknąć guziczek, by się odświeżyła. Wydawało mi się, że jadę wciąż po planowanym prostym odcinku, gdy mijałem to skrzyżowanie, a to tu winienem był skręcić w prawo.
Tu się zorientowałem, tu to jest trochę nigdzie, ale było to 1,5 km od miniętego zakrętu. Złe mnie podkusiło i postanowiłem nie zawracać. To był początek niedobrych decyzji. Wybrałem przemieszanie się po nierozpoznanej okolicy z pomocą mapek na ekranie telefonu.
Tu po lewo był najbardziej oczywisty dojazd do zaplanowanej trasy. Ale taki grunt i mokro, to przecież niegodne mojego roweru. Kolejna zła decyzja.
Pojechałem sprawdzić drugi koniec Szczukwina, gdzie mapa Google pokazywała jakąś całkiem konkretną drogę. OpenStreetMap nic takiego tam nie znał. Kręcił się tam też inny cyklista, który też wyglądał na trochę zagubionego i skonsternowanego szlabanem na drodze.
Na chwilę zapuściłem się w jedyną odnogę skrzyżowania pozbawioną zapory. Tę wybrał też ten drugi. Ale ja zrobiłem postój na konsultacje z mapkami i ten wybór wydał mi się zły.
Wróciłem do szlabanów. Za jednym z nich kryła się droga z map Google. Ponieważ na mapie nie było reszty skrzyżowania, to nie było to takie jasne, za którym.
Szlaban tak atrakcyjnie postawiony, że najłatwiej było rower przenieść nad.
Po chwili jazdy zorientowałem się, że to jednak nie nitka Google. Ale na OSM przynajmniej była tu wyraźna leśna droga. I początkowo wyglądała całkiem przyzwoicie. I przecież nie po to rower przenosiłem, by go przenosić z powrotem.
Potem zaczęło się robić gorzej. Nie pamiętam kiedy ostatnio grzęznąłem kołami w leśnym błocie.
Poziom atrakcji rósł. Nie wierzyłem sam sobie, że jeszcze tu wciąż jadę i nie zawracam.
Aż w końcu dotarłem do takiego miejsca, gdzie i jazda się skończyła. Słyszałem nieopodal ruch samochodowy na drodze poprzecznej widocznej na OSM, więc to dawało mi nadzieję, że jakoś dotrę, choć nawet nie wiedziałem gdzie jest moja obecna droga.
To już spojrzenie za siebie, po dotarciu do asfaltu. Po przepychaniu roweru aż mi się trudno telefon trzymało do zrobienia zdjęcia. Nie wiem w zasadzie co miałem za sobą. Teren po burzy?
Wreszcie dotarłem do punktu łączącego mnie z pierwotnym planem!
Po obejrzeniu po powrocie do domu map na dużym ekranie, odkryłem, że udało mi się perfekcyjnie ominąć wszystkie sensowne drogi i wybrać możliwie najgorszą. Mogłem tą gruntową na północy Szczukwina. Pośrodku wsi było też przebicie do Jutroszewa, którego w ogóle nie rozpoznałem w drodze. Gdybym pojechał w lesie tam, gdzie nie było szlabanu, to mógłbym dotrzeć do Dziwli, szybciej do asfaltu zapewne.
Droga, która na OSM nie istnieje, a jest w Google i w którą nie trafiłem, też by najpewniej szybciej i łatwiej wyprowadziła mnie z objazdu. Tymczasem udało mi się wybrać najdłuższy wariant przez las. Na pewno mógłbym lepiej obejrzeć te mapki w drodze i wesprzeć się też widokiem fotograficznym, czego nie zrobiłem. Ale podstawowy wniosek jaki wyciągam, to taki, że trzeba było zawrócić. Z jednej strony była to fajna przygoda. Na tego typu leśne dukty świadomie bym się nie skusił. Z drugiej świadomość, że po przejściu (w tym literalnym) przez te męki mam za sobą dopiero 50 km z prognozowanych 100, była mocno osłabiająca.
Przerwa na reklamę? DW 473. Nie wiedziałem czego się tu spodziewać, ale z racji weekendu w wakacje, wiedziałem, że przynajmniej ciężarówek nie będzie, poza jakimiś drobnymi wyjątkami jak ten.
Rosła ta wyspa ronda w Wadlewie. A może by tak jakąś wieżyczkę?
Orlen był częścią planu. Wyczerpany po leśnych zmaganiach zasiliłem się tu dużym hot-dogiem i trochę odpocząłem.
Co do drogi wojewódzkiej, to przyjemna. Dobra nawierzchnia, w miarę szeroka, choć w razie większego natężenia ruchu z obecnością tranzytu może nie być zbyt przyjazna rowerzystom.
A to był szeryf "rowerom mówimy nie". Przy kompletnie pustej drodze złośliwie przepędził na odległość gazety.
"Jest Buczek - jest truskawka!"
Po lewo tablice tworzą napis "Czy chcesz mieć taki las?". Nic z kamery nie widać, a nie miałem sił na foto postój. W każdym razie było to coś w rodzaju instalacji artystycznej, z kikutami drzew z powieszonymi oponami czy innymi śmieciami.
Koniec drogi wojewódzkiej, zjazd w kierunku Ldzania. Tu jest tak piękna nawierzchnia, że rower sam jedzie. Nie jest co prawda cały czas tak dobrze do Dobronia, ale jednak większość jest w porządku.
Młyn w Talarze.
Poduszek chyba w zeszłym roku nie było.
Coś jakby nasycenia zabrakło temu znakowi.
Ten ujmujący stojak rowerowy w Dobroniu obok stacji kolejowej stał już na początku lat 90, a kto wie ile wcześniej. Zawsze fascynował mnie jego nadziemny montaż.
To nie był gest triumfu po wyprzedzeniu mnie, a jakiś symbol do kierowcy, który postanowił trąbić gdy dojechał do pana w trakcie wyprzedzania.
Gorzej dla pana, że od wymachiwania stracił trochę kontrolę i prawie wleciał w ten samochód potem.
I jeszcze trochę lasu i błota. Ale to już nie były błędy nawigacji. Tu tak miało być, że lasem odrobinę.
Za kierownicą bardzo bardzo niewysoki kierowca. Ale nie przejechał mnie. I widziałem, że miał mnóstwo frajdy.
Tych jakoś tak pełno, bo dopiero co w drodze powrotnej z Szadku na koniec lipca też ich mijałem.
I nawet jak człowiek na uboczu postawi sobie płot, to jakieś obrzydliwe podłe tałatajstwo przylezie swoje bazgroły zostawić.
Pojawiły się linie na ósemkowym rondzie na skrzyżowaniu Maratońskiej z Sanitariuszek. Mimo zmęczenia, dla fantazyjnego śladu zrobiłem pełną rundkę wkoło.
Wyprzedza tuż przed zakrętem...
...w który skręca, no ale przecież nie zamierzał, bo migacza nie używał.
Złom po lewo?
Kolejny.

