Łódź - Złotno - Babice - Kazimierz - Lutomiersk - Prusinowice - Konin - Piątkowisko - Górka Pabianicka - Łódź
Środa, 21 grudnia 2016
· Komentarze(0)
Kategoria 40 - 70 km
Urlopowo i rowerowo. Dzień miał się nadawać, bo prognozowano dla Łodzi słońce i do 5 °C. Jak nie mam pomysłu gdzie jechać, to jadę do Lutomierska, co też uczyniłem.
Obejrzałem nowości przy ul. Solec. Jest tu świeży asfalt rowerowy. Pieszym nie pozostawiono wiele miejsca. Dwa wózki dziecięce mogą nie dać rady się minąć na chodniku.
Przejazdu przez Grzybową póki co nie ma. Ale pasów też nie, to chyba można jechać.
Za skrętem przez Borową już gorzej.
Moje obawy z października urzeczywistniły się. Nakazali rowerzystom jechać chodnikiem, slalomem między pieszymi. A idący tam dzisiaj ludzie patrzyli na mnie z krzywo. Bo przecież co ten rower robi na ich chodniku?
By pokonać ul. Wieczność wysiadłem, przepchnąłem samochód i wsiadłem z powrotem. A nie, to nie ta historia. Ta alternatywna rzeczywistość była opisana w bardzo trafnej rowerowej powiastce "Miałem sen".
Po Babicach biegał amstaf. Lub coś mu podobnego. Widziałem go już podczas którejś z poprzednich wycieczek. I tym razem odprowadził mnie jedynie tępym spojrzeniem, nie ruszając w pogoń, ale tego typu rasy spuszczone na wsi szczególnie wzmagają mój dyskomfort.
W drodze do Lutomierska zastanawiałem się czy stojąca tam przy skrzyżowaniu stacja paliwowa serwuje kawę, bo czułem, że gorący napój się przyda. Nie zwracałem wcześniej uwagi jaka to firma. Okazał się to być Orlen, z którego kaw już korzystałem. Tu gorący bufet jest trochę większy i lepiej wyposażony niż ten w Strykowie. Gdy chciałem obniżyć dyszę ekspresu do wysokości kubka, ta stawiała podejrzany opór. Okazało się, że ten model sam ustawia wysokość dyszy, dociskając ją do kubka. Tak nowocześnie.
A dodatki do wyboru do koloru. I syrop i przyprawa korzenna do kawy.
I nawet coś dla ludzi ze specjalnymi potrzebami żywieniowymi.
Kolejny raz stwierdzam, że gorąca kawa to cudowna rzecz na zimny rower. Muszę pilnować bym na mroźnych trasach miał gdzie taką wypić.
Na DDR przy Retkińskiej szybki rytm nadawał rowerzysta, który mnie na jej początku wyprzedził. Pościg upadł tuż przed Krzemieniecką, wraz z upadkiem gazu pieprzowego. Widać rzep nie lubi drgań przy większych prędkościach.
Ruch był dziś duży na całej trasie. Nie zabrakło więc wyprzedzających mnie zabójczych kierowców, w morderczym tego słowa znaczeniu. Mnie na kursie na prawo jazdy nie uczyli, że szerokość rowerzysty jest nieskończenie mała (a wręcz przeciwnie - mówili o przepisowej odległości przy wyprzedzaniu pojazdu jednośladowego). Skąd się to bierze?
Słonecznie było, a w pełnym słońcu termometr na liczniku osiągał 4 °C. Wiatr był chyba taki jak prognozowali, czyli słaby. Nie mniej jednak słaby wiatr to nadal wiatr i chłodzi, więc i tak było odczuwalnie zimno.
Po rowerze pospacerowałem do Manufaktury po drodze wpadając na pizzę na Rewolucji. Gdy wracałem z kolacji moją uwagę przykuła reklama sklepu (również) dla rowerzystów na tejże ulicy.
Pomysłowe i działa. Bo i ta matowa szyba z prostym napisem łatwo przyciąga wzrok.
Miejski hasztag.
Rowerem zaczynałem dziś przez Manufakturę ale nie zdążyłem się wtedy jeszcze na tyle rozgrzać, by stawać na fotki. Jadąc widziałem na jej rynku fioletowego świętego Mikołaja. To nie był mikołajowy gender, a jedynie akcja promocyjna Milki.
Podobnie jak Sukcesja i Manufaktura ma te same ozdoby co rok temu.
W środku zachwyciło mnie gadatliwe drzewo. Obstawiam, że pierwotnie nie zezowało i poruszało ustami, ale wyrosło przy placu zabaw, więc nie brakuje tam małych potworków, które mogły testować wytrzymałość pniaka.
Zdjęcia na mapie