Czym skorupka za młodu... Czyli jak tatuś pokazuje synkowi jak się korzysta z *przejazdu* rowerowego. A nie pierwszy raz coś takiego widziałem.
Pan zmienił zdanie co do kierunku jazdy. Tylko czy musiał jeszcze przy tej okazji pokonać przejście dla pieszych na czerwonym i zatrzymać się na przejeździe?
Po wycieczce 11.03 zwróciłem uwagę na wycięte drzewa między Kalinkiem a Rzgowem. Na pocieszenie pojawiły się już nowe nasadzenia. Ale kiedy to zacznie drzewa przypominać...
Na skrzyżowaniu Politechniki z Obywatelską trafiłem na holowanie autobusu przegubowego. Przy okazji na filmie widać różnicę między kątami widzenia kamery TomTom Bandit a telefonem Samsung Galaxy S7 (w tej kolejności). Z małą poprawką na to, że w telefonie mam włączoną stabilizację obrazu, która dodatkowo obcina kadr.
Kolejny raz zobaczyłem, że dzwoniący telefon usprawiedliwia postój samochodem w dowolnym miejscu. Niby to trochę lepiej niż prowadzić trzymając go w ręku.
Mapy jeszcze nie ma. Urządzenia elektroniczne nie są godne zaufania. Przejazd nagrywałem dwoma niezależnymi. Kamera TomTom ma znany mi już problem, że czasami, bez żadnej przyczyny i bez widocznych podczas korzystania objawów, nie nagra w danej sesji śladu w ogóle. Wolę te z niej, gdyż punkty są zapisywane z większą częstotliwością a i jest mniej podatna na zakłócenia. Tym razem sesje były tylko dwie, rozdzielone wymianą baterii w Starych Skoszewach. I nic się z pierwszej części trasy nie nagrało. Nie jest to coś, czym bym bardzo się przejmował, bo dodatkowo ubezpiecza mnie zawsze Sports Tracker na telefonie. Tym razem stał się jednak scenariusz najgorszy - dwa niezależne systemy zawiodły jednocześnie. Sports Tracker trasę nagrał, jest w telefonie, mogę ją pooglądać. Ale żeby z aplikacji gdziekolwiek wyciągnąć dane na zewnątrz, te muszą się zsynchronizować z serwerem. A ten wyjazd nie chce się wysłać do chmury. Wszelkie moje próby technicznych zaklęć, jak nadzieja, że pomogę sobie androidowym logcatem (aplikacja nic sensownego nie loguje), próba przechwycenia danych śladu przy synchronizacji, bo ta prawdopodobnie próbuje się odbyć (program przychodzi z własnym magazynem certyfikatów, co przekreśliło mitmproxy z https), odczytanie jej danych z androidowego backupu (nie uczestniczy w backupie), spełzły póki co na niczym. To ten moment, w którym bardzo pożałowałem, że nie zrootowałem w porę telefonu, bo bez tego nie mam swobodnego dostępu do systemu plików. Jak mi się kiedyś uda, to mapę wstawię.
W każdym razie trasa standardowa, podobna do innych, jak np. tej z
10 marca.
Na początek trzy fotki ze spaceru przed rowerem.
Z rana na Piotrkowskiej motocykliści zrobili otwarcie sezonu. Niekończący się ich sznur spowodował, że Tuwima zakorkowała się mimo niedzieli. Służby chyba nie trafiły z założeniami co do liczby uczestników, skoro nie było przygotowanych objazdów.
Zabytkowe auto.
Są takie momenty, w których jestem w stanie zrozumieć narzekania na rowerzystów. Np. gdy cała ich grupa puszcza się ulicą pod prąd.
Na Wycieczkowej w lesie łagiewnickim wiewiórka prosi o wolniejszą jazdę.
Widać postępy w usuwaniu drzew powalonych podczas zeszłorocznych wichur.
To już pełnia wiosny, co da się poznać po kolejkach po lody.
A nie tylko po tym. Tego dnia było tak ciepło, że pojechałem w krótkim rękawku i krótkich spodniach i był to strój adekwatny do temperatury. Bardzo przyjemnie!
Podczas poprzedniej wycieczki mój rower okazjonalnie podejrzanie cykał. Sprawdziłem więc dzień przed wyjazdem wieczorem szprychy i bingo - w tylnym kole była pęknięta na gwincie. Ok. 13 udało mi się zebrać z domu licząc, że MaxxBike zgodzi się na szybkie uzupełnienie. Udało się, ale musiałem zostawić rower do 15. Korzystając z dodatkowej przerwy skoczyłem do Sowy na kawałek pysznego Sachera.
Na Piotrkowskiej trafiłem na manifestację antysmogową.
Po chwili pikiety pod Urzędem Miasta protest ruszył w marsz. Pod ochroną policji.
Skończyli go w pasażu Schillera. Frekwencja nie była imponująca.
Rano źle spojrzałem na kierunek wiatru, nie pierwszy raz zresztą, wmawiając sobie odruchowo, że skoro strzałka jest pozioma, to wieje z zachodu. Bo przecież zawsze wieje z zachodu (o czym niejednokrotnie wspominałem)! A ponieważ wolę wracać z wiatrem, to miałem jechać do Lutomierska. Tuż przed wyjazdem zorientowałem się, że popełniłem błąd i trochę ad hoc układałem nową trasę. Początkowo miało być do Rzgowa, w drodze się jednak rozmyśliłem, bo dwa poprzednie wyjazdy prowadziły przez Rzgów.