Łódź - Babiczki - Kazimierz - Puczniew - Małyń - Lichawa - Łobudzice - Szadek - Wrzeszczewice - Ludowinka - Piątkowisko - Łódź

Sobota, 26 czerwca 2021 · Komentarze(0)
Kategoria 100 - 150 km
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Korzystając z dobrej pogody - ten dzień był już bezdeszczowy, a jeszcze wolny od upału - pojechałem zdobyć czerwcowe Strava Gran Fondo. Pierwsze sto w tym sezonie, poszło nieźle.

Przyjemnie tak, całą rodziną. Choć nie wiem czy miałbym nerwy na to na polskich drogach.
No, tam jest kontrapas, ale te pasy mają kierunki. Mało to czytelne na tym kadrze, ale użytkownik hulajnogi właśnie przejechał po strzałce pokazującej dokładnie odwrotny kierunek jazdy.
Na Zielonej jest taki rachityczny ślad infrastruktury rowerowej.
I da się? Da się! Stoi tak, że nie trzeba w nią wjeżdżać ani wchodzić.
No, to jest zmiana, co do której nie spodziewałbym się, że ktokolwiek za nią kiedykolwiek się weźmie. Oryginalnie był tu krawężnik dokładnie jak przy chodniku, który, choć wygląda niepozornie, był zaskakujący ostry w najeździe. Poprawili!
Kształt skrzyżowania jest dyskusyjny, co do tego czy ktoś przypadkiem nie jedzie prosto, gdy wybiera drugi zjazd, jednak kierowcy tu mają w zwyczaju sygnalizować skręt, zjeżdżając z pierwszeństwa (wliczając kierowcę tego autobusu).
I ten kierowca też migał, więc chyba uznaje, że skręca, a jednak pierwszeństwa nie ustąpił na przejeździe.
Tu pan z szyby wyrażał pretensje, że jadę lewą stroną pasa. Mi jednak ta strona zdecydowanie bardziej pasuje do skręcania w lewo, niż prawa, a rondo tworzy dobrą okazję, by bezpiecznie się po tej stronie ustawić. Co poradzić na szeryfów?
Na horyzoncie na uprzywilejowanej tylko autobus, po którym nie było znać, by miał jechać gdzie indziej niż przecinając moją drogę, także stanąłem czekając. Kierowca bardzo intensywnie przyglądał się budowie. Okazało się, że z tego zaciekawienia przypomniał sobie o migaczu dopiero na skrzyżowaniu i jednak skręcił w prawo.
Skrót przez budowę. Do wyboru płasko lub przez hopkę, jak ktoś woli.
Ujęcia śmieszki od tej strony.
To jest samo skrzyżowanie - kierowca widząc mnie na rowerze przed sobą, skręcającego w tę samą drogę, postanowił zjechać ze skrzyżowania pasem pod prąd.
Ten dreszczyk, gdy słyszę (za) szybko zbliżający się samochód za sobą, a z naprzeciwka ktoś jedzie i potem pisk opon z tyłu i tylko nadzieja zostaje, by mu hamulców starczyło. Niestety kamery wstecznej nie mam. A to właśnie dostarczyciel takiego dreszczyku z dziś, bo przecież był przekonany, że rower jest nieskończenie wąski, jak zawsze, ale jednak w ostatniej chwili zrozumiał, że nie przejdzie.
Dla odmiany pojechałem przez Babiczki zamiast Babice. Miałem jakieś złudzenie, że i tu jest ładny asfalt. To tylko złudzenie. Zdecydowanie Babice to lepszy wybór.
Przed ostrym zakrętem.
Przecież zawsze zdąży się zmieścić.
Nic nie widać zza szczytu wzniesienia.
Jest tu kawałek dobrej nawierzchni, trochę dawniej już wylany.
Niestety fragment nie jest zbyt długi.
A potem część pasa to koleiny nienadające się do jazdy.
Maszt w Zygrach. https://pl.wikipedia.org/wiki/RTCN_Zygry
Z odległości ok. 4 km nie wygląda na taki wielki.
To jest odcinek, którym chyba nigdy wcześniej nie jechałem (korekta: Sports Tracker pokazał mi jeden przejazd tu z 2018, ale nie pamiętałem). Nie było też dobrze widać w dostępnych źródłach czy będzie tu na całej długości asfalt. Jest i jest jako-taki. Zniszczony, ale ruchu nie było, więc można środkiem omijać większe zniszczenia.
