Łódź - Andrespol - Zielona Góra - Kotliny - Wardzyn - Wola Rakowa - Wiśniowa Góra - Łódź
Poniedziałek, 31 października 2016
· Komentarze(2)
Kategoria 40 - 70 km
To piątkowy plan przekułem wreszcie w czyn. Pogoda nadal nie sprzyjała rowerowaniu. Do Kotlin było przyjemnie, a potem było pod wiatr. Całkiem intensywnie pod wiatr. Z trudem wyciskałem kolejne kilometry patrząc jak wskazaniu licznika wciąż daleko było do wartości zaplanowanego dystansu. A przy tym tak wiało chłodem, że kominiarka przestawała dawać radę.
Czekając na przejazd przez Piłsudskiego wzdłuż Niciarnianej oglądałem jak robotnicy wylewają świeży kawałek asfaltowej drogi rowerowej w kierunku stadionu.
Prace na Niciarnianej wdarły się odrobinę na czynny przejazd.
Przy Rataja wyrosło osiedle domków jednorodzinnych odbitych z szablonu.
To chyba jeszcze Justynów, w kierunku Zielonej Góry. Poza Łodzią remonty idą sprawniej, bo po niedawnych robotach, które wymagały jazdy slalomem, nie ma już śladu.
Zielonogórski las.
A czy w mieście ktoś widział tak nowoczesny przystanek, który by Internet radiowo odbierał?
Zaniedbany, rozpadający się stary młyn w Kotlinach.
Zalew na Miazdze z jesiennym krajobrazem.
O tej porze roku bryza przy tamie nie jest już przyjemna.
A to ciekawa antena. Telewizja aż tak słabo odbierała czy nawiązują kontakt z obcą cywilizacją?
Jeszcze ciekawsze jest to co stało się z GPS-em podczas wykonywania zdjęcia. Zapisana lokalizacja jest przesunięta o 3.7 km w linii prostej na północny wschód względem faktycznej - wskazuje na Karpin przy DW713! Na mapie na Flickr poprawiłem ręcznie. Zważywszy, że nawigacja pracowała nieprzerwanie, jest to niezwykłe.
Drewniane domy w Wardzynie.
W Woli Rakowej, podobnie jak w Prusniowicach dzień wcześniej, było całkiem wiosennie.
No, to wreszcie udokumentowałem fotograficznie ruch wahadłowy w Woli Rakowej, o którym już wcześniej pisałem.
Co 9 minut... no to czekam. A przecież moim celem jest to pobliskie skrzyżowanie, na którym widać stojące samochody.
Jak ja nie lubię śmieszek rowerowych w Wiśniowej Górze. I w takim miejscu wypada przejechać na drugą stronę ruchliwej ulicy...
...by po chwili znowu wracać, bo zaraz za bordowym samochodem jest ciąg dalszy. I tak uczyniłem. O dziwo nikt mnie nie strąbił z uwagami gdzie jest "moje miejsce", co mi się już kilka razy w Wiśniowej zdarzyło.
A dalej też takie wąskie gardło. Tutaj o dziwo nie ma formalnej przerwy w drodze dla rowerów.
I przy tym wąskim gardle zorientowałem się, że z tego całego zamyślenia nad infrastrukturą pojechałem za daleko, bo docelowa Feliksińska była tuż przed wznowieniem CPR. Wracając jeszcze raz sfotografowałem nieciągłość od drugiej strony. Przynajmniej jadąc w tym kierunku prościej ją ominąć. A stan faktyczny jest taki, że jeżdżą tu liczni rowerzyści po chodnikach po obu stronach, nie zważając na to komu jaki znak się zachciało na słupku postawić.
Przejściem pod autostradą już zdążyły zająć się kibolomatołki.
Kawałek dalej mijałem pogotowie energetyczne, które zajmowało się zerwaną przez wiatr linią. A po kolejnych kilkuset metrach straż pożarną, która - o ile dobrze widziałem przejeżdżając - wezwana została do drzewa chylącego się ku rychłemu upadkowi na dom.
Jędrzejowska w barwach jesieni.
Spuścili Młynek!
Tak wygląda jedno ze stanowisk do grillowania w odnowionym parku.
No chwali się, chwali - nie zapomnieli o przejeździe! Tylko kończy się tak jakby nigdzie.
Nie da się ukryć, że idzie listopad.
Przy cmentarzu przy Lodowej panował już duży świąteczny ruch. Jeden z kierowców wydostawał się z parkingu po drodze dla pieszych i rowerów. Ominąłem nie przejmując się - taki okres. Chodnik z dopuszczonym ruchem rowerów na wiadukcie na Przybyszewskiego jakby się węższy zrobił. Bo już na nim odwiedzający groby pozostawiali samochody.
Gdy przejeżdżałem przez skrzyżowanie marszałków trwały właśnie godziny szczytu. Skręcający kierowcy ochoczo wymuszali pierwszeństwo na rowerzystach jadących przez przejazd na zielonym. Widziałem co się kroi, więc zahamowałem bezpiecznie. Niestety z przyzwyczajenia zaczynam traktować takie zachowania jako normalne i nawet niespecjalnie się denerwuję. W odróżnieniu od jadącego obok mnie rowerzysty, który puszczał kwieciste wiązanki.
Odcinki planu były niewiadomą przed wyjazdem, bo samochód pewnej wielkiej korporacji ich nie sfotografował. Liczyłem, że to co widzę na zdjęciach lotniczych to drogi utwardzone. I się nie przeliczyłem. Wszędzie cywilizacja.
Zdjęcia na mapie