Łódź - Rzgów - Kalinko - Modlica - Pałczew - Wola Rakowa - Romanów - Kalino - Łódź (+TH)

Środa, 3 sierpnia 2022 · Komentarze(5)
Kategoria 40 - 70 km

Wyjątkowo nie solo

Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Po lewo wózek sklepowy, czyli dzieci znowu urządziły sobie długą przejażdżkę od marketu.
Największa zmora i nie wiadomo było jedynie, czy tylko zajeżdżać będzie czy się przewróci pod koło. I oczywiście, że w słuchawkach.
Degradacja tej barierki postojowej dla rowerzystów postępuje - jeszcze do niedawna był tu pręt pod stopę. Choć i tak była już tak pogięta, że się nie dało korzystać.
Kundelkowy husky. Taki miks. Wyglądał z futra na husky, ale miał gabaryty kundelka.
Między Pałczewem a Wolą Rakową budują chodnik. Tylko czekać aż jakiś idiota wymyśli nakaz ruchu rowerów na tym. Najlepiej żeby wtedy zostawili tę dziurę. I tak niewiele zmieni.
Tu już chodnik w Woli Rakowej oznakowany nakazem.
A taka jest przejezdność tej drogi dla rowerów i pieszych. Jakby ktoś z wózkiem szedł, to też na pewno kierowca ułatwia.
Cóż to za ciekawa gromadka po prawo?
Stadko szybko umykało przed zdjęciami niestety, a największy osobnik, pewnie kaczorek i wydaje mi się, że to kaczorek piżmowy, wyglądał na gotowego by mnie pogonić.
Bociania kolekcja. Po lewo w gnieździe trzy, a po prawo dwa słupy z rzędu zajęte.
Teraz żałuję, że nie cofnąłem, by ująć te dwa razem w zoomie.
Kot niespiesznie, z godnością przechodził przez ulicę, mając pod ogonem mnie i jadącego z prawej kolegę. W końcu nie po to ma się 9 żyć, by się przejmować.
A tu trafił się inny kot, w jednej z najpiękniejszych pozycji.
Niestety już nie dał mi szansy sfotografować się z innego kąta, bo najwyraźniej moje sterczenie blisko było dla niego zbyt podejrzane.
Pieszorower.
Rowerzysta w białej koszulce objeżdżał Piotrkowską chyba tylko w celu siłowego promowania Rammsteina ze swoich głośników. Ja nie lubię - niemiecki kaleczy moje uszy.

Z pociągu

Piątek, 29 lipca 2022 · Komentarze(1)
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Nie wiem ile lat minęło, od kiedy byłem ostatnio na dworcu Łódź Kaliska. Jest w trakcie remontu. M.in. są już podniesione perony, co ucieszyło mnie przy wysiadaniu z rowerem. Jest też bardzo długi daszek z oświetleniem na pierwszym peronie. Na pozostałych krótszy. Długi lecz wąski - raczej niewiele pomoże w deszczu.
Nie znalazłem innej opcji wydostania się z peronu niż niesienie roweru po długich stromych schodach. Teraz przypominam sobie, że o ile na peronach obok windy są na końcu peronów, o tyle przy tym trzeba iść w przeciwnym kierunku i jest dźwig obok budynku dworca. Przy czym nie wiem czy nie są one dostępne tylko dla niepełnosprawnych przy zamówieniu telefonicznym 3 dni wcześniej...
No pewnie. Że też nie samochodem!

Łódź - Szadek - Warta - Kalisz

Piątek, 29 lipca 2022 · Komentarze(1)
Kategoria 100 - 150 km

Po Gran Fondo do wielkopolskiego

Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Lipiec na kompletnym bezrowerzu. Najpierw pół miesiąca chorowałem, potem pojechałem na jedne 40 km, a potem jakoś tak, nie złożyło się. A chciałem te Gran Fondo pozbierać przez kilka miesięcy raz za razem. Nie byłem pewien czy w ogóle dam radę, taki nierozjeżdżony, a z każdym kolejnym dniem rozważań koniec miesiąca był coraz bliżej. Do tego były i dni deszczowe w prognozach. W końcu, od tych analiz prognozy, patrzenia na temperaturę i wiatry, wybrałem jazdę w jednym kierunku. Żeby to, na co każdy rowerzysta się non stop skarży, tym razem uczynić sprzymierzeńcem.

Budzik ustawiłem na 6. W związku z tym obudziłem się o 10:30. Jakimś cudem udało mi się tak sprężyć, że ruszyłem o 12, choć byłem bliski zrezygnowania, uważając, że to trochę późno.

Trasę podstawową miałem zaplanowaną do Opatówka. Tak na 102 km, dodając mały objazd przed Opatówkiem, bo bez tego by zabrakło. Ale oczywiście w rozważaniach dzień wcześniej chodziło mi po głowie, że skoro już pod sam Kalisz, to lepiej by wyglądało potem w logu, że dotarłem do stolicy byłego województwa. A w takim wypadku znowu, lepiej byłoby nie ograniczyć się do dojazdu na dworzec, który jest trochę na uboczu, a zwiedzić starówkę.

Trasę do Warty znam na pamięć, bo odcinkiem Szadek - Rossoszyca - Warta jeździłem dziesiątki razy, gdy jeszcze moją bazą wypadową był Sieradz. Dlatego nawigację rozrysowałem od Warty, w różnych konfiguracjach. Wersja z przedłużką na 100+ do Opatówka, wersja bez przedłużki, z dojechaniem przez Opatówek do Szałe, gdzie jest Zbiornik Szałe (formalnie Jezioro Pokrzywnickie) i przystanek kolejowy Kalisz Winiary oraz dojazd z Szałego do Starego Miasta w Kaliszu i powrót na tamtejszą kolej.

Decydować miało samopoczucie. I godzina na zegarku. Wraz ze zbliżaniem się do Opatówka, przed miejscem, gdzie dwa plany do Opatówka biegły w innych kierunkach, zorientowałem się, że dojadę jakiś kwadrans po odjeździe najbliższego pociągu, a na kolejny trzeba byłoby czekać 2 godzin. Wybrałem więc krótszy dojazd do Opatówka i już od razu, że Kalisz, skoro Szałe i centrum Kalisza dzieli tylko 6 km (to sprawdziłem w trakcie jazdy, bo miałem jakieś złudzenie z oglądania mapy dzień wcześniej, że to było 16).

W Kaliszu, jak na prawdziwego terrorystę rowerowego przystało, trochę łobuzowałem na drogach, zdezorientowany miastem, znakami, remontami. Co najmniej dwa razy w okolicach rynku pojechałem pod prąd. W zasadzie to sam Kalisz wyszedł tak trochę bez sensu. Nie miałem pomysłu, co ze sobą zrobić. Gdzie zacumować na jakieś jedzenie albo kawę. Pokręciłem się chwilę, postałem, po czym sprawdziłem, jakie pociągi mam do wyboru i zdecydowałem, że tym razem na rynku nie posiedzę i pojechałem na dworzec. Kiedyś to poprawię. Może zdążą skończyć wykopki wokół ratusza.