Pani kierowca, zbliżając się za mną do zakrętu, najpierw zaczęła na mnie trąbić, potem wzięła się do wyprzedzania, by znaleźć po drodze auto z naprzeciwka.
Wspominałem niedawno, że często takie manewry kończą się potem ryciem kołami w poboczu. Jak właśnie w tym wypadku. A jakby tu były piękne drzewa przy jezdni, to by potem było, że "drzewa zabijają".
Bardzo przyjemna nawierzchnia.
Przed Szadkiem nowy asfalt. A były dziury.
Sięga po drogę wojewódzką. Wyśmienicie!
W połowie drogi hot-dog na stacji i nowy izotonik. Całe wieki nie byłem w środku Orlenu, bo co do tankowania czterech kółek, to wygodniej płacić z aplikacji przy dystrybutorze. A tu taka niespodzianka - dezynfekcja powietrza, niczym w szpitalach.
Co prawda to urządzenie jest na oko jakieś 50 lat młodsze niż te w państwowej (jak i Orlen, notabene) służbie zdrowia.
Gdy wyjeżdżałem z parkingu stacji, wyjeżdżała za mną pani Yarisem i z niezrozumiałych dla mnie przyczyn postanowiła mnie wyprzedzać i spychać przy wyjeździe.
Na tej, statystycznie słabej pod względem nawierzchni drodze, trafiłem na wieloetapową łatę.
Ten to pachnie jeszcze świeżością.
Komplet łat jednak się szybko kończy.
A to ten przeciętny stan tej nitki.
O, tablica mówi mi, że coś się zapowiada przede mną.
Ten fragment chyba już był.
Ale tutaj jest nowe, świeże, piękne, idealne, w miejsce bardzo zniszczonej nawierzchni.
I sięga aż po skrzyżowanie z drogą między Łaskiem a Wodzieradami.
Co do tej ostatniej, w zasadzie we wspomnieniach ciągle tkwi mi jako ta "dobra". Ale jednak czas robi swoje i szczególnie strefa nieformalnie rowerowa zrobiła się już mało komfortowa.
Podwójna ciągła i zakręt.
Ten też się jeszcze zmieści, bo mały.
Dojazd z Chorzeszowa do Ludowinki stracił swoją uprzednią naturę sera szwajcarskiego.
Nowe jest tylko na krótkim odcinku, ale sama Ludowinka ma dość sensowny jeszcze stan drogi.
Przed zakrętem parami.
I jedzie. Już tu jest prosta, ale ja z naprzeciwka. Jedzie grzecznie za rowerzystami! Nie wierzę!
Jestem absolutnie zachwycony kulturą tego kierowcy! To nie jest tak, że nie ma takich, którzy by uznali, że i tak się zmieszczą wywrotką.
Dojazd na mijankę przy budowie S14 na Maratońskiej od tej strony jest mniej komfortowy.
Mijanka zaczyna się tuż za wiaduktem.
Kilka ujęć z tej perspektywy.
No, przecież doskonałe miejsce na zaparkowanie hulajnogi, na przejeździe rowerowym. Nie mam złudzeń, że ktoś to robi niechcący.
Dojeżdżam do przejazdu, kierowca stoi. Jego pasażerka mnie widzi i wygląda na to, że sygnalizuje to kierowcy.
Co na to kierowca? Naciska gaz jak dojeżdżam. Bo przecież na tym polega ustępowanie pierwszeństwa - gaz do dechy i liczyć, że zauważę, zwolnię i w niego nie wjadę. To w końcu zakichany obowiązek rowerzystów, czyż nie? I przecież działa, bo nie mam blachy, nie chcę wylądować na tej jego.
O ile dosłyszałem, wspinający się kurier skomentował swoje zmagania słowami "o boże!", nie tracąc jednak przy tym uśmiechu na ustach. Ja go całkowicie rozumiem - mi się lekko zjeżdżało, ale jazda w drugą stronę daje w nogi.

Łódź - Pałczew - Czarnocin - Prażki - Łaznów - Cisów - Stare Chrusty - Łódź (+JŁ)

Niedziela, 14 lipca 2019 · Komentarze(0)
Kategoria 100 - 150 km
Komu palma odbiła?




Wycieczka w większości z JŁ. Sparingpartner nie chciał jechać na dłuższą niż 70 km. Opracowałem więc takąż pętlę od i do wschodniego krańca Łodzi, czyli rejonu gdzie się spotkaliśmy i rozstaliśmy. Trasa miała odcinki niezjeżdżone wcześniej a to przeze mnie, a to przez JŁ, jak i przez nas obu. Ponieważ mnie korciło kolejne 100 km, to potem, już solo, przejechałem się jeszcze po mieście.

