I kolejna nieobjechana jeszcze w tym roku kalendarzowym trasa.
Rudera tuż obok rynku bałuckiego dalej straszy.
Na drodze do Janowa działo się coś na kształt prac remontowych.
No, może nie ściśle prac, ale ślad po nich.
Przejazd przez las między Szczawinem a Białą dostarcza nieodmiennie niezliczonych wstrząsów. Do tego przy jaskrawym słońcu którego odblask na drodze poszatkowany był przez cień drzew, słabo widziałem nawet co jest dziurą.
Chciałem jeszcze
"GC799Y5: Mystery Lake", ale staw nie jest jednak tak tajemniczy dla mieszkańców tudzież turystów, którzy tłumnie go oblegali.
W Ozorkowie, u zbiegu ulic Maszkowskiej i Zgierskiej, budują rondo. Dobrze. Często skręcałem z Maszkowskiej w lewo i było to dość niewygodne przy tamtejszym ruchu.
A na skręcie z Wyszyńskiego w Starzyńskiego pojawiły się światła. Też dobrze.
Tym razem wjeżdżając do Grotnik pojechałem prosto, przez przejazd, gdzie mnie dawno nie było. Miła chwila relaksu od ruchu na głównej drodze. Przy okazji trafiłem na odjeżdżające ŁKA, a pociągi w tym miejscu ogląda się z ciut innej perspektywy, gdyż tory są niżej niż jezdnia.
Ktoś tu zaczepnie nabija się z kampanii motocyklowej.
Przed rowerem zaliczyłem kawałek tarty truskawkowej w Sowie.
W Manufakturze prezentowało się kilka motocykli.
Nie wiem co to za okazja - nie zatrzymywałem się.
Nie pamiętam czy ul. Głowackiego w Aleksandrowie Łódzkim była wyremontowana już w zeszłym roku. Ze względu na intensywny wówczas sezon może mi nawet brakować materiałów do sprawdzenia, bo do daty tego wpisu wciąż części filmów nie zmontowałem. Tak czy siak teraz wyremontowana jest, co mnie niezmiernie cieszy, bo była to jedna z tych ulic od gubienia plomb i odgryzania sobie języka. A teraz zjeżdża się po niej bajecznie.
Pod tym okazałym drzewem między Chociszewem a Radziborzem już kiedyś fotografowałem rower. Ale wydaje mi się, że wtedy wyglądało na bardziej żywe.
Po drodze można było też dostrzec wiele wiosennie zakwitłych drzew.
Spróbowałem zdobyć skrytkę
"OP6AD4: ŁJP Kościół św Idziego w Inowłodzu". Autor sugerował, że do jej pozyskania wystarczy auto lub rower. Tyle że miał na myśli posłużenie się nimi jako drabiną. Rzeczywiście ją widać, wysoko. Szkoda ramy na takie próby.
Realizacja planu by pojechać w tygodniu po pracy we wtorek i czwartek, w ramach rozkręcania sezonu.
Tradycyjne zachowanie na zielonej strzałce.
Na drodze do Rzgowa na ul. Łódzkiej ruszyły jakieś prace remontowe.
W Tuszynie spostrzegłem bardzo puszystego kota. Niestety nie pozwalał mi się do siebie zbliżyć, oddalając się w kierunku bramy z każdym moim krokiem, więc pozostało mi wstawić wykadrowany fragment zdjęcia z dystansu.
Fragment ul. Wschodniej w Ksawerowie był w remoncie. Dało się go pokonać.
A poniżej pamiątka samochodu prowadzonego przez kobietę, która przepchnęła się obok mnie na gazetę na podjeździe z Rudzkiej na Przestrzenną.
Dla uzyskania okrągłego wyniku przejechałem się jeszcze na północ po Gdańskiej. Całkiem ładnie prezentuje się biurowiec TomTom przy Żeromskiego. Nie jestem pewien od kiedy on tu stoi. Nie zdążyło mi się utrwalić jego istnienie w świadomości.
Na Gdańskiej moją uwagę zwrócił zamknięty fragment 6 sierpnia.
Przyczyną była zawalona kamienica. Z
internetowej prasy dowiedziałem się, że konstrukcja budynku poddała się dzień wcześniej.
Na dystans dnia składa się 60,96 km wycieczki i 4,65 km przejazdów do i z pracy.
Na pewno nieraz wspominałem, że uwielbiam strzeżone parkingi rowerowe. Jak jest sezon mogę wreszcie wygodnie wybrać się do Manufaktury i za jedyną złotówkę odważyć się zostawić rower pod.
Na parkingu ponumerowane miejsca w stojaku. Niestety jest to model od wyrywania kółek i stanowiska są bardzo ciasno ułożone. Ale przynajmniej zapięcie (obsługiwane przez pracownika) jest w komplecie.
Na Piotrkowskiej zobaczyłem jak odjeżdżają z niej ławki.
I stojaki rowerowe. Mam nadzieję, że to tylko konserwacja. Co prawda rychło w czas.
Byłem zmęczony po wyjeździe dzień wcześniej, podczas którego zresztą osiągnąłem najlepszą średnią tego sezonu (to nadal są wyniki powolnego turysty). Było więc gorzej. Ale szkoda by było zmarnować weekend, zwłaszcza, że to był bardzo przyjemny ciepły dzień.
Na dobry początek zacząłem od śniadania górskiego w Bredni.
O chodzenie jak błędne owce po drodze dla rowerów można podejrzewać głównie starsze pokolenie. Ale jak widać i młodym nie robi różnicy.
