Łódź - Kalonka - Boginia - Stare Skoszewy - Cesarka - Stryków - Swędów - Dobra - Klęk - Łódź

Piątek, 13 maja 2022 · Komentarze(3)
Kategoria 40 - 70 km
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Pierwszy raz w tym roku do Kalonki, Strykowa, Dobrej. Pierwszy, bo wciąż Park Krajobrazowy Wzniesień Łódzkich brzmi mi na przeciwnika zbyt ciężkiej wagi jak na mnie. Z drugiej strony lubię tamtejsze drogi i okolice, więc trochę tęskniłem. I już dwa razy wcześniej zahaczyłem o fragmenty Parku i nawet dałem radę (choć z bólem). Była więc duża szansa, że jakoś przejadę.

Wyjechałem wyjątkowo wcześnie jak na siebie. Na tyle, że miałem zapas na powolną walkę z podjazdami. Rzeczywiście było wolno i trudno. Jednocześnie, siłą rzeczy, jest sporo przyjemnych i szybkich zjazdów.

Wprawdzie ten zapas czasu był trochę naciągany, bo jednym z czynników, które przyspieszyły wyjazd, był popołudniowy deszcz prognozowany w  nowcastingu. Ale udało się - intensywny opad z odrobiną wyładowań atmosferycznych dotarł do Łodzi jakiś kwadrans po moim powrocie do domu.

Autobus jechał w obstawie dwóch radiowozów. Radiowozy na światłach, bez sygnałów dźwiękowych. Ciekawe, co to było?
O! Naprawili dziurę, przez którą o mały włos zębów nie straciłem pod koniec poprzedniej wycieczki.
Ten samochód przede mną dziwnie zwalniał i przyspieszał. Kamera roweru jest za nisko, ale mi udało się przyjrzeć. Kierowca jechał trzymając na kierownicy telefon i pisząc na nim wiadomości...
Wraz z białym kończy się ostatnie miejsce parkingowe, a pas dla rowerów dojeżdża do prawej. Ale cóż tam takie "sugestie" dla parkującego dalej taksówkarza?
Po prawo tablica reklamowa PKP promująca zatrzymywanie się i rozglądanie przed wjazdem na przejazd. I wielkimi literami "STOP". Może lepiej się zdecydować i postawić prawdziwy znak stop?
Nie jeździłem nigdy ul. Giewont (tu z tabliczką zasłoniętą zawieszoną oponą...). Oryginalnie brakowało jej asfaltowej ciągłości. Ale już jakiś czas temu ją uzupełnili. Nawet już okazjonalnie jechałem jej bardziej północnym - tym nowym - odcinkiem, ale docierając do niego przez trawkę ul. Bronisława Czecha. Postanowiłem tym razem przejechać całą.
Na Stokach, gdzie ulice mają górskie nazwy, jest też park, Park im. Mariusza Zaruskiego, który jest owinięty ul. Giewont. Są też budynki, których historii nie pamiętam, a wydaje mi się, że był na temat tej okolicy ciekawy odcinek programu "Łódź z lotu ptaka" (cykl ze zdjęciami z drona i opowieścią o historii wybranych miejsc), lokalnej prywatnej telewizji Toya. Niestety nie mają pełnego archiwum online.
Celowo wybrałem pętlę wokół parku, pchany ciekawością, choć podejrzewałem, że zachowały się tam kocie łby. I zaiste. I jest to jednocześnie długa jazda pod górę. Bez poszukiwań mogę w ciemno zgadnąć, że na pewno już jakiś sadysta wpadł na pomysł robienia tam jakichś wyścigów rowerowych. Za to przy okazji było pięknie z kwitnącymi zwiastunami matur.
Widok na podjazd za mną. Ciekawi profilu mogą go obejrzeć w segmencie Stravy "Giewont - Cobbles".
Przez ten zawijas pogubiłem się. Wydawało mi się, że już skręcam na północ, a to było całkowicie na wschód. Ale dzięki temu zobaczyłem osiedle domków, które również kojarzyłem ze wspomnianego programu. Osiedle wybudowane przez Towarzystwo Osiedli Robotniczych. Coś na temat jest w artykule na stronie Urzędu Miasta Łódź. Być może te większe ze wcześniejszego zdjęcia, to wspomniane pod odnośnikiem osiedle poniemieckie.
Jak to się używało?
Mała rzecz a cieszy. Jest taki detal, który mi się nie podoba, gdy w ramach wyrażania zrozumiałego skądinąd wsparcia dla Ukrainy, Polacy masowo obwieszają wszystko ukraińskimi flagami. Na pierwszym miejscu należałoby jednak szanować swoją. Także jeśli już chce się w ten sposób pokazywać wsparcie, to należałoby w towarzystwie własnych barw narodowych i to na pierwszym miejscu.
Co do nawierzchni mordujących rowerzystów, to Marmurowa wciąż czeka na zalanie jej asfaltem. Okropna trylinka!
Perfekcyjny stereotypowy kolor kobiecy. A za kierownicą zaiste kobieta.
Świetlica w Kalonce straciła dach.
I okna też!
Ale może to remont a nie samoistny rozkład.
I zaczyna się! Tu są świeżutkie perfekcyjne asfalty! I to od tej strony to praktycznie non-stop zjazd! Oczywiście, że zrobił mi się tu PR, w zasadzie sam. No bo to po prostu samo niesie! Podejrzewam, że od remontu, trwa tu masowe przebijanie sobie PR-ów/KOM-ów/QOM-ów.
Jeszcze trwają jakieś prace.
Panowie starannie poprawiali pobocze.
Maszyny też są. Może jeszcze gdzieś dokładają te luksusy? Np. gdyby dokończyli asfalt w lewo do Dobieszkowa, to byłoby cudownie, bo i tam jest super wzniesienie dla treningów, a jest koszmarnie terenowe.
Co do wzniesień, to tu już podjazd, ale robi się go o wiele łatwiej, niż gdy był cały popękany.
Przede mną kolejny wygładzony podjazd. Cała droga super!
Nie inaugurowałem nowego asfaltu do jego końca, bo zbyt lubię wąską dróżkę i zakręty Bogini, by nie pojechać nią pierwszy raz w roku, skoro jest okazja. Tu nawierzchnia starsza, ale wciąż dobra. A ten przejazd przez nią jest wyśmienity.
Po prawo przygotowany teren pod działania antyrowerowe.
Jaka nieszczęśliwa nazwa tam w nawiasie.
Pas lasu przegrał z słupami energetycznymi.
Po prawo kwiatki, a po lewo bogaty płot, za którym stoi bogata willa. Na bramie była tabliczka "sołtys". Choć to pewnie było powierzenie funkcji po prostu najbogatszemu we wsi. Bogaty, to się zna, prawda? "And it won't make one bit of difference if I answer right or wrong / When you're rich, they think you really know" (motyw ze "Skrzypka na dachu").
Yyy...
Znowu mnie jakiś "cywil" wyprzedził. Co poradzić, jest jak jest.
Wpół do 4. Korki w Strykowie. Miałem wątpliwości, wyjeżdżając chwilę wcześniej z parkingu przy stawie miejskim czy mi się to w ogóle uda przez ten ciągnący się sznur, no ale na szczęście światła raz na jakiś czas zatrzymują jego ruch i wtedy można się przebijać na drugi pas z lekkim ryzykiem.
Mam nadzieję, że chociaż zwierzętom starają się pomóc, dla odmiany. Bo rowerzystów próbują rozjechać.
Zobaczyłem nowość - progi zwalniające. Przy czym w kwestii nowości należy wziąć poprawkę na to, że gdy sprawdziłem, to tym odcinkiem ostatnio jechałem 6.10.2019.
W tle punkt poboru opłat na A2 na wysokości Strykowa.
Wzdłuż A2 też widać wiosnę.
Teraz będzie dużo rzepaku.
I znowu nowe progi. Znaczy nowe w stosunku do mojego przejazdu tędy 4.06.2020. W 2021 byłem w okolicy, ale ten odcinek ominąłem wówczas przejazdem przez Górkę Ślimaka.
Pani chyba na mój widok postanowiła psa wziąć na smycz. Był to ten typ najbardziej posłusznego kundelka, który natychmiast zawrócił zawołany i nawet do smyczy szedł z pełnią miłości do właścicielki w oczach.
Ot taki skromny domek w okolicy stoi.
Do kolekcji wspaniałych dróg dzisiejszej wycieczki dołączam fragment Żółwiowej, fragment z płyt betonowych w fatalnym już stanie.
Są wielkie uskoki między płytami. Okropnie się tu jedzie.
A po płytach, na których trzeba pilnować, by nie odgryźć sobie języka, jest stromy podjazd. Słusznie jest to czarny szlak. Segment "Żółwiowa podjazd (od płyt)".
Tu zza płotu widać inny skromny domek.
Na tabliczce wyżarło przecinek i wychodzi na to, że mogę tu tylko wjeżdżać "rowerem TAXI".
Tak poza tym to ul. Wycieczkowa jest bardzo miła przez to, że ruch jest tu poważnie ograniczony. Poza rowerami może tu jeździć m.in. transport publiczny. Przy okazji trafił mi się elektryczny autobus miejski. Nie wiedziałem nawet, że Łódź takie ma! Jestem nie na czasie.
Wadą jest to, że nawierzchnia jest bardzo już zniszczona, a raczej nie jest niczyim priorytetem tu ją wymieniać, skoro mało co po niej formalnie jeździ.
A tu komfort i bezpieczeństwo rowerzystów w obrazkach. Tak, na tym chodniku jest nakaz ruchu rowerów.
A teraz, mimo braku oznakowania, należy się domyślić, że trzeba przejechać na drugą stronę, bo tylko tam jest przejazd dla rowerów pod wiaduktem.
A zaraz za wiaduktem...
...z powrotem zmienić stronę jezdni. Bezpiecznie!
Już widać było te chmury, przed którymi chciałem zdążyć.
A tu jeden z decydujących czynników w wyborze trasy. Bo chciałem koniecznie wyjechać tak, by przejechać obok poletka z tulipanami na rogu Warszawskiej i Łagiewnickiej, które przegapiłem podczas poprzedniej wycieczki.
Niestety. Za późno. Przekwitły.
Autochton. Czy tam tubylec.
Oczko wodne w Parku Staromiejskim jest bezwodne.
Poza zasadami parkowania, taksówkarzy nie obowiązuje też prawidłowe czy przede wszystkim bezpieczne wyprzedzanie rowerzysty.
Miasto nieustannie przy remontach dba o to, by zwiększać szanse na wywrotki na rowerach.
Tu jeszcze na domiar rozpaczy zrobili kosteczkę, by już zupełnie nie było sensu próbować jechać kołem po wąskim pasku. Trzeba wskakiwać między szyny.
Targ Jaracza. Zupełnie jestem nie na czasie. Widziałem to już wprawdzie i w zeszłym roku, ale dawno przestałem śledzić lokalne informacje i nie mam pojęcia, jaka temu przyświeca idea.
Kolega na rolkach wyprzedził rowerzystów z dużą prędkością. I mi się zdarzyło być wyprzedzonym przez jakiegoś szybko-rolkarza. Oni potrafią się całkiem mocno rozpędzić.
Po prawo "ksiądz" w klapkach. Nie rozejrzałem się uważnie, ale chyba, co byłoby zgodne z tradycją, to kontrmanifestacja ludzi przyzwoitych przeciwko jakimś miłośnikom plakatów z płodami po drugiej stronie ulicy. Czy innym pseudoreligijnym oszołomom.
A tu kadr ukradziony z kamer wspomnianej wcześniej telewizji Toya. Stan już po dotarciu do domu i przejściu burzy nad miastem. Nadjeżdżałem ulicą prowadzącą daleko wgłąb kadru. A po lewej stronie od niej, między wyraźnie pomarańczowym billboardem i mniej wyraźnym granatowym (po lewo od pierwszego, na budynku), jest to nieszczęsne poletko tulipanów.