Taka niespodzianka gdy jedzie się drogą dla rowerów i pieszych wzdłuż Hetmańskiej w kierunku południowego krańca. Ciągnie się droga, a na końcu jest przejazd.

01-20190714_161000.958000

Nie wiem czy ten znak ktoś obrócił czy ma tyczyć się chodnika po prawo. Jeżeli obrócił, to jaki ma sens ten przejazd dalej?

02-20190714_161002.191000

W efekcie uznałem, że jest tam jakiś ciąg dalszy dla rowerów i pojechaliśmy czymś, co najpewniej miało służyć tylko pieszym.

03-20190714_161006.690000

Ruch pod wiaduktem na Tomaszowskiej przeniósł się na już wcześniej wyremontowaną stronę.

04-20190714_161902.078000

Przy Jędrzejowskiej najwyraźniej wyrasta rondo.

05-20190714_161916.906000

Jest to zrozumiałe przy jej zagospodarowaniu na kolejne magazyny czy zakłady.

06-20190714_161926.070000

Wyniesiony przejazd rowerowy w Stróży, służący głównie cierpieniu kręgosłupa przy przejeżdżaniu, zaczyna się rozpadać.

07-20190714_165100.411000

W Majkowie Małym przywitał nas krajobraz zupełnie jak nie z tej (polskiej) ziemi.

08-20190714_172000.014000

Komuś tu zdecydowanie palma... wyrosła.

09-20190714_172004.879000

I nie tylko palma. Również egzotyczny jak na środek wsi most. Gdy przejeżdżałem tu ostatnio, były tu już wbite filary w stawie, co już wtedy mnie dziwiło.

10-20190714_172031

Naprawdę typowy wiejski krajobraz. Sprawcą wszystkiego jest zapewne lokalny producent wody źródlanej, który tuż obok ma gospodarstwo rolne i na palmach jego udziwnienia w okolicy się nie kończą (hasło: źródła królewskie).

11-20190714_172127

Czarnocin. Uliczny handel lodami, czyli koloryt południowo-wschodniego sąsiedztwa Łodzi, który obserwowałem już w poprzednich latach, dalej trwa.

12-20190714_173347.161000

JŁ kolekcjonuje tabliczki (zdjęcia, się znaczy, zdjęcia, niczego nie odkręcaliśmy) imiennych bliźniaków znanych miejscowości. Na tę okazję uwieczniliśmy odwiedzony Zamość.

13-20190714_173912

Po drodze nie brakowało gniazd z bocianimi rodzinami.

14-20190714_174129.840000

W Prażkach częścią drogi jest drewniany most i najwyraźniej pozostałości młyna na rzece Miazdze.

15-20190714_174539.757000

Jechaliśmy bez wcześniejszego rozpoznania atrakcji turystycznych. Chyba dodatek flagi na nietypowym ganku zwrócił moją uwagę i spowodował, że zawróciłem sprawdzić co to za mijany obiekt.

16-20190714_174629

I ciekawostka - jest tu miejsce, w którym dawniej stał dom młodego Władysława Reymonta. Z późniejszej lektury Internetu dowiedziałem się, że również znajduje się tam pomnik przyrody - Lipa Reymonta.

17-20190714_174629-001

W Łaznowie skręciliśmy na chwilę pod kościół.

18-20190714_181101

Ok. pół kilometra jechaliśmy między Eufeminowem a Rokicinami-Kolonią po DW 713. Dość tu ruchliwie.

19-20190714_182818.757000

Piękny asfalt biegnący przez las obok rezerwatu przyrody Łaznów. Takie drogi lubię najbardziej.

20-20190714_183322.555000

JŁ dał mi zagadkę, obiecując, że na drodze pośrodku niczego zdziwią mnie znaki obok linii wysokiego napięcia. Dałem radę rozwiązać przed dojazdem, ale tylko przypadkowym skojarzeniem, bo na drodze między Modlicą a Pałczewem zwróciło moją uwagę i zastanawiało mnie co robi tam zakaz parkowania, bez towarzystwa zabudowań. Wtedy nawet nie skojarzyłem tego z przewodami. A to najwyraźniej jakaś reguła czy przepis.

21-20190714_185037.763000

Do serii tabliczek JŁ dołączyła tego dnia jeszcze podłódzka Zielona Góra.

22-20190714_190205

Przy przejeździe kolejowym w Andrespolu rogatki mają oryginalną konstrukcję - poza szlabanami blokującymi przejazd samochodom, jest również taki, który odgradza pieszym zejście z peronu znajdującego się między torami.

23-20190714_193339.211000

W Bedoniu, zapewne w związku z remontem i zamknięciem części Rokicińskiej, zmieniono organizację ruchu i uczyniono ulicę Kolejową w kierunku Łodzi jednokierunkową.

24-20190714_193705.242000

Jak JŁ słusznie zwrócił uwagę, Bedoń Przykościelny ma swoją nazwę nie bez przyczyny. Nie pamiętam czy wcześniej tędy przejeżdżałem.

