Czy uczestnictwo w koncercie to też nie sport? Na pewno trochę kalorii się traci! Nick Mason był ostatnim muzykiem z oryginalnego składu Pink Floyd, którego nie miałem dotąd okazji zobaczyć na żywo. Naprawione! Nick wystąpił w łódzkim klubie Wytwórnia 28.05.
A on i jego zespół grają najstarszy repertuar Pink Floyd, sprzed ich najlepiej sprzedających się płyt. Głównie materiały, które powstały, gdy wokalistą grupy był Syd Barrett. Tę muzykę dość dobrze opisuje termin "psychodeliczny rock".
Pewnie jeszcze do tego tematu tu wrócę, gdy przejrzę zdjęcia i ich kilka wybiorę.
Na
oficjalnym kanale składu jest kilka profesjonalnych nagrań wideo i chyba cały album koncertowy audio. M.in. audio jest utwór pasujący bardziej do tematu sportu, o tytule "Bike". Ponieważ ja muzykę lubię też oglądać, to podsyłam go w wersji filmowej, choć amatorskiej:
W awatarze ma symbole ruskiej agresji na Ukrainę. A w opisach ostatnich wycieczek, tłumaczenie z Google Translate:
"Na zdjęciu mieszkańcy Łodzi spotykają radzieckie czołgi. Historia ma charakter cykliczny. Wszystko może się powtórzyć."
"Walki w moim mieście w latach 1942-1943 trwały 212 dni. Rezultatem jest miasto zrujnowane w 95% oraz klęska Niemców i ich innych sojuszników. Polska po 28 dniach położyła się na plecach i cieszyła Niemcami. Czy dobrze rozumiem, że przodkowie moich rodaków okazali się 7 razy fajniejsi niż Wielkopolska? Zdumiewający!"
Odgadywaniem błędów tłumaczenia nie będę się tu zajmował, można się domyślać przesłania.
Niestety dział "zaufania i bezpieczeństwa" Stravy od 5 dni nie potrafi go usunąć. A Strava, nawiązując do tłumaczenia, ogólnie leży na plecach i tylko udaje, że utrudnia raszystom funkcjonowanie w swoim portalu. Być może za dobrze zarabiają na premium ruskich.
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.
Silni to wędrują po pozycje w segmentach. Ja mogłem co najwyżej po pozycję... na siodełku. Pierwszy wyjazd Żenuantem, a zatem pierwsza okazja do dopasowania pozycji pod siebie.
Mam doskonałe wyczucie. Ustawiłem pod mieszkaniem, niby dobrze. A potem kilka razy jeszcze podnosiłem po 10 cm. Wożę ze sobą od lat imbusy 5 i 6, nie wiem w zasadzie, co było tą taką najważniejszą potrzebą, dla których te rozmiary mam. W każdym razie 5-tka pasuje do śrub w obejmie sztycy siodła w tym Giancie. Zapakowałem też rozmiar 2, bo przed wyjazdem poprawiłem ustawienie przerzutki, której to BeBike 2.0, niestety, podczas przeglądu piątkowego, najwyraźniej nie ruszył. Kluczyk zabrałem, gdybym jednak czuł potrzebę dokonania korekty.
Szybko też sobie uświadomiłem, że zdecydowanie potrzebuję zmiany kąta nachylenia siodła a i raczej odsunąć je trochę do tyłu. Niestety, tu już nie popisałem się dobrym przygotowaniem, bo jakoś miałem wrażenie, że ta 6-tka jest właściwa, a wpadła jak studnię. To jednak wymaga grubszego. Dojechałem, choć z odczuwalnym dyskomfortem.
Zdecydowanie jedzie mi się na Giant Roam Disc 1 2021 gorzej niż na moim codziennym Romet Orkan 9 M 2020. Bardzo mi brakowało małych kroków w przełożeniach, jakie w Orkanie dają mi trzy blaty korby 48/36/26 i 10-rzędowa kaseta CS-HG500 11-32. Tymczasem w Roamie dwa blaty 46/30 i kaseta CSM-4100 11-42, również 10s. Dla mnie, tutaj w Łodzi, na płaskim, kasety o szerszym zakresie są niekomfortowe.
Jestem też niesamowicie przyzwyczajony do super manetek w Romecie - Shimano Deore XT SL-T8000. Mają wskaźnik, tylna pozwala na zwolnienie linki do 4 biegów jednym pociągnięciem, a wciągnięcie do 2. I na dodatek mają Instant Release - przełożenia są zmienianie już w momencie ciągnięcia manetki. W Giancie formalnie manetki też są z grupy Deore, choć bez XT, dokładnego modelu teraz nie podam, bo rower w serwisie, a w opisie producenta jest tylko "Deore", w każdym razie nie mają wskaźników, zwalnianie do 3 biegów, choć 3 wymaga przesadnie dalekiego niewygodnego wychylenia, naciąganie tylko 1 no i zmiana następuje po staremu, po puszczeniu. Nie wiem czy tak bardzo się grupa Deore ogólnie pogorszyła przez rok czy jest tak szeroka, że są i dobre i beznadziejne.