Łódź - Zgniłe Błota - Parzęczew - Łęczyca - Tum - Góra Św. Małgorzaty - Boczki - Sokolniki-Las - Biała - Szczawin - Janów - Łódź

Sobota, 7 maja 2022 · Komentarze(2)
Nadchodzi 9 maja, dzień mitu ruskich i ich kłamstw.

Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Tym razem poczułem pragnienie. Nie to co 30 kwietnia, gdy wybrałem się bez przekonania. Pragnienie na zrobienie seteczki.

Do Łęczycy szło lekko, potem już trochę mniej lekko, a im bliżej celu, tym gorzej. Wybranie na koniec Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich to przedni pomysł. Na podjeździe do Janowa krytycznie rozpatrywałem swoje życiowe błędy, w każdym razie te odnośnie decyzji sprzed kilku godzin.

A Łęczyca, bo wiatr miał wiać lekki od Łęczycy, ale do Łęczycy jedzie się więcej w dół niż w górę, a wspinać się z powrotem miałem już z wiatrem w plecy.

Pierwszy raz na krótko. Znaczy na długo (jak na moje możliwości), ale w krótkim rękawku i w krótkich spodenkach. Wiem, że inni już dawno zaczęli, ale ja wciąż bałem się przeziębiania. Po 18 zrobiło się dość chłodno, ale do końca nie musiałem sięgnąć po przeciwwiatrówkę.

Nie wziąłem poprawki na to, że ciepło nie bierze się z powietrza, a z mocniej działającego słońca i nie nałożyłem na siebie filtra, a wypadałoby na te kilka godzin jazdy. W efekcie spaliłem się na raka. Oby tylko w kwestii koloru...