25-20190714_193754.126000

JŁ prowadząc, przeczołgał mnie po bedońskich dziurawych szutrach.

26-20190714_194019.111000

Na deser był jeszcze bardzo nierówny gruntowy odcinek prowadzący przy torach do Malowniczej.

27-20190714_195055.456000

Dałem się namówić JŁ na pokonanie skrzyżowania Malowniczej z Rokicińską przez pasy, pieszo. Następnym razem się nie dam i jak przystało na rower - pojedziemy (jezdnią).

28-20190714_195355.796000

Na Rydza-Śmigłego nieustannie trwa remont, który również wprowadził ubytki w drodze dla rowerzystów. Przez Milionową da się jedynie przejechać po piachu na skrzyżowaniu, w którym koła trochę grzęzną.

29-20190714_205351.200000

Zdjęcia na mapie

Łódź - Kazimierz - Puczniew - Szadek - Wrzeszczewice - Ludowinka - Pabianice - Łódź

Niedziela, 7 lipca 2019 · Komentarze(0)
Kategoria 100 - 150 km
Bocianie gniazdo




Na pierwsze 100 w tym sezonie wybrałem sobie warunki męczeńskie. Poniekąd świadomie, bo popatrzyłem na bieżące odczyty i dalszą prognozę wiatru przed wyjazdem, ale nadeszła niedziela, w tygodniu przed nią uzbierało się tylko nieco ponad 60 km i uznałem, że to czas.

Wiatr sprawił, że drugą połowę trasy, mimo zmęczenia w nogach, pokonałem ze średnią 4 km/h wyższą niż pierwszą. I należy mu zarzucić nieuczciwość, bo gdy wracałem, zaczął słabnąć. Mimo to nadal dość dobrze pchał.

Panowie na niewidzialnych rowerach. Potem na zielonym konsekwentnie pokonywali ulicę przejazdem rowerowym, więc pozostało mi ich wyprzedzić pustym przejściem.

01-20190707_145616.432000

Rower trójkołowy dla dorosłych. Świetny wynalazek, gdy jakieś schorzenie uniemożliwia utrzymanie równowagi na jednośladzie. Zwłaszcza dla seniora, jak na zdjęciu, gdy mimo wszystko ma zapał i jeździ. Brawo!

02-20190707_164714.244000

Na wyjeździe z Szadku w kierunku Wrzeszczewic pobudowano niedawno dom. Ciekawostką jest to, że jest ogrodzony tylko z trzech stron.

03-20190707_180252.161000

Wraz ze szpalerem tuj kończy się i siatka. A spomiędzy drzewek już tu widać owczarka niemieckiego.

04-20190707_180256.193000

Psy wybiegły dwa - owczarek i jakiś niewielki ujadający kundel. Na szczęście owczarek był młody i zatrzymał się przed ulicą nie wiedząc najwyraźniej o co chodzi w zamieszaniu wywołanym przez mniejszego towarzysza. A bardziej agresywny osobnik stracił przez to odwagę. W każdym razie konstrukcyjnie płot jest interesującym rozwinięciem idei zostawiania otwartej bramy, gdy ma się psy.

05-20190707_180257.193000-001

Wsi spokojna, wsi wesoła, w wakacyjnym rytmie. Tylko trzeba uważać by nie zostać zdjętym z roweru lecącą piłką.

06-20190707_181936.117000

Typowy obrazek wiejski - pędzenie krów.

07-20190707_182017.770000

Trzy bociany na gnieździe w Ludowince.

08-20190707_184427

W Żytowicach pochwaliłem w myślach kierowcę, któremu chciało się wykonać ten drobny skręt kierownicą i wyprzedzał mnie z dużym marginesem.

09-20190707_185831.316000

Tylko chyba potem mu się ta kierownica zablokowała, bo nie mógł się odkleić od lewego pasa.

10-20190707_185841.246000

A to co było widać w oddali wyraźnie nakazuje, by przejeżdżać z prawej.

11-20190707_185851.476000

Nie dosyć, że piesi z kółkami na stopach, to jeszcze rowerzystka lewą stroną. Strach jechać.

12-20190707_195740.153000

Porzucone na DDR hulajnogi elektryczne z wypożyczalni już widywałem. Ale prywatna pozostawiona na skraju to nowość.

13-20190707_200251.915000-001

Przejazd rowerowy po promieniach słonecznych.

14-20190707_200455.931000

Kurierzy Ubear Eats mają tak dużo roboty, że ten przede mną, wg tego co sygnalizuje rękami, postanowił się rozdwoić i skręcać w dwie strony jednocześnie.

15-20190707_203243.503000

Podczas ostatniej wycieczki przez Dobroń, pod koniec, obluzował mi się uchwyt kamery i dokręcałem go na szybko. Potem poprawiłem w domu nie dość starannie i tym razem nadmierny obrót kamery względem horyzontu zwrócił moją uwagę już podczas jazdy.

16-20190707_155905.584000

Próbowałem poprawić przy okazji wymiany baterii w okolicach Szadku. Skutkiem była tylko zmiana skosu. Także większość nagrania jest dość wyraźnie pochylona.