Znowu pieszy rowerzysta. Młody był wesoły i trochę się popisywał przede mną, gdy czekaliśmy na światłach. Na takich to ja się nie umiem złościć.
Niespodzianki.
Ryzykowałem bez objazdu. Co lepsze, leżącego znaku zakazu ruchu nawet nie zauważyłem. Dopiero w domu na filmie.
Na bardzo szerokiej jezdni obok idioci postawili zakaz ruchu rowerów, bym mógł jechać "wygodnie" i "bezpiecznie" chodnikiem.
Droga dla rowerów czy parking?
Mało kto zwraca uwagę na tabliczkę, jak tu należy parkować.
Bagażnik bezpieczniej zamykać.
Tyle widać za zakrętem. I to z pozycji skrajnie z prawej strony.
To nie przeszkodziło kobiecie za mną, z kierownicą po lewej stronie, ruszyć do wyprzedzania.
Autobusu nikt nie ruszy.
Uszczelka się urwała temu autobusu. Na dodatek.
Wywrotki też nikt nie ruszy.
Bliżej się już nie dało. Bo przecież korona z głowy spadnie, gdy się zaczeka na wolny drugi pas.
Laweciarz też trzymał mocno koronę.
Ciekawy nowocześnie wyglądający pojazd rolniczy. Chyba rolniczy.
Koreczek kombajnowy. A jak to jest z tym jeżdżeniem z hederem po drogach publicznych?
Tak biegnie pierwszeństwo.
Kierowca ma STOP i linię zatrzymania.
Ale chłopakowi się spieszy, a nie jakiś rower.
Dawno dawno temu była tu bardzo szeroka jezdnia, podobno awaryjny pas lotniczy. W końcu kiedyś postanowili wyremontować, ale nie całą szerokość. Najbardziej zniszczoną nawierzchnię zostawili, oddzielili płotkiem i postawili za nim nakazy ruchu rowerów. Widać po lewo, trochę zacieniony.
Ciekawe, co autor miał na myśli na wysokości tego leśnego wyjazdu, robiąc kilkadziesiąt metrów przerwy w śmieszce. Ja wiem - każdy bystry milicjant powie: "prowadzić rower pieszo".
Kończy się przed ostrym zakrętem przy podwójnej ciągłej. Bezpieczeństwo zwiększone!
27 km/h. Jeszcze rozpęd z górki.
Po minięciu mostu nad Wartą, dojazdowi do Warty (miasta) towarzyszy śmieszka rowerowa. Na domiar "śmiechu" była wybudowana w stosunkowo nowszych czasach, gdy już od wielu lat mówiono, że DDR powinny być asfaltowe. I jeszcze ta fascynująca przerwa ze skokiem z krawężnika.
Wykonana z kostki fazowanej, wszystko się rozpada, trawa wyrasta. Wiwat idioci od zarządzania drogami!
Aż się dziwię, że na tym fascynującym warciańskim chodniczku nie ma nakazu dla rowerów.
Kominy przejęte przez bociany. Na lewym sypialnia.
Na prawym pokój dzienny.
Pierwszeństwo na wprost.
Ale złomu nic nie zatrzyma, na pewno nie byle rowerzystka.
Ta moja trasa zboczyła od drogowskazów czy to na Turek czy na Kalisz. Wydawało mi się, że to takie ubocze, gdzie już nic nie jeździ. A tu proszę! Autobus liniowy.
Taka niespodzianka na wsi, za barierką, za chaszczami. Nie miałem chęci sprawdzać.
Okazało się, że było to coś, co nawet nadawałoby się na dobry DDR. Co prawda jest tylko po jednej stronie i dopuszczony jest ruch pieszych, a jest to bardzo wąskie. Przy okazji kolejny radar.
A pewnie, że zagadałem do kury!
Run Kurrest, run!
Skromna dzwonnica.
Z DDR momentami korzystałem. Już nawet chwaląc ją trochę w myślach. Ale nie należy przesadzać z tymi pochwałami.
W tej okolicy też służy do parkowania, wiadomo.
Potem skończył się asfalt i zaczęła granda.
Fazowana, falowana, z chwastami. Tu też idioci u władzy.
Sporo tu tych radarów.
Prawie się wywróciłem wpadając na krawężnik - to efekt przyglądania się z rozdziawioną buzią węglowi na składzie.
DK12. Opatówek. Potencjalny koniec wycieczki, ale jednak pociągnąłem dalej.
Idiota za kierownicą autobusu.
Po lewo była droga dla rowerów, która sprawiała wrażenie przyzwoitej.
Jak to zwykle bywa - tylko sprawiała wrażenie. Bezpieczniej jest przez podwójną ciągłą, slalomem między samochodami przejechać od odcinka do odcinka.
W samym Kaliszu wypróbowałem jakieś fragmenty DDR.
Kończy się po polsku, czyli nigdzie.
Nie wiem czy nawet będąc miejscowym zdołałbym się zorientować co jest na tym znaku. Zignorowałem ten objazd i pojechałem zgodnie z pierwotnym planem. Ale nie zauważyłem też żadnych zakazów dalej. To pewnie przez to, że mój zjazd z ronda najbliższego, prosto, ma już i na tablicy przekreślony zakaz ruchu.
Może trzeba po prostu auto na krótsze wymienić?
Kierowcy miejskich autobusów w Kaliszu nie wiedzą jak się wyprzedza pojazdy jednośladowe.
Kiedyś byłem zwolennikiem zachowywania zabytkowych kostek lub kocich łbów na starówkach. Chyba mi już przeszło.
Rynek. Ratusz. Mocno było wokół rozkopane. Ale schowało się dzięki robieniu zdjęcia zza rogu. Bo szukałem czegoś, by oprzeć rower na pierwszym planie.
Rowery publiczne na bogato - tandem i rower dziecięcy. Swoją drogą na przejazdach rowerowych w Kaliszu można korzenie zapuścić w oczekiwaniu.
Nie byłem pewien, co architekt miał na myśli. Kończy się chodnikowe DDR wzdłuż jednokierunkowej ulicy i chyba zaczyna się dwukierunkowa. I ten sygnalizator, typowy jak na przejazd rowerowy, który na przejazdach zwykło stawiać się za przejazdem, postawiony na końcu DDR. Nie wiem czy w tej sytuacji nie czytelniej byłoby postawić sygnalizator z trzema światłami. Założyłem, że to po to, bym się stąd włączył na jezdnię, ale bardzo to moim zdaniem nieczytelne. Mogliby jeszcze wydać kilka zł na czerwoną farbę, bo jednocześnie z naprzeciwka są puszczani skręcający we mnie.
Dwa pasy, ale nie, przytulamy się.
Fiu, fiu. Zawiłe.
Tu już tablicy z prawej nie dostrzegłem - tablicy, która najwyraźniej ma mi sugerować, że do dworca się skręca. I przejechałem za daleko. Dziwne oznakowanie.
I dotarłem.
Tu lepiej widać dziecięcą wersję roweru publicznego.
