Wzdłuż granic wschodniej połowy Łodzi
Sobota, 26 listopada 2016
· Komentarze(3)
Kategoria 40 - 70 km
Dziś miało być zimno. Najzimniej w historii moich wyjazdów rowerowych. Zdecydowałem ograniczyć wycieczkę do terenu miasta, by w razie czego móc w miarę szybko uciec do ciepłego domu. Motywem przewodnim wycieczki zostały granice Łodzi w jej wschodniej części. Bez przesadnej dokładności, tak by pozostać na utwardzonych drogach. Na uMap zrobiłem zestawienie mojego śladu z granicami miasta.
Idą święta. Nie tylko w sklepach, ale również na Piotrkowskiej. Od rana trwał montaż bożonarodzeniowych iluminacji.
W parku Poniatowskiego ścigali się biegacze. Na niebieskich taśmach wyznaczających trasę biegu widniało logo Decathlonu. I rzeczywiście, jak sprawdziłem, był to 3 Decathlon Run. I tyle krótkich rękawków i krótkich spodenek. Brr!
Z Trasy Górnej skręciłem na wschód w Demokratyczną. Tam prowadziła mnie DDR po południowej stronie do pobliskiego skrzyżowania z Ustronną. Na skrzyżowaniu jest wymuszony przejazd na północną stronę. W porę, czekając przed przejazdem rowerowym na czerwonym, rozejrzałem się. Jej dalsza północna część ma bowiem nie więcej niż 100 metrów. I nie ma wyznaczonego na jej końcu przejazdu. I jaki jest sens? Przydałby się już na skrzyżowaniu wygodny wjazd do włączenia się do ruchu na jezdnię. Mi pozostało włączyć się niewygodnie.
Jadąc jezdnią ul. Paradnej nie zwróciłbym pewnie uwagi na staw Jana, gdyby nie rzucający się w oczy zestaw rowerowych znaków przy alejkach. Przedobrzyli. Dodam, że ten chodnik przed znakami drogą rowerową nie jest, ani innej w okolicy nie ma, którą można by tu było skończyć, więc przy środkowej alejce winien raczej stać znak drogi dla pieszych.
Staw Jana spuszczony, podobnie jak stawy Stefańskiego i ten na Młynku. Przy moście na horyzoncie trwały prace konserwacyjne. W oddali można dostrzec spacerującą po "dnie" matkę z dzieckiem.
Ulicą Kolumny jechałem nie pierwszy raz. Nie lubię jej. Wąsko, duży ruch i ta wspaniała kultura kierowców. Jak tylko się dało wymieniłem ją na objazd równoległymi ulicami. Wadliwa na objeździe była tylko ul. Czternastu Straconych, bo ta jest zbudowana z betonowych płyt ażurowych. Reszta jest w porządku.
Nad autostradą A1 tuż obok MOP-u Wiśniowa Góra.
Ponieważ okolice Wiśniowej Góry zwykle pokonuję w kierunku południkowym i fragment Tuszyńskiej regularnie omijam ul. Podleśną, to nie widziałem dotąd, że w Stróży powstał skate park. Gdy przejeżdżałem korzystała z niego grupa rowerzystów.
Na skrzyżowaniu Tuszyńskiej z Feliksińską widziałem dziś do czego prowadzą niemądre metody wyznaczania dróg rowerowych. Pani jadąca rowerem z północy po drodze dla rowerów po zachodniej stronie Tuszyńskiej wyjechała skręcającemu w Feliksińską kierowcy prosto pod maskę. Nie ma tam przejazdu dla rowerów, a przez kolejne kilkadziesiąt metrów nawet DDR po drugiej stronie, co niedawno sfotografowałem i opisałem. Kierowca notabene jechał zza pleców kobiety i widział ją wcześniej. Zaczekał bezpiecznie, ale dla zasady wyraził swoją opinię na temat jej nieprzepisowego manewru wciskając klakson do oporu. Ta odwdzięczyła się kilkoma nieprzychylnymi epitetami.
Przy ul. Wieńcowej w Andrespolu stoi drewniana willa.
Rokicińską jeździć też nie lubię. Dziś był zaskakująco wręcz duży ruch, głównie od strony Łodzi - stamtąd ciągnął nieprzerwany sznur samochodów. A że ten odcinek jest wąski, to kierowcy nadjeżdżający za mną mieli trudności z wyprzedzeniem mnie. Szczęśliwie miałem relatywnie niedługi jej odcinek do pokonania.
Prawie jak Holandia. I jak widać panuje powszechny zwyczaj ochrony siodełek przed deszczem foliowymi torebkami. Szkoda, że właściciele porzucają je potem na trawniku.
Przy Pomorskiej biłem się chwilę z myślami czy nie wracać. Bo chłodno. Wybrałem Kalonkę i odłożyłem zastanawianie się do dojazdu do skrzyżowania z Marmurową. Gdy do niego dotarłem, zdecydowałem by jechać dalej.
Wyjątkiem od dzisiejszego asfaltowego komfortu był terenowy, niespełna kilometrowy odcinek Aksamitnej między ulicami Jana i Cecylii a Okólną. Gdy tam dojeżdżałem słońce już zaszło i było coraz ciemniej, więc nie chciałem dodawać kolejnego kilometra i nie odbiłem na południe na Jana i Cecylii właśnie. Bo tam asfalt jest i w związku z tym zwykle tamtędy jadę. Jest jeszcze Strykowska do wyboru, ale wydawała mi się mało bezpieczną opcją. Po wycieczce obejrzałem jej odcinek na Google Street View - jest o dziwo szeroko i z poboczem. Może skorzystam w przyszłości.
DDR na Warszawskiej w Łodzi. Podejrzewam, że ten kosz stoi tu jako ostrzeżenie dla rowerzystów. Lepszy rydz niż nic. Faktycznie zauważyłem go z oddali.
Na ul. Warszawskiej jest jedna z tych dróg rowerowych z atrakcjami urągającymi rozsądkowi. Droga przez całą długość biegnie po północnej stronie jezdni. Wyjątkiem jest miejsce przejazdu pod nasypem kolejowym. Tu przejście dla pieszych istniało zapewne od dawna po stronie południowej, a przebijanie się przez nasyp to już kosztowna operacja, więc rowerzyści na 100 m muszą zmieniać stronę jezdni, w efekcie dwukrotnie przez nią przejeżdżając. I cała idea bezpiecznego oddzielenia rowerzysty od ruchliwej ulicy bierze w łeb. Inną ciekawostką jest sposób oświetlenia tunelu. Na słupie latarni stojącej 20 m od jego wlotu jest reflektor skierowany w jego stronę. Znowu niby lepszy rydz niż nic. Co prawda trochę za wysoko go zamontowali, więc snop światła nie sięga końca i jakoś i tak trochę tam ciemno.
Gdy wróciłem na Piotrkowską montaż instalacji wciąż trwał, a co za tym idzie była ona włączona. Kilka godzin później już nie, bo pewnie oficjalne włączenie nastąpi w Mikołajki.
Prognozy się potwierdziły i był to mój najzimniejszy jak dotąd rower. Zaczynałem przy ok. 1.5, a kończyłem przy 0.5 °C. Czuję, że są to temperatury graniczne dla mojego obecnego stroju. Trochę zmarzłem. Na tyle, że już nawet nie chciałem dokręcić krótkiego odcinka do równych 60.
Zdjęcia na mapie