17-20190707_171558.931000

Zdjęcia na mapie

Łódź - Jordanów - Brzeziny - Kołacin - Chlebów - Mokra - Bełchów - Łyszkowice - Dmosin - Stryków - Szczawin - Janów - Łódź

Wtorek, 15 sierpnia 2017 · Komentarze(1)
Kategoria 100 - 150 km
Mokra Lewa - koniec jazdy pod prąd




Jakże lepiej spędzić dzień wolny od pracy jak nie na dłuższej wycieczce rowerem? Za cel obrałem sobie Bełchów, licząc, że uda mi się wyciągnąć AK na wspólną przejażdżkę.

W drodze na Widzew spotkałem PW - swojego ubiegłorocznego sparingpartnera, który w tym roku nie dał mi się namówić na żaden wyjazd, (z)używając rower jedynie na mieście. Nawet był chętny się przyłączyć, dopóki nie usłyszał jaki dystans w planach.

W Eufeminowie trwał remont nawierzchni, albo raczej, z racji ustawowego wolnego, jedynie trwały spowodowane nim utrudnienia - ruch wahadłowy.

Do i od Brzezin ruch znikomy, zapewne z powodu świątecznego dnia. A od Chlebowa miałem zaplanowane takie drogi, że i w dni robocze powinny być spokojne.

Na drodze z Makowa do Mokrej Lewej wprowadzona jest kuriozalna organizacja ruchu, której sensu nie rozumiem - dwukierunkowy pas rowerowy po jednej stronie jezdni. Nic wygodniejszego przecież tak przeskoczyć sobie jednośladem z prawej na lewą między pojazdami, a potem jechać na odwagę "pod prąd" mijając się na centymetry z rozpędzonymi samochodami z naprzeciwka. Prawda?

20170815_155503.258000

Kierowcy też chyba nie rozumieją o co chodzi i pewnie dlatego zdarzają się tacy, którzy na widok rowerzysty po niespodziewanej stronie na wszelki wypadek uciekają na środek jezdni.

20170815_160023.218000

Gdyby rowerzyście atrakcji było mało, to po drodze jest jeszcze jedna niespodzianka - zwężenie na moście. Formalnie przerwy w pasie rowerowym tu nie ma. Dwukierunkowym, przypomnę...

20170815_160036.347000

Tuż przed skrzyżowaniem w Mokrej Lewej pas nagle się kończy. Świetne miejsce na wracanie na prawo przy wjeżdżających z niego skręcających autach.

20170815_160433.435000

AK wyjechał mi naprzeciw do Mokrej i stamtąd zaczęliśmy wspólny odcinek.

W lesie na drodze wyjazdowej z Bełchowa w kierunku Łyszkowic, gdy jechaliśmy przepisowo obok siebie na pustej jezdni (tu też ruch świąteczny, znikomy), pasażer wyprzedzającego nas samochodu wydarł na nas wystawioną przez okno gębę.

20170815_163806.936000

Krzyczał coś o "pedałach", a okraszone to było niecenzuralnym epitetem i pytaniem (pretensją) czy nie wiemy jak się jeździ po ulicy. Skąd się tacy biorą?

20170815_163807.136000

Po drodze mijaliśmy słup sieci elektrycznej, całkiem gęsto obsadzony ptakami. AK mówił, że sfotografuje w drodze powrotnej. Ale też chciałem uwiecznić i dobrze - bo choć potem zdecydowałem się odprowadzić rowerem AK, to wtedy po chwilowych lokatorach konstrukcji nie było już śladu.

20170815_164539

I tu nie sposób mi nie przywołać animacji Pixara.



W Łyszkowicach stanęliśmy na stacji benzynowej, by się nawodnić. Łudziłem się, że może namówię AK na rowerowanie do Łodzi albo przynajmniej do Strykowa i powrót koleją, ale się nie dał. "Odwiozłem" go więc do Bełchowa, po naszych śladach, a stamtąd jechałem z powrotem do Łyszkowic, już po śladach podwójnych. I dalej w żmudną podróż do domu. Kierunek silnego tego dnia wiatru utrzymywał się konsekwentnie, więc o ile na wschód jechało mi się szybko i sprawnie, to wracając było ciężko. Coraz ciężej. A na wybranej trasie nie mogłem liczyć na sklep, by się czymś zasilić. Tak aż do Strykowa. Z trudem dowlokłem się do tamtejszego Orlenu, gdzie wreszcie mogłem się trochę poratować. Kofeina też była mi potrzebna.

20170815_194756

Z zapasem napojów, bo i odwodnienie mi doskwierało, ruszyłem stałymi trasami do Łodzi. Ciemność zastała mnie w Janowie, gdyż tradycyjnie rozpocząłem całą wycieczkę za późno.

Szczęśliwie dotarłem na Piotrkowską, wymęczony, by tam wreszcie zjeść porządną kolację i dać rowerowi odpocząć.