Na wieszaku w Polregio. Akurat przyjechał, gdy dotarłem na dworzec, bo w zasadzie planowałem ŁKA, z racji mojej ogromnej awersji do tej post-PRL-owskiej zatęchłej firmy, która dawno miała upaść, ale niestety obecny rząd postanowił ją ratować. Jednak wygrała chęć dotarcia godzinę szybciej do domu. W aplikacji nie udało mi się kupić biletu, bo idiotyczne ograniczenie, że trzeba 5 czy 10 minut przed odjazdem najpóźniej. Jakoś wybłagałem brak dopłaty za wsiadanie na stacji, na której są kasy, ale i tak padł klasyczny suchar, że powinienem zapłacić karę za to, że nie zgłosiłem się po bilet do pierwszego wagonu po wejściu do pociągu. Nieodmiennie wsiadanie z rowerem czy innym wielkim bagażem do przedziału towarowego na drugim końcu formalnie z tego nie zwalnia. Stare czasy z etosem urzędnika oburzonego, który zawsze znajdzie problem.

Łódź - Starowa Góra - Rzgów - Kalinko - Tadzin - Konstantyna - Łódź

Niedziela, 17 lipca 2022 · Komentarze(2)
Kategoria 40 - 70 km

Pierwszy Poprzeziębieniowy Ride

Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Kilka dni po Gran Fondo 29.06 dopadło mnie przeziębienie. I choć podczas samego wyjazdu trochę zmarzłem, to nie jego winię, a raczej to, że w następnych dniach, z powodu upałów, chłodziłem się intensywnie pod klimatyzacją. Silne i trzymało mnie dwa tygodnie. Nadal nie ozdrowiałem do końca, więc nie jestem pewien, czy ten rower w niezbyt jeszcze ciepły dzień był dobrym pomysłem, ale ile można chorować?!

Tak trochę bez planu, myśląc, że może tylko po mieście, potem, że może tylko przez Rzgów i z powrotem przez Grodzisko. Ostatecznie jeszcze odrobinę więcej poza miastem.

Pułapka na DDR przy Mickiewicza przed Politechniki.
Pod parafią ewangelicko-reformowaną, której schody dobrze służą oczekującym na zielone na przejeździe, też coś wygryźli.
Zdążyłem już widzieć alarmujący reportaż o przedszkolakach, które podobno masowo są obdarowywane przez nieświadomych rodziców, mającą skrzywdzić ich psychikę, morderczą maskotką z kłami, Huggy Wuggy. Teraz udało mi się złapać dziecko (wraz z rodzicami za nim) na gorącym uczynku.
Jak się dowiedziałem po fakcie, dziś rozpoczęło się European Universities Games 2022, której to edycji gospodarzem jest Łódź. Flaga jest okolicznościowa. I sportowcy pod akademikiem.
Zresztą mijałem kilka grupek sportowców.
Młody chłopak w znudzeniu uprawiał zabawę w kroczenie na progu DDR i chodnika. Za nim ojciec, który mnie zauważył...
...i ryknął do chłopaka rozkazem zejścia z rowerówki, w tym najgorszym momencie, jak się akurat z chłopakiem równałem, więc ten oczywiście wykonał skręt w złym kierunku. I choć, co do zasady, nieprzytomni spacerowicze na DDR powinni się bać, to nawet trochę mi się go zrobiło szkoda, tak się przestraszył (czego nie widać dobrze pod prywatyzującym emoji) :P.
Największa zmora DDR - rolkarze. Jeżdżą całą szerokością i prawie zawsze - dokładnie jak tu - zaczopowani słuchawkami, by nie wiedzieć nawet, że ktoś nadjeżdża i zmuszać do hamowania.
Jakoś tak, wandalizm nie wywołuje we mnie uśmiechu.
Model 2+2 - wystaje tam jeszcze czwarta głowa z gniazda.
Kolejna bociania rodzina. Przy okazji jakiś mniejszy ptak się złapał w kadrze. Może to był Ćwirek, mieszkający gościnnie u bociana?
14.06 stanął tu znak "Uwaga! Wyjazd z budowy.", przed kompletną drogą i skarpą po prawo uniemożliwiającą wyjazd. 19.06 był ten sam znak i już pierwsze prace wskazujące na to, że zostanie przebita droga wyjazdowa. Teraz jest zmieniony znak a i wyjazd jako żywo.
Jestem ciekaw jaki jest plan na rowerzystów na finale tej zmiany. Bo jest to stosunkowo spore wzniesienie i ktoś może uznać, że to niebezpiecznie tak przy samym skrzyżowaniu. Mam nadzieję, że nie skończy się to modnym pomysłem na absurd 4 zakrętów 90°, czyli z jazdą w lewo do przejazdu i wracaniem.
Tradycja. Szedł równolegle do DDR i po prostu wtargnął pod ostrym kątem.
Zbezczeszczenie roweru. To był tandem, ale nie w tym problem. Wspomagany był silnikiem,,, spalinowym! Po lewo wydech. Śmierdziało co najmniej 100 metrów za nimi.
Pieszy, któremu marzy się rower.
Na ideologicznym billboardzie ktoś dopisał numer telefonu do Aborcji Bez Granic.
Rzuciło mi się to w oczy dopiero podczas oglądania nagrania...
Mam nieodparte wrażenie, że zamaskowane dziecko siedzi na kradzionym przemalowanym rowerze publicznym. Zwłaszcza, że dla porównania obok jest kolega na oznakowanym publicznym. Słyszałem już wcześniej o takich "sprytnych" kradzieżach.
To jest takie przejście z przejazdem, na którym zielone jest na wszystkich segmentach naraz, o ile jest na nich zgłoszenie. Niestety, nie przejechałem, bo żaden z pieszych, który był tam już, zanim doszło do zielonej fazy, nie uznał, że przycisk służy po to, by go nacisnąć. Nacisnąłem zatem ja i czekałem razem z tamtymi, którzy zaczęli już robić do siebie zdziwione miny, że jeszcze nie przeszli, aż cały program przewinie się od nowa. Bo to jeden z tych wielu beznadziejnych przycisków zgłoszeń, które działają wyłącznie przed.
Zupełnym przypadkiem nawet niezły panning shot wyszedł mi z kamery, bo akurat skręcałem z podporządkowanej, gdy kolega na hulajnodze przejeżdżał na pierwszeństwie. Trochę aż mi głupio robić z niego "kryminalistę" (co prawda poruszać się jezdnią tu formalnie nie powinien), ale niech będzie dla prywatności.
Zjechałem z jezdni Piotrkowskiej stosunkowo wygodnym włączeniem się na DDR, a tu psikus - przejazdu na wprost nie ma.
Tu też jest częściowo rozkopane, ale przejechać się da za blaszanym płotem. Teraz objazd przez Roosevelta jest bardziej wymuszony, bo znak już stoi miesiącami, ale wcześniej był dość powszechnie ignorowany, bo wystarczało rowerem jechać po piętach pieszych na remontowym zwężeniu.
(facepalm)(facepalm)(facepalm) (ścieżka dźwiękowa)