Na deser jeszcze moja wybitność - oparłem rower o ścianę, popatrzyłem na zacisk, śrubka na imbus, poluzowałem i szarpię się z tym siodełkiem i szarpię i nic. No jak nic się zapiekło! A na dodatek jakiś własnościowy przekrój sztycy, w którym nie da się nią obracać. W końcu gdy jeszcze uznałem, że zsunę zacisk z ramy, to spojrzałem od góry i... gwint śruby pośrodku. Taki jestem spostrzegawczy. Ta obejma ma dwie śruby, z przeciwnych stron wkręcane. Wcześniej miałem Gianta też z przykręcanym zaciskiem, ale tam była jedna śruba. Ot brak doświadczenia.
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.
Udało się (tada)! Odebrałem rower tego samego dnia. Teraz mogę spokojnie nie pojechać nigdzie. No, bo co innego nie pojechać z wyboru, a co innego z przymusu. Z przymusu byłoby denerwujące!
Gdybym nie był taki cwany i nie wypakował imbusów, bo chciałem jak najmniej mieć w torebce z ramy, którą woziłem tramwajem, to by mnie kolana nie bolały od tego, że nigdy nie ustawiłem siodełka w tym Giancie na właściwą wysokość.
Mój o wiele lepszy od tego gniota Gianta Romecik zostanie w serwisie na dłużej, na próby reklamacji.
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.
Po wybitnie długiej podróży tramwajem, powrotnej podróży z serwisu po zostawieniu Gianta, ruszyłem Rometem.
Jak już dotarłem, to okazało się, że coś nie do końca się dogadaliśmy. Bo przecież już przez telefon, z góry wyjaśniałem, że chodzi mi o to, by najpierw pierwszy rower zrobić, a gdy ten będzie gotowy, to drugi. Ale już przez telefon mnie zapraszali, by oba dostarczyć jednego dnia, jeszcze na miejscu, gdy oddałem Gianta, dopytywali jak szybko przyjadę z tym drugim.
A potem się okazało, że z pierwszym, Giantem, to się wyrobią "szybko" - w trzy dni. No tak trochę to wszystko... nie tak jak mi się wydawało, że ma być. Ale finalnie, po dalszych pertraktacjach, pozostawiono mnie z nadzieją, że może jeszcze tego samego dnia wieczorem będę mógł odebrać Gianta.
Jeśli chodzi o Rometa, to wygląda na to, że ma wyciek oleju z przedniego hamulca. Wyciek, który wygląda na wadę fabryczną. Szczęśliwie jeszcze kilka miesięcy gwarancji mu pozostało. I choć trochę panowie niechętnie zapatrywali się na obsługiwanie gwarancji roweru kupionego w innym salonie, to finalnie i to jakoś przeszło.
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.
Ten rower używany, czyli Romet, coraz mocniej wydawał z siebie agonalne odgłosy. Postanowiłem więc pomyśleć wreszcie o przeglądzie. Zadzwoniłem dzień wcześniej do Be Bike na Krzemieckiej, bo blisko - termin na sierpień. Ponieważ widziałem na ich stronie, że jest i Be Bike 2.0 (ta "wersja" to część oficjalnej nazwy), na Widzewie, to pytam czy może tam lepiej - no może lepiej, ale góra miesiąc lepiej. Mimo wszystko zadzwoniłem i tam.
Terminy na koniec czerwca formalnie, czyli w zasadzie zgodziły się zeznania z pierwszego punktu, bo w pierwszym oferowali na samym początku sierpnia. Ale chwila rozmowy, pracownik dopytał, co potrzeba i stwierdził, że w zasadzie, jeśli mogę rower przyprowadzić na drugi dzień rano, to mogą zrobić, bo się obrobili z tym co mieli na teraz poumawiane i mają wolny warsztat. Takie cuda! I że nawet dwa mogą zrobić!
Na pierwszy ogień poszedł, a raczej pojechał, Giant, którym nie jeżdżę i który czekał jako ten awaryjny, gdyby Romet się poddał. Giant miał tylko 16 km, ale w Intersporcie, skąd go odbierałem, nie postarali się z jego regulacją przy sprzedaży. Dlatego chciałem go mieć doregulowanego, bo skoro Romet wybierał się na kompleksową przebudowę, to wiadomo było, że utkwi, a ja nie chciałem zostać bez roweru.
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.
Późna wycieczka. Taki dobór dystansu z nadzieją, że pojadę szybko, bo słabo miało wiać. I że dzięki temu zdążę przed zmrokiem. I faktycznie udało się. Koła toczyły się dobrze i dotarłem jeszcze przed zachodem, którego planowaną godzinę sprawdziłem tuż przed wyjazdem, zastanawiając się czy jechać do Dobronia czy może coś z 10 km krótszego.