20170815_215802

Zdjęcia na mapie

Łódź - Rydzyny - Róża - Talar - Sędziejowice - Widawa - Burzenin - Sieradz

Poniedziałek, 1 maja 2017 · Komentarze(1)
Kategoria 100 - 150 km
Końska Struga pod Częstkowem




Dziś miał mi stuknąć pierwszy 1000 w roku. Z tej okazji wybrałem się też na pierwsze 100. To niejedyna motywacja - w mojej pracy zaczęły się zmagania rowerowe. W tym roku ranking największej liczby kilometrów rozszerzono z 1 miesiąca do 4. Dwa lata temu udało mi się zająć 5 lokatę, uzyskując życiowy rekord w ciągu 30 dni - 1573 km, czego statystyki bikestats nie odzwierciedlają ładnie, bo wyzwanie zaczynało się i kończyło w połowie miesiąca (17.06 - 16.07.2015). Rok temu udziału nie brałem, ale w wynikach widać, że kondycja konkurencji podskoczyła. Kilku kolarzy się znalazło w firmie - takich, z którymi nie mam szans. Jednak przynajmniej dobrze by było być gdzieś bliżej początku stawki niż końca. 30 dni nadmiarowego wysiłku, jak było w poprzednich edycjach, nie brzmiało jakoś szczególnie ciężko. Ale próba zasuwania 4 razy dłużej będzie interesująca.

Miało wiać, mocno, ale - co się rzadko zdarza - ze wschodu. Postanowiłem się z wiatrem nie bić i pozwolić mu pomóc. Pojechałem do Sieradza przez przepiękne tereny na południe od S8.

Na razie mam jedną baterię do kamery (a dodatkowe właśnie zamówiłem), co nie starcza przy mojej prędkości na wiele. Nagrywanie zacząłem więc od wyjazdu z Mogilna Dużego. Zainteresowani mogą dojazd do niego tą samą drogą co dziś obejrzeć na nagraniu z pętli przez Dobroń z początku kwietnia (pierwsze 5 minut wideo).

Tuż na początku filmu przejeżdżam drewnianym (lub raczej częściowo drewnianym) mostkiem w ciągu asfaltowej drogi obok drewnianego młyna w Talarze.

bandit_20170501_150630.065000

W Brodni Dolnej zrobili wirtualny chodnik. Wykorzystałem go też w charakterze drogi rowerowej. Czy takie rozwiązania rzeczywiście mogą zwiększyć bezpieczeństwo?

bandit_20170501_153253.910000

A z drugiej strony cięższy kaliber na bezpieczeństwo. Skoro niedawno, rok czy dwa temu, położyli tam piękny nowy asfalt, doskonały do nieskrępowanego rozwijania prędkości, to po namyśle dorzucili próg. Na dodatek jest to jedna z tych dróg, po których w zasadzie nic nie jeździ. Marginesu na rowerzystę (albo pieszego z wózkiem dziecięcym) nie przewidzieli.

bandit_20170501_153510.198000

Za Czestkowem (lub Czestkowami, bo jest tam ich wiele) przejeżdża się przez rezerwat "Jodły Łaskie" im. Stanisława Kostki Wisińskiego. Na wjeździe do niego przeciąłem Końską Strugę, w pierwszej chwili niewzruszenie jadąc dalej, ale zaraz zawróciłem. Bo było zbyt pięknie, by nie zrobić zdjęcia. Z tego zachwytu musiałem obfotografować ją z obu stron drogi. Z północnej.

20170501_154913

I południowej.

20170501_154933

I jeszcze rower po północnej stronie mostu.

20170501_154954

Dalej plan zakładał wjazd prosto do Pruszkowa na DW481. Tak zawsze przebiegała ta trasa. Co prawda dzień przed wyjazdem zainteresowały mnie inne drogi widoczne na mapie, ale ostatecznie zapomniałem sprawdzić je na Google Street View. Gdy osiągnąłem jedną z nich, z drogowskazem na Sycanów bądź Dąbrowę i zobaczyłem piękny asfalt na skrzyżowaniu, uznałem, że ostatecznie, w drodze zupełnego wyjątku, mogę zaryzykować w ciemno. Najwyżej skończę w piachu. Przynajmniej kołami. Na mapie na telefonie drogi były narysowane dość grubą kreską, więc jakaś nadzieja była, że jednak będą one utwardzone. Najpierw miałem z Sycanowa pojechać do Dobrej i tam już do drogi wojewódzkiej w Lichawie (pamiętałem, że odnoga dojeżdżająca przy torach kolejowych z Dobrej jest na pewno asfaltowa). Ale zachęcony świetną nawierzchnią i urokiem okolicy pociągnąłem tym uboczem jeszcze dalej na południe. Na wysokości Sędziejowic już nie chciałem dłużej ryzykować. Notabene ulica prowadząca do nich nazywa się Leśną, co budziło we mnie obawy. Ale choć od Kamostka nawierzchnia się pogorszyła, to jednak nigdzie jej nie zabrakło.

Przegląd GSV po powrocie pokazał, że spokojnie da się jechać na południe aż do Patok. Co prawda na zdjęciach tuż przed nimi na krótkim odcinku nie ma asfaltu, ale liczę, że to stan przeszły i zdążyli go położyć. Wtedy na DW481 wjedzie się dopiero w Rogoźnie, czyli tuż przed Widawą. A w razie niechęci sprawdzania czy drogę przed Patokami już utwardzili, można do DW dojechać wcześniej, przez Siedlce. Tyle możliwości do wypróbowania! Tylko że w zasadzie chciałem sfilmować tę drogę przez Pruszków, bo ładna i pagórkowata, a jak zacznę eksperymentować, szanse na to spadną.

Wracając do ul. Leśnej w Sędziejowicach, to zgodnie z nazwą biegnie przez las. W nim zachwyciły mnie młode listki na drzewach.