Na 3 śniadanie

Środa, 29 czerwca 2022 · Komentarze(2)
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.

Nagranie jest na końcu głównej wycieczki dnia. Film poniżej powinien wystartować od 36:42.





W nagrodę za Gran Fondo pojechałem zjeść śniadanie na Piotrkowskiej, czego bardzo dawno nie robiłem, więc musiałem przy tej okazji zaszaleć.

Łódź - Kazimierz - Jeziorko - Szadek - Wrzeszczewice - Ludowinka - Pabianice - Łódź

Środa, 29 czerwca 2022 · Komentarze(2)
Kategoria 100 - 150 km

Przed Wschodem Po Gran Fondo Ride, a upał się rozmyślił

Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Kondycji to ja na setki nie mam, ale Gran Fondo działa motywująco. Zwłaszcza, że zrobiłem już w kwietniu i maju, to kusiło utrzymać trend jednego trzycyfrowego dystansu na miesiąc. W czerwcu miałem dodatkowy regres w formie i temat takiej wycieczki odsuwał się w czasie. Przyszedł koniec czerwca, a w nim ciągłe upały. Dwa razy wyjechałem już o 6, ale było to na dystanse połowę krótsze. Zarówno na 29. jak i 30. był prognozowany skwar, 30. jeszcze większy. Mając na względzie jak szybko ma wzrastać temperatura od rana i ile zajmuje mi przejechanie 100 km, uznałem, że najbezpieczniej będzie wyjechać o brzasku.

Budzik ustawiłem na 2:30. Poszedłem spać o 21, sprawdzając jeszcze raz prognozę - upał. Obudziłem się kwadrans przed budzikiem. Przed wyjazdem sprawdziłem na balkonie czy chłód wymaga założenia przeciwwiatrówki na początek. Uznałem, że tak. Tknęło mnie też, by jeszcze raz zerknąć w prognozy, czy przypadkiem nagle jakieś deszcze się w niej nie pojawiły. Deszcze nie, ale okazało się, że upał jest odwołany. Prognoza z 21 przewidywała, że 26°C będzie już chyba o 9. Poranna, że do 24 dobije w południe. Ruszyłem w drogę o 3:50. Jeszcze lampki się przydały o tej porze.

W kurtce wydawało mi się za ciepło i - korzystając z okazji, że stanąłem na zdjęcie - zdjąłem ją na wiadukcie nad S14 na wylocie z Łodzi. To była 4:25. Bo przecież miał zaraz być wschód i cieplej. Pomyliłem się - za Łodzią temperatura wskazywana przez Sigmę zaczęła maleć, osiągając 16,5°C. Trochę mi było chłodno mimo ruchu, ale na takie manewry by stawać znowu i zakładać dopiero co złożoną kurtkę, to nie miałem ochoty. Czekałem na słońce. To jednak nigdy nie nadeszło. Jechałem w całkowitym zachmurzeniu i mgle. Temperatura rosła bardzo powoli, przed Pabianicami (końcówka trasy) z trudem dobiła do 19. W Łodzi było już 20.

Kilka psów było już aktywnych. Na szczęście nie zostałem zjedzony. Część, choć w otwartych bramach, smacznie sobie jeszcze spała. Z żywych zwierząt jeszcze sarna stanęła na mojej drodze, ale zaraz ze strachem uciekła skąd przyszła. Niestety widziałem też rozjechaną jakąś małą żmiję. A potem kierowca, który mnie wyprzedził wielkim pędem, w odległości, na moich oczach, coś potrącił. Był to jeż. Gdy go mijałem, to już konający. A to nie jest tak, że było go słabo widać na bardzo jasnym tam asfalcie. Wystarczyłoby nie jechać jak na wyścigi i obserwować drogę.

5:21 - wjeżdżam do Szydłowa.
Elektrownia wodna na Nerze w Małyniu.
Szadek. Półmetek trasy. Piękna pogoda, piękne widoki. :X
Film z miksem kierowców stwarzających zagrożenie. Komentarz do sytuacji w opisie na YouTube.
Drugie światła wycieczki. A na zegarze na ścianie 3:55.
Miasto woonerfów. Dwa, których istnienia nie kojarzyłem, zauważyłem przy Zielonej.
Buspas. Czyli w Łodzi strefa zakazana rowerzystom, bo bezpieczniej środkiem jezdni.
Niby miasto, a koty biegają.
Tak poważnie to kojarzę, że miasto ma jakieś programy wsparcia dla wolno żyjących kotów, by szczurów nie było.
Korzystając z pustki na ulicach przejechałem po staremu, jak za czasów, gdy DDR obok nie istniało. Tak sentymentalnie.
Remoncik?
Przejeżdżając przez wiadukt nad S14 zauważyłem światła węzła ładnie rozmyte we mgle. Chciałem zrobić zdjęcie.
Niestety jak stanąłem i dobyłem telefon, to latarnie akurat wyłączyli. Tu też zdjąłem kurtkę, co okazało się przedwczesne.
Jadą więźniowie. Poza nieprzyjemnym zapachem otrzymałem powiew ciepła. Rekompensata za kurtkę wiszącą na kierownicy.
Od razu się zacząłem zastanawiać czy tu po prawo mają psy. Bo tak świetnie zabezpieczyli bramę.
Pies po lewo. Mały nie był. Na szczęście zajęty był toaletą.
Tego spacerującego z naprzeciwka wystarczająco odstraszyła wyciągnięta w jego kierunku ręka z gazem.
Ten też najpierw pokornie spuścił głowę, gdy w niego celowałem. Potem miał jednak chwilę pomysłu, by może za mną pogonić, ale gdy nie przestałem celować, również za siebie, to mu przeszło.
Kościół w Małyniu.
Młyn wodny w Małyniu.
I jeszcze raz Małyń. Tym razem coś żywego.
W Lichawie do tej pory jeździłem w lewo. Pierwszeństwo prowadzi w prawo. Po lewo jest piękny asfalt. Myślałem, że bycie drogą nadrzędną zobowiązuje.
Ale nie. Tu jest zła nawierzchnia.
Później, przy dość oryginalnej chałupie, jest już odcinek dobrego asfaltu.
Kolejna zmiana, choć z dobrego na dobre.
Z nami zmieniają!
Wybrałem ten kierunek w Lichawie, bo chciałem wypróbować drogę, którą widziałem z Marcelina i wydawała mi się na całkowicie nową, co do nawierzchni. Jednak nowa nie jest.
Przed samym Marcelinem jest świeższy odcinek, choć też nie idealny. Może jednak to nie to skrzyżowanie przyciągnęło moją uwagę? Bo jest jeszcze jedno, ale Geoportal nie pokazywał mi tam asfaltu.
Na dowód piękna porannej pogody: wiatrak w Szadku.
Gdy ruszyłem po zdjęciu wiatraka, na moją drogę wybiegła sarna. Zauważyła mnie, stanęła w bezruchu chwilę mierząc mnie wzrokiem, po czym zawróciła na pole, z którego przyszła.
Próbowałem nagrać wideo z 5x teleobiektywu telefonu, ale, pomijając długie zdejmowanie, to jadąc tak trząsłem, że telefon najwyraźniej postanowił się nie przestawić na tele i został na cyfrowym zoomie (nie mam nad tym ręcznej kontroli), a i tak więcej tej sarny nie było w kadrze niż była. Dlatego tylko dwie klatki z sarnią plamą.
Gęsta mgła unosiła się nisko. Kondensacja zalepiła mnie i kamerę. Okulary też, przez co lepiej widziałem nad nimi niż przez.
Stały punkt tankowania na tym standardzie trasy, wypadający mniej więcej w połowie drogi. Wziąłem małego hot-doga, bo wydawało mi się, że głodny nie jestem (śniadanie zjadłem przed wyjściem). Ale po nim poczułem, że jednak to mało jak na dalsze 50. Wszedł więc i drugi.
Jak się robi taki kształt śladów?
Ciekawe. Kilka drzew było pochylonych na zewnątrz drogi. Za duży podmuch od TIR-a? :P
Jeszcze jeden bocian. Jak patrzę na to zdjęcie po fakcie, to wydaje mi się, że mogło być to już podrośnięte pisklę. Ale nie jestem pewien.
W zasadzie nie widać tego, co chciałem pokazać. Przy prawej krawędzi drogi, na dole kadru, coś wyglądającego jak leżący kamień o odrobinę innym odcieniu, to był to fragment słupa znaku drogowego wraz z betonem, w którym był zatopiony. To, że trafiło to na jezdnię i się z nią zintegrowało, jest intrygujące.
Piątkowisko zyskało poduszki berlińskie wokół dwóch z trzech przejść. Środkowe jest bez. Może uznano, że wystarczająco zwalniają okalające.
Nie przypominam sobie by był tu taki żenujący zabieg wcześniej.
Może ma udawać, że absurdalne kilka metrów formalnej drogi rowerowej jest ciut dłuższe.
Chodnik z CPR ma 80 metrów. Asfalt śmieszki - 180. Pomysłodawca albo się uderzył w znak, albo zasługuje na to, by ktoś mu takim przyłożył.
Pomocna tablica przed rondem w Ksawerowie z drugiej strony niż poprzednio.
Droga rowerowa wokół Stawów Stefańskiego. Tam po prawo jest droga dla pieszych.
"Fajna łąka". Łódź ma też program "Fajna ulica".
Drugi raz takie coś mijałem, tylko poprzednio w innym parku i znowu nie sprawdziłem co to.
A tutaj silne wiatry zapewne obróciły znaki. DDR jest w lewo, ale z braku znaków się nie zorientowałem i pojechałem prosto.
Za karę wylądowałem na szutrze dla pieszych. Na pocieszenie znak dla lokalnych patriotów mijałem od dobrej strony.
Tu jest serwis rowerowy, którego cechą charakterystyczną jest przyciąganie wzroku mijających go rozstawionymi rowerami. Na mnie działa. Znaczy przynajmniej co do dostrzeżenia, bo nie korzystałem z usług.
Bardzo ciekawy pomysł plastyczny. Dorobili koronom pnie.
Przeszło mi przez myśl, że to letni wzór habitu. Ale zdaje się, że to jest jeden i ten sam przez cały rok, a model zależy od zakonu. Jak ktoś trafi gdzieś, gdzie są czarne, to będzie się latem smażył na ziemi, bez pomocy piekła.
To zrobię panu darmową reklamę. Nie wiem jaki jest z niego hydraulik, ale oryginalność z wożeniem warsztatu na rowerze towarowym zasługuje na plusik.
Dorośli dają zły przykład...
...dzieciom. Legalistą nie jestem. Nie wyznaję stania na czerwonym dla zasady. Ale to skrzyżowanie specjalnie bezpieczne nie jest, więc mam mieszane uczucia. Zwłaszcza co do młodego.