Pełno mleczy zakwitło przy Mickiewicza. Pięknie. Widziałem też zrywających na bukiecik.
Więzień klatki wydawał z siebie odgłosy dość dużego niezadowolenia, wręcz strachu.
A tu było bezsensowne wołanie psa z trawnika przez panią po drugiej stronie DDR, gdy akurat nadjeżdżałem.
Wzdłuż Krzemienieckiej były wszędzie tasiemki zawieszone i jeszcze patrol. Ciekawe co się szykowało.
Wiadukt budowanej zachodniej obwodnicy Łodzi. 4 dni wcześniej jechałem górą.
Prawie jak ekran?
A tu pani do pochwalenia. Na DK72 był duży ruch z obu stron i trochę mi przyszło poczekać. Wcześniej już inni kierowcy skręcali z prawej w ulicę, z której wyjeżdżałem, ale dopiero ta pani była na tyle uprzejma, że stanęła i umożliwiła mi wyjazd.
Czyżby tu po prawo komuś słabo telewizja odbierała? :P
Ostatnio byłem w Parzęczewie 26.04.2020. Wtedy tych świateł tu nie było.
Ten budynek miał już wtedy widoczne pęknięcie od dachu, ale dziury jeszcze w nim nie było.
Podczas tamtej wycieczki odbijałem z Parzęczewa do Ozorkowa, więc na drodze wylotowej w kierunku Łęczycy byłem jeszcze dawniej - 06.10.2019. Masztu komórkowego nie było.
Ten budynek też już ma czasy świetności za sobą.
Widziałem go najpierw w polu, wydawało mi się, że coś tam upolował, ale może w ostatniej chwili schowało się w norze. Niestety szybko poderwał się do lotu i był za daleko jak na dobre zdjęcia z telefonu.
I jak tu nie poczuć radości, gdy mija się drzewo uginające się od ciężaru kwiecia? Żałuję, że nie stanąłem zrobić mu zdjęcia, bo z kamery wygląda marnie.
Śliczna rabata.
To dopiero klasyka wiejskiego przystanku! Na ławeczce z drugiej strony podobna kolekcja.
Coś sporo budynków w okolicy się sypie.
W Łęczycy byłem poprzednio 12.04.2020 (to oczywiście pamięć śladów, nie moja, ja się zdziwiłem, że w 2021 nie wybrałem się ani razu). Pojechałem na pamięć prostą, która pod ostrym kątem łączyła się z DK92, zaskoczony jakimś skrzyżowaniem blisko jej końca, którego pierwszeństwo sugerowało odbicie w prawo, a tam niespodzianka - znak ślepej uliczki. Zawróciłem do skrzyżowania. Powstało nowe połączenie. I rondo. Takie zmiany lubię.
Za to za obok ronda koniec dobrych zmian. Zmiana zdecydowanie zła. Łęczyca dołączyła do miejsc nienawidzących i zwalczających rowerzystów. Kostka. Pagóry. Nakaz ruchu rowerów, podkreślony bezczelnym zakazem. Dramat. Plucie rowerzystom w twarz.
Potem przejazd przez jezdnię. Wiadomo, to zwiększa bezpieczeństwo. Matołki.
Wyjątkowo zupełnie, dzień wcześniej zaplanowałem terenową drogę z Łęczycy do Tumu. Bo chciałem zobaczyć nową atrakcję - gród - i zauważyłem na mapie, że prowadzi do niego pieszy szlak Łęczyca - Tum. Uzupełniłem go o wjazdu do parku miejskiego, bo nigdy mnie tam nie było. Na wjeździe do parku panował podejrzanie intensywny ruch.
I proszę. Jakieś zorganizowane rozrywki dzisiaj tam miały miejsce, które skutecznie przyciągnęły rzeszę ludzi. Jak się okazuje, był to dzień baniek mydlanych i święto kolorów.
Z parku zawróciłem na południe, drogą wzdłuż starego koryta Bzury.
Dalej droga zwęża się do ścieżyny.
Podążając polnymi ścieżkami, nie będąc do końca pewnym, czy jestem tam, gdzie powinienem, trafiłem na piękną przeprawę. Nabrałem wątpliwości czy powinienem się na to pakować. Ale nie dosyć, że nie było zakazu, to jeszcze na już pękniętym fragmencie było oznaczenie szlaku.
Przede mną archikolegiata w Tumie i Gród Łęczycki.
Bliżej grodu jest zrobiona szeroka droga żwirowa. To co tutaj najbardziej zwróciło moją uwagę, to jej umocnienie na bokach czymś, co wyglądało na produkt przetwórstwa wtórnego tkanin. Ja rozumiem, ekologia, tylko jakoś ta mielonka szmat nie wygląda za pięknie.
Zamieniłem 5 słów z obsługą. Oglądanie obiektu to 20 zł, płatne kartą. Przy czym jest to bilet zarówno za gród jak i skansen nieopodal. Niestety nie było wystarczająco dużo czasu do zachodu, bym pozwiedzał wszystko, więc obejrzałem gród tylko z zewnątrz. Będę musiał kiedyś wybrać się odpowiednio wcześnie, by był sens biletowanego zwiedzania.
Najwyraźniej sprzedają tu też okolicznościowe pamiątki, bo młody chłopak wymachiwał drewnianymi mieczami. Jestem laikiem w kwestii uzbrojenia, one mają pewnie jakieś bardziej stosowne nazwy, bo jeden był krótszy, drugi dłuższy.
W ramach rozwoju Tumu, postawili także bogaty jak na wieś przystanek.
Do tego muszę się zebrać i zmontować film. Kierowca jechał środkiem jezdni powoli zbliżając się do lewej, bo zamiast patrzeć przed siebie, to oglądał widoki, z głową całkowicie obróconą w lewo. Już zacząłem odczuwać napięcie i rozważać ucieczkę, ale w porę się spojrzał tam, gdzie powinien i odbił.
Szpulka do nawadniania. Deszcze nie chcą padać, więc jadąc mijałem sporo takich, w tym w trakcie pracy.
Góra św. Małgorzaty.
Dach po prawo był cały zajęty przez roślinność. Nie wiem jaką konkretnie. Nawet miała jeszcze jakieś ślady życia w sobie.
A tu po prawo był sad i ma najwyraźniej taki rezerwuar wody, który niechybnie ma być małą więżą ciśnień.
W końcu trafiłem na jeszcze jedno drzewo z dużą ilością kwiecia. Tym razem sfotografowałem. Jak zabierałem rower, zorientowałem się, że całe drzewo bzyczy. Widziałem kilka pszczół. Gniazda nie dostrzegłem, ale wnioskując po ilości bzyczenia, to obstawiam, że gdzieś tam jest.
Skrajnie po prawo widać bażanta, który poderwał się do ucieczki z rowu, gdy mnie usłyszał.
W Sokolnikach-Lesie wjechałem na szuter, na ul. ks. Stanisława Brzóski. Takim pół przypadkiem. Tak mi się wyznaczyła trasa z ronda. I nawet mnie tknęło, że chyba nie przez przypadek nigdy nie jeździłem tą odnogą, ale ostatecznie uznałem, że dam radę przez trochę piachu. Nie było źle, ale asfaltem ul. Kościuszki jedzie się lepiej.
I jaki to styl? Amerykański?
Tu stanęły czarne latarnie przy jezdni i chyba okazały się zbyt czarne dla bezpieczeństwa, bo otrzymały owijkę.
Owijkę w rzeczy samej, bo taśmą oplecione niczym kierownica kolarska.
Na skrzyżowaniu trafiłem na jakieś święto osiedlowe, ze strażą pożarną i księdzem.
A ten chyba zabłądził.
Łódź posadziła tulipany (i coś jeszcze) między jezdniami. Pięknie! Mi jest tylko żal, że to wszystko między jezdniami, a nie gdzieś, gdzie można by je z bliska podziwiać.
Jak tam idzie w szkołach nauczanie dzieci o bezpieczeństwie na drodze? Mała dziewczynka, z telefonem przy uchu, weszła na przejście bez sprawdzania czy ktoś jej nie rozjedzie.
Dostanie się od tej strony przez remont placu Wolności do Piotrkowskiej jest jako tako wykonalne, ale też utrudnione. Wymaga pokonania fragmentu chodnika.
I byłaby gleba. Zauważyłem dziurę w ostatniej chwili. Nie tego się spodziewam na tych wciąż raczej świeżych udogodnieniach dla rowerzystów.
Że też pan się nie boi, że jego pojazd mu tak przyspieszy, że ucieknie mu to obuwie BHP ze stóp.
Piękna sobota, więc obrodziło w rowerzystów. I żadnego na Flyby. Okrutna Strava!
Uzupełnienie: wróciłem z żalem, że miejskie kwietne łąki nie były dostępne do podziwiania z bliska. Już po publikacji wycieczki, wraz z klatkami i zdjęciami i wyrażeniem w opisie tego żalu, zauważyłem we wpisie z wycieczki innego rowerzysty, który też jechał w okolicy, sfotografowane na wyciągnięcie ręki. Jak się okazało, zdjęcie robiłem, stojąc jakieś 100 metrów od ich poletka pod nogami pieszych. Jest przy skrzyżowaniu z Warszawską. Ale byłem tak skupiony na dotarciu na czas do zielonego światła, że zupełnie go nie zauważyłem. Jedynie kamera uwieczniła na dowód mojej ślepoty.

Sumienne zwiedzanie wyasfaltowanej części budowy S14

Wtorek, 3 maja 2022 · Komentarze(2)
Kategoria 40 - 70 km
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.