20170501_161640

Plac w centrum Widawy stał się (nadmiernie) uporządkowany. Dawniej było tam dość gęsto od drzew i stało kilka ławek. Teraz jest głównie chodnik. Jak nic unijny.

20170501_165447

Marzyła mi się kawa. Bo choć 10 stopni to i tak luksus jak na tę wiosnę, to nie było mi przesadnie ciepło. Stację paliwową w Widawie pamiętałem jako mały budyneczek jedynie z okienkiem kasowym. Ale i w tym wypadku liczyłem, że może coś się zmieniło. I rzeczywiście! Budyneczek jest ten sam, ale dali radę wygospodarować tam naprawdę małe pomieszczenie sklepowe. A tam kawa. Ewentualnie hot-dogi, jednak tych dziś nie było. Stacja należy do Orlenu. Kawa, jak to u nich, dobra. A dodatkowo był okolicznościowy kubeczek.

20170501_170552

W ogóle miałem szczęście, bo ledwo wyszedłem z kawą przed budynek, pani wzięła się za zamykanie stacji. Zapomniałem, że stacje nie muszą być całodobowe. Nawet pistolety zamknęła na klucz. I w ostatniej chwili uratowałem rower przed potrąceniem przez zjeżdżające rolety antywłamaniowe.

A dalej był Burzenin i również przepiękna, choć trochę niebezpieczna ze względu na ruch i ograniczające widoczność zakręty droga z niego do Sieradza. Wideo kończy się tuż za Stoczkami, czyli jakieś 10 km przed Sieradzem.

W Sieradzu pozytywne zaskoczenie. O ile nie jestem ślepy lub znaki nie schowały się za jakimiś drzewami, zlikwidowali śmieszkę rowerową na ul. Krakowskie Przedmieście. Stały tam dawniej nakazy na dość wąskim chodniku. Liczni tego dnia lokalni rowerzyści nadal nim ciągnęli. Ja ucieszyłem się, że mogłem legalnie ulicą.

Pojechałem do rynku. Rynek sieradzki to jedno z fascynujących zjawisk odnośnie pomysłów jak wykorzystać pieniądze unijne. Pozazdrościł Sieradz zabytkowych rynków rodem choćby z Krakowa i by było bardziej średniowiecznie, w czasie remontu wymienił asfalty na koszmarny bruk.

Oznakowanie w Sieradzu kuleje. Nakaz jazdy prosto lub w prawo, w drogi jednokierunkowe, brak wyjątków pod znakiem.

20170501_182747

A tymczasem droga w lewo jest, a i owszem. I mogą nią jeździć rowerzyści. Jedynie skręcić w nią nie mogą. Swoją drogą riksze? W Sieradzu?!

20170501_182843

Dałem się złapać w kolejną pułapkę oznakowania. Na końcu widocznej powyżej uliczki jest zjazd w prawo, zagrodzony słupkami. Samochód nie przejdzie, ale w strefie, gdzie rowerzyści jechać mogą, słupki same z siebie bez zakazu skrętu nie są dla mnie wystarczająco sugestywne. Jest tam krótki fragment deptaka, który kończy się ulicą. I jak pokazuje GSV, ruch rowerów jest tam rzeczywiście dozwolony.



Tylko nikt nie wpadł na to, by rowerzyście z niego wyjeżdżającemu postawić jakieś oznakowanie, mówiące o organizacji ruchu na ulicy, na którą wjeżdża. Gdy już dojechałem do następnego skrzyżowania, przypomniało mi się, że już raz się tam tak samo wpakowałem - pod prąd...

Do PKP w Sieradzu 101.35 km. A potem 3.41 z Łodzi Kaliskiej na Piotrkowską. Ślad dla porządku.



Dzień przed wycieczką wziąłem się wreszcie za wyliczenie poprawki na długość koła wpisaną w liczniku, który naciągał wyniki od ostatniej wymiany baterii, czyli od grudnia. Znacznie lepiej. Za całość dnia licznik wskazał 300 m mniej niż GPS, co daje całkiem niezłą synchronizację. Wraz z upływem powietrza w kołach powinny się wyniki zamienić miejscami. A to, że wymiana baterii spowodowała rozjazd, choć model licznika ma pamięć trwałą, to jest opowieść z zakresu niefrasobliwego programowania dostępu do licznika przez podstawkę USB. Prawdopodobnie niechcący wyłączyłem mu pamięć trwałą, bo i dystans i czas całkowity się wtedy skasował, ale prowadzę rejestr danych, więc było z czego odtworzyć. Jedynie używanego, ustalanego wcześniej też z GPS-em, wymiaru koła nigdzie nie zapisałem. Średnio błąd wynosił +0.7 %. Uwzględnienie poprawki dla archiwalnych wyników dało maksymalny błąd +/- 0.2%.

Co do pogody, to wyszedłem najpierw z domu w krótkich rękawiczkach. Ale natychmiast wróciłem po długie. I dobrze, bo znowu bym się skarżył, jak już kilka razy, że mi palce zmarzły. Ponieważ temperatura przekraczała 10 °C zawiesiłem kurtkę przeciwwiatrową na kierownicy i ruszyłem w samym polarze. Było mi dość chłodno na początku, chyba aż do Sędziejowic. Potem zrobiło się wystarczająco ciepło, by było komfortowo.

Zdjęcia na mapie