Łódź - Pabianice - Rydzyny - Róża - Mogilno Duże - Dobroń - Piątkowisko - Łódź

Niedziela, 26 czerwca 2022 · Komentarze(8)
Kategoria 40 - 70 km

Cholerne puszczane wolno kundle!

Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Ponieważ końcówka czerwca rozpieszcza nas sierpniową pogodą, to drugą niedzielę z rzędu, a i też drugi raz w tym roku, nastawiłem budzik nieprzyzwoicie wcześnie, z powodu roweru. Udało się wyjechać o 6.

Niezmiernie irytuje mnie wiejska moda na psy biegające wolno. To powinno być karane. Nawet w teorii i w obecnym stanie przepisów tego państwa z papieru się da, ale do tego trzeba byłoby mieć jakąś policję, której się chce.

Mimo że dość mocno się nawodniłem przed wyjściem, zdążyłem kolejny raz odczuć poważny brak mocowania pod drugi kosz na bidon. Po drodze nie trafiłem na otwarty sklep (dziękuję, Mały Naczelniczku Państwa).

Inni rowerzyści chyba postanowili pospać trochę dłużej. Jednego w stroju kolarskim mijałem w Łodzi, gdy wyjeżdżałem. Jeden na rowerze crossowym w Róży. Tak to zasadniczo bezrowerze, dopóki nie dotarłem do Gorzewa, gdzie się nagle zagęściło. Podejrzewam, że ci właśnie ruszali na swoje eskapady.

Ładnie było. Ptaki prowadziły poranne koncerty. Poza sfotografowanym bocianem i drapieżnikiem, widziałem wiele innych, różnych gatunków, których nazwać nie umiem. Jedna wiewiórka też uciekała przede mną.

Jak to szły te teorie psiej psychologii? Żeby zwrócić się w kierunku psa, bo wtedy on się boi, a goni, gdy się ucieka? Ten dostrzegł mnie z odległości i biegł z agresywnym ujadaniem na czołowe. Potem jeszcze z bramy po prawo dołączył do niego kompan (słychać podwójne ujadanie na nagraniu). Złapałem bardziej zużytą butelkę gazu i dała z siebie tylko odrobinę strumyka, który nie zrobił najmniejszego wrażenia na kundlu.
"Najlepszy przyjaciel człowieka".
Koty, przy całym swoim uroku, nie potrafią przechodzić przez drogę. Wybiegł mi taki i jak przyhamowałem, a okładzinę moją słychać, to kot się przestraszył i próbował sforsować siatkę.
Literalnie sforsować. W panice próbował zmieścić się w oczku siatki. Jednak, biedaczyna, okazał się większy niż to oczko.
Do "celu" dzisiejszej wycieczki dotarłem ok. 8, co obwieszczały mi dzwony lokalnej parafii. W ogóle dzisiaj mi dzwoniono - na Farnej w Łodzi, tu w Dobroniu i znowu w Łodzi na Kusocińskiego. Komu bije dzwon?...
Wygodne miejsce na pogaduchy.
Remonty - północne przejście i przejazd przez Politechniki na wysokości Wróblewskiego są zamknięte.
Po lewo dwie kamery wspomagane na oko jakimiś radarami (wsparcie wykrywania ruchu?) patrzą na tyły pojazdów wjeżdżających z lewoskrętu. Szukają spóźnialskich?
Sroka uciekała z DDR sprzed mojego roweru. Ale skrzydła służyły jej tylko do nieudolnych prób wspomożenia biegu, a nie odlotu. Może młoda i lotów jeszcze nie opanowała.
Oryginalny sposób na parkowanie tak na odnodze skrzyżowania. Ktoś robił dostawę zapasów. To chyba jakiś "przetrwals", bo zerknąłem w kierunku otwartego garażu, a tam papier toaletowy od podłogi do sufitu.
To jedno ze skrzyżowań z pętlą indukcyjną. Tym razem pojechałem po prawej stronie pasa do skrętu w lewo i jakimś cudem się udało.
Niezwykle pomocny jest ten drogowskaz o rondzie.
Tu część ksawerowskiego bubla, bo przystanek też trzeba było wcisnąć, to wjeżdża się w oczekujących. Przy czym cała ta śmieszka jest bezużyteczna, a poruszanie się nią zwiększa szanse wypadku.
Nie urosło się temu znakowi. Ledwie mi sięgał nad kierownicę.
Nawet nie wiem czy już jeżdżą te tramwaje do Pabianic czy tylko ciągły remont. Moją uwagę zwróciły dorobione zwrotnice, które kształtem sugerują, że powstanie tu pętla.
Co to znowu za chodnik, a co gorsza obok niego jakiś podkład?
Jak nic nową świnię będą rowerzystom podkładać.
Ciekawe. W ogrodzeniu domu jest klapka jak dla psa (oby nie, tfu!) lub kota.
Dziwne miejsce na wylanie asfaltu. Bo tu w zasadzie nic nie ma, do czego trzeba by takiej drogi. Tak mi się wydaje.
Na połączeniu S14 z S8 dostrzegłem drapieżnika.
Obstawiam, że to myszołów, choć z tej plamy trudno być pewnym.
Za to cewka w Dobroniu tradycyjnie mnie zignorowała. To i ja po oczekiwaniu zignorowałem czerwone, gdy dokoła było pusto.
Dobroń. Osiągnięty za minutę ósma. Zjechałem na stację mając złudzenie, że może będzie tu zegar do uwiecznienia tej wczesnej godziny.
Jest tu w końcu wyremontowany peron.
Jednakże remont nie objął dawnego budynku stacji, w którym wciąż ktoś pracuje, nie wiem czy jeszcze jako zawiadowca czy tylko dróżnik. A wydaje mi się, że kiedyś był tu zegar na ścianie. Kwadrat nad oknem z prawej by całkiem pasował.
Skończyło się eldorado jeżdżenia po części budowy nowego odcinka S14 - w sobotę 25 otworzyli. Popatrzyłem więc na kierowców w puszkach, sunących z nowego odcinka, z góry. Znaczy z wiaduktu w Górce Pabianickiej.
Widok na północ.
Przynajmniej jakieś samochody jechały od strony Aleksandrowa. Bo chyba wszyscy jadący w przeciwnym kierunku skręcali do Łodzi.
Widok na południe.
Byłem już niemalże pewien, że coś zmienili i nie reagują teraz te radary na rower. Co mnie dziwiło, bo gdy dawniej gościł taki w Starych Skoszewach, to zawsze miałem pomiar. Ale jednak nie. W Skoszewach był na zjeździe, więc "się samo". Tu akurat jest jeszcze mały podjazd po dużym podjeździe w Górce Pabianickiej i jeździłem tu leniwie. Ale postanowiłem tym razem sprawdzić czy go jednak obudzę. I udało się. Najwyraźniej trzeba mieć minimum 30. I nawet ładnie mi podziękował. Nie to, co kierowcy chwilę przede mną, któremu prędkość wyświetlała się w kolorze czerwieni.
Najpierw z lekkiego ukrycia, bojąc się spłoszyć, sfotografowałem takiegoż przystojniaka.
Potem już nie z ukrycia, ale jednak, jak to bocian, zdążył odmaszerować na bezpieczną odległość.
Jako "grzeczny obywatel", prawdziwy legalista, przejechałem po śmieszce. Na tym wjeździe to naprawdę łatwo się wyrąbać będzie, nawet w suchą pogodę. Bo krawężników to się nie pokonuje pod kątem kilku stopni.
Przezornie przejechałem na zjeździe "pod prąd", bo ja już wiem. Wiadomo, przy DDR trzeba je znać na pamięć, by z nich korzystać.
Tu koniec i zmiana strony. Ale dzięki wcześniejszemu "pod prąd" i tak jednej zmiany uniknąłem.
I już skręciłem na rondo. Taki kryminalista rowerowy. Dlaczego tak?
Bo ten fragment DDR ma tylko kilka metrów, potem znowu jest przejazd, zjazdu na jezdnię nie ma, a po lewo jest też tylko kilka metrów. Jest to bubel. Nawet jeśli kiedyś ktoś na złość rowerzystom dobuduje dalej DDR po lewo, to bubel na rondzie bublem pozostanie.
Po drodze mijałem grupkę, która jechała normalnie, po ludzku, po jezdni. Aż mi było wstyd. Bo miejsce roweru jest na jezdni!
W oddali kierowca klaksonem obwieszczał, że nie lubi, gdy się go próbuje rozbić, wymuszając pierwszeństwo.
Bo jadący w poprzek nic nie zrobił sobie ze znaku skrzyżowania równorzędnego. Jechał w końcu po szerokiej jezdni.
Chłopak ma poranną przejażdżkę z tatą i widać, kto młodego inspiruje nie tylko do roweru, ale i do jazdy bez trzymanki.