W ostatnią sobotę w drodze powrotnej wjechałem na budowę S14 na nieco ponad 2 km. Pomyślałem sobie wtedy, że wreszcie wypadałoby ją kiedyś zwiedzić, bo jeszcze ją otworzą, zanim się zbiorę. A codziennie niemalże widuję ślady cudzych wycieczek po tej drodze. Tymczasem ja dopiero byłem na niej drugi raz. Poprzedni był 17.07.2021. Wtedy przejechałem odcinek od DK14, z dokładnym zwiedzaniem tamtejszego węzła, do wysokości Łaskowic, bo tam kończył się asfalt. Tamten odcinek też miał ok. 2 km, choć wtedy objechałem go w obie strony plus doszło zwiedzanie węzła.

Dzień wcześniej tak z grubsza założyłem, że może zrobię taką wycieczkę, choć późno wstałem i falami mi się trochę chciało, trochę nie chciało, ale w końcu przed 17 się zebrałem, co już było zupełnym limitem jak na sens w ogóle ruszania. Nie miałem pojęcia jak daleko sięga asfalt. Nie miałem jakichś założeń czy jechać również tam, gdzie nie sięga. Natomiast to co wiedziałem, to że chcę dokładnie objechać wszystkie ślimaczki węzłów jakie będą po drodze.

I tyle się udało. Od Maratońskiej (węzeł Retkinia) kierowałem się na północ, objeżdżając wszystkie nitkach skrzyżowań, aż przed Aleksandrowską zatrzymały mnie hałdy piasku. Potem jazda już bez zwiedzania na południowy kraniec, choćby dlatego, że wiatr był dziś dość silny, północny, więc w tym kierunku mogłem sobie przyjemnie utrzymać jako-takie tempo.

Przy DK14 (węzeł Łódź Lublinek) część ruchu jest już przekierowana na nowo wybudowane nitki, więc nie da się ich zwiedzić w całości, ale na szczęście te objechałem w lipcu. A skutkiem zmian ruchu trochę dodałem śladu w tamtej okolicy, tam gdzie pewnie nie powinienem :X.

Objechałem też śmieszki rowerowe przy Maratońskiej w okolicy węzła. I śmieszno i straszno. I tamtejsze rondo ósemkowe i rondo na wschód od S14. Zapomniałem o mniejszym rondzie na zachód, by tam też zrobić kółko. No trudno.

Bardzo przyjemny sposób na świętowanie. Bo i na budowie prac nie ma w weekendy i w święta, więc można pozwiedzać nie wadząc nikomu. Przejeżdżał zresztą nieopodal mnie samochód inspekcji lub ochrony, ale ani mnie ani nikogo innego nie zaczepiali.

W niedalekiej przyszłości może się odważę na próby terenowe i zwiedzenie podwalin pod dalszy odcinek na północ, który ma sięgać aż do A2.

Ach, dziś pełno zdjęć i wyciętych klatek. A co!

O, na dzień dobry hulajnoga na DDR.
Dzisiaj były derby łódzkie. Miałem pewne obawy co do przejazdu obok stadionu ŁKS, na którym się odbywały. Ale spotykałem niewielu kibiców, samych pokojowych, raczej rodziny. Może najgoręcej kibicujący człon był już gdzieś na ustawkę umówiony z kibicami Widzewa.
Prawie dobrze, prawie. Jeszcze trochę poćwiczy i zatrzyma się przed linią.
Wyprzedzają mnie rowerzyści miejscy :.(.
Dotarłem na start głównego bohatera wycieczki. Przy okazji już są postawione znaki nakazu dla rowerów, ale o tym luksusie później, po relacji z S14.
Zjechałem na jedną drogę serwisową, bo krótki odcinek nowego asfaltu widziałem z wiaduktu, ale to nie miało większego sensu, bo jazda po tych serwisowych to osobny kawał wycieczki by był. Także na tej jednej się skończyło.
Węzeł Konstantynów Łódzki. Widok na północ. Przy okazji piknik pośrodku jezdni.
Widok na południe. Między znakami małe chłopaki zwiedzające budowę.
Gdy już objechałem węzeł w każdą stronę, to było po pikniku. Został przerwany przejazdem samochodu osobowego i motocykla, co widziałem z góry. Jestem ciekaw czy to aby na pewno byli pracownicy budowy.
A to dziwy. Coś jechało, co wyglądało na jazdę służbową, w ten skądinąd wolny dzień.
Fragment w trakcie poprawki?
Taka ciekawostka. Jest już prostokąt w kolorze drogi wojewódzkiej, ale numer jest póki co niewypełniony.
Węzeł Aleksandrów Łódzki ma, jak widać, kiedyś prowadzić do Łodzi. Ale najwyraźniej nieprędko.
Taki koniec w kierunku Łodzi. Droga w tle również się kończy nieopodal.
Na DK71 przy połączeniu węzła ruch odbywa się wahadłowo, bo...
...rondo jest wciąż w budowie.
Na wiadukcie węzła jest wylana śmieszka. Ciekawe ile będzie bubli.
Widok z węzła na południe. W oddali rowerzysta i spacerowicze z psem.
Postęp czasu na budowach dróg. Gdy dawniej po takich jeździłem, były przyczepy kempingowe z ochroniarzami, czasami przy wjazdach, częściej przy parkingach sprzętu. A teraz miejsca ze sprzętem są monitorowane kamerami. I najwyraźniej nie płacą ochronie za ściganie turystów. Z personelem żywym bywało różnie - czasami grozili wezwaniem policji.
Widok na północ. I to już sam koniuszek wylanego asfaltu. Tuż za zaporami na prawej jezdni zaczyna się grunt.
Koniec asfaltu.
Wiadukt jest, a bez nawierzchni przed nim tworzy stromy stopień.
Przed ulicą Aleksandrowską robi się już całkowicie terenowo. Nieprzejezdnie.
Tu widok na lewą "jezdnię". Ktoś mi pisał na Stravie, że można się przejechać wzdłuż drogami serwisowymi. Ale to już innym razem. Tu zawróciłem.
Jeszcze tylko symbolicznie dobiłem do Aleksandrowskiej.
Na wjeździe do Łodzi był koreczek powrotów z majówki.
Przez samochód osobowy obstawiałem, że tu może być jakiś stróż. Ale nie dostrzegłem żywej duszy.
W drodze powrotnej stopień jest mniejszy, bo warstwa asfaltu jest wylana od tej strony.
Postanowiłem nie skakać, bezpiecznie skorzystać z podestu, który się trafił. Ale nie ryzykować wpadnięcia kołem w szczelinę, tylko wspomóc się stabilizacją nogami. Tyle że byłem zbyt leniwy by zsiąść z roweru, spacerowałem okrakiem znad ramy i...
...kilka klatek dalej nagła zmiana kąta kamery, bo prawie się wyrąbałem. Szczęściem jakoś podskakując na jednej nodze dałem radę odzyskać równowagę. To jeszcze na lewą stronę, a już dwa razy na przestrzeni roku skręciłem lewą kostkę i wciąż boli, to nie wiem, może bym tu leżał i wzywał pomocy :X.
Jak zawsze budowy dróg przyciągają masę turystów. Był biegacz, dzieci, kolarze, turystyczni rowerzyści, młodsi i starsi, spacerowicze, w tym z psami, mniejsze lub większe grupki, użytkownik monocykla elektrycznego (mało widoczny na dole pośrodku) czy rodziny z bardzo małymi dziećmi (tak, ta dziewczynka na końcu była na szczęście w większej grupie, pod opieką).
Popełniłem strategiczny błąd nie zwiedzając zachodnich nitek węzła przy połączeniu z DK14, gdy je mijałem, a potem wracałem już drugim pasem. Skutkiem tego, żeby nie ominąć, przyszło mi rower przenosić. I to na dodatek w rójce much.
Zwiedzone. A teraz z powrotem przenoszenie na wschodni pas.
Widok z wiaduktu nad Maratońską na Retkinię.
To teraz wrócę do śmieszek przy węźle. Po pierwsze - brak zjazdu z jezdni z na DDR, bo kąt prosty z jezdni przy jakimś dojeździe do posesji jako taki się nie kwalifikuje. Zwróćcie uwagę na znak ustąp w oddali.
50 m dalej. Tu się DDR kończy po tej stronie i trzeba przejechać na drugą. Znaki nakazu są już postawione, zanim droga została ukończona, tj. zanim zostały namalowane przejazdy. I tym razem proszę zwrócić uwagę na ustąp na dalszym planie.
Ciągle zwracam uwagę na ten kolejny znak.
30 m (!!!) dalej. Tu znowu jest przejazd na drugą stronę!
Absolutnie jestem wzruszony tym jak znowu drogowcy dbają o mój komfort i bezpieczeństwo! Absolutnie!
Tak to wygląda. Zresztą pod moim śladem widać na OpenStreetMap już zaznaczone te odcinki. Naprawdę, co trzeba mieć w głowie, by na coś takiego wpaść?
Zobaczyłem rudą kitę przebiegającą Maratońską przede mną. Z szerokokątnej kamery nic by nie było widać, więc dokonałem akrobacji, zdjąłem telefon z kierownicy i w nie przerywając jazdy, serią zdjęć próbowałem go "upolować", bo stał przy jezdni. Niestety roweru się przestraszył i zaczął uciekać, ale został jeszcze jako tako w zasięgu, by było widać, że nie był to jakiś lokalny Burek.
Ostatnio ciągle przejeżdżałem tędy w przeciwnym kierunku. I przy którejś z tamtych okazji komentowałem, że jest tam tabliczka "nie dotyczy rowerów", której dawniej chyba nie było. To się wyjaśniło. Najwyraźniej w pamięci miałem znak po tej stronie, gdzie tabliczki brak. Od drugiej wciąż jest.
Piękne!
Jestem zaintrygowany tym rozwiązaniem. Pas jezdni najwyraźniej w świetle prawa stał się parkingiem. Bez namalowania bardziej adekwatnych linii.
W niektórych miejscach krawężnik jest bardziej wcięty, w innych mniej.
Dalej zmienia się trend i ludzie stali równolegle, wbrew tabliczce pod znakiem parkingu. Tak, tu po prawo to nie jadący użytkownicy pasa, a parkujący. Czułbym się tu zdezorientowany jadąc samochodem. Chyba nie odważyłbym się zaparkować razem z nimi.
Na przeciwnym pasie samochód, a kto się obok mnie przeciska na gazetę?
Oj policji chyba brakuje szkoleń z prawidłowego wyprzedzania.
Zamknięty przejazd. Nuda. Patrzyłem na swojego ulubionego Sports Trackera, który, jeśli chodzi o aplikację na telefon, bije Stravę na głowę. Uwielbiam.
Nuda, pociągu nie widać. To pokażę akcesoria na kierownicy. A cały czas nie wziąłem się za diagnostykę czemu mi nie działa podstawka od licznika, więc brak. A od tego braku brak mi go.
Wreszcie nadjechał, ładnie odbijając w swoim lakierze zachód słońca.
Radiowóz od gazety minąłem przed przejazdem, więc mieli okazję wyprzedzać mnie drugi raz. Nie odczułem poprawy, raczej ciasnawa ta odległość była.
Przez moją lampkę nie widać dobrze napisu "Yellow Submarine" na dole tablicy rejestracyjnej. Staliśmy na czerwonym i miałem ten napis przed oczami. To było silniejsze ode mnie - resztę drogi powrotnej śpiewałem pod nosem wiadomy utwór.
Metody jazdy kurierów. W końcu jakaś zielona strzałka była, a kierunek, phi!
Pięknie świeci przykładem!