Było więc na południowy wschód, ale tylko droga do Starowej Góry była powtórką.
Miałem nie zbierać geoskrzynek, ale skoro już pojechałem tam, gdzie bywam rzadziej, nie powstrzymałem się przed sprawdzeniem mapy w
c:geo. A tam, tuż przede mną, wyświetliła się skrytka z nerowej serii pawrosa. No i jakże tak zignorować współbikestatsowicza? Jedynie miejsca w dzienniku brakowało i musiałem wpisać się na obrazku.
"GC5QKA0: Ner 24" zdobyty!
W Kalinie spostrzegłem bociana na gnieździe. To mój pierwszy w tym roku.
Wola Rakowa doprowadziła mnie do szewskiej pasji. Państwowego programu ustawicznego niszczenia rowerzystów, zwanego pewnie przez niektórych polityką prorowerową, ciąg dalszy. Wybudowali chodnik i cóż lepszego zrobić z chodnikiem z fazowanej kostki jak nie postawić na nim nakazu ruchu rowerów? Ze wszystkimi innymi udogodnieniami. Tak jak poniższy brak przejazdu rowerowego przez skrzyżowanie (droga do Andrespola) i krawężnik nie pozwalającym wygodnie wjechać na jezdnię. Prowadzić przecież można do przejścia, bo do tego rower służy, by z nim spacerować.
Tuż po skręceniu w prawo trzeba przejechać na lewą stronę jezdni. A nie, zaraz, przecież nikt tu nie będzie przejeżdżał, bo wcześniej przeprowadzi rower na pasach. Przez chwilę zapowiada się obiecująco, bo asfalt.
Ale tylko przez chwilę. Jakiś półgłówek od projektów uczynił wyjazdy, w tym te planowane, kostkowanymi. Z odpowiednio nieprzyjemnymi krawężniczkami. Żeby przypadkiem rowerzyście nie przyszło do głowy utrudniać jazdy użytkownikom (potencjalnych) bram.
Dalej strona, po której biegnie CPR, się zmienia. Tu też atrakcyjnie. Przejazd rowerowy i przejście wyniesione. A w gratisie nieprzyjemny uskok między jego konstrukcją a krawężnikami.
Na zakrętach dali zarobić producentom barierek. Żeby było węziej.
A co przeszkadza słup? To tylko rowerzyści, zmieszczą się.
Już w Łodzi spróbowałem zdobyć jeszcze jedną skrzynkę -
"OP5E19: pt47". Atrakcyjnie. Pospieszny Pt47 to największy parowóz jaki dotychczas widziałem.
Rower wygląda przy nim mikroskopijnie.
Sfotografowany bez znanego mojemu oku obiektu do porównania skali wydaje się być niewielki.
Skrytki nie zdobyłem. Ta wg opisu jest w środku, a na lokomotywie są tabliczki z zakazem wstępu. I drzwi są zamknięte. Sposób jest, ale nie wiem w jakich okolicznościach trzeba by taką partyzancką akcję przeprowadzać, bo kręciło się tam sporo pracowników (teren PKP Cargo).
Kolejny dzień gwałtownego ataku wiosny. Tym razem temperatura sięgnęła 21 °C.
Jak ja lubię tych tzw. sprytnych co muszą się ustawić pod prąd przed przejazdem, potem jeszcze zaśpią na zielonym i przepychają się między wszystkimi.
Niektórzy poczuli wiosnę jeszcze bardziej i jeździli już w krótkich spodenkach i rękawku. I było ich niemało. Ja jeszcze nie miałem odwagi.
Standardowy problem. Rodzinka na DDR. Trwała nauka jazdy na rolkach, całą szerokością, nie zjechali. Ja musiałem jechać chodnikiem. Pan na moje uwagi o tym, że to jest droga dla rowerów, odburknął coś o tym, że nie tylko.
Kamienica przy Żeromskiego 110 przeszła remont elewacji. Teraz wygląda całkiem ładnie.
Ze względu na zapowiadane gwałtowne ocieplenie to był pierwszy dzień w tym roku, w którym pojechałem do pracy swoim rowerem, by móc potem szybko wrócić, aby - również pierwszy raz w tym roku - wyjść po pracy na rower. Prognozy się sprawdziły. Temperatura sięgnęła 18 °C i było słonecznie. Trochę wiało.
Święta, święta i po świętach. Budy jarmarku wielkanocnego rozebrać!
Zastanawiam się czy taki manewr skręcania prawie zupełnie przy lewej krawędzi dwujezdniowej drogi, by zdążyć przed jadącym prosto rowerzystą, jest w pełni legalny. Ale w końcu pan był z drogówki, to chyba wie lepiej?
Dowiedziałem się do kogo będzie należał szklany biurowiec przy al. Bartoszewskiego. Szyld widoczny z daleka zdradza, że to
TME.
Z akcentem na "z daleka". Bo jest tak umieszczony, że z bliska nie widać go wcale.
A poniżej jaskrawy dowód na to, że oczekiwanie przed przejazdem rowerowym może być potencjalnie niebezpieczne.
Co prawda przez dwa poprzedni dni wiało silnie. Ale czy aż tak?