Łódź - Krzywiec - Babice - Kazimierz - Słowak - Zgniłe Błoto - Rąbień - S14 - Łódź

Piątek, 24 czerwca 2022 · Komentarze(1)
Kategoria 70 - 100 km
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Ostatni dzień S14 dla rowerów?

Najnowsze plotki dziennikarskie mówiły, że otwarcie 25. Gdy wróciłem, to sugestie pojawiły się też, że o 8. Więc może będę wśród tych, którzy prawie przed samym otwarciem pojeździli. Choć jak ktoś wstanie w sobotę skoro świt, to jeszcze będzie miał spory zapas czasu.

Tym razem na gorącą pogodę wybrałem strategię wyjechania bardzo późno, zamiast bardzo wcześnie. Tyle że S14 miało być tylko przy okazji, a zasadniczo to jakaś miła pętelka. I żeby jakoś pętlę zgrać z obwodnicą, to pojechałem na odcinki, których miar nie mam w głowie. Wyszło na to, że wyjechałem za późno. A przynajmniej wróciłem za późno. Kto to słyszał, żeby po 23 z roweru wracać? Nawet w te najdłuższe dni. To tylko ci jacyś tacy dziwni, co lubią po nocach jeździć, ale oni to raczej wyjeżdżają o 23.

Tu jest dobrze ukryty dodatkowy przejazd dla rowerzystów, poza drogą asfaltową biegnącą w poprzek. Wystarczy objechać zejście do podziemi, obecnie zdewastowane przez jakichś oszołomów (nie chodzi o temat, ale metodę).
Za zejściem jest odcinek chodnika oznaczony jako CPR.
W ten sposób można włączyć się na Żeromskiego ciut wygodniej.
Skrzyżowanie z 6 sierpnia ma zamknięty jeden pas. Światła są przeprogramowane, by puszczać ruch wahadłowo.
Tradycyjny sposób traktowania metod zwalniających wybijających zęby.
Jeden z tych fascynujących przejazdów, które prowadzą donikąd. Do niego dojechałem drogą dla rowerów, ale za przejazdem już jej nie ma.
Ul. Krańcowa. Ktoś miał chyba kryzys twórczy. Na innym krańcu miasta jest ul. Graniczna.
Szuter uświadomił mnie, że jednak nie znam dobrze tego przejazdu, którym chciałem ominąć potencjalne długie oczekiwanie na skręt w lewo w ul. Złotno. Bo miał być asfalt. Po wycieczce wiem, że skręciłem o jedno skrzyżowanie za wcześnie.
Dzisiaj po strojach uczniów na ulicach można było domyślić się, że to koniec roku szkolnego.
Ciekawe czy zapadło się, bo coś robili czy zapadło się już wcześniej, próbowali poprawić, ale nadal się nie udało?
Po (po wiadukcie, a po lewo widać S14).
I pod.
Zrobiło się zielone, panu czekającemu za mną zawył silnik, bo musiał od razu mnie wyprzedzić, zmuszając tego z naprzeciwka do ucieczki.
Stan karoserii może wskazywać, że lepiej mieć się na baczności.
Lubię, gdy kierowcy zachowują odpowiednio duży dystans przy wyprzedzaniu. Tylko nie rozumiem, gdy robią to beztrosko na zakrętach.
Tablica upamiętniająca remont nawierzchni. To jedyny jego skutek, który przetrwał, bo sama nawierzchnia już nie. Można by było tablicę usunąć, bo trochę wstyd.
Na tej trasie pod wieczór nawet trafiło się kilku rowerzystów. Ten z daleka :P.
Słońce powoli się chyliło ku zachodowi.
Na drzewie nad stawami w Zgniłym Błocie dostrzegłem śpiewającego ptaka. Niestety ledwo podszedłem bliżej, a i tak było to ze 20 metrów od, to od razu gdzieś uciekł. Pozostało mi wsłuchać się w orkiestrę natury.
Miałem zaplanowany tylko minimalny detal trasy. Droga ze Zgniłego Błota prowadzi prosto do ronda w Rąbieniu (tego od słynnego samochodowego lotnika), a ja chciałem dojechać do ronda łączącego się z węzłem Aleksandrów na S14, bez jechania po DK71. To było możliwe wybierając uliczki osiedlowe Rąbienia, którymi nigdy wcześniej nie jechałem. Przy okazji nieprzyjemny sposób spowalniania ruchu, ale przynajmniej z marginesem dla rowerzystów.
Za to tu jest taki styl, który bardziej lubię. Bez urywania zawieszenia. I też rowerzysta ma prosto.
Jeden z tych wciąż nie tak bardzo popularnych pojazdów. Jakie to odgłosy boleści wydaje przy wyprzedzaniu roweru.
Ulica osiedlowa, ale szybki kierowca nie poczeka - jak nie w rowerzystę wjedzie, to może w wózki dziecięce.
Szkaradna budowla ponad normę domków dokoła.
Wystarczyłby mi kadr z kamery, ale poczułem się sprowokowany.
Było jeszcze o groźnych psach i osobna tablica o "konsekwencjach prawnych" fotografowania. Tajna rudera wojskowa.
Gdy rysowałem ten przejazd przez Rąbień nie przyjrzałem się gdzie w zasadzie są te drogi w kontekście terenu, którym zwykłem się poruszać. I niespodzianka - tu bloki rozpoznałem. To już Aleksandrów i często właśnie tym osiedlem i drogami, które prowadzą do nowego ronda, omijałem kawałek śmieszki rowerowej na DK71 na wyjeździe z Aleksandrowa.
Do ronda, powstałego w związku z budową S14, dojechałem ul. Wycieczkową w Rąbieniu AB. To zapewne będzie najmniej popularna jego odnoga.
Barykady jeszcze stoją. Czyli mogę jechać, zwiedzać. Ciekawe, że ktoś postanowił pola wyłączone z ruchu wykleić potykaczami.
Pierwsze spotkane po drodze samochody na zamkniętym terenie. A raczej samochodziki. Sterowane radiowo. Niewykluczone, że tę samą ekipę widziałem podczas pierwszego objazdu S14, wówczas na polu, bo to tuż obok było.
Nie przestaje mnie zastanawiać sens zakazu wjazdu na roślinną wyspę ronda, na dodatek z wyłączeniem.
Widać tu w oddali rozmazane kreseczki latarni. Jeszcze ciemno i...
...stała się jasność! Na moje powitanie, na węźle Lublinek. Włączyli o 21:05, to krótko po zachodzie.
Ciekawe co tu się asfaltowi stało.
Trzy wiadukty: Szynkielew, sam węzeł i Górka Pabianicka. I włączone oświetlenie.
Lokalne dzieciaki też zażywały ostatnich chwil dostępu do tej drogi. W ich wieku pewnie jeszcze lepsza przygoda.
Węzeł Retkinia nie był oświetlony.
Zdziwiła mnie otwarta brama. Spodziewałem się, że takie rzeczy dopną... domkną na ostatni zamek przed otwarciem, z jakimś zapasem.
Węzeł Konstantynów świecił.
Spotkałem długouchego. Ciekawe czy biedak odnajdzie drogę ucieczki.
W zapadających już ciemnościach, widziałem najpierw w oddali jakieś trzy światła, rozstawione po całej szerokości pasa, zacząłem się aż zastanawiać czy zaraz mnie nie czeka jakiś wyścig motocyklistów. A to jednak tylko inni rowerzyści.
Węzeł Aleksandrów również świecił. Za to wydaje mi się, że poprzednio lampy prowadzące do zwężenia pasa były na każdej tablicy kierującej, a tym razem kilku brakowało. Ktoś ukradł na pamiątkę?
Hipnotyzujące wrażenie sprawia ich synchronizacja.
Chciałem się jeszcze dostać na DDR. "Szczęśliwie" ktoś zepsuł barykady, więc nie musiałem przenosić roweru.
Chciałem zobaczyć doświetlenie DDR, o którym pisałem już wcześniej, w działaniu.
W tuneliku też jasno. A ściema-tabliczka o monitoringu nie odstraszyła jakichś beztalenci.
Widok z wiaduktu na oświetlone południe.
Trafił się jeszcze jakiś turysta na e-hulajnodze. Miał ją oświetloną ozdobnie jak niektóre TIR-y. Kamera nie poradziła sobie z kolorami, bo oświetlenie rury sterowej było niebieskie.
Tu już doświetlone nie jest. I niezbyt bezpiecznie, bo to koniec całkiem szybkiego zjazdu.
Ślepa uliczka? Zaryzykowałem.
Niestety jest również oficjalnie ślepa dla rowerzystów, bo kończy się chodnikiem, bez prawa dla rowerów i bez żadnej sensownej opcji włączenia się na rondo.
Nie miałem przygotowanego planu, nie wiedziałem, ile będzie kilometrów. Bo i pętla przez Kazimierz i Zgniłe Błoto nie jest w moim stałym programie i nie byłem pewien ile w zasadzie mi na tej S14 zejdzie. Wszystko zeszło trochę za długo i po DK71 (która wkrótce nią nie będzie), po której nie przepadam jeździć nawet za dnia, jechałem w ciemnościach.
Wybrałem też sobie jeden z najgorszych dojazdów do Łodzi. Choćby dlatego, że jest ruchliwy.
Na (na jezdni).
I nad. Choć tu to było zgadywanie "ach, widzę, że to wiadukt, to pewnie to". Wolałem zwyczaj przezroczystych ekranów na wiaduktach.
Z S14 wracałem już odwodniony. Jakąż radość wywołał we mnie widok Żabki na Rąbieńskiej! Pół litra wypiłem na miejscu i 0,75 zabrałem na drogę.
Rąbieńska zasadniczo też nie jest dobra na nocne podróże, bo raz, że niecała jest oświetlona (choć mam wrażenie, że i tak jest więcej latarni niż kiedyś), dwa to z kiepską nawierzchnią. Ale za to Żabek tu widzę do wyboru do koloru.
Zmiany, świetnie... Buspas na Traktorowej. I gdzie mają w tym mieście, w którym rowerem nie wolno po buspasie, jechać rowerzyści, gdy jadą w przeciwnym kierunku? Drażnić kierowców trzymając się 4 metry od krawężnika? Bezpiecznie...
Czy to pas dla włączenia się rowerzystów na jezdnię?
Czy to parking jednak?
A może zatoczka autobusowa...?
To wspaniałe oznakowanie, które dla wielu jest nieczytelne. Gdy wyjeżdżałem z tego przewężenia, to pieszy podejrzliwie spoglądał to na mnie, to na taki sam znak po przeciwnej stronie.
Zostałem przepuszczony przez dwa tramwaje. Chyba boją się tu ryzyka, bo rowerzyści zjeżdżają z górki.
Dochodziła 23 a po lewo jakby jeszcze działał jakiś handel obwoźny. Dobiegało od niego przerażająco skrzeczące odtworzenie muzyki z "Krainy lodu". Nawet nie byłem w stanie odgadnąć, w jakim języku, bo tak niewyraźnie brzmiało. To się słuch muzyczny dzieci psuje, jak im coś takiego kupić.
Nowy blok jest najjaśniejszym elementem Lutomierskiej. Tylko czy ja chciałbym mieszkać przy Lutomierskiej, nawet w nowym budownictwie? Niekoniecznie sympatyczne sąsiedztwo.
Ciepły piątkowy wieczór, więc goście na ogródkach. Choć jak to w tym naszym mało rozwiniętym zwyczaju życia nocnego bywa, niektóre punkty już się zamykały.
A tu jakieś zmiany. Barykady.
Zablokowany również dojazd rowerem do przejazdu.
Taa.
Dobry manewr skrętu. Zatrzymanie w takim dobrym miejscu. Ale to taksówkarz.
Kolega wyglądał na zszokowanego, gdy jakimś cudem dostrzegł gdzieś kątem oka ruch, bo wparował na DDR zaczopowany słuchawkami i wpatrzony w ekran telefonu.
Wracając do S14. Rowerzystów i pieszych było już bardzo niewielu późną porą. Za to trafiły się jakieś pojazdy silnikowe. Niecierpliwi.
Ten zasuwał tak, że aż się kurzyło.
OK...
Ten natomiast zatrzymywał się po drodze i zawracał...
...a potem i pod prąd jechał. Mam wrażenie, że to nie był pragnący wrażeń kierowca, a jakaś finalna inspekcja. Może to i z jego powodu brama techniczna była otwarta?

Łódź - Gospodarz - Rydzynki - Tuszyn - Modlica - Rzgów - Łódź

Niedziela, 19 czerwca 2022 · Komentarze(5)
Kategoria 40 - 70 km
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.





Zdążyć przed skwarem. Zapowiadali na dziś 30°C, palące słońce i większy wiatr. Tego wszystkiego można było uniknąć wyjeżdżając wtedy, gdy normalni ludzie obracają się w łóżku na drugi bok. Zdecydowałem się z tym zmierzyć, choć całkowicie nie jestem przyzwyczajony do porannych pobudek. Budzik na 5:10. Snu tyle co nic, bo nie chciał przyjść odpowiednio wcześnie. Ale zwlokłem się jakoś z łóżka. I udało się wyjechać koło 6:30. Już nawet na początku, mimo okazjonalnych przyjemnych chłodnych powiewów, powietrze do oddychania zaczynało się robić cięższe. W każdym razie plan udany. To teraz mogę iść spać.