Łódź - Jeziorko - Zygry - Lichawa - Szadek - Mauryców - Ludowinka - Piątkowisko - Łódź

Sobota, 30 kwietnia 2022 · Komentarze(2)
Kategoria 100 - 150 km
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.







To nie jest tak, że mam kondycję na robienie setek czy choćby chęć. Ale przyszedł ostatni dzień miesiąca, pogoda miała być ładna, obiecywali w prognozach brak wiatru, postanowiłem więc upolować kwietniowego Fondka. Z wiatrem to mnie chyba nieco oszukali. Wydawał się być całkiem zdecydowany, północny północno-wschodni i raczej mi pomagał w kierunku Szadku. Miałem pewne obawy, jak będzie wyglądał powrót, gdy już będę bardziej zmęczony, ale na oko, a raczej "na nogi", do tego czasu zmniejszył się. Nie tylko z wiatrem nie do końca się sprawdziło, bo dużą część trasy było pochmurno. Przez to i przez wiatr trochę chłodniej było momentami.

Miałem dwie główne odmiany od mojego typowego przejazdu przez Szadek. Zawsze z Puczniewa skręcałem na południe i na kolejnym skrzyżowaniu najczęściej jechałem do Małynia. Dosłownie kilka dni temu widziałem na czyimś kolarskim śladzie, że z Puczniewa pojechał do Jeziorka, znaną mi skądinąd drogą z wycieczek przez Kałów. A z Jeziorka do Małynia. Sprawdziłem na mapie - asfalt. Chciałem przetestować. Dobra wersja - jakość nawierzchni jest tu lepsza, a i ruch znacznie mniejszy.

Druga, to już jakiś czas temu zauważyłem, że na zdjęciach lotniczych w Google Maps droga między Maurycowem a Ludowinką zyskała asfalt. Na Street View wciąż była drogą polną. Zresztą jest to ul. Polna. Dotychczas zawsze jeździłem drogą między Łaskiem a Wodzieradami, do Chorzeszowa, potem do Ludowinki. Pasuje mi ta odmiana. Nawierzchnia lepsza niż tam, bo tam już zdążyło mocno popękać. I brak ruchu, bo na wcześniejszej bywało nerwowo.

Jest w zasadzie i trzecia odmiana, choć wg kolejności to ona powinna być drugą. Z reguły robiąc tę setkę nie jeździłem przez Zygry (choć już się zdarzyło), ale zwykle kończyło się to brakiem kilku km i dokręcaniem gdzieś w mieście. Żeby nie dokręcać, pojechałem pod maszt a potem drogą zawracającą przez Bąki. Nie pamiętam czy przez Bąki jechałem kiedykolwiek wcześniej.

Chmury chmurami, a i tak wróciłem do domu ze spieczoną twarzą.

Ponieważ ja, jak to ja, wyjechałem za późno, to już nie było czasu na postoje na fotki po drodze. Trzy wyjątki popełniłem. Udało mi się wrócić przed zmrokiem, ale już po zachodzie.

To jest też moja tradycyjna setka na słabą formę, bo w Szadku, który wypada mniej więcej w połowie dystansu, mam swoją stałą bazę regeneracyjną na tamtejszym Orlenie. Tym razem wciągnąłem tam hot-doga, kawę i cukier rozpuszczony w Pepsi.