Póki co filtrowanie wpisów nie pozwala wstawić emoji płaczącej ze szczęścia twarzy prostymi metodami jak np. wpisaniem w HTML jej kodu 😂 lub po prostu jej wklejeniem. Kod w edytorze jest zamieniany na grafikę. A przy zapisie grafika jest wycinana. Blase nie daje mi szans, bym mu się narzucił ze swoją pomocą.
Dlatego wspiąłem się na wyżyny desperacji. Działająca opcja, by uzyskać emoji na blogu, to lekkie nadużycie szablonu. W
ustawieniach bloga jest dostępna opcja edycji szablonu, czyli edycji HTML-a, z którego generowany jest widok bloga. Można w sekcji <head> dodać dodatkową sekcję <style>, przykładowo:
Co pozwoli potem wykorzystać nowe style przy dodawaniu wpisu, wstawiając w HTML:
I jakoś da się ten
<span class="emoji-white-man-biking"><em class="emoji-hint">(rowerek)</em></span> wstawić...
Prawda, że banalne
<span class="emoji-face-with-tears-of-joy"><em class="emoji-hint">:D</em></span>?
A to da taki oto efekt na blogu:
I jakoś da się ten
(rowerek) wstawić...
Prawda, że banalne
:D?
Klasę
emoji-hint dodałem po to, by cokolwiek wyświetlało się poza blogiem, w szczególności w wizualnym trybie edytora, ale także w podglądzie wpisu na stronie głównej czy profilu użytkownika. Tam efekt wizualny będzie inny:
I jakoś da się ten
(rowerek) wstawić...
Prawda, że banalne
:D?
Kody znaków biorę sobie z niezawodnej
Emojipedii, bo ją lubię. Przykładowo ów biały mężczyzna na rowerze. To co potrzeba jest niżej, w "Codepoints".
PS Przy okazji okazało się, że filtrowanie przy wstawianiu kodu programu jest po wielokroć zepsute, tak bardzo, że aż nie mam siły o tym pisać. Musiałem się wybitnie namęczyć by napisać tę wiadomość. I jak tylko przyjdzie mi do głowy ją edytować, to natychmiast się rozsypie. Bug na bugu, niestety
:.(.
Używasz Stravy? Rozważ włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.
Pierwszy raz w tym roku do Kalonki, Strykowa, Dobrej. Pierwszy, bo wciąż Park Krajobrazowy Wzniesień Łódzkich brzmi mi na przeciwnika zbyt ciężkiej wagi jak na mnie. Z drugiej strony lubię tamtejsze drogi i okolice, więc trochę tęskniłem. I już dwa razy wcześniej zahaczyłem o fragmenty Parku i nawet dałem radę (choć z bólem). Była więc duża szansa, że jakoś przejadę.
Wyjechałem wyjątkowo wcześnie jak na siebie. Na tyle, że miałem zapas na powolną walkę z podjazdami. Rzeczywiście było wolno i trudno. Jednocześnie, siłą rzeczy, jest sporo przyjemnych i szybkich zjazdów.
Wprawdzie ten zapas czasu był trochę naciągany, bo jednym z czynników, które przyspieszyły wyjazd, był popołudniowy deszcz prognozowany w
nowcastingu. Ale udało się - intensywny opad z odrobiną wyładowań atmosferycznych dotarł do Łodzi jakiś kwadrans po moim powrocie do domu.
Nadchodzi 9 maja, dzień mitu ruskich i ich kłamstw.
Używasz Stravy? Rozważ
włączenie Flyby, funkcji, która oryginalnie była włączona dla wszystkich, a jakiś czas temu Strava wszystkim ją wyłączyła, nawet tym, którzy z niej świadomie i intensywnie korzystali.
Tym razem poczułem pragnienie. Nie to co
30 kwietnia, gdy wybrałem się bez przekonania. Pragnienie na zrobienie seteczki.
Do Łęczycy szło lekko, potem już trochę mniej lekko, a im bliżej celu, tym gorzej. Wybranie na koniec Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich to przedni pomysł. Na podjeździe do Janowa krytycznie rozpatrywałem swoje życiowe błędy, w każdym razie te odnośnie decyzji sprzed kilku godzin.
A Łęczyca, bo wiatr miał wiać lekki od Łęczycy, ale do Łęczycy jedzie się więcej w dół niż w górę, a wspinać się z powrotem miałem już z wiatrem w plecy.
Pierwszy raz na krótko. Znaczy na długo (jak na moje możliwości), ale w krótkim rękawku i w krótkich spodenkach. Wiem, że inni już dawno zaczęli, ale ja wciąż bałem się przeziębiania. Po 18 zrobiło się dość chłodno, ale do końca nie musiałem sięgnąć po przeciwwiatrówkę.
Nie wziąłem poprawki na to, że ciepło nie bierze się z powietrza, a z mocniej działającego słońca i nie nałożyłem na siebie filtra, a wypadałoby na te kilka godzin jazdy. W efekcie spaliłem się na raka. Oby tylko w kwestii koloru...