Miasto wzięło się za remonty, bo pozimowe dziury długo urywały zawieszenia. Zaczęło od wyprodukowania okolicznościowych tabliczek reklamujących "nowy asfalt".
Przejeżdżając zastanawiałem się czy to efekty pracy ludzkich poszukiwaczy butelek.
Czy może to ptaki takie bałaganiarstwo uprawiają?
W drodze powrotnej przyłapałem kawkę na gorącym uczynku. Choć nadal nie jestem pewien. Może też po prostu pojemności koszów nie starczyło na sobotę.
Jak to z szerokokątną kamerą z kierownicy bywa, niby nic nie widać. Ale ja tę wiewiórkę widziałem bardzo wyraźnie.
Niestety zatrzymanie się na foto to było już dla niej za dużo i dała susa w zarośla.
Nowość na Rudzkiej na skrzyżowaniu z Zastawną - sygnalizacja. Czy te światła są tu potrzebne? Nigdy nie miałem problemu z wyjechaniem z Zastawnej w lewo. Ale może nie trafiłem na godziny szczytu.
Bubel, którego budowę skończyli dopiero ze dwa miesiące temu, oferuje hopki co metr.
Stara wieża ciśnień w Tuszynie. Wciąż nie wiem czy są dostępne jakieś atrakcje w środku. Bo na zewnątrz została mocno ozdobiona kiedyś w przeciągu ostatnich lat.
Skrzyżowanie z cewką. Do cholery! Stałem tu ponad 4 minuty rozważając czy przejechać przez pustą drogę krajową mimo czerwonego. W końcu trafił się sponsor, tj. samochód, za mną. Tyle że był to jeden z tych, co staje na skrzyżowaniu 10 metrów za rowerzystą. Liczyłem, że może cewka jest dalej i się uda, ale nie. Musiałem się obrócić i pokazać kierowcy, by się przesunął bliżej. I wreszcie się zielone.
Urząd Miasta w Tuszynie.
Krótko po ruszeniu pomyślałem, że dobrze byłoby zdążyć do Tuszyna na 8. Ot taka symboliczna pracownicza godzina, choć to niedziela. Spóźniłem się. Nawet bez utknięcia na światłach byłbym lekko spóźniony.
Z lenistwa już nie stanąłem próbować coś uchwycić aparatem telefonu. Ale widziałem z drogi, że poza dorosłym osobnikiem, było w gnieździe trochę podrośnięte już pisklę.
Ciarki mnie przeszły, bo przypomniał mi się sposób prowadzenia samochodu przez zakonnicę z "Żandarma z St. Tropez".
Po prawo skradał się kot. Oczywiście, że zawróciłem, mając nadzieję na foto i zagłaskanie. Ale niestety dźwięk niedotartej świeżej okładziny hamulca go przestraszył i czmychnął pod zabudowaną bramę.
Tu już zrobiło się żółte.
Tu wyprzedził mnie bus.
Już jest i czerwone przed busem.
Ale takie sugestie nie tyczą się każdego.
W Starowej Górze jest również idiotyczne indukcyjne skrzyżowanie. Na szczęście zobaczyłem na horyzoncie za sobą zbliżającego się sponsora. Postój był krótszy niż w Tuszynie.
Dopiero co, podczas wyjazdu 14.06, śmiałem się z tego znaku, że tak postawiony nie wiadomo do czego, bo przecież i tak nic nie wyjedzie przez skarpę.
Tymczasem tu się szykuje coś poważnego. Potencjalnie przebijanie wyjazdu właśnie. A na czarną płachtę wjeżdżałem niepewnie, bo skąd wiadomo co pod nią jest? Na szczęście był wciąż twardy chodnik.
DDR to dobre miejsce na uzupełnienie drogi spaceru wokół przystanku, w oczekiwaniu na autobus. Tu na dodatek jest ten super zakręt bez widoczności, na którym potrafią rowerzyści z naprzeciwka ścinać.
To nawet nie na zielonej strzałce. To kierowca, który jechał równolegle ze mną najpierw skręcił w prawo, by zawrócić wokół wysepki, więc ustawił się w pozycji wyjściowej do jazdy prosto już na przejeździe.
Łaskawie mi się jeszcze odrobinę przesunął do przodu.
Bo komu chodnik potrzebny? A niewidomych nie ma w tym mieście, wiadomo.
Przejazdów sterowanych w ciągu DDR też nie znoszę. Czujniki w połowie przypadków nie działają, żarówki nie są wymieniane w przyciskach przy DDR, więc nie widać nawet czy jest zgłoszenie. I jeszcze tutaj genialnie postanowiono przyciski zamontować po lewej stronie. Oczywiście ani czujnik nie zadziałał ani żadnej synchronizacji nie było sygnału z poprzedniej połówki przejazdu, więc musiałem nadmiarowy cykl przeczekać.
14.06 opisywałem jak złośliwie komuś tutaj Straż Miejska założyła obrączkę na koło samochodu stojącego przy słupkach na tutejszym pierwszym planie. Komuś, kto pewnie zmęczony, zaparkował tam gdzie zwykle. Tablica zakazu zakrywa znak początku parkingu. A pod znakiem końca dorobili jedynie strzałkę. Bo to tymczasowa zmiana z okazji tymczasowego przystanku.
Dość przyjemny ten pomysł w Łodzi z malowidłami na blokach.
Jak to zwykł ogłaszać dyspozytor przez radio - "zatrzymanie".
I kolejne światła reagujące wyłącznie na przewalenie się przed nimi kilkuset kilogramów złomu. Na dodatek zielone do skrętu trwa tu tylko 5 sekund (zmierzone), co też mnie fascynuje. Może nie być szans na więcej niż jeden samochód. No dobra - sponsor zdążył jeszcze za mną przejechać.
A tu na dole jest sygnalizator dedykowany oszczędzeniu bólu karku rowerzystom czekającym na śluzie rowerowej.
W tych warunkach i przy tej jakości świecenia nie mogę sobie przypomnieć czy to miał się świecić kształt roweru czy może cały klosz świecić z czarnym rowerkiem pośrodku. Wygląda jakby się coś zużyło.
Zjechałem na ulicę Włókienniczą, na którą zjeżdżać nie wolno, bo zakaz.
Wprawdzie słyszałem, że trwa rewitalizacja tej jednej z największych łódzkich melin, ale nie spodziewałem się takiej skali.
Jestem pod wrażeniem.
Przy czym ulica i elewacje to jedno. A jak miasto "zrewitalizuje" mieszkańców? Choć coś jak przez mgłę kojarzę, że już w innym miejscu manewr był taki, że wszyscy musieli się wyprowadzić na okres remontu, a po remoncie mogli wrócić tylko ci bez zadłużenia i zgadzający się na nowy wyższy czynsz. Ale może mi się tylko wydawać.
Niestety nie zauważyłem, że mam jakieś zanieczyszczenie nad szerokokątnym obiektywem i na każdym ze zdjęć jest rozmycie z prawej u góry.
Obok jest też nowy skwer z placem zabaw. Co prawda wszystko jest straszną betonozą.
A z jednej strony skweru taki budynek. To bardziej pasuje do oryginalnego klimatu Włókienniczej.
10:20, a pod Brednią tłum. Nie wiem czy znalazłbym wolny stolik na śniadanie, ale i tak zapas jedzenia czekał na mnie w domu. Kiedyś jakiś znajomy wydziwiał na mnie, że nikt nie jada śniadań na mieście. Wypełnienie lokalu w porannych porach (również w tygodniu) zdaje się tego nie potwierdzać.

Pomiastek i park Mickiewicza

Wtorek, 14 czerwca 2022 · Komentarze(1)
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.







Jakoś tak, ostatnio coś nastąpił regres w motywacji i chęci. Ale skoro już mam z powrotem swojego Orkana (swój orkan?), to wywlokłem się na miasto. Miałem wstępnie dojechać pod Starową i Rzgowską itp. wrócić tylko na wysokość Piłsudskiego, a stamtąd do domu. Ale tak sobie kręciłem leniwie korbą, gdy już koniecznie trzeba było nią kręcić, bo nie z górki, cieszyłem lekką pogodą (nie więcej niż 17°C, ale długie spodnie i kurtkę miałem) i skoro nie było późno, to kontynuowałem jazdę na północ.

Tam, zamiast tradycyjnie pojechać łukiem Sikorskiego, kostkowatym, spontanicznie skręciłem w Julianów i wziąłem się do małego zwiedzania. Wygląda on inaczej niż większość miasta. To daje to przyjemne wrażenie poznawania, jakbym wyjechał do zupełnie obcej miejscowości.

W to zwiedzanie włączyłem park im. Adama Mickiewicza. Przyjemnie. Częściowo dziki. Taki leśny.