Dopiero co zwinęli jarmark wielkanocny, a już zjawił się nowy.
Wyjechałem zupełnie nieświadomy nowych wykopków. Plac Wolności zamknięty.
Przejazd Nowomiejską przez Północną również.
W Manufakturze też jakiś jarmark. A przy okazji trafił się w kadrze rower towarowy.
Weszli mi na ślepo prosto pod koło.
Przez chwilę miałem wątpliwości czy to nie motocykl crossowy zagubiony na DDR. Choć i tak jest to jakieś moto - "motorower".
Dawno nie widziałem rowerzysty z jajami! Tak, wiem, że ten model lampki jest bardzo stary i dowcip przez to też.
Uwielbiam te enigmatyczne komunikaty z kategorii rolniczych. Czy jak mnie taka użądli, to od razu umieram?
Rowerzystka dbała o pozory utrzymując wysoką kadencję pedałowania, gdy wyprzedzała mnie tym silnikiem.
Ciekawe. Straż na motocyklu ze sztandarem.
Tu też sztandar. W oku kamery nie zmieściła się grupa strażaków ubranych na galowo. Widać jakieś święto.
Zmiana drogi pozwoliła mi poznać kolejną elektrownię na Nerze.
Tuż obok jest młyn. Nie zauważyłem czy jest tam jakieś młyńskie koło lub jego ślad. Może wolą prąd z wody obok.
Szczyt RTCN Zygry.
Ogłoszenie po lewo: "Kurki odchowane". Kurki, uroczo!
Tak ładnie pozował, że musiałem stanąć na foto.
Ściana po prawo wyłożona jest kołpakami. Ciekawe czy to zdobycze z niedawnych czasów sprzed remontu tej drogi, bo miała wszelkie warunki by kołpaki odpadały.
Asfaltowa ul. Polna między Maurycowem a Ludowinką. Świeże odkrycie, które stanie się pewnie moim stałym wyborem.
Na S14 też trafił mi się strażak, jadący dokądś na sygnale.
Muszę wreszcie wybrać się na zwiedzanie całej budowy kontynuacji S14. Dziś wydłużyłem poznany fragment do Maratońskiej, a mam objechany od połączenia z dotychczasową na południu. I ja wiem, że z kamery to nic nie widać, ale ja całkiem wyraźnie widziałem tego kaczorka w locie.
Niezbyt wielu rowerzystów dziś widziałem na trasie. Poza ostatnim na Maratońskiej, wszyscy na odcinku między Kazimierzem a Puczniewem. Zawsze mniemam, że to prawdopodobnie przez to, że ja zaczynam, gdy wszyscy już kończą. "Oczywiście" żadnego z nich nie ma na Strava Flyby.

POSZUKIWANA LAMPKA

Środa, 27 kwietnia 2022 · Komentarze(2)
Kategoria 40 - 70 km




Na trasie zagubiłem lampkę tylną. Była włączona, migała. Wielu rowerzystów było dziś na tym szlaku. Jeżeli ktokolwiek znalazł, dajcie znać. Wróciłem akurat o zachodzie, więc wyjechałem na misję poszukiwawczą autem, bo tam wszędzie ciemno, zatem o ile nie byłaby rozjechana w drobny mak, zabrana dla oddania lub skradziona, to powinno było ją być łatwo zobaczyć na drodze, ale misja skończyła się niepowodzeniem.

Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.

Zaginęła podczas tej wycieczki. :.(
Kolaż kolarzy. Wielu ich dzisiaj.
Ta.
I can ride my bike with no handlebars.
Nie wytrzymał oczekiwania.
To teraz publiczne mają opcję zostawiania w terenie?
Z taką tablicą chyba nie ma problemów z zapamiętaniem, chyba że zacznie się mylić ilość zer przed i po.
Co do łatwych tablic, to i tablica próżności się trafiła, "W1 SAIL".
Komu rower, komu? Właściciela nie widziałem w pobliżu.
Ten młody rowerzysta już dba o stylówę - czapka dopasowana kolorystycznie do detali roweru.
Oryginalne malowanie płotu. Dwa kolory i trzeci na bramie. I takie trochę krzykliwe. Ale z tego co pamiętam, tutaj magazynowane są różne elementy wesołego miasteczka, to może tak dla dopasowania.
Tak się zamyśliłem, że zostałem mocno zaskoczony nagłym wjazdem na żwir.
Poczułem się obserwowany.
Pies po prawo tak chciał się pobawić rowerzystą (brak "z" celowy), że aż odfrunął od ziemi.
Tu pies po lewo obgryzał krwawą kość. Wyglądała w sam raz na piszczel rowerzysty.
Dostrzegłem w nim chwilę rozważań czy podjąć atak, ale i tym razem gaz wyciągnięty w kierunku sprawił, że zrezygnował. Ciekawostką było, że miał jedno oko błękitne, prawie białe, a drugie brązowe. Widywałem u husky, kundelka takiego jeszcze nie spotkałem.
To już był typ kanapowca lub wręcz wyposażenia damskiej torebki, więc był zbyt przejęty całą tą dziczą dokoła, by w ogóle na mnie zwracać uwagę.
Ta szarość obrazu wyżej to nie problemy z ekspozycją kamery. W taką chmurę dymu z pieca wjechałem. Gryzł w oczy i gardło.
Trochę się przestraszyłem, gdy kierowca lawety postanowił mnie wyprzedzać na tym wąziutkim odcinku, ale trzeba mu przyznać, że postarał się jak najwięcej odległości zachować, wspomagając się paskiem ziemi przed rowem.
Elewacja TME wspiera Ukrainę jej barwami narodowymi i napisem "#StayWithUkraine".
Proszę. Tu wcześniej chyba były tylko bazgroły, a zrobił się malunek w motywach ekologicznych.
Tam po prawo jegomość w akcie złości na dziewczynę stanął na DDR i ignorował dzwonki nadjeżdżającego rowerzysty.
Mam zły humor, to inni niech spadają.

Łódź - Gospodarz - Rydzynki - Tuszyn - Modlica - Rzgów - Łódź

Sobota, 23 kwietnia 2022 · Komentarze(2)
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Ostatnie co by mi przyszło do głowy obecnie, to jakikolwiek trening rowerowego charakteru. Miało być przecież ładnie - słońce, brak wiatru, w miarę ciepło. Pierwsza niespodzianka nastąpiła, ledwo wyszedłem na zewnątrz - kropiło. Ale pomyślałem, że to takie chwilowe złudzenie, miało nie padać, to padać przecież nie będzie. I rzeczywiście zaraz po ruszeniu, kropić przestało. Niestety w okolicach Tuszyna okazało się, że pogoda ma w nosie moją opinię, w efekcie czego zmokłem. Dobrze, że przynajmniej temperatura była powyżej 10°C i wiatr faktycznie był prawie nieobecny, więc nie zmarzłem.