Przejazd przez Broniewskiego przy Rydza-Śmigłego. Tu ktoś postanowił zamontować przycisk po lewej stronie. Ale niby jest czujnik. Zatrzymałem się przy barierce. Lampka nad przyciskiem się nie zapaliła, ale liczyłem, że to może tylko jej awaria. Lub że przynajmniej pieszy z naprzeciwka nacisnął. Niestety ten był najwyraźniej z tych wierzących, że przyciski są tylko dla ozdoby. Z niechęci do schodzenia z roweru przeczekałem dwie zmiany...
Pod wiaduktem kolejowym przy Śląskiej coś przeciekało.
Jakoś nie widzę, by rodzice swoje dzieci puszczali nieodpowiedzialnie na drogi dla samochodów. Zupełnie inaczej jest w wypadku dróg dla rowerów.
Matka oczywiście nie poczuwała się do tego, by przeprosić. Gdybym nie wyhamował, to pewnie by mnie zrugała.
Co to już po tych drogach rowerowych nie jeździ...
Poza dziećmi i samochodami można tam spotkać niefrasobliwie spacerujące kumpele.
Gdy zadzwoniłem każda z nich postanowiła uciec w najkrótszym dla siebie kierunku. Gdyby tylko nie złapały się najpierw za ręce...
Obok stawów Jana stał niewielki lunapark.
A wychodzące stamtąd dziecko pod opieką matki postanowiło wskoczyć na drogę dla rowerów z deskorolką nie obejrzawszy się do tyłu. Matka oczywiście nie zwróciła mu uwagi.
Patrząc po wgnieceniu, ktoś tu uderzał wolno. Aż dziwne, że nie trafił w drogę.
Będzie czerwieńsze?
To była niedziela. Niehandlowa niedziela. Skutek zmiany przepisów, której jestem całkowicie przeciwny. Wziąłem za mało płynów - nie spodziewałem się, że jest aż tak ciepło. Wypatrywałem więc z utęsknieniem jakiegoś otwartego sklepu. To będzie ogromny problem latem. Okazało się, że jedyny otwarty sklep w okolicy daje się zauważyć bardzo łatwo dzięki rowerzystom.
Niedziele wolne od handlu mają z kolei pozytywny skutek dla restauratorów. W osadzie rybackiej Sereczyn, co widać też po liczbie zaparkowanych przed nią aut, były tłumy, jakich nigdy wcześniej tam nie widziałem.
Wracając do dzieci, samochodów i kumpeli na drogach rowerowych - nie należy też zapominać o pieskach gotowych wyskoczyć w dowolnym momencie pod koła.
By przekroczyć okrągły wynik, zrobiłem jeszcze rundkę po Kościuszki i
Piotrkowskiej. Mimo że to niedziela, Kościuszki prawie pusta i są tam
nawet sierżanty rowerowe, to i tak trafił się kierowca, który próbował
mnie wgnieść w krawężnik, zamiast poczekać dosłownie 10 sekund na wolny
drugi pas.
Po pierwsze ogłaszam oficjalnie - wreszcie zobaczyłem wiosnę!
Na Piotrkowskiej odbywał się zlot posiadaczy Mercedesów.
Niektórzy postanowili nie sprawdzać czy przechodnie będą potrafili zachować odpowiedni dystans z samego własnego dobrego wychowania.
Pomiędzy starszymi modelami postawiono też dla reklamy coś świeższego.
Co do samego wyjazdu, to przed weekendem spojrzałem na statystykę. 934 km w 2018. To nakreśliło jasny cel dla soboty - minimum 66 km, by osiągnąć pierwszy tysiąc. Tym razem wiało jak (statystycznie) powinno, czyli z zachodu, co sprzyjało wycieczce w kierunku Lutomierska. A by kilometrów nie zabrakło, to trochę za - do Chorzeszowa.
Degradacja asfaltu prowadzącego do Babic postępuje.
Za to na wjeździe do Żytowic powitała mnie nowa nawierzchnia.
Są też tam drobne zmiany. Na początku zabudowanego fragmentu wsi, przed przejściem dla pieszych, ruch spowolniony jest dodatkowym łukiem obok wysepki. Jedynie na pasie wjazdowym.
Kolejne przejście jest wyniesione.
Na wjeździe od drugiej strony również wykonano łuk.
Trochę mi brakowało do założonych kilometrów, więc dokręciłem po osiedlu, w kierunku Łodzi Fabrycznej. Na ostatnich kilometrach kamera zaczęła stawiać duży opór, co jej się coraz częściej zdarza - kilkukrotnie przerwała nagrywanie zgłaszając błąd karty pamięci. Wyjdzie na to, że karcie Samsunga pełnej wydajności starczyło tylko na jeden sezon. Z drugiej strony odrobina bufora w kamerze by nie zaszkodziła. Do tego już co wyjazd nie rejestrują się na niej fragmenty śladu. Być może jest to związane, ale niestety to niepowodzenie kamera realizuje zupełnie po cichu. Gdy przez chwilę miała humor nagrywać, zarejestrowałem tzw. późne pomarańczowe, któremu towarzyszył podmuch na moim ramieniu.
Plan zrealizowany. Stuknęło 1000 km. Rok wcześniej pierwszy tysiąc osiągnąłem
1 maja. A w 2016 - 24 lipca. Do przełomu 2015/2016 włącznie robiłem całkowitą zimową przerwę od roweru. Teraz jak nie zamarzam, to jeżdżę.