Ta czarna farba zalewająca część żółtego plakatu, to najpewniej jakiś objaw znużenia uchodźcami, bo...
...w miejscu farby w oryginale jest napis grażdanką.
Zaginął słupek, została dziura. Że dziura, to niedobrze, ale brak słupka, to jak najbardziej na plus.
Metal nie umarł! Rzadko widuję taki styl u młodych.
I znowu widok każący się zastanawiać czy bezpiecznie jest oczekiwać rowerem przed przejazdem, cumując przy takiej dedykowanej dla rowerzystów barierce.
W oddali widziałem jak pan się nachyla, a coś trawie się obraca. Wydawało mi się, że to pies się tarzał, a właściciel głaskał. Ale to zupełne złudzenie. Pan w koszulce z napisem "OCHRONA", więc najpewniej pracownik TME widocznego za płotem, rozkładał namiot. Myślę sobie, że do dziadka do pracy wybierają się wnuczki w odwiedziny i taką im tworzy atrakcję obok. Po tej stronie płotu jest przyzwoity trawnik, bo po stronie biurowca sam beton. Chyba że go właśnie zwolnili i będzie koczował pod płotem w ramach protestu.
Na skrzyżowaniu Bartoszewskiego ze Rzgowską też trafiłem na barierki, do których jakiś kierowca za mocno się przytulił.
Oryginalny dobór znaku. Tak na DDR, gdzie teren prac po lewo oddzielony jest od jezdni z prawej DDR trawiastą skarpą. Domyślam się, że chodzi o to, że pojazdy budowy mogą tu w czasie prac wyjechać na chodnik i rowerówkę. Ale i tak wyszło zabawnie.
Kierowca wyjeżdżający z lewej próbował mnie rozjechać. Ciekawe czyją winę by tu obstawili, bo kierowca ma przed DDR i jezdnią "ustąp". Z drugiej strony ja się włączam na jezdnię z kończącej się drogi.
Chciałoby się rozpaczać, że tu masowo hulajnogi zostały podrzucone pod koła rowerzystów. Ale ten odcinek to akurat droga dla rowerów i pieszych. W tej sytuacji prawdopodobnie stoją w miarę prawidłowo, bo jak najdalej od jezdni na "chodniku". Choć nie wiem czy nie powinny stać równolegle do krawędzi.
Formalnie część dla rowerów jest po prawo. Nie mniej jednak w ramach tych 450 zł serwisu Rometa było też domycie go wszędzie, więc zdecydowanie nie chciałem wjeżdżać w rozlewisko.
Tu ewidentnie podłożona pod koła roweru.
Omijałem go z lewej, przed jego dziobem, ale jednak postanowił poderwać się do lotu. Przed siebie. Muszę pomyśleć czy się nie wziąć i nie zrobić gifa z jego odlotem.
Grzybek.
Na tej wysepce był zawsze parking. Na słupie widocznym po prawej był znak parkingu z tabliczką "Koniec". Ale w tej chwili wysepkę przejął tymczasowy przystanek autobusowy i jest namalowane tymczasowe przejście dla pieszych. A na słupie jest strzałka, że parking jest po przeciwnej stronie słupa.
I naprawdę łatwo mi podejrzewać, że ktoś tu zaparkował na pamięć, z przyzwyczajenia, nie widząc tej kiepskiej zmiany oznakowania. Ale patrol Straży Miejskiej się znalazł, by obrączkę założyć. Czy to nie jest już przypadkiem czysta złośliwość?
Odczuwam niepokój przejeżdżając obok pracujących podkaszarek, bo one potrafią wyrzucać kamyki w powietrze.
A gdzie mamy chodnik? Nie wykluczałbym uchodźczyni. W poprzednich przypadkach trafiłem na Ukrainki. Po prostu DDR nie występuje w Ukrainie. Ale nie wdawałem się już w wymianę zdań. Innym pozostawię.
Dojechałem do Skrzyżowania Marszałków, a tam policja, rwetes i... na środek skrzyżowania wymaszerowała jakaś grupa.
Była to akcja protestacyjna pracowników łódzkiego MOPS.
Jako tako wystarczyło im ludzi by chodzić wokół obwiedni skrzyżowania, jezdnią.
Policja postanowiła utrudniać poruszanie się poza jezdnią.
Oczywiście cel protestu to być zauważonym poprzez zablokowanie kierowców.
To była 15:30. Jeszcze przed największym szczytem, ale już korek stał od Narutowicza.
Przy okazji, gdy robiłem pierwsze ujęcie zatoru, trafiły mi się Himalaje rowerowego nieposłuszeństwa obywatelskiego.
Jezdnią, po buspasie, po których w Łodzi rowerzystom jeździć nie wolno. Tu, gdzie stoję, jest nakaz ruchu rowerów, wymuszony znakiem CPR.
I jeszcze wyprzedził radiowóz z prawej na wcisk. Podziwiam determinację.
Ile to metrów mają to takie 3 małe płytki chodnikowe?
Nawet nie zauważyłem, że tutaj niby się ma kończyć miejsce dla rowerów. No pewnie. Pieszo do skrzyżowania, tam gdzie ten żółty budynek w oddali. Jasne.
Za znakiem są wciąż namalowane przejazdy rowerowe. Czy może ich pozostałość, bo nie ma linii.
A za skrzyżowaniem jest dalszy ciąg cyrku rowerowego.
Na tę "drogę" wychodzą na ślepo piesi zagadani przez telefon. Wiem, pierwszeństwo mają. Dobrze, że widziałem przez płot jego dziarski marsz zanim dotarłem do bramy.
Samochody blokują przejazd.
Trzeba po zderzaku się przeciskać.
Tu taki śmieszny kikucik, który ma już wprowadzać podział.
Jaracza po zachodniej stronie jest w remoncie, co widać po stanie skrzyżowania.
Nie przypominam sobie bym znał już taki stan tego odcinka, z jakąś ozdobną grządką pod Uniwerkiem.
Ile to się człowiek może dowiedzieć podczas wycieczki rowerowej! Disney+ w Polsce od dziś! W ten sposób zostałem reklamą. Disneyu, płaćże!
Jak tam się ma "najtańsze paliwo w Europie"?
Tuż obok stacja państwowa. Tylko do ceny 98 się nie dogadali. Reszta w pełnej synchronizacji.
A tak wyglądają drogi dla rowerów w Łodzi. Przy okazji, chodnik chodnikiem, a parkować gdzieś trzeba.
Z tej perspektywy było widać, że na wprost zakaz ruchu pieszych i zakaz ruchu rowerów.
Przejechałem więc sprawdzić drugą odnogę.
I tu jakoś naiwnie wydało mi się, że skoro fizycznie nie blokuje mi drogi w lewo, to zamknięty jest tylko odcinek po prawo. Nie wiem czy ktoś przestawił czy tak oryginalnie postawili.
Bo się myliłem. Choć tu jeszcze myślałem, że to może, by i piesi korzystali w przewężeniu.
Ale nie. Jechałem po odcinku wyłączonym z ruchu.
Nie chciało mi się już zawracać, więc po chwili przebijałem się przez fragment mocno terenowy.
Po czym skosiłem fragment placu budowy.
Z mojego punktu widzenia lepiej, że parkuje na chodniku. Często bowiem ktoś tu parkuje centralnie na DDR.
I tradycyjna metoda przechodzenia przez DDR pieszej świętej krowy.
Teraz się obróciła... Bo rower usłyszała. W sam raz...
Tuż obok druga mi przefrunęła.
Przy przystankach autobusowych najwygodniej jest oczekiwać na DDR.
Co prawda nie bardzo się to ideowo nadaje do włączania do ruchu, ale jak się nie ma, co się lubi, to się jedzie tym, co się ma.
O, najwyraźniej, w ramach nadmiernego wbiegania pieszych pod samochody, przejście zlikwidowano. A tak całkiem poważnie, to dawniej ta jezdnia miała pierwszeństwo. A teraz na całym osiedlu zrobione są skrzyżowania równorzędne, co siłą rzeczy spowalnia ruch.
Wybrałem się na zwiedzanie Julianowa. Nie miałem go objechanego. Na początek trochę klimatycznego bruku.
Uliczki z szeregowcami.
Miejscami nietypowo wąskie jak na Polskę.
Są też tu liczne specyficzne budynki. Jak choćby tu po lewo.
Niektóre stare. Być może za czasów ich powstania należały do bogatszych mieszkańców. Osiedle jest willowe.
Za "pięknie" wkomponowanym słupem, na dachu, kryje się też stara syrena alarmowa. Kątem oka widziałem tylko tabliczkę, która wyglądała na miejską i wydaje mi się, że jest tu teraz żłobek.
Po prawo ogromna brama sugerowałaby wręcz jakąś miejską atrakcję. Tymczasem tablice obok niej zakazywały wstępu z dopiskiem, że jest to teren prywatny. Widziałem przez płot, że biedy tam nie ma.
Przy okazji trafiłem w budynku po lewo na siedzibę łódzkiego oddziału Instytutu Propagandy Narodowej, czy jak to się tam obecnie rozwija ten skrót IPN.
Park im. Adama Mickiewicza w Łodzi. Pomyśleć, że jestem otoczony miastem, a nagle jadę jakaś polną ścieżyną.
Zapomniałem przy kolejnym przejeździe sfotografować tabliczkę po prawo - "Rowerzysto, zwolnij!".
Amfiteatr.
Ani jeden nie odleciał. Musiałem slalomem, bo chyba dałyby się przejechać. Były zajęte jedzeniem.
Odwiedziny w parku można połączyć z lodami.
Wrona siwa. Na mój widok przeskoczyła jedynie ze środka drogi na słupek. Za mądra, by uciekać daleko.
Tu taki klimatyczny, bo drewniany mostek. Niestety nie zdążyłem zrobić zdjęcia siedzącemu chwilę wcześniej w obniżeniu barierki wodnemu ptakowi. Być może to była rybitwa. Ale nie wiem co to tu w parkach występuje.
Zapatrzony w panią, która się zatrzymała. Nie rozprasza się byle rowerzystą.
Dawniej była tu parkowa restauracja. Teraz ruina.
Teren wokół altany jest wyznaczoną przestrzenią na grilla.
Niewiele tu widać, ale byli grillujący. I ze trzy stoły, które są tam zainstalowane, państwo obłożyli jakąś ceratą, także chyba zapowiadała się jakaś większa liczba gości.
Nie wygląda to tak jak bardzo uporządkowany park Poniatowskiego. Tutaj część parku to las z wydeptanymi ścieżkami. A trafiłem tu, bo na mapie Sports Trackera (tak samo jest na mapie Google) obok tego koła wokół altany obok było drugie takie samo. Ciekawe. Być może historycznie było, bo w końcu trafiłem na jakiś ślad krawężnika i zakręcającą ścieżkę, ale to tylko ślad.
Takie nie-zakazy to ja lubię.
Króciutka droga pod szkołą reklamowała przebudowę w "lepszą ulicę" czy jakoś tak. Nawet kontrapas namalowali.
Spotkałem kota. Choć zastanawiałem się, czy ta fałdka na spodzie, to nie ślad, że jest to ciężarna kocica.
Kot nie był zainteresowany żadną interakcją ze mną, ale też nie spłoszony. Wyglądał na dość zmęczonego i na chwilę wyłożył się na krawężniku. To zmęczenie też skłaniałoby mnie ku mojej teorii.
Raz nawet przemaszerował między moimi nogami i pod ramą roweru. Ale nie ocierał się o nic. Dałem go radę dotknąć na sekundę, ale i te pieszczoty go ani nie zainteresowały ani nie wystraszyły - szedł dalej.
Nieudolnie przy moim uwielbiającym gubić ostrość telefonem próbowałem sfotografować interakcję z przechodzącym pieskiem.
Piesek najwyraźniej uwielbiał koty, co zresztą też można było wywnioskować ze słów jego właścicieli do niego: "chodź, na miejscu też będzie kotek!". Nie szczekał. Kot był wciąż całkowicie obojętny i maszerował powolnym krokiem przed siebie.
O jak super. Jestem ciekaw jak się tym steruje. Przeniesienie skrętu na przednie koło, tak bym zgadywał. Ale jaki wpływ ma to, że dzieci w przyczepce mogą niezależnie się przechylać na zakrętach, a pojazd jest jednośladowy?
Skutkiem moich eksperymentów z objeżdżaniem osiedla dojechałem do Julianowskiej w miejscu, które nie pozostawia innego wyboru, jak włączenie się na niej do ruchu. Nie jest najbardziej rowerowa ulica w mieście, a CPR jest przy drugiej jezdni.
I znowu. Z przejścia przez jezdnię schodzili, pod kątem ostrym, na ślepo w DDR, z dzieckiem biegnącym przodem.
Wschodni odcinek Ogrodowej (chciałoby się napisać "Północnej", by więcej było kierunków, ale ta zaczyna się przecznicę dalej) przy Zachodniej jest rozkopany.