Droga dla wyprowadzających psy.
Gdyby wszyscy ubierali się tak szczelnie jak ten chłopak, to nie musiałbym edytować zdjęć, by ukrywać twarze. :D
Uwielbiam ten bajzel pod szroto-warsztatem.
Tu zaczyna się już w pełni oddany nowy gniot.
Krawężnik jest wyższy niż ten wzdłuż starszego krótkiego odcinek przed wiaduktem, więc liczne skocznie są jeszcze trudniejsze do pokonania.
Jak zawsze w tych bublach, skocznie są też przy wirtualnych wjazdach.
Powtarzam się między wycieczkami, ale dla kontekstu, to przed wiaduktem trzeba skakać z krawężnika i przejeżdżać między maskami samochodów na drugą stronę...
...by na końcu wiaduktu znowu między maskami zjeżdżać na śmieszkę i...
...odrobinę dalej przed skrzyżowaniem, trzeci raz przedzierać się przez dwa pasy. Od razu czuję się bezpieczniej. Sołtysowi czy innemu decydentowi, który jest za to odpowiedzialny, proponuję medal słomy w butach.
Wyróżniający się budynek, bo oderwany od polskiego zwyczaju. Skąd pochodzi tego typu drewniana architektura?
Kulturalna młodzieżowa zaczepka. Dziewczyna machała mi tak, jak któryś dygnitarz partyjny czy inny satrapa, nie mogę sobie teraz przypomnieć kto - podniesiona do góry dłoń obracana powoli wokół osi przedramienia. Pozostało mi się roześmiać.
Wyprzedzony przez dwójkę mieszaną. To akurat był zjazd do Tuszyna, więc chwilowo zaczepiłem się im na kole. Przed skrętem w ulicę obok cmentarza, gdzie i oni pojechali i ja się wybierałem, skończyła mi się bateria w kamerze. Dzięki temu miałem pretekst by zaprzestać pościgu, zamiast patrzeć jak mi uciekają na wspinaczce. :X
To nie była ulewa. Słaby lecz regularny opad. Nie na to się umawiałem z pogodą!
Pod kościołem stały trzy wozy opisane jako transport medyczny. Łatwo podejrzewać, że będzie z tego jakiś transport do Ukrainy.
I znowu wyprzedzony przez dwójkę mieszaną. Tym razem liderką (zwinną) była dziewczyna. I tym razem był to podjazd. Ale na pewno mieli szybsze przerzutki!
Nawet traktor mnie wyprzedził! Ale wieś się rozwija, więcej nowszego sprzętu niż Ursusy ze słabym silnikiem - to już nie jest taki łatwy przeciwnik.
I nie wiadomo czy on już przed remontem czy jeszcze po remoncie.
Rowerzysta z naprzeciwka zahamował i zaczekał, bo akurat ja jechałem, a pieszemu kółka torby najwidoczniej lepiej szły po asfalcie.
Dobrze, że brzdąc z samokontrolą i sam stanął, bo jego opiekun był daleko - przy skrzyżowaniu...
...i wprowadzał drugiego szkraba na drogę rowerową. Drodzy rodzice - to jest droga, tu nie jest bezpiecznie dla dzieci. A i dla innych, jeśli dzieci się na niej znajdą. Miejscem małych dzieci, również na rowerkach, jest chodnik.
Czyjeś jedzenie dotrze szybciej niż ja.
Na Piotrkowskiej między Tymienieckiego a Brzeźną stanęły słupki oddzielające pas od torowiska. Tworzy to niezbyt przyjazne warunki dla dzielenia jezdni między rowerzystów a kierowców. Aż przypomina mi się pierwotna forma przebudowy, gdy torowisko było oddzielone stałymi elementami - okropne. Na szczęście trafił mi się jakiś opanowany kierowca, który nie spróbował przebijać się na krótkich odstępach między słupkami i poczekał w bezpiecznej odległości za mną do następnego skrzyżowania.

Łódź - Starowa Góra - Rzgów - Kalino - Tadzin - Konstantyna - Łódź

Wtorek, 19 kwietnia 2022 · Komentarze(5)
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Trochę miastem, trochę poza.

Bez tytułu.
Jakiś dziwny zakaz, dokładnie w kierunku, w którym się wybierałem.
Za skrętem tylko znak robót.
A to źródło. Zrobili łatę w miejscu wielkich dziur, jakie tu były. Wygląda na skończone, ale znaki drogowe usuwa się trudno.
Wbrew pozorom byli tu lokatorzy. Jeden odleciał, gdy jeszcze miałem trochę drogi do gniazda. A kawałek kupra drugiego wystawał poza obręb gniazda.
Tutaj za to mieszkaniec był wyraźnie widoczny.
Po poszukiwaniach wydaje mi się, że jest to magnolia pośrednia. Poprawcie mnie, jeśli się mylę, bo się nie znam.
Maszerują, nie patrzą na boki.
Na mostku, jedynie na mostku, nie ma wydzielonej drogi dla rowerów, a jest droga dla rowerów i pieszych. Piesi nie chcieli się nią dzielić.
Lektura feedów pośrodku drogi rowerowej.
Świeży wiadukt i już świeże bazgroły bezmyślnej młodzieży.
Tak cudownie się pędzi od Kopcińskiego przez Niciarnianą cały czas w dół, ale niestety, trzeba było pęd przerwać hamulcami, przez nieprzewidującego kierowcę, który stanął na przejeździe puszczać pieszych.
Jarmark, jarmark i po jarmarku.

Łódź - Pabianice - Rydzyny - Róża - Mogilno Duże - Dobroń - Piątkowisko - Łódź

Wtorek, 12 kwietnia 2022 · Komentarze(1)
Kategoria 40 - 70 km
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





O jak mi się nie chciało! Ale już w niedzielę obiecałem sobie, patrząc we wróżby meteo, że we wtorek się zmuszę do ok. 50 km. Na kolejne dni prognozowano wyraźnie wyższe temperatury, ale dziś akurat miało prawie nie wiać, czyli pogoda w sam raz dla słabeuszy jak ja.

Ach, jaka kumulacja standardów. Hulajnoga na drodze rowerowej i skręcający samochód, który prawie wjechał w rowerzystów.
Musiałem salwować się ucieczką na chodnik, bo kurier z zielonym klockiem na plecach zajęty był przeglądaniem zleceń na telefonie, zamiast patrzeniem na drogę i jechał od prawej do lewej.
Szedł tak prosto przy krawędzi, ale niestety właścicielka postanowiła go zawołać, widząc, że nadjeżdżam i pies poczuł się skonfundowany. Ja w efekcie też, a i zapauzowany, bo nie wiadomo było czy i kiedy ruszy.
Wspominałem już w relacji z wycieczki 14.02, że droga rowerowa między Odrzańską a Chocianowicką jest zamknięta. Wtedy przebiłem się się przez barierki, nie będąc gotowym na niespodziewaną walkę o życie na wiadukcie. Tym razem wiedziałem co mnie czeka, także wiwat przekreślony zakaz rowerów!
Wolę po brytyjsku, a co! A po prawo widać rozkopane torowisko i nic się nie dzieje.
Cudowny pomysł na remont. Wylać asfalt, ale na każdym skrzyżowaniu przeciąć go brukiem, od którego zęby mi szczękały i kręgi w plecach się kompresowały.
Nietypowy pojazd przejechał przez rondko.
Jak trzeba być niedowartościowanym, by na pustej drodze, trąbić, stwarzać zagrożenie, jechać obok rowerzysty nie zachowując prawidłowej odległości przy wyprzedzaniu, by zza kierowniczki pokazywać rowerzyście, gdzie jest jego miejsce? Zapewne, jak to statystyczny kierowca w Polsce, nie tylko wyprzedzać rowerzystów szeryf nie umie, ale i przestrzegać ograniczeń prędkości.
Tymczasem prawdziwi szeryfowie nie czuli dziś potrzeby by głosić głupie uwagi lub wystawiać jeszcze głupsze mandaty.
Przepiękne pabianickie połączenie dróg rowerowych. Ale o oznakowanie się postarali - każda się kończy formalnie przed łukiem.
Pojechałem śmieszką z powodu dziwnego, całkowicie niespodziewanego korka. To raptem była 14.
Jednemu się znudziło czekanie i postanowił pojechać na odwagę na czołówkę z TIR-em, bo pan "niedaleko" skręcał. No musiał ciągnik zaczekać.
O, znalazł się powód zatoru. Prace przy torach.
Śmieszka rowerowa, nie dosyć, że już w planach była zepsuta, to zepsuta została jeszcze dodatkowo po.
A tu nadal jest to oznaczenie tymczasowe, na które nikt nie zwraca uwagi.
Mały, zwinny, to zdąży przecież przed zakrętem.
O, jaka cywilizacja. Jak tylko sięgam pamięcią, na wioska była ta moda, że mieszkańcy dojeżdżali na autobus rowerami, często zostawiając jednoślady w rowach lub przypinając do znaku. Wreszcie ktoś pomyślał.
A cóż to tam wystaje po prawo?
Podczas poprzedniej wycieczki odnalazłem ślady wiosny we florze, a teraz udało mi się i w faunie.
Ostatnio faktycznie mocno wieje w okolicy.
Wjechałem na chwilę do parku w Dobroniu. I pokusiłem się przetestować taką oto ścieżkę wyczynową. Pewnie była stworzona z myślą o rowerzystach do 10 roku życia. Ale to chyba szczyt pumptracku na jaki mam odwagę.
Kuc. Chyba. Bo się nie znam. Towarzyski nawet, choć raczej towarzyski interesownie, bo podszedł najpierw mnie obwąchać, zapewne niuchając za jakąś smakowitą marchewką. Niestety wtedy zająłem się głaskaniem jego chrapek, a nie uwiecznianiem, a potem już nie dało się go przekonać, by oderwał się od skubania trawy i spojrzał w obiektyw.
Na tym odcinku jest taka gra, by trafiać w łaty. Bo łaty są niezmiernie komfortowe i gładkie, w porównaniu z pozostałościami pierwotnej nawierzchni.
O, kolejne gniazdo z lokatorami!
I znowu parka. Ciekawe kiedy przyleciały i czy na pewno im się podobała pogoda.
W oddali rozmytych pikseli ciężko wznosił się jakiś pasażerski z Lublinka.
Coraz lepiej z tą fauną. Takie spotkania bardzo rzadko mi się zdarzają.
W Gorzewie byłem trochę po 16 i mijałem kilku zapewne dopiero startujących rowerzystów. Bo wiadomo, że godzina dość charakterystyczna dla możliwości wyrwania się w dzień powszedni.
A to ktoś ma pomysł na reklamę. Po cóż internety, jak można wóz do nieczystości zaparkować z ofertą sprzedaży na wprost wyjazdu z punktu przyjmowania tychże nieczystości?
Godziny szczytu, nie miałem ochoty wysłuchiwać klaksonów na poremontowym zwężonym odcinku Maratońskiej, więc wybrałem próbę przebicia się ul. Józefów. Tym razem zakaz przejazdu był znacznie mocniejszy niż zwykle, ze stojącymi bramkami. I najwyraźniej wzięło się to ze świeżo przygotowanej nawierzchni. Zacząłem piachem, grzęznąc, ale i ślady opon jakiegoś samochodu i inny rowerzysta, na oko lokalny, wjeżdżający na te kilka metrów jezdni śmiało, pozwoliły mi sądzić, że chyba się nie odcisnę ani tym bardziej nie przykleję. Nawet się obejrzałem za siebie czy nie zostawiłem rowka, ale chyba nie. Byłby wstyd!
Wydaje mi się, że ten złom zajmuje miejsce parkingowe już od zeszłego roku. Może potem sprawdzę i dokonam edycji.
Nie starczyło koledze cierpliwości.
Ot życie. Synek dostał choroby lokomocyjnej lub innego zatrucia, więc ojciec awaryjnie na DDR i zajął się... samochodem. W tym czasie młody najpierw kontynuował usuwanie toksyn na rowerówce, niestety... Potem na chwilę ojciec się obudził i odesłał go na trawniczek. Zdrowia, młody! Dla ojca nie mam słów.
Na koniec jeszcze hulajnogi, żeby były.

