W plebiscycie na dzień rowerowy piątek wygrał z sobotą. Po wieczornych opadach poranek miał być chłodniejszy, a na sobotę prognozowali kolejny upał od świtu. Budzik zadzwonił o 5, ale sen nie dawał za wygraną jeszcze jakieś 20 minut. Udało mi się ruszyć kilka minut po 6 - najwcześniej w tym tygodniu (i sezonie zarazem).
W Niesięcinie (Konstantynowie), poza cywilizacją, stanęła myjnia samoobsługowa. Instalacja jej w takim miejscu rodzi mi w głowie pytanie czy to powinno się nazywać myjnią czy może... "pralnią".
Do cyklu porannych przechwałek fotograficznych tego tygodnia z udokumentowaną wczesną porą wycieczki miał dołączyć Lutomiersk - z pomocą wyszukiwarki udało mi się dowiedzieć, że w Lutomiersku jest kościół z zegarem. Gdy robiłem zdjęcie roweru na jego tle, nawet nie spojrzałem na wskazywaną przez niego godzinę. W rzeczywistości była 7:19.
Jak potem sprawdziłem, na zdjęciu Google Street View wskazówki były w dokładnie tej samej pozycji. Czyli atrapa nie zegar.
Dojazd do kościoła zbiegł się z alarmem w OSP w Lutomiersku. Byłem w związku z tym świadkiem pędu ochotników - jeden na rowerze, jeden motocyklem, a jeden sprintem biegł po chodniku, robiąc przy tym całkiem imponujące susy, co, z dystansu, uchwyciła kamera.
Było trochę mokro. Zapowiedzi lżejszej temperatury o poranku się sprawdziły - od 18 do 22 °C. Forma dopisała i znowu podniosłem średnią sezonu. Za to z rowerem jest coraz gorzej, głośno hałasuje (trzaski co obrót korby), mimo że był aż na dwóch kompleksowych przeglądach na początku sezonu.
Sierpn... czerwcowych upałów ciąg dalszy. Podobnie jak w ostatni poniedziałek, chciałem wyprzedzić spiekotę. Wstałem o 5:30 i niecałą godzinę później wyjechałem. Szybko okazało się, że lato tego dnia obudziło się szybciej. Zaczęło się od 22 °C i temperatura prędko rosła.
Stryków opuszczałem chwilę przed ósmą. I już 26 °C.
We wsi Janów z ulicy można podziwiać powstały ze wsparciem funduszy unijnych "punkt aktywnego wypoczynku", czyli siłownię pod chmurką.
Mam odczucie, że ów punkt aktywnego wypoczynku jest trochę... nieaktywny.
Ta inwestycja chyba niezbyt się sprawdziła.
Kwitnące pole za Janowem. Nie wiem co tam kwitnie, ale było ładnie.
Gdy kończyłem wycieczkę, temperatura w cieniu osiągnęła już 28 °C. Gorąco było nawet w Lesie Łagiewnickim. Powrót był pod wiatr. Słaby kondycyjnie dzień.
Pięć minut po północy spojrzałem na zaktualizowane prognozy pogody i zobaczyłem, że temperatura na nich przekroczyła 30 stopni (w połowie niedzieli przewidywali 28). W tej sytuacji poczułem, że jazda po pracy może być zbyt męcząca i już kilka minut później leżałem w łóżku z planem wczesnoporannego wyjazdu. Udało się obudzić o 6 i ruszyć już 40 minut później.
Kilka obrotów korby od domu wykorzystałem pustki w mieście, by sfotografować rower pod pomnikiem jednorożca, co, z powodu licznych gapiów, nie udało mi się za
poprzednim razem.
Wydawało mi się, że gdzieś w Tuszynie jest wieża z zegarem. I zaiste - Urząd Miasta pokazywał niespełna kwadrans po ósmej.
Jechało się dobrze. Na początku 20 °C, ale temperatura szybko wzrastała. I wyszedł z tej wycieczki nowy rekord średniej sezonu. Drobna techniczna wpadka z nagraniem - czekając na zielone na skrzyżowaniu Bartoszewskiego z Pabianicką nie usłyszałem dźwięku wyłączającej się kamery, a zorientowałem się dopiero na wylocie z parku Sielanka.
Rozważałem Koluszki, ale wiało z zachodu ponad 30 km/h, a nie lubię wracać pod wiatr, a już na pewno nie taki. Deszcze wędrowały dokoła, na szczęście mnie nie złapały. Były pochmurno - tym razem to na plus - i wiało przyjemnym chłodem, ok. 22 °C. Na koniec chciałem sfotografować rower pod odsłoniętym wczoraj łódzkim pomnikiem jednorożca. Ale udało się tylko pomnik, z doskoku, bo była kolejka chętnych do fotografowania.
Do kina. Po seansie pod halą MTŁ nie było rowerów. Dalej też nie. Pierwszy do wzięcia zastałem dopiero na rogu Mickiewicza i Politechniki, skąd został mi już tylko niewiele ponad kilometr do domu, ale po cóż chodzić, gdy jest rower?