Po Łodzi i po parku Poniatowskiego

Piątek, 8 kwietnia 2022 · Komentarze(5)
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Sprawdzić, czy jeszcze umiem jeździć rowerem. O dziwo nie spadłem, choć wiatr usilnie próbował mi w tym spadaniu pomóc.

A po dość standardowej pętli po mieście, zwieńczonej przejazdem honorowym wzdłuż Piotrkowskiej, wybrałem się poszukać wiosny w parku Poniatowskiego. I naszła mnie w nim myśl, by spróbować objechać wszystkie jego alejki. Park ma wymiary tak z grubsza z 600 na 900 m. I to wystarczyło, by po ok. 16 km kręcenia się po nim i tak nie dać rady przejechać go całego. Ale nie mogę sobie odmówić starania. Starania, od którego coraz bardziej marzłem. Może trzeba najpierw pomyśleć o algorytmie do wyznaczenia optymalnej drogi po wszystkich ścieżkach, zamiast próbować spontanicznie. W jakichś miejscach powtórzyłem już bez potrzeby, z powodu sklerozy i nieprzyjrzeniu się uważnie na narysowany już ślad na ekranie. Do tego podkład map w Sports Trackerze zawiera tylko niewielką część dróg w parku. Trzeba by OpenStreetMap, by ułatwić sobie zadanie. W każdym razie trochę tego zjechałem.

Ślad wiosny.
Kolejny. Pąków było w parku więcej, gdzieniegdzie jeszcze bardziej rozwiniętych, ale póki co to bardziej wyjątki niż reguła.
Skutek próby na podkładzie OSM.
Jest sporo alejek stanowiących dość żmudne wyzwanie, jak ten labirynt.
Tu jest ciasno. Za wąskimi paskami krzaczków obok "ronda", kolejne alejki.
Także mimo objechania tego fragmentu dokładnie, GPS nie podołał z dokładnością. A może w końcu zapomniałem o fragmencie kółka?
Duża mapa w oryginale.
Znajoma mi się wydawała twarz na reklamie po lewo. I zaiste, po powrocie do domu sprawdziłem. Finn Wolfhard ze "Strangers Things". Ale wyrósl!
Oh, thank you!
Poprawili programowanie świateł. Drugi segment zrobił się zielony razem z pierwszym.
Coś tu się wywózkowało.
Chłopaki zajęte rozmową coś intensywnie przykleiły się do asfaltu na przejeździe. Ale jednak dobre wychowanie zwyciężyło i po kilku nieśmiałych spojrzeniach bokiem, w końcu jeden postanowił powiedzieć "przepraszam" i usunąć siebie i kolegę z drogi. Sympatycznie.
To ciekawe zestawienie - dedykowany rowerowy strój i małokółkowy składaczek.
Żołnierz pod militarnym wciąż dzielnie na straży. Oby się nie przydało.
Czyli fejk niusy docierają do nas taksówką?
Starszy pan miał za słaby refleks, by wbić się między jadące samochody i zacumował na przejeździe na dłużej.
Gdy byłem tu poprzednio, czas zielonego był tak krótki, że ledwie dało się przejechać. A potem bardzo długie czerwone. To pewnie dlatego ten rowerzysta tak się spieszył. Jest już poprawione.
Jak też mogła się skończyć taka wędrówka pod kątem? Jako złośliwy rowerzysta utrzymałem swój pas ruchu, także kolega ciut się przestraszył prawie na mnie wpadając. Ta złośliwość tylko po to, by dać do myślenia, dla bezpieczniejszej przyszłości kolegi.
A ten mi podniósł włosy na głowie, gdy nagle wyjechał zza mnie z lewej, gdy czekałem na przejeździe, na którym było pełne czerwone i już tu dojeżdżały samochody z lewoskrętu z Piłsudskiego z naprzeciwka. Zastanawiałem się czy to tak na samobójstwo, ale jednak był ostry skręt w prawo i jazda wzdłuż Kopcińskiego. Jakie to dziwne, że nie wszyscy jeżdżą po tym rozwalonym chodniku oznaczonym nakazem formalnie jako droga dla pieszych i rowerów!
Jarmark wielkanocny.
Zajechał mi z prawej, bo do zielonego...
Kilka klatek z objeżdżania parku.
Wjazd do labiryntu.
Koniec drogi.
Trzeba było się nisko pokłonić.
Intensywnie wpatrywałem się w konstrukcję po prawo, nie wiedząc co do za dziwna ławka wielopoziomowa. Udało mi się dostrzec tabliczkę - podest jest tu w roli przewijaka.
Formalnie nazywa się to pomnikiem "bohaterów armii czerwonej". Ptfu! Na terenie parku jest też cmentarz czerwonoarmistów. Może czas się tej rusyfikacji pozbyć wreszcie?
Jedna z alejek labiryntu.
Amfiteatr nosi wyraźne ślady kontaktu ze znudzoną młodzieżą.
A zamiast mazać po parkowych murach, można tak. Chłopaki rowerami dotarły do parku pograć w ping-ponga. Aż